Czerwona
szminka przesunęła się po pełnych ustach. Potarła wargami o siebie i przyjrzała
się sobie w lustrze. Poprawiła kosmyk blond włosów, a zielone oczy błysnęły
zadowoleniem w obiciu. Przesunęła dłońmi po błękitnej sukience, układając ją
lepiej i biorąc niedużą, wyszywaną cekinami torebkę, wyszła z łazienki. Torebka
w jej dłoni była cięższa, niż powinna być, ale o tym nie wiedział nikt, prócz
właścicielki. Żadna z osób, którą mijała i do której się uśmiechała, nie
wiedziała nic o zawartości jej torebki. I dobrze. Bardzo dobrze. Przyjęła od
kelnera wysoki kieliszek z musującym, zimnym szampanem i spokojnym krokiem
kierowała się w pobliże bufetu.
Jej
uśmiechy były promienne i zmysłowe, długie rzęsy pozwalały na rzucanie
przeciągłych spojrzeń i odwracały uwagę od czujności i chłodnej analizy.
Biznesmeni,
przedsiębiorcy, politycy.
Same
szychy i grube ryby umilający sobie nudny, napięty czas pod przykrywką przyjęć
charytatywnych. Tym razem było to przyjęcie nowo mianowanego burmistrza miasta,
nie zmieniało to jednak faktu, że jak każde takie spotkanie to również
gromadziło słodko-gorzką śmietankę towarzyską, o której zwykły szary człowiek
nie miał nawet pojęcia.
Prawy
polityk broniący zażarcie praw mniejszości i uciskanych, prowadzący na boku
nielegalny handel bronią.
Poprawna,
elegancka pani burmistrzowa, która gościła w swoim łóżku większą część
dzisiejszych gości.
Uczciwy
właściciel fabryki bawełny, dający pracę tysiącom ludzi i świetne warunki
pracy. I nikt nie wie, o jego udziale w przemytach narkotykowych za morze.
Kilku
biznesmenów mających powiązanie mafijne, paru szpiegów zabawiających swoich
wrogów, dwóch czy trzech jej kolegów po fachu…
Och,
ta śmietanka była naprawdę słodko-gorzka.
Ale
nikt z nich nie był jej celem. Nie dzisiaj.
-
Ach, kochana, już myślałem, że nas opuściłaś! – odezwał się z ulgą i pretensją
w głosie, czterdziestopięcioletni właściciel kliniki plastycznej. Wysoki, nieco
już otyły, łysiejący, co udawało mu się maskować rozlicznymi zabiegami.
Jej
cel na dzisiaj.
-
Ależ skąd, panie Tatsumi – zaśmiała się dźwięcznie. – Po prostu nieco
zgłodniałam. – Wsunęła między usta koreczek i posłała mężczyźnie wiele mówiące
spojrzenie. Ukryła uśmiech satysfakcji, gdy mężczyzna poluźnił krawat, a jego
oczy rozbłysły źle krytym podnieceniem.
-
Może się przewietrzymy? – spytał, oferując jej ramię.
-
Chętnie. – Zmrużyła zmysłowo oczy, biorąc go pod rękę. Milczała, gdy wcale nie
skierowali się w kierunku tarasu. Za dobrze znała te gierki.
Westchnęła
przeciągle, gdy drzwi męskiej toalety zamknęły się z trzaskiem, a ona została przyparta
do ściany.
Mimo
wewnętrznej niechęci, wydała z siebie pomruk aprobaty, gdy usta mężczyzny
dotknęły jej szyi, a dłonie przesunęły się po udach mnąc materiał długiej,
wąskiej sukienki.
Oddała
pocałunek i pozwoliła mu na chwilę naprawdę niezłego zapomnienia.
Ostatniego.
Zacisnęła
oczy, gdy w pomieszczeniu rozległ się stłumiony huk wystrzału.
Wypuściła
ciężko powietrze, gdy ciało mężczyzny ciężko się o nią oparło.
-
Od kogo jesteś? – wyrzęził.
Odepchnęła
go od siebie, nie chcąc pobrudzić się krwią. Zatoczył się, łapiąc za bok, który
postrzeliła.
-
Nie kazał przysyłać pozdrowień. – Uśmiechnęła się słodko, celując w jego serce
i oddając strzał, a następny w wątrobę.
Schowała
pistolet, poprawiła sukienkę i wyszła z łazienki.
Jej
praca dobiegła końca, teraz musi tylko opuścić przyjęcie, zanim ktokolwiek
zdąży pomyśleć, że kogoś brakuje.
Skinęła
głową szatniarzowi i podążyła windą w dół, na parking. Gdy tylko winda się
rozsunęła, ściągnęła błyskawicznie wysokie buty i pobiegła czym prędzej do
swojego samochodu. Rzuciła buty na siedzenie, a małą torebkę z pistoletem do
drugiej, dużej torebki. Ściągnęła blond perukę i siatkę, pozwalając swoim
włosom opaść na ramiona i plecy. Rozsunęła zamek sukienki i już chciała ją
zdjąć, gdy czyjeś ramie złapało ją znienacka przez połowę ciała, blokując
zaplatane w materiał sukienki ręce, a dłonią zatykając jej usta.
-
Dla kogo pracujesz? – syknął jej do ucha pełen złości głos.
Mruknęła
w jego rękę. Mężczyzna zdjął dłoń z jej twarzy.
-
Nie wiem, o czym mówisz – warknęła, starając się odwrócić i dowiedzieć się, kto
nie dość, że ją zaatakował, to jeszcze najwyraźniej o wszystkim wiedział.
-
Nie udawaj, kretynki – warknął, ściskając ją mocniej. – On był mój! Pytam, kto
cię nasłał?
Pchnął
ją na samochód. Uderzyła w niego ramieniem, poprawiając sukienkę. Chciała
sięgnąć po pistolet, ale było już za późno.
-
Opowiadaj – powiedział lodowato jej napastnik, celując w nią bronią.
-
Czemu to cię tak ciekawi? – Zmrużyła oczy, przepatrując się mężczyźnie. Był
wysoki, w idealnie skrojonym garniturze, a długie włosy luźno spływały na plecy.
Musiał być gościem, naprawdę dziwne, że go nie zauważyła. A powinna, był na
tyle przystojny, że żadna kobieta nie przeszłaby koło niego obojętnie.
Ale
nie zauważyła go. Ba, nie znała go. Nie miała pojęcia, dla kogo mógłby
pracować.
-
To był mój cel, chce wiedzieć, kto jeszcze dał zlecenie na tego faceta –
powiedział wolno i dobitnie, nie spuszczając z niej wzroku. I pistoletu.
Nie
miała czasu wymyślić jakiejś dobrej wymówki. Dźwięk policyjnych syren sprawiły,
że napięła się cała niczym spłoszone zwierzę.
Jasna
cholera…
Mężczyzna
rozejrzał się czujnie, nie przestając w nią celować.
-
Zostaw samochód – rozkazał, chowając pistolet.
-
Ale…
-
Zostaw i chodź. – Wbił w nią lodowate spojrzenie jasnych oczu.
Sięgnęła
po torbę, wrzuciła do niej perukę, założyła buty i pobiegła za nim, zapinając
sukienkę.
Wycie
syren było coraz głośniejsze chyba zajechali już pod wyjście. Nie miała
pojęcia, jak on chciał ich z tego wyciągnąć. Ku jej zdumieniu podszedł do
jednego z wejść dla personelu i wepchnął ja mało delikatnie do środka i
pociągnął schodami w górę. Ciekawe skąd miał klucz… Wyszli w ciemnym zaułku
prosto na lodowatą noc.
Policyjne
syreny wyły jak szalone, a ona pierwszy raz od naprawdę dawna czuła pełznące w
kierunku żołądka przerażenie. Nie zwykła polegać na innych. A jak ten gość jest
policyjną wtyczką? A jak dostał zlecenia na nią? Szlag by to.
-
Zakładaj.
Zamrugała
i cofnęła się, gdy wylądowała na niej… marynarka? Ściągnęła ją z głowy i
patrzyła, jak facet podchodzi do czarnego motocyklu.
Kurwa.
Wsunęła
ręce w rękawy.
-
Pospiesz się – powiedział zniecierpliwiony.
-
Poczekaj chwilę! - Wyciągnęła pospiesznie szkła kontaktowe z oczu, a następnie
rozdarła szwy wąskiej sukienki.
-
No co? – warknęła, widząc jego spojrzenie na swoich nogach.
Usta
mężczyzny wykrzywiły się w uśmiechu.
-
Nic. Wsiadaj. – Kiwnął głową na miejsce za sobą.
Zawahała
się. Nie powinna mu ufać. Nie powinna ufać nikomu, tego nauczyło ją długie
życie na ulicy, a potem jako płatnej zabójczyni.
-
Aż tak chcesz dać się złapać? – Zmrużył oczy, które były chłodne i
nieprzeniknione.
Ignorując
złe przeczucia, siadła za nim, obejmując go mocno w pasie.
-
Jak chcesz ich ominąć? – spytała, tuż przed tym, zanim zagłuszył ją ryk
silnika.
Chyba
parsknął śmiechem.
-
Nie zamierzam.
Jasna
cholera…
Motocykl
wyskoczył z zaułka tak gwałtownie, że wątpiła by ktokolwiek był w stanie
rozeznać się w tym, co się dzieje. Zanim policja ruszyła za nimi, oni byli
daleko w przodzie.