piątek, 31 stycznia 2014

05. Nie ma geniuszu bez szaleństwa. [AoKaga]



Tak na dobry początek weekendu, żeby dopieścić miłośników AoKaga. :D

PART 5

- Czyli mówisz, że…
- Masz siedzieć z mordą w kubeł – warknął Kagami. – Skręć w lewo.
- Nie o to mi chodziło – odpowiedział, skręcając. – Ten gość podrabia dokumenty?
- Wszystko podrabia – prychnął. – Dokumenty, faktury, paszporty, dowody, pieniądze, kurwa, wszystko.
- I jeszcze nikt go nie zapuszkował?
Uniósł brwi, gdy Kagami roześmiał się na całe gardło.
- Z czego rżysz?
- Zapuszkować? Jego? Zapomnij. Ten gość jak chce, potrafi zapaść się pod ziemię i nikt go nie znajdzie! A do tego nie tylko przestępczy światek korzysta z jego usług, ale wasi prawi i porządni obywatele też.
Aomine pokiwał zamyślony głową.
- I nie myśl sobie, że dasz radę go wsadzić, kretyn ma takie plecy, że jest nie do ruszenia.
- Obiecuję, że nie rzucę się na niego z kajdankami – uśmiechnął się ironicznie.
- Możesz sobie robić jaja, ale on jest serio niebezpieczny – mruknął. – Niespecjalnie podoba mi się współpraca z nim, ale chyba nie mamy innego wyjścia. Cokolwiek by ci proponował to się nie zgadzaj, ta gnida ma we wszystkim jakiś interes, nawet jak podaje ci rękę.
- Rozumiem, rozumiem. – Wywrócił oczami. – Gdzie teraz?
- Prosto i w lewo – mruknął, sprawdzając drogę we wiadomości jaką otrzymał.
- Nie za bardzo ruchliwe miejsce? – mruknął Aomine, gdy wysiedli koło kamienicy stojącej przy jednej z głównych ulic miasta. – Jesteś pewny, że nie robi z nas debili?
- Nie, w interesach jest zawsze poważny. I nie znasz go, on uwielbia wszystko co głośne i krzykliwe – burknął pod nosem, otwierając drzwi bramy i wchodząc do środka. Nim zapukali do drzwi z numerem 9 mieszczących się na poddaszu kamienicy, Kagami złapał Aomine za ramię.
- Pamiętaj, żeby nic przy nim nie gadać – mruknął. – On lubi dużo wiedzieć i nawet nie wiesz, kiedy zaczynasz mu o wszystkim śpiewać.
- Nie panikuj, do licha – prychnął, wyrywając ramię i pukając z rozmachem w drzwi. To, co otworzyło im drzwi, było jednym wielkim pierdolonym słońcem. No jebane kwiatki, tęcze i szczęście. Gdyby nie broń w ręce mężczyzny, która dyskretnie zniknęła za paskiem spodni.
- Kagamicchi, jednak przyjechałeś! – Mężczyzna uśmiechnął się promiennie, a  Daiki zastanawiał się, jak to się dzieje, że gość nie zabija bielą swoich zębów.
- Cześć, Kise – burknął Taiga.
- Wchodźcie, wchodźcie, nie będziemy załatwiać interesów na korytarzu, jeszcze ktoś nas podsłucha i będę musiał porzucić to całkiem sympatyczne miejsce – parsknął.
- Jesteś pewny, że ten wesoły trans nam pomoże? – mruknął Daiki, wchodząc do mieszkania. Kagami parsknął śmiechem.
- Trans?
- Wygląda, jak pierdolona baba, tylko bez cycków – wyszczerzył się w uśmiechu.
Kagami pokręcił głową wymijając partnera i podążając za Kise.
- Dawno się nie widzieliśmy, Kagamicchi! – odezwał się dość beztrosko Ryouta.
- Byłem dość zajęty – burknął Kagami.
- Praca z policją jest taka pochłaniająca, rozumiem. – Szeroki, pełen bezczelności uśmiech, który pojawił się na ustach mężczyzny dał nieco pojęcie Aomine o tym, o czym mówił mu Kagami. Ten facet z całą pewnością nie był takim lekkoduchem, na jakiego wyglądał, przebiegłość, a zarazem czujność w jego oczach jasno mówiła, że należy przy nim zachować rezerwę. A nie wyglądał, kurwa, za cholerę nie wyglądał, bardziej przypominał jebanego pedała z okładek magazynów z tą zbyt ładną mordą i idealnymi ubraniami. A już na pewno nie przypominał zwykłych przestępców, z jakimi do tej pory miał do czynienia. To chyba była ta wyższa półka. Kasy na pewno miał jak lodu, w każdym razie mieszkanie nie wyglądało jak dziupla typowa dla drobnych przestępców, a już zwłaszcza tych odpowiedzialnych za fałszerstwo. Poddasze, bo poddasze, ale wymuskane co do centymetra, jakby prosto wyjęte z katalogu meblowego i to takiego najwyższej rangi. W ogóle nie wyglądało to na pomieszczenie przeznaczone do fałszowania czegokolwiek. Czy ten gość na pewno się tym zajmuje?
- A twój kolega kim jest, Kagamicchi? Chyba go nie znam.
Daiki oderwał się od rozglądania po mieszkaniu, słysząc pełne zainteresowania pytanie Kise. Uśmiech mężczyzny poszerzył się, gdy Aomine na niego spojrzał, jednak w jego oczach prócz zainteresowanie tliła się czujność.
- Kolega – mruknął. – Pracujemy nad pewną sprawą. Dlatego tu jestem.
- Taa? To ciekawe… - Przebiegłość zamigotała w jego oczach, a usta rozciągnęły się w nieco ironicznym uśmiechu. Oderwał wzrok od Aomine, gdy rozdzwonił się jego telefon. Uśmiechnął się przepraszająco i wyszedł z pokoju.
- Możesz się, kurwa, przestać zachowywać jak glina? – warknął Kagami, patrząc z napięciem na drzwi, za którymi zniknął Kise. – Ten dupek już wie, że coś nie gra.
- A co ja niby, twoim zdaniem, robię, hę? – Uniósł z irytacją brew.
- Przestań się, do diabła, tak rozglądać, nie jesteś tu służbowo.
- Tak się składa, że jestem – uśmiechnął się bezczelnie.
- Nie wkurwiaj mnie…
- A ty mnie, do cholery – syknął Daiki, mrużąc ze złością oczy.
- Dam ci w końcu w mordę.
- Uważaj, żebym to ja nie dał tobie.
- Normalnie zaraz…
- Kagamicchi możesz na chwilę?
Taiga posłała Aomine ostrzegawcze spojrzenie i ruszył do pokoju, w którym zniknął Kise, a które okazało się być elegancko urządzoną kuchnią.
- Więc jaką masz do mnie sprawę? – spytał z uśmiechem, opierając się o stół i bawiąc w dłoniach telefonem.
-  Potrzebuję wejścia i zaproszeń na tę imprezę. – Podał mu zapisaną kartkę, a przeczytawszy ją Kise parsknął śmiechem.
- Na samym szczycie się bawimy, Kagamicchi? – Spojrzał na niego rozbawiony.
- Bywa i tak, jak jest robota – uśmiechnął się krzywo.
- A na czyje zlecenie? – spytał beztrosko, nalewając wody do szklanki.. – Czyżby policji? Sami nie mogą obstawić tej zabawy?
- To innego rodzaju zlecenie – burknął, wsuwając ręce do kieszeni spodni.
- Ach tak? – Zerknął na niego przelotnie z nikłym uśmiechem.
Jebany skurczybyk.
- Zrobisz to? – Zmarszczył zniecierpliwiony brwi.
- Myślę, że tak. – Wzruszył ramionami, upijając łyk wody.
- Myślisz? – zapytał z naciskiem.
- Zależy co za to dostanę. – Rozciągnął usta w uśmiechu.
- A masz inną walutę niż „dług”? – syknął poirytowany.
Kise roześmiał się.
- I po co te nerwy? Drażnię się tylko. I kim jest twój kompan? – Uniósł brew.
- Nikim, już mówiłem, że po prostu z nim pracuję.
- Taaa? Całkiem niczego sobie, może mógłbym zmienić „walutę”? – Zaśmiał się zerkając w stronę przejścia.
- Nawet nie próbuj – warknął Kagami.
Kise spojrzał na niego zaskoczony, a potem uśmiechnął się szeroko.
- Czyżby coś się kroiło? – parsknął rozbawiony.
- Chyba, kurwa, nie bardzo. Mam z nim kilka nie załatwionych spraw, więc nie ma mowy.
- Spokojnie – uniósł pojednawczo ręce – nie wchodzę na czyjeś terytorium, haha!
- Dam ci w mordę – wywarczał Kagami, zaciskając pięści.
- Już, już, nie denerwuj się. Zajmę się waszą sprawą, dam ci znać kiedy wszystko będzie gotowe. Możesz tego tam zabrać wtedy ze sobą. – Uśmiechnął się do siebie, gdy Kagami obrócił się na pięcie i wyszedł, klnąc pod nosem.
- Idziemy – burknął do Aomine, kierując się do wyjścia.
- Żeby ci para z uszu nie poleciała – zaśmiał się Daiki zatrzaskując za sobą drzwi. Kagami zatrzymał się i wbił w niego wkurzone spojrzenie.
- Weź mnie, kurna, nie denerwuj.
- Hęęę? – Uniósł z rozbawieniem brew. – I czy dobrze słyszałem, że ktoś bronił mojej cnoty? – Roześmiał się ochryple widząc minę Kagamiego. Warknął, gdy Taiga chwycił go za kurtkę i pchnął na ścianę. Zmrużył oczy, mierząc się z wściekłym spojrzeniem partnera.
- Przestań mnie wyprowadzać z równowagi, bo w końcu nie zdzierżę – wywarczał, ściskając coraz mocniej materiał kurtki.
Arogancki, prowokujący uśmiech wykrzywił usta Aomine.
- Tak się o mnie martwisz? – zaironizował. – Może jednak wrócę i przelecę go, niezła dupa z niego.
Dłoń uderzyła w ścianę tuż koło jego głowy, a w oczach Kagamiego zatlił się gniewny płomień.
- Czyżby ktoś był zazdrosny? – zakpił Daiki, unosząc prowokująco brew.
- Chyba, kurwa, ty – warknął. – Nie spierdolisz sprawy, bo cię ciśnie, zjebie.
- A czy ja mówię, że lecę na blondynki? – mruknął, opierając głowę o ścianę. Leniwy uśmiech Aomine poszerzał tym bardziej, im silniejszy ogień rozpalał się w oczach Taigi.
- Mamy parę niewyjaśnionych spraw – wysyczał po chwili Kagami.
- A kto nie ma – zamruczał z ironicznym uśmieszkiem. Oczy Kagamiego rozszerzyły się gwałtownie, gdy Aomine przysunął się niespodziewanie do niego. Serce zamarło mu na moment w piersi, po czym zadudniło w pospiesznym galopie.
- Chcesz tego…
Ciszy szelest szeptu rozbrzmiał tuż przy wargach Taigi, a na wpółprzymknięte oczy wpatrywały się w niego wyzywająco i z niemal magnetyczną zachętą. Kagami drgnął, czując gwałtowny dreszcz biegnący po kręgosłupie, a samozadowolenie Aomine było równie intensywne, co rozpalająca się żądza.
- No chodź… – mruknął niskim głosem Daiki prawie dotykając ustami jego warg.
Pocałunek był mocny i gwałtowny, niczym starcie się dwóch, potężnych żywiołów. Wszystko wewnątrz Aomine zamruczało triumfalnie. Z pomrukiem zadowolenia wszczepił palce we włosy Kagamiego, napierając na jego wargi równie silnie jak on. Warknął zniecierpliwiony, gdy Taiga stawiał opór, jednak po chwili przyparł go do ściany, ani na moment nie przerywając żarliwego pocałunku. Nie był on delikatny, a zaborczy, pełen walki i pożądania tak intensywnego, że chciało się więcej…
Więcej, więcej, więcej, jeszcze więcej!
Niecierpliwa dłoń wsunęła się za materiał ubrania i gładziła twardy brzuch, po czym zsunęła się niżej, zaciskając mocno. Głośny syk Kagamiego sprawił, że Aomine zaśmiał się ochryple.
- Jesteś pojebany – wysapał Kagami, gdy błyszczące żądzą oczy Aomine nie odrywały się od niego. Odpowiedzią był jedynie szerszy uśmiech i silniej zaciśnięta ręka.
- Puszczaj mnie – syknął, gdy zęby Aomine zacisnęły się na skórze jego szyi.
- Teraz chcesz przerywać? – Zamruczał do jego ucha, sunąc po nim językiem.
- Ten debil jest za ścianą. – Szarpnął się, jednak Daiki zakleszczył go wyjątkowo silnie. Usta zaatakowały jego własne zabierając możliwość protestu. Języki splatały się drażniąco, zęby przygryzały wargi, a dłoń Aomine poczynała sobie coraz śmielej, kumulują pragnienie w jednym, drażniącym miejscu.
Kagami odepchnął go z trudem.
- Zapierdolę cię. – Złapał jego dłoń i odciągnął od swojego krocza.
- Jesteś taki monotematyczny – parsknął. – Ale ja wiem, jaka jest prawda… – Tym razem to on szarpnął Kagamiego na kurtkę tak, że niemal stykali się nosami. Oczy Aomine błyszczały wyzwaniem i przekorą. – I nie zapomnę o tym, wierz mi.
Przylgnął do ust Taigi w powolnym, niemal leniwym pocałunku. Z cichym pomrukiem przesunął językiem po uległych wargach, po czym zaśmiał się pod nosem i posyłając Kagamiemu szelmowski uśmiech puścił go i ruszył w stronę schodów.
Dysząc ciężko Taiga zacisnął pięści, czując pulsujące pożądanie i przeklinał w myślach na jebany świat, tego jebanego dupka i na własną, kurwa, słabość.

~~*~~

Kagami ziewnął szeroko wbijając znudzone spojrzenie w ekran komputera. Dane, które się tam przewijały, były mu tak właściwie znane, ale wciąż i wciąż próbował je odczytywać na różne sposoby, porównując z innymi, by trafić w końcu na coś, co pozwoli im przestać błądzić we mgle domysłów i teorii. Oderwał wzrok od komputera, kierując go w stronę wychodzącego z kuchni Aomine, który kończył rozmowę przez telefon.
- Co się stało? – spytał, widząc irytację na twarzy Daikiego.
- Nasz złodziejaszek nie żyje – prychnął, chowając telefon do kieszeni i opierając się o ścianę.
Kagami uniósł zdumiony brwi.
- Ten dzieciak, który włamał się do mieszkania Momoi?
- Ten sam, do cholery – warknął. – Nie denerwuj mnie.
- Ale jak?
- Skąd ja mam to, kurwa, wiedzieć? Podobno popełnił samobójstwo.
- Czy tylko mnie się to nie podoba? – mruknął po chwili ciszy Kagami.
- Nie tylko tobie – przyznał, opierając głowę o ścianę i zakładając ręce na piersi.
- Nie wiem, czy pamiętasz – zaczął Taiga w zamyśleniu – ale ta grupka hakerów, która włamała się do komputerów Tokage…
- ….też umarła nim wyszła w pudła. Pamiętam i właśnie o tym myślę. – Ze zmarszczonymi brwiami stukał palcami w ramię. – Spróbuję się dowiedzieć czegoś o okolicznościach w jakich tamci wyciągnęli kopyta. Niby tutaj wszystko wskazuje na samobójstwo, ale nie chce mi się w to wierzyć.
- Mnie też – burknął Kagami, obracając się w stronę komputera. Coraz mniej mu się to wszystko podobało. Więcej pytań, poszlak i domysłów niż jakichkolwiek faktów.
- A ty masz coś? – zwrócił się do niego Aomine.
- W zasadzie tak, chociaż niewiele – stwierdził. – Poczytałem trochę o tym szpitalu. Z tego, co wywnioskowałem to oferują bardzo przyzwoite usługi lekarskie, za naprawdę śmieszne pieniądze. Świetny, luksusowy szpital, z nowoczesnym sprzętem, dobrymi lekarzami, a wszystko prawie za bezcen i właściwie każdy może się tam zgłosić.
- Nie brzmi to trochę za pięknie? – Aomine uniósł brew.
- Trochę? – parsknął. – Jeżeli to porównać z cenami i ogólnie funkcjonowaniem innych placówek medycznych, zwłaszcza państwowych, to mamy tutaj pieprzony raj za darmochę.
- Rozumiem… - mruknął w zamyśleniu. – W takim razie zbieraj się, idziemy na mały spacer. – Oderwał się od ściany, kierując się w stronę korytarza.
- A kto niby powiedział, że gdziekolwiek z tobą pójdę? – warknął. – To twoja robota.
- Nasza robota, nasza – poprawił z naciskiem. – I ja zabieram cię na randkę życia, a ty odmawiasz? – parsknął rozbawiony. – Niektórzy dali by się za to pokroić.
- Niektórzy nie znają cię od gównianej strony – prychnął, odwracając się do niego plecami.
- A ty dalej swoje. – Wywrócił teatralnie oczami. – Ten związek robi się taki nudny.
- Nie wkurwiaj mnie. Dla twojej wiadomości nadal się zastanawiam, jak cię zabić.
- Jasne, myśl dalej, wszelkie perwersje mile widziane. – Uśmiechnął się arogancko, gdy Kagami obrócił się, gromiąc go wzrokiem. – Wiem, że polujesz na mój tyłek, ale spokojnie, będę udawał zaskoczonego.
- Kurwa – zaklął ze złością Taiga, wstając gwałtownie od biurka. – Wychodzimy, do cholery, bo mnie szlag jasny zaraz trafi! – wywarczał, kierując się w stronę korytarza.
Aomine uśmiechnął się do siebie. Drażnienie tygrysa było takie fascynujące. Ciekawe tylko ile ten konkretny tygrys jeszcze wytrzyma, zanim się nie rzuci do ataku. Daiki czekał na to z niecierpliwością.

~~*~~

Aomine zgasił silnik samochodu i przez chwilę przyglądał się budynkowi szpitala po drugiej stronie ulicy.
- Nie wygląda mi to na pracownie szalonego naukowca – mruknął Kagami, kręcąc się na siedzeniu, by lepiej widzieć budynek.
- Czasem pozory mylą – stwierdził Daiki, marszcząc brwi. – Ale też nie wydaje mi się to jakąś gównianą umieralnią. Trzeba by się tam rozejrzeć.
- Ja tam pójdę – powiedział Taiga, odpinając pas.
- A przepraszam bardzo bo? – Spojrzał na niego z chłodną uprzejmością.
- Bo ty cuchniesz gliną na kilometr – warknął. – Nawet jeżeli dzieje się tam coś nie halo, to wywalą cię stamtąd w sekundę.
- Nie zabrzmiało to jak komplement – syknął.
- Bo nie miało. Zostań tutaj, ja się rozejrzę.
- Od kiedy to ty tutaj jesteś szefem, hę? – Aomine szarpnął go za ramię, zanim zdążył wyjść z samochodu.
- A od kiedy niby ty? – warknął z irytacją.
- Od samego początku. – Uśmiechnął się ironicznie.
- Chyba, kurwa, własnych majtek, bo moim na pewno nie. – Wyszarpnął się z uścisku. – Ale proszę bardzo, idź i spierdol wszystko, tylko następnym razem nie ciągaj mnie, kurwa, ze sobą, bo mam lepsze rzeczy do roboty, jebany-panie-to-jest-nasza-sprawa, jasne?
- Drażnisz mnie. – Zmrużył ze złością oczy.
- Ty mnie bardziej – prychnął.
- Idź już, zanim zrobię ci krzywdę – warknął.
- Tak się ciebie, kurwa, boje, patrz jak mi się gacie trzęsą – parskną z drwiną, wysiadając z auta.
- Wiem, że ci gacie spadają na mój widok, nie musisz mnie o tym informować – zakpił, jednak odpowiedział mu jedynie głośny trzask drzwi.
Kagami zawarczał pod nosem ze złością, wbijając dłonie w kieszenie i idąc w stronę szpitala. Pierdolony zjeb. Jak on go denerwował! Kagami miał ochotę złapać go za szyje i po prostu skręcić kark. Uhhh, sukinsyn. Ale spokojnie, ma robotę do zrobienia, pozbawieniem życia tego dupka zajmie się później.
Pchnął przeszklone drzwi i wszedł do środka, gdzie powitał go powiew ciepłego powietrza z zamontowanych nad drzwiami dmuchaw. Przeszedł niewielki korytarzyk i znalazł się w dużym holu, pełnym krzeseł, wózków, spacerujących ludzi, pielęgniarek i całą tą masą rzeczy, która sprawia, że szpital jest szpitalem. I chociaż zapach nie był tak intensywny jak w niektórych szpitalach, to gdy tylko Kagami poczuł tę specyficzną woń, jego żołądek zacisnął się boleśnie i czuł jak zjeżdża on w dół, jakby ktoś wrzucił mu tam cegłę. Szpitale… nie należały do jego ulubionych miejsc. Spędził tam stanowczo zbyt dużo czasu, by pozostały mu jakieś przyjemne wspomnienia, prócz bólu, frustracji i tego przerażającego, oślizgłego strachu…
Otarł spocone nagle czoło i ruszył przed siebie.
- Przepraszam, proszę pana!
Zatrzymał się, rozglądając się z zaskoczeniem. Kobieta w recepcji pomachała do niego, więc podszedł tam.
- Pan w  jakiej sprawie? – spytała z uprzejmym uśmiechem.
- Ja… Em… W odwiedziny – chrząknął, myśląc gorączkowo.
- A do kogo?
- Do babci – burknął, chcąc odejść, jednak kobieta nie pozwoliła mu.
- Proszę zaczekać!
- Tak? – Spojrzał pochmurnie na kobietę.
- Mogę poprosić o nazwisko?
- Czyje? Moje? – Zmarszczył brwi.
- Pańskiej babci – wyjaśniła cierpliwie. – Muszę sprawdzić czy mamy taką osobę.
- A nie mogę po prostu do niej iść? – Machnął ręką w stronę schodów.
- Niestety, mamy obowiązek sprawdzać, kogo przychodzący chcą odwiedzić, nie można ot tak szwendać się po szpitalu i zakłócać spokoju pacjentów – uśmiechnęła się. – Mogę poprosić o nazwisko pacjentki?
Kagami podał jej pierwsze lepsze, wymyślone na poczekaniu nazwisko, dobrze wiedząc, że nic z tego nie będzie, a czas, jaki ona poświęcała na szperaniu w komputerze, on pożytkował na uważnym rozglądaniu się. A wszystko wydawało się w jak najlepszym porządku. Spacerujący pacjenci nie wyglądali, jakby ktoś ich torturował, a pojawiający się od czasu do czasu lekarze czy pielęgniarki nie wyglądali na mistrzów tortur. Ot, zwykły szpital. Na kolejne piętra można było wyjść schodami lub pojechać windą, na samym dole były laboratoria, jak głosiły nalepki, choć Kagamieniu już zawsze podziemia będą kojarzyły się z kostnicą. Do tego bufet, sala z roentgenem… No kurna nic. Szlag by to trafił.
- Przepraszam, ale nie mamy takiej osoby w naszej bazie – odezwała się recepcjonistka, patrząc ze zmarszczonymi brwiami na ekran komputera. - A na jakiej sali leży?
- Ee, na kardiologii. Proszę sprawdzić jeszcze raz. – Uśmiechnął się uprzejmie, podejmując spacer po holu.
Podszedł do tablicy korkowej na której wisiało wiele reklam szczepionek, badań, propozycji rehabilitacji i innych pierdół. Poniżej stał stolik z miliardem ulotek, które przejrzał pobieżnie. Na chwilę zainteresowała go jedna o zbawiennym wpływie nowego leku, do którego testowanie można było się dobrowolnie zgłosić. W sumie niezła kasa, za bycie królikiem doświadczalnym…
- Przykro mi proszę pana, ale nie mamy takiej osoby u nas.
Kagami zasępił się.
- Może babcia coś pomyliła – mruknął.
- Możliwe – uśmiechnęła się. – Ale jeżeli chciałby pan przenieść babcię do nas zapraszamy, mamy warunki naprawdę jedne z najlepszych w kraju. – Podsunęła mu ulotkę szpitala.
- Tak, dziękuję. No nic, w takim razie, do widzenia – pożegnał się i udał do wyjścia.
Idąc w stronę samochodu, jego twarz pochmurniała coraz bardziej. I dowiedział się tyle, co prawie nic. Niby wszystko w porządku, ale jakoś nic kompletnie mu się nie podobało. A to było dezorientujące i frustrujące.

~~*~~

Aomine bębnił palcami po nodze zastanawiając się, ile temu kretynowi jeszcze zejdzie. Prychnął pod nosem z irytacją. I jeszcze się rządzić będzie. Chyba powinien mu uświadomić, kto jest od szefowania, bo zdaje się, że coś się mu pomyliło, jeżeli myślał, że może sobie kimkolwiek dyrygować. To on współpracował z Aomine, nie na odwrót, to on miał mu udostępniać swoje zdolności, a nie Aomine jemu. I basta.
Syknął pod nosem, gdy rozdzwonił się jego telefon. Zerkając na wyświetlacz, z kwaśną miną odebrał.
- Czego?
- Jakie, czego, kretynie?!
Daiki wywrócił oczami, słysząc to upierdliwe szczekanie Wakamatsu.
- Jeżeli dzwonisz, żeby mnie wkurwić, to radzę ci rozłączyć się jak najszybciej.
- To ty mnie nie wkurwiaj, dupku. Adres, który nam podałeś, jest gówno warty, kretynie!
- Jak to? – warknął, prostując się.
- Tak to! Nikogo tutaj nie ma, debilu!
- Jesteś pewien, że dobrze trafiliście? – Potarł ze złością powieki.
- Tak! Sprawdzaliśmy kilka razy! Nikogo tu nie ma, poddasze jest puste i ani jednego, kurwa, włosa tutaj nie ma! Jak kazałeś nam tu jechać dla jaj…
- To nie były jaja, ośle – przerwał mu agresywnie. – Trzeba było jechać tam w tym samym dniu, a nie czekać aż gość się zwinie! Rozmawialiście z właścicielem?
- Właściciela nie ma, ale jego córka udostępniła nam księgi najmu i słuchaj uważnie, ciulu, ale od ponad roku nikt tu nie mieszkał!
Kurwa… Ten jebany trans był sprytniejszy niż Daiki przewidywał. Wkurwiające, ale Kagami miał chyba rację.
- Dobra, nie mam czasu na bezsensowne gadanie – powiedział, dostrzegając wracającego Taigę. – Spieprzyliście sprawę, więc teraz sami się tłumaczcie szefowi, dałem wam gościa na złotej tacy, zjeby. Na razie.
- Aomine, czekaj, tyyy…!
Ale Daiki już nie wiedział, co Wakamatsu chciał mu powiedzieć, bo po prostu rozłączył się. Kagami wsiadł na samochodu, zatrzaskując mocno drzwi.
- I? – spytał Aomine, unosząc brew.
- I gówno – burknął.
- Kurwa! A mówiłem, że ja pójdę, ty cepie!
- Obiję ci buźkę, jak się nie przymkniesz – warknął ze złością. – Sam byś gówno załatwił, bo nie wpuścili by cię za próg. Sprawdzają każdego, kto przychodzi i do kogo idzie, nie ma szans, żeby tam wejść niezauważonym. – Potarł w skupieniu skroń. – Niby wszystko w porządku, szpital jak szpital, ale z jakiś powodów mi się to nie podoba.
Aomine milczał przez chwilę, marszcząc z irytacją brwi.
- To nieco dziwne, że ledwie przekroczysz próg, a już cię sprawdzają – zaczął, gapiąc się w zamyśleniu na budynek szpitala.
- O tym samym pomyślałem. To wygląda tak, jakby mieli coś do ukrycia. W każdym razie tak to wygląda z naszej strony, gdy szukamy dziury w całym.
- Pytanie tylko czy tak faktycznie jest, czy po prostu dopowiadamy sobie bajeczkę – mruknął, stukając palcami w kierownicę.
Milczeli przez dłuższą chwilę, a czując wibrujący telefon w kieszeni, Kagami wyjął go i spojrzał na wyświetlacz.
- Kise chce się z nami spotkać za dwa dni, ma dla nas zaproszenia.
- Mhym. – Kiwnął głową, odpalając samochód. – Gdzie?
- W jakiejś pieprzonej, snobistycznej francuskiej restauracji – prychnął. – Cholerny cwel.
- Mówiłem, że trans. – Aomine parsknął śmiechem, wycofując auto.
- I czemu nagle zachciało mu się spotykać w jakiejś zasranej restauracji? – warknął, chowając telefon.
- Nie mam zielonego pojęcia – mruknął Daiki.

________________
H.: Łaaah, mam wrażenie, że mogłam to zrobić lepiej, ale chyba lepiej po prostu nie umiem, więc niestety musi pozostać tak. Przepraszam, jeżeli komuś nie odpisałam na komentarz, ale mój mózg dopiero zaczyna wracać do życia i ogarniać co się dzieje. :D Zastanawia mnie ile z Waszych domysłów się sprawdziło, ile nie, ile osób zaskoczyłam, a ile zawiodłam hahaha. XD Biednego Kise trochę popsułam, ale może mi to wybaczy. :P

czwartek, 23 stycznia 2014

04. Nie ma geniuszu bez szaleństwa. [AoKaga]





PART 4

- To jest nudne jak flaki z olejem – mruknął Aomine półleżąc na łóżku oparty o ścianę i z plikiem kartek w rękach.
- Co ty nie powiesz – odpowiedział Kagami, nie odrywając wzroku od ekranu komputera.
- Same analizy i wykresy. Na cholerę ona zajmowała się tyloma rzeczami? – westchnął ciężko.
- Nie mam pojęcia – ziewając nacisnął przycisk drukowania, po czym wstał przeciągając się. – Z tego, co wywnioskowałem z jej zapisków i z tego, co udało mi się wygrzebać - zaczął, podejmując spokojny spacer po mieszkaniu – Tokage było kiedyś małą, niewiele znaczącą firmą. Kilka razy zmieniał się zarząd i tak dalej, aż w końcu firma zaczęła kwitnąć, przynosić dochody aż wyrobiła sobie niezłą pozycję.
- Mhym. Z tego, co mi mówią te wszystkie kwiatki tutaj – mruknął Daiki – podobnie było z tym szpitalem. Najpierw należał do państwa, ale źle mu się wiodło, potem przechodził z rąk do rąk aż w końcu jego słupki zaczęły rosnąć. Zacząłem czytać o jednej z fabryk i mam przeczucie, że będzie podobnie.
- Nie sądzisz, że to ma związek? Tak właściwie Tokage jest dość rozdrobnioną firmą, ma dużo filii i oddziałów zajmujących się różnymi rzeczami.
- Tylko co ma firma komputerowa do apteki? Bo z tego, co widzę przemysł farmaceutyczny też tutaj mamy. – Z uniesioną brwią przekładał strony.
- Nie wiem – burknął Taiga, wyciągając kartki z drukarki i przysiadając na łóżku. – Znalazłem kolejny projekt, który był na karcie – dodał, kładąc się na plecach i zakrywając twarz kartkami. – Zapracowana była ta twoja koleżanka.
- Taa, Satsuki zawsze cierpiała na chroniczny przerost ambicji – parsknął.
- Długo się znaliście?
- Mhym, od dziecka.
- Jakoś nie wyglądasz na specjalnie załamanego jej śmiercią – zauważył.
Spojrzenie Aomine oderwało się od trzymanych przez niego zapisków i wbiło się w leżącego obok mężczyznę.
- To, że nie beczę po kątach jak niedoruchana płaczka, nie znaczy, że nie zapierdole gnoja, który to zrobił – powiedział wolno i zimno, wracając do czytanych papierów.
Kagami wzdrygnął się. Chociaż nie raz ganił się za taką głupią reakcję, to nie mógł nad nią zapanować. gdy głos tego kretyna przybierał te stalowe nuty, które wróżyły jedno – Aomine jest poważny i zamierza spełnić swoją groźbę w najbardziej okrutny sposób.
Taiga nie raz się zastanawiał, kto dał Aomine odznakę. Przecież ten dupek był chory psychicznie, powinien się leczyć na głowę! Tak zwichrowanej osoby Kagami jeszcze nie poznał. Niby policjant, ale miał w dupie wszystkie zasady, reguły i normy prócz tych, które sam sobie wydumał. I na pewno nie miały one nic wspólnego z ogólnoprzyjętą praworządnością. Dla normalnych ludzi Daiki nie miał żadnych zasad ani hamulców. Nie żeby mu to przeszkadzało, sam grał według własnych reguł i sam sobie był panem, tyle że to nie on był tym po jasnej stronie mocy, upraszczając. Kto z tym bucem w ogóle wytrzymywał?
Fakt, Kagami też nie należał do osób najłatwiejszych w obejściu, ale przynajmniej starał się panować nad sobą. W każdym razie od czasu, gdy okazało się, że ma problemy z panowaniem nad agresją. To psycholog, pod którego opieką się kiedyś znajdował, nakazał mu pracę nad sobą i tak zostało mu do dziś. Tamten okres w ogóle nie należał do najłatwiejszych i Taiga był niczym chodząca, tykająca bomba. Poparzenia, których doznał w wyniku pożaru goiły się jak na psie, jednak był to proces długotrwały, a do tego dochodziła rehabilitacja potrzaskanej nogi i to wszystko doprowadzało go do białej gorączki. Psycholog, który z nim wtedy pracował, nie miał łatwej roboty, a Kagami nigdy potem nie wrócił do swojej pracy, nie pozwolili mu. Wskaźnik jego agresji i potrzeby ryzyka, lawirowania na najcieńszej granicy, był zbyt wysoki, by dano mu zielone światło. I z tym musiał się pogodzić. Znalazł sobie więc inne zajęcie, lepsze, pozwalające mu na ryzyko takie, na jakie akurat miał ochotę i nikt nad nim nie stał, nikt go nie pouczał, nikt nie zabraniał, sam był sobie panem…
Aomine oderwał się od czytania, spoglądając na pochrapującego partnera. Tak właściwie Daiki zastanawiał się, kiedy ten głąb padnie i w końcu okaże się, że nie jest pieprzonym robocopem. Chociaż jak pamiętał, Taiga nie potrzebował zbyt wiele snu, kilka gównianych godzin albo drzemka i ten robot znowu był na chodzie.
Oderwał od niego wzrok na powrót skupiając się na dokumentach. Firma farmaceutyczna prosperowała całkiem nieźle, od dwóch lat była jednym z głównych koncernów zaopatrujących apteki i szpitale oraz prowadziła zagraniczne wysyłki. Całkiem ładne cacko znoszące złote jaja, to trzeba było przyznać. Potem wielki koncern techniczny rozdrobniony na pomniejsze fabryczki produkujące części komputerów, samochodów i innych dziwnych sprzętów elektronicznych, a nawet części zbrojenia wojskowego. Czemu Satsuki zajmowała się tym wszystkim i akurat to uznała za słuszne, by przekazać policyjnym agentom? Z raportu grupy zajmującej się sprawą Tokage wynikało, że chcieli zbadać liczne pogłoski dotyczące produkcji oprogramowań sprzedawanych nielegalnie. Skoro są takim gigantem to po co im sprzedaż na czarnym rynku? Jeżeli jednak faktycznie pracują nad jakimś wirusem czy innym gównem, to po co im on, skoro sami obstawiają blisko pięćdziesiąt procent rynku komputerowego? Fakt, że jednak to robią jest chyba jedynym wyjaśnieniem, ale skąd tak agresywne działania jak zabójstwo Satsuki? Jeżeli wiedzieli, że jest wtyką są przecież inne, lepsze metody perswazji, zwłaszcza, że Satsuki należała do geniuszy analitycznych i była raczej cennym nabytkiem.
Ech, kurwa, jakie to wszystko popierdolone, westchnął Aomine ze znużeniem. I dlaczego, do licha, sam się nad tym głowi?
Spojrzał na śpiącego spokojnie Kagamiego, którego twarz w dalszym ciągu przykryta była zadrukowanymi kartkami. Jego klatka piersiowa poruszała się jednostajnie w górę i w dół, a wraz z nią leżące na torsie ręce. Silne, mocne ręce, które boleśnie potrafiły uderzać, jak i robić zupełnie inne rzeczy… Na samą myśl po kręgosłupie Aomine przeszedł drażniący dreszcz, a jego usta rozciągnęły się w przewrotnym uśmiechu.
Przesunął się, odkładając na bok dokumenty swoje i Taigi. Pochylił się nad nim i wymruczał do jego ucha:
- Nie śpimy, cukiereczku.
Kagami wydał z siebie pomruk, odsuwając się nieznacznie. Daiki z trudem stłumił śmiech, kładąc dłoń na jego brzuchu i wsuwając ją pod materiał bluzki.
- Wstajemy, królewno, robota czeka.
- Spierdalaj – wymamrotał, a Aomine zaśmiał się pod nosem, dłonią sunąc po ciepłej skórze i krzywiźnie mięśni.
- Ach, rozumiem, potrzebny dobry seks na pobudkę. To da się załatwić… - Dłoń powędrowała w dół, przez chwilę drażniąc się ze skórą na granicy spodni, a potem zsunęła się jeszcze niżej. Silny chwyt zatrzymał jej wędrówkę, a pociemniałe, twarde spojrzenie wbijało się w Aomine.
- Czyżbym obudził? – zamruczał Daiki z szerokim uśmiechem.
- Mówiłem, że masz mnie nie dotykać – powiedział Kagami nieco ochrypłym po śnie głosem, puszczając jego nadgarstek.
- Jakoś nie pamiętam – stwierdził, a dłoń na powrót spoczęła na twardym brzuchu.
- Lepiej sobie przypomnij, było tam coś o połamaniu ci kości – wycedził, mrużąc oczy i ignorując drażniącą go rękę.
- Hęę? Jesteś pewien, że akurat na to masz ochotę? – wymruczał, pochylając się nad nim z jaśniejącymi oczami. Mierzyli się spojrzeniami, a nieco szalony uśmiech Aomine poszerzył się, gdy w oczach Kagamiego zapalił się blask tłumionej żądzy.
- Zabierz rękę. Albo ją złamię – powiedział wolno i spokojnie Taiga, nie odrywając wzroku od oczu Aomine. Głębokich, aroganckich i pokręconych, ciemniejących od pożądania, które sam zaczynał odczuwać. Zapierdoli go…
- Nie umiesz się bawić, cukiereczku, kiedyś szło ci lepiej.
- Kiedyś nie wylądowałem przez ciebie w ciupie.
- I tu cię boli? – Uniósł ironicznie brew.
- Zajebiście wkurwiająco, cwelu – parsknął z drwiną, podnosząc się do siadu. – Ciebie by nie wkurwiało?
- Pewnie zajebałbym gościa – stwierdził, udając głębokie zamyślenie.
- Zatem ciesz się, że żyjesz… - Z trudem powstrzymał wzdrygnięcie, gdy Aomine podniósł się błyskawicznie, niemal przywierając do niego.
- To raczej ty się ciesz, że jestem cierpliwy… - Na wpółprzymknięte oczy błyszczały niepowstrzymanym ogniem, pełne  dzikiego obłędu, a rozciągnięte w uśmiechu usta aż prowokowały, by się z nimi zmierzyć. Dłoń na plecach Kagamiego paliła go w skórę nawet przez materiał bluzki.
- Po moim, kurwa, trupie. – Nieprzyjemny uśmiech wykrzywił usta Taigi.
- Nie wiedziałem, że lubisz takie zabawy. – Brew Aomine powędrowała w górę w prześmiewczym geście. Ręka Taigi złapała go za koszulę i szarpnęła.
- Wiele jeszcze nie wiesz, wierz mi – mruknął, szczerząc zęby w uśmiechu. Gwałtowny, szybki dreszcz przeszył kręgosłup Aomine wprawiając go w mroczne podniecenie.
- Nie mogę się doczekać.

~~*~~

Mimo że jasny korytarz niemal lśnił od czystości w powietrzu nie czuło się typowego dla szpitala zapachu. W każdym razie nie tak intensywnego. Standardowa biel i zieleń zostały zastąpione odcieniami beżu i moreli nadając całości przyjemnego ciepła. Nawet chorzy pojawiający się od czasu do czasu na korytarzach byli jakby bardziej radośni.
- Wczoraj odwiedził mnie wnuczek – opowiadała starsza kobieta z uśmiechem na twarzy – będą mieli dziecko. Rozumie pan? Mój pierwszy prawnuk, jestem taka szczęśliwa!
Przeprowadzający obchód Midorima Shintarou pokiwał głową, uzupełniając kartę pacjentki oraz własne notatki.
- Również się cieszę, a jak się pani dziś czuje, pani Kotaro? – Zerknął uważnie na kobietę.
- Ech, a jak ma się czuć stary człowiek przykuty niemal do łóżka, chłopcze? – parsknęła śmiechem.
- Proszę spróbować ocenić w skali od jeden do dziesięciu – poprosił, uśmiechając się uprzejmie.
- Miły panie, nawet samopoczucie na dziesięć nie zmieni tego, że serce już nie to, a nogi nie chcą nosić!
 - Pani Kotaro, nastawienie to czasem połowo sukcesu.
- Ach, tak, tak, wiem, mój drogi – uśmiechnęła się. – Zapisz tam sobie, chłopcze, osiem, dziś jakby mniej mi serce dokucza, a do tego wiadomość wnuczka bardzo poprawiła ma nastrój.
Midorima pracował w zawodzie lekarza od kilku ładnych lat i nauczył się już, jak skutecznie wśród ludzkiej paplaninie uzyskać interesujące go informacje. Nie nastręczało mu to trudności, obcowanie z ludźmi będąc lekarzem było wręcz na porządku dziennym, trzeba tylko nauczyć się tego, że ludzie, zwłaszcza ci chorzy, spędzający całe dnie w szpitalnych salach, mają ogromną potrzebę rozmowy i zwierzeń. Oczywiście trudno wyzbyć się typowo ludzkich odruchów współodczuwania, jednak jeżeli zbyt mocno będzie się angażowało w sprawy pacjentów, które mało są związane z pracą, to ciężko utrzymać się w tym zawodzie. Zbytnia empatia nie popłacała w tym przypadku.
Midorima nigdy nie należał do osób zbyt empatycznych, całkowicie pochłonięty nauką i wykorzystywaniem swojego potencjału, nie miał czasu na niepotrzebne wchodzenie z ludźmi w interakcje. Nie sprawiały mu więc problemu obchody wśród pacjentów i łatwo przychodziło mu lawirowanie między uprzejmym zainteresowaniem a wyciąganiem z tego gąszczu informacji tych, które były dla niego istotne.
- Kiedy się panu pogorszyło? – spytał, marszcząc brwi i wbijając uważne spojrzenie w młodego mężczyznę leżącego na łóżku.
- W nocy – odpowiedział niewyraźnie, przymykając i zanosząc się kaszlem.
- Rozumiem… - mruknął, podchodząc do niego i przez kilka dłuższych chwil badając jego brzuch.
- Doktorze… czy to normalne, że przy zapaleniu płuc tak boli żołądek? – wychrypiał.
- Być może to od silnej dawki leków – stwierdził, zapisując coś w swoich notatkach. – Zmienimy podawanie leków na kroplówkę, powinno pomóc.
Mężczyzna pokiwał głową, zamykając zmęczone oczy. Midorima w ciszy opuścił pokój, który był ostatnim na liście obchodów. Porządkując swoje notatki, skierował się w stronę windy, która po kilku chwilach zatrzymała się i rozsunęła drzwi. W środku było już kilka osób, głównie odwiedzający swoich członków rodziny. Gdy winda zjechała na poziom zero, wysiedli wszyscy prócz Shintarou. Nacisnął on guzik z „-1” i winda ponownie ruszyła w dół. Podążając wzdłuż chorobliwie wręcz białego korytarza, mijał pozamykane drzwi laboratoriów. Zatrzymał się przy tym z numerem sześć i uderzając trzykrotnie w stalowe drzwi wszedł do środka. Zapach detergentów i środków chemicznych był uderzający. Midorima podszedł do dwóch mężczyzn segregujących analizy i położył na blacie swojej notatki.
- Skończyłem swój obchód, tu macie wszystko zapisane.
- Jasne, dzięki. - Kiyoshi Miyaji kiwnął głową.
- I chyba przesadziliście z dawką dla faceta spod szesnastki. Jak tak dalej pójdzie, to nie wytrzyma mu trzustka.
Blondyn spojrzał na niego uważnie.
- Już wczoraj zmniejszyliśmy dawkę.
- Więc zróbcie to znowu. – Wzruszył ramionami. – A najlepiej nich przyjmuje kroplówki, odciąży to układ trawienny.
- Jasne, jasne – mruknął, notując sobie to na kartce i przyklejając ją do notatek Midorimy.
- A kobieta spod dziesiątki weszła w fazę remisji – rzucił na odchodnym, kierując się do wyjścia. Nim zamknął za sobą drzwi usłyszał jeszcze głośne przekleństwo.
- Kurwa, kolejne trupy, co za gówno.
Midorima Shintarou nigdy nie należał do osób empatycznych i niewiele go interesowali inni ludzie. Dużo bardziej wolał poświęcać swój czas nauce, ona była jedyną rzeczą, która potrafiła pochłaniać go bez reszty, a jemu było wciąż mało i mało. W końcu tyle jeszcze można było zrobić, tyle odkryć, tyle jeszcze można było poznać. A jego chłonny mózg, który kodował absolutnie wszystko, potrzebował wciąż i wciąż nowych bodźców, nowych zadań, które mógłby realizować. Szpital Chintzusai jak najbardziej spełniał jego wymagania.

~~*~~

Popijając parującą kawę, Aomine przez chwilę przyglądał się Kagamiemu. Mężczyzna stukał miarowo ołówkiem o blat, gapiąc się znudzonym wzrokiem w ekran komputera.
- Zastanawia mnie jedna rzecz – zaczął Daiki, marszcząc brwi i uznając, że mógł sobie darować cukier do trzeciej z kolei kawy. – A właściwie nie, ja chcę to wiedzieć. Kto jest właścicielem tego całego Tokage Company?
Taiga obrócił się na krześle w jego stronę i przez chwilę patrzył na niego ze skupieniem na twarzy.
- Ciężko stwierdzić, mówiłem, że firma jest dość rozdrobniona, ma wielu przedstawicieli…
- Oni mnie nie interesują – przerwał mu. – Chcę wiedzieć, do kogo to wszystko należy. Kto to kupił, kto decyduje o działaniach firmy, kto jest, krótko mówiąc, na szczycie tego łańcucha pokarmowego.
- Daj mi chwilę, zaraz się tego dowiem. – Kagami obrócił się do komputera. Przez kilka minut w pomieszczeniu słychać było tylko szybkie klikanie klawiszy. Aomine popijał spokojnie swoją kawę, a to, na co wpadł coraz mniej mu się podobało i coraz mniej to rozumiał. Ale jeżeli jego przeczucia były słuszne, byli o krok dalej w tej gównianej sprawie. W każdym razie będą mogli robić coś więcej niż tylko ślęczenie nad tymi pieprzonymi papierami ćpając kawę w hektolitrach.
- Znalazłem – odezwał się Taiga, wyrywając Aomine z ponurych rozmyślań. – Właścicielami było kilka osób, ale one są nie ważne tak właściwie. Nas interesuje Akashi Seijuro.
- Ten biznesmen? – Daiki zmarszczył brwi.
- Ten sam. Data przejęcia przez niego Tokage pokrywa się ze wzrostem przychodów w firmie.
- Rozumiem, sprawdź, do kogo należy Szpital Chintzusai – polecił.
Taiga zerknął na partnera, którego oczy były skupione i nieprzeniknione.
- Myślisz, że… - odezwał się, zaczynając pojmować, do czego zmierza Daiki.
- Sprawdź.
Bez słowa skupił się na komputerze. A im więcej się dowiadywał, tym większe było jego zdumienie.
- Szpital też należy do niego. Sprawdziłem też resztę, koncern farmaceutyczny i techniczny też są jego.
Aomine oparł się o ścianę w zamyśleniu stukając kubkiem w policzek.
- I co nam to mówi?
- Że mamy winnego?
Daiki parsknął śmiechem.
- To nam nadal gówno mówi. Ale jakiś związek między tym jest i nie wydaje mi się to dziełem przypadku.
- No raczej. Ale przypuszczam, że nie dostaniemy się do niego, by uciąć sobie jakąś miłą pogawędkę, czy jest zabójcą czy może nie jest – uśmiechnął się ironicznie.
- Nie ma szans – Daiki pokręcił głową – ma jakieś dojścia w rządzie i dlatego jest tak znany i na pewno ochraniany. Ale chciałbym się mu przyjrzeć, hm…
- To kup sobie gazetę, tylko się za bardzo nie podjaraj – parsknął z drwiną. Usta Aomine wykrzywiły się w uśmieszku.
- Obciągam sobie tylko do twoich zdjęć, kochanie.
- Jebany zbok.
- Do usług. Ale wiem, niedługo ma być jakieś przyjęcie charytatywne czy cholera wie co, same szychy i takie tam.
- Skąd wiesz?
- Szefu bluzgał, że znowu trzeba obstawiać dupy obesrańcom w rządzie – parsknął śmiechem. – Tylko jak się tam dostać, jak to zamknięta imprezka?
- Kapitan nie może załatwić ci zaproszenia na tę zabawę?
- I jak to wytłumaczy? Zresztą ja chcę być tam incognito, na cholerę mam rozgłaszać na prawo i lewo, że jestem gliną? Żeby mnie zajebali na najbliższym zakręcie? Dzięki, postoję.
- I raczej wątpię, by ktokolwiek chciał ci się zwierzać.
- Dokładnie. Hm…
- Chyba wiem, jak możemy sobie z tym poradzić – zaczął z wahaniem Kagami. – Tyko za chuj mi się to nie podoba.
- To znaczy?
- Mam takiego znajomego… - Prychnął ze złością. - To znaczy znam pewną wredną, interesowną gnidę, która mogłaby nam załatwić i zaproszenia, i wejście na tę uroczą imprezę.
- Aha, tylko czemu wyglądasz, jakby cię ktoś zmacał a nie wyruchał? – spytał z rozbawieniem.
Kagami posłał mu wkurzone spojrzeniem.
- Bo jest takim samym gnojem jak ty – warknął.
- Też cię wsadził do ciupy?
- Nie, debilu, te urocze metody nadal należą tylko do ciebie. On jest cholernie interesowny, nie robi niczego za darmo, tylko za przysługi.
- A co w tym takiego złego? Każdy robi teraz coś za coś. – Wzruszył ramionami.
- Tylko nikt nie prosi o takie zjebane rzeczy jak on – prychnął. – Kretyn ma wszędzie dojścia, założę się, że połowa społeczeństwa ma u niego jakieś długi, kurwa.
- A czym on się zajmuje?
- Podrabianiem papierów.

__________
H.: Nauka zabije mi mózg i niedługo już nic mi nie zostanie, a już najgorzej, jak człowiekowi chce się pisać. Świat taki niesprawiedliwy, chlip. A AoKagoszki są takie straszne, że ja nie wiem, czy z nimi wydolę. Q__Q