wtorek, 9 grudnia 2014

04. My, narodzeni ze strachu. [Naruto]



Upiła łyk gorącej herbaty, krzywiąc się, gdy sparzyła sobie język.
- Wyglądasz, jakbyś przeszła co najmniej pranie mózgu – rzuciła Sakura, podrzucając na patelni naleśnik.
Tenten prychnęła, wbijając spojrzenie w szafki.
- Wiesz, skoro już masz się u mnie zatrzymać na jakiś czas, wolałabym, żebyśmy były w bardziej… przyjaznych stosunkach – powiedziała kwaśno.
- Proponujesz obcej osobie, która zabija na zlecenie przyjaźń? – Tenten spojrzała na nią jak na niespełna rozumu.
- Taaak, zdaje się, że to właśnie powiedziałam? – Uniosła brew.
- Wy wszyscy jesteście popieprzeni – mruknęła, odstawiając kubek na stół.
- Cóż, Naruto ci ufa, mnie to wystarcza. – Wzruszyła ramionami, przerzucając naleśnik na talerz i wlewając na patelnie płynne ciasto.
- Jemu najwyraźniej nie. – Z krzywym uśmiechem kiwnęła głową w kierunku łazienki, z której dochodził dźwięk lejącej się wody.
- On ma paranoje – sarknęła z niesmakiem. – Zresztą nie on jeden. A do tego się rządzi. Także jego możesz mieć spokojnie gdzieś. Wyjaśnili ci w ogóle coś? – Spojrzała na nią bystro.
- A wyglądam jakbym coś wiedziała? – Uniosła brew.
- No tak, głupie pytanie – parsknęła śmiechem. – Nie mogę ci za wiele powiedzieć, wybacz, musisz być cierpliwa, chociaż to pewnie cholernie wkurzające.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy – burknęła, ignorując trzaśnięcie drzwi od łazienki.
- Jest coś do jedzenia? – spytał Sasuke, wycierając ręcznikiem włosy.
- Wynocha stąd beelzebubie jeden. – Sakura bezceremonialnie wypchnęła Uchihę z kuchni. - Ubierz się, do cholery, w szafie powinien być twój szlafrok.
- Mówiłaś, że wywalasz wszystkie moje rzeczy – uśmiechnął się szelmowsko, a jego oczy zabłysły.
- Coś się mogło ostać – wyjaśniła z kamienną twarzą.
- A może byśmy tak… - zaczął mruczącym tonem pochylając się.
- Szlafrok. – Dźgnęła go palcem w policzek i odsunęła jego twarz w bok. – Teraz.
Tenten w ciszy przyglądała się mamroczącej pod nosem przekleństwa Sakurze. Zastanawiała się, czym kobieta się zajmuje. Nie mieszkała z nimi, więc może nie jest zbyt związana ze sprawami, którymi się zajmują? Jednak wydaje się, że wie o wszystkim, musi z nimi współpracować, na pewno by nie pozwolili nikomu wiedzieć zbyt wiele i chodzić wolno. Jak jej. Nie wiedziała praktycznie nic, a i tak była… więźniem, chociaż nie za kratkami i niespętana. A to wywoływało w niej skrajną paranoje tak pielęgnowaną przez lata samotnego działania. Słyszała wszystko, spodziewała się wszystkiego i nie potrafiła się rozluźnić, mimo że Sakura nie robiła nic, prócz smażenie naleśników. Ale z drugiej strony cholera wie, co potrafi robić patelnią prócz gotowania.
Na początku Tenten oceniła ją jako drobną i raczej nieszkodliwą. Ale im dłużej jej się przyglądała, tym wyraźniej wiedziała, że Sakura nie jest bynajmniej nieszkodliwa. Jej ruchy były szybkie i pewne, krótkie, atakujące, ramiona mocne i na pewno piekielne silne. Nawet jej postawa mówiła o tym, że jest osobą dobrze wyszkoloną, trzymała pewny balans ciała, tak, że Tenten była pewna, iż gdyby ktoś tę kobietę zaszedł od tyłu, dostał by tą cholerną patelnią prosto w zęby, a zrobiłaby to tak gładko, jak baletnica robi piruet.
O tak, nie myliła się. Uderzyła w dłoń Uchihy, który chciał wziąć naleśnika, tak szybko, że Tenten usłyszała właściwie tylko trzask. Sasuke oceniła już dawno, na samym wstępie – był groźny. Niebezpieczny i pewny siebie, jak drapieżnik, który wolno i spokojnie podchodzi do ofiary, by przedłużyć sobie przyjemność czerpaną z wywoływanego przerażenia.
Przyglądała się przez dłuższą chwilę, jak mężczyzna drażni się z Sakurą, a ona wyjątkowo umiejętnie sobie z nim radzi. Nie bała się? Nie, Sakura się nie bała, ale też i przy niej Uchiha nie był zabójczym drapieżnikiem, którym się stawał przy niej.
- Czy wy jesteście parą? – spytała, przechylając głowę i przerywając im.
Sakura i Sasuke umilkli i spojrzeli na nią.
- Nie – zaprzeczyła kategorycznie kobieta.
- Tak – odpowiedział w tym samym czasie Uchiha z szerokim uśmiechem.
- Dobra, nie było pytania. – Uniosła ręce, parskając, gdy Sakura posłała mężczyźnie wkurzone spojrzenie.

~*~

Przekręciła się na plecy, starając się nie warknąć z frustracji. Kompletnie nie mogła usnąć. Biorąc pod uwagę, że gdy się kładła było po drugiej nad ranem, powinna skorzystać ze snu ile tylko mogła, zwłaszcza, gdy ma się przed sobą bardzo niepewne najbliższe dni.
Ale nie potrafiła usnąć.
Nie jej łóżko, nie jej zapachy, tykanie małego zegara, sprawiało, że jej paranoja była non stop drażniona nowymi, nieznanymi bodźcami. Jednak głównym powodem jej bezsenności był leżący po drugiej stronie pokoju na składanym łóżku mężczyzna, który, wiedziała to bardzo dobrze, także nie spał, tylko czuwał. Obecność kogoś drugiego, kogoś tak groźnego, kto z łatwością by ją zabił, sprawiała, że nie mogła zmrużyć oka i pozbyć się wewnętrznego napięcia. Jakoś śpiąca w drugim pokoju Sakura nie wywoływała w niej takich uczuć. Ale może po prostu tak skupiła się na nim, że obecność kobiety nie była tak niepokojąca. Co innego gdyby były same… W czasie takich rozmyślań, wyjaśniła sobie obecność Sasuke w tym mieszkaniu. To takie oczywiste, że aż dziwne, że nie wpadła na to wcześniej. Uchiha był tu nie tyle po to, żeby jej pilnować, z tym spokojnie poradziłaby sobie Sakura. Nie, Uchiha był tu właśnie po to, żeby chronić Sakurę przed nią. Kobieta była jedną z nich, na pewno, więc nie było mowy, żeby nie była odpowiednio wyszkolona i nie poradziła sobie z przeciwnikiem. Ale oni jej nie ufali. Przynajmniej jeszcze.
- Nie zamierzam nikogo zabić – warknęła, gdy usiadła na łóżku, a oczy Uchihy wbiły się w nią czujnie. – Chcę iść do pieprzonej łazienki bez ciebie dyszącego mi w kark.
- A czy ja ci zabraniam? – dobiegł do niej mrukliwy, rozbawiony głos.
- Nie, ty tylko… Nie ważne. – Wstała i skierowała się do łazienki. Niby jak miała mu wytłumaczyć, że każdy jego ruch sprawia, że coś wewnątrz niej wyje na alarm?
Opłukała twarz zimną wodą i oparła dłonie na umywalce patrząc na swoje odbicie. No, to się ładnie wpieprzyłaś Mitsashi. Po prostu gratulacje i owacje na stojąco! Całe życiowe doświadczenie szlag trafił. Tylko co ona zrobi, gdy okaże się, że oni zajmują się czymś gorszym, niż handel narkotykami czy bronią? A jak handlują ludźmi? Albo są psychopatami? Co wtedy?
Ucieknie.
Ucieknie, choćby miała przypłacić to życiem. Być może to śmieszne, że zabójca, który nawet nie pamięta ile razy zabił, unosi się jakimiś chrzanionymi zasadami, ale nigdy nie zamierzała się w taki sposób bawić ludzkim życiem, ludzkim cierpieniem, skazywać ludzi… skazywać ludzi na gówno, z którego cudem udało jej się wyrwać. Gdyby tamtej nocy, w tym ciasnym zaułku, tamten mężczyzna ją złamał, wystraszoną do nieprzytomności jedenastolatkę, gdyby ją dotknął w ten sposób… Nie wiedziałaby, gdzie by teraz była, ale na pewno nie miałaby tyle siły i chęci przetrwania. Na samą myśl, że mogła skończyć jak matka, ćpunka prostytuująca się na każdym rogu, przebiegł ją dreszcz obrzydzenia. I litości. Ale wyrwała się z tego. Miała na sumieniu życia wielu ludzi, złych, bo złych, lecz też pewnie mających rodziny. Ale nie dała się poniżyć, nie fizycznie, nie dała z siebie zrobić żywego trupa. Nikt jej nie wykorzystywał, a ona sama grała na swoje konto.
Ale jeżeli oni to robią, jeżeli skazują na to innych, ucieknie, zrobi wszystko, by się wyrwać i zniknąć. Potrafiła to robić, nauczyli jej tego, miała kilka niezłych dojść, dzięki którym zapadłaby się pod ziemię.
Nie…
Pokręciła gwałtownie głową. Nie. Nie, nie, nie. To z pewnością dziwne i chore, ale wiedziała, że on by nie mógł, nie zrobiłby tego. Był taki jak ona. Nie, on był lepszy. Dużo lepszy, chociaż wiedziała, że krew na jego rękach jest równa tej, którą miała ona. Cholera, nie znała go, nic o nim nie wiedziała, ale była pewna, że on by tego nie robił, te oczy nie lubią ludzkiego cierpienia. Chociaż budził instynktowne przerażenia samą swoją obecnością, to błękitne oczy, które na nią patrzyły, nie były oczami człowieka napawającego się cierpieniem, nie były bezduszne. Bezlitosne, owszem, ale nie były złe…
- Długo cię nie było. Może jednak potrzebowałaś towarzystwa? Męskiego na przykład. – Zacisnęła mocno usta, gdy mężczyzna zaśmiał się cicho.
- Wątpię, żeby twoje towarzystwo wystarczyło – wycedziła, wchodząc do łóżka.
- Ajć, jadowita, no proszę – parsknął. – I mylisz się. Bądź pewna, że gdybym chciał, nie zapomniałabyś tego do końca życia.
Nie mogła opanować wzdrygnięcia. Miękki, uwodzicielski ton jego głosu sprawił, że coś niekontrolowanego zacisnęło się w jej wnętrzu. Miał rację. Nie zapomniałaby. Tego była więcej niż pewna.
- Daj mi spać, do cholery – warknęła, owijając się szczelnie kołdra i odwracając się do niego tyłem. Pal licho paranoje, musi się przespać chociaż chwilę, bo jak reszta jest równie wkurzająca co on, czeka ją ciężki dzień.

~*~

Nie wiedziała, o której Sasuke wstał i czy w ogóle spał. W każdym razie, gdy wstała przed siódmą jego łóżko było puste i zastała go w kuchni, pijącego kawę i jedzącego zimne naleśniki.
- Dobrze się spało? – Jego usta wykrzywił bezczelny uśmiech.
- Cudownie – mruknęła, częstując się jedzeniem i kawą.
Przez dłuższą chwilę żadne z nich nic nie mówiło skupiając się na jedzeniu. Tenten stwierdziła, że chyba nieco się przyzwyczaiła do jego obecności i nie podskakiwała za każdym razem, gdy wykonał jakiś gwałtowniejszy ruch. Mimo to nie traciła czujności.
- Mamy stawić się w domu – rzucił po jakimś czasie Sasuke, dolewając sobie kawy.
- Czemu nazywasz to miejsce… domem? – Uniosła brew.
Mężczyzna przez chwilę wyglądał na zamyślonego, spokojnie jedząc naleśnika.
- Bo to jest dom. Zresztą musimy jakoś nazywać to miejsce publicznie, wbrew pozorom nie siedzimy tam jak krety. – Uśmiechnął się do niej nieco kpiąco.
To miało sens.
- Mamy różne, zwyczajne nazwy na ważne dla nas miejsca – kontynuował, poruszając rozluźniająco ramionami. – Kiedyś pewnie je poznasz.
Taa, kiedyś, to się jeszcze okaże. Cierpki uśmiech schowała za kubkiem, upijając z niego łyk.
Spojrzała uważnie na wchodzącą do kuchni zaspaną Sakurę, która szła chyba na pełnym instynkcie, bo jej oczy były jeszcze przymknięte.
- Kawyyy – jęknęła niezwykle cierpiętniczo.
Sasuke wyciągnął w jej stronę swój kubek.
 - Podlizujesz się, hę? – mruknęła, biorąc jednak naczynie. Usta Uchihy rozciągnęły się w delikatnym uśmieszku, lecz nic nie powiedział.

~*~

Gdy Uchiha wjechał do poziemnego parkingu, stało tam już kilka innych samochodów. Jak nic każdy z nich miał jakiegoś świra na punkcie samochodów, bo jeden był lepszy i droższy od drugiego. Naprawdę ciekawe skąd je mają. Ukradli? I kręcili się takimi wozami po mieście?
- Cokolwiek sobie myślisz, jesteś w błędzie. – Drgnęła, gdy Uchiha odezwał się niespodziewanie i popchnął ją przynaglająco w plecy. Spojrzała na niego, a on uśmiechnął się ironicznie.
- Skąd wiesz, o czym pomyślałam? – spytała zaczepnie. Dopiero teraz zauważyła, że to miejsce ma zaskakujące zabezpieczenia. Zanim weszli na schody, drzwi zostały otwarte przez Uchihę kodem. Wczoraj jakoś jej to umknęło. Wczoraj pewnie wiele jej umknęło, jeżeli już chodziło o ścisłość.
- Widzę – parsknął, prowadząc ją w górę i otwierając kolejne drzwi hasłem.
Poczuła niepokój. Była w pułapce. Nie zwróciła na to uwagi na początku, ale do licha, była w pułapce, nie ucieknie stąd, nie siłą. No, chyba że zachce jej się skakać przez okna.
Korytarz, na którym się znajdowali, oświetlony był lapami jarzeniowymi, a po obu stronach znajdowały się rzędy drzwi.
- To jest piętro, na którym mamy siedzibę – odezwał się Sasuke, najwyraźniej mając jakiś radar na jej niewypowiedziane myśli. – Zajmujemy pokoje po prawej stronie, okna nie wychodzą na ulice i nikt się specjalnie nami nie interesuje.
Jedne z drzwi otwarły się i wyszedł na korytarz mężczyzna z nieco niedbale spiętymi włosami.
- O, jesteście wreszcie – mruknął bez specjalnego entuzjazmu. – Radzę uważać, Grizzly wróciła i ma parszywy humor. – Skrzywił się.
- To ona ma kiedyś inny? – Wredny uśmiech pojawił się na ustach Sasuke.
- Weź jej nie wkurwiaj, co? To jest cholernie upierdliwe, jak warczy do wszystkich – westchnął męczeńsko.
Weszli do przestronnego pomieszczenia, który chyba służył im za salon, a przynajmniej taki charakter nadawała mu szeroko ława, fotele i kanapy. Pod ścianami stały regały pełne segregatorów i biurka z komputerami. Na ścianie wisiał… plazmowy telewizor? Zajebiście.
Na kanapie z laptopem na kolanach siedział Sai i nawet na nich nie spojrzał. Przy jednym z komputerów siedział Kiba, a jedna z jego dłoni spoczywała na nodze siedzącej na blacie biurka dziewczyny i sunęła po jej łydce i kolanie. Dziewczyna najwyraźniej musiała być ową Grizzly, o której mówili, bo wczoraj jej nie widziała. Zza gazety, którą czytała, widać było tylko blond włosy.
- Grizzly, jak miło – zaczął Uchiha z paskudnym uśmiechem. – Jak tam polowanie, zwierzyna ci spieprzyła, ktoś ci ją sprzątnął sprzed nosa?
Gazeta trzymana przez dziewczynę zafalowała, a dłoń Kiby zacisnęła się na jej kolanie. Inuzuka posłał im szeroki uśmiech przez ramię.
- Tygrys, możesz nie wkurwiać ludzi z samego rana? – Za ich plecami odezwał się spokojny głos, nieco zbyt leniwy, jak na zwykły spokój. Oparty o framugę Hyuuga miał kamienny wyraz twarzy, ale jego oczy były pełne groźby.
Tenten zacisnęła usta, gdy to ciężkie spojrzenie zatrzymało się na niej, a policzki mężczyzny drgnęły.
Taaak, brawo Mistashi, masz samych przyjaciół, cudownie, ludzie cię kochają.
- Ach, no tak, Smok czuje duchową jedność z Grizzly, w końcu oboje pozwoliliście, by ktoś wam spartolił robotę. – Uchiha bawił się wyśmienicie, w każdym razie złośliwy uśmieszek nie schodził z jego ust.
Gazeta z trzaskiem wylądowała na biurku, a światu ukazało się wściekłe oblicze naprawdę ładnej blondynki. Bardzo ładnej, bardzo wściekłej blondynki.
- Chcesz coś jeszcze dodać, czy mam ci wpakować kulkę między oczy, Uchiha? – warknęła, unosząc pytająco brwi.
- A trafisz? – spytał z nonszalanckim uśmiechem, zakładając ręce na piersi.
- A chcesz się przekonać?- uśmiechnęła się paskudnie mrocznym uśmiechem.
- Jaka miłość w powietrzu.
Wszyscy podskoczyli w miejscu.
Neji obejrzał się za siebie i zawarczał pod nosem. Uzumaki posłał mu szeroki uśmiech i mrugnął porozumiewawczo.
- Zrób to jeszcze raz, a skręcę ci kark – powiedział uprzejmie Hyuuga, przeciągając sylaby.
- Jasne. – Klepnął go w plecy, wchodząc do pokoju.
- Uzumaki, ściągnij kolczatkę Tygrysowi, bo inaczej ktoś dziś zginie – odezwała się Ino, posyłając wściekłe spojrzenie Sasuke.
- Kochanie, nie prowokuj – zamruczał Uchiha.
- Możemy zabrać się za coś konkretnego? – zawołał z kanapy Sai. – Nie interesują mnie napięcia seksualne między tą dwójką. – Uśmiechnął ironicznie.
- No dobrze, będą dwa trupy. – Ino odrzuciła długie włosy na plecy.
Naruto złapał koszule na plecach Uchihy, który najwyraźniej miał wielką ochotę uzewnętrznić swoją złość. Sasuke popatrzył wściekle na niego.
- Zamknij go, albo pomogę Grizzly zakopać trupa – syknął.
- Jak dzieci! – Wchodząca do pokoju Tsunade westchnęła teatralnie. – Siadać i przymknąć się już.
Sasuke pchnął Tenten w kierunku fotela, samemu przysiadając na oparciu. Wciśnięta w fotel patrzyła, jak wszyscy zajmują dostępne fotele i kanapy. Kiba podjechał na krześle obrotowym, kładąc na oparcie ramiona i przyglądając się jej z uśmiechem. Było ich… mało. Spodziewała się… No cóż, spodziewała się, że jest ich więcej. Zresztą, to miejsce wyglądało na takie, które jest przystosowane dla większej liczby osób.
Drgnęła, gdy usłyszała swoje imię. Spojrzenia wszystkich były wbite w nią.
- Właśnie powiedziałem, że od dziś będziesz z nami współpracować – wyjaśnił Naruto z szerokim uśmiechem.
- To ja już nie mam nic do powiedzenia? – mruknęła.
- Jeżeli chcesz zginąć, to czemu nie? – rzucił Sai, patrząc w sufit.
- Cudowna alternatywa – burknęła, a siedzący koło niej Sasuke parsknął śmiechem.
- Zamknij się. – Ino, kopnęła Saiego. – Wreszcie jakaś kobieta, mam dość siedzenia z samymi kretynami.
- My też cię kochamy – zamruczał Uchiha.
- Przymknijcie – westchnęła zniecierpliwiona Tsunade.
- Sasuke i Neji, mamy dla was robotę. – Uzumaki rzucił Nejiemu białą teczkę. – Weźmiecie ze sobą Tenten.
- Słucham? – Neji otwierający teczkę zamarł.
- Weźmiecie Tenten ze sobą. – Uśmiechnął się szeroko.
- Reszta zna swoje zadania, więc ruszać tyłki – rzuciła Tsunade, zanim Hyuuga zdążył wysilić się na coś więcej niż tylko wkurwione spojrzenie.
- Sasuke zostań na chwilę – powiedział jeszcze Naruto, zanim wszyscy się rozeszli.
Tenten patrzyła, jak Sasuke podchodzi do Uzumakiego i o czymś rozmawiają.
- Chodź. – Stanowczy głos sprawił, że zaczęło się w niej rodzić coś na kształt wewnętrznego buntu.
- Może trochę grzeczniej, co?
Hyuuga prychnął niezwykle lekceważąco i wyszedł na korytarz. Zaciskając usta podążyła za nim. Nie wiedziała co jest gorsze, nieustanne poczucie zagrożenia przy Sasuke i znoszenie jego uszczypliwości, czy obojętny chłód Smoka. O co temu kretynowi w ogóle chodziło?
- Sasuke mówił, że zajmujecie tylko to niższe piętro – odezwała się niechętnie, gdy Neji prowadził ją do schodów na górę.
- Bo tak jest.
I tyle. Nic więcej. No co za nadęty bufon.
Sztyletowała spojrzeniem jego plecy, gdy spokojnie wbijał kod otwierający drzwi na piętro.
- Tutaj trzymamy broń – wyjaśnił, gdy weszli na korytarz. Podszedł do najbliższych drzwi i wbijając kolejny kod, otworzył je. W środku… no cóż, czuła się, jakby wkroczyła do swojego mieszkania, tylko wszystkiego było razy kilkanaście sztuk więcej.
- Idziemy kogoś zabić? – spytała, przesuwając palcem po jednym z karabinów. Kurwa, jak pieprzona mafia, w co ona się władowała?
- A jak myślisz? – Uśmiechnął się krzywo, zamykając z trzaskiem neseser.
- O co ci chodzi? – spytała zniecierpliwiona jego zachowaniem.
- O nic. Chodź, Tygrys powinien już na nas czekać na dole.
Dupek.

~*~

- I? – Naruto uniósł pytająco brwi.
- Jest w porządku – mruknął Uchiha, patrząc kątem oka, jak Tenten opuszcza pokój razem z zirytowanym Hyuugą. – Nadaje się. I cholera, jeszcze nie widziałem tak zabarykadowanego mieszkania, jak pieprzony skład broni. – parsknął śmiechem.
- Wiedziałem, że będzie się nadawać. – Uzumaki uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Jest trochę przewrażliwiona. W ogóle się nie wyspałem, do diabła, ale to w sumie dobrze, nie jest kretynką.
- Co sądzi Sakura?
- Jak Grizzly, cieszy się, że dołączy kolejna baba. – Wywrócił oczami. – Ale generalnie nie ma zastrzeżeń i kazała ci przekazać, że jak będziesz robił z niej hotel, to ci w końcu skopie dupę.
- A ty co sądzisz? – zerknął na niego.
- Nic – ponownie wzruszył ramionami. – Ma charakter, będzie się z nią dobrze pracować.
Naruto pokiwał głową.
- Można ją w końcu zapoznać z naszą sprawą. Przywieź ją potem do mnie, porozmawiam z nią.
- Sprawdziliście ją?
- Tak, Maru i Kiba się tym zajęli, jest czysta.
- W porządku, ale jak coś nawali, to pamiętaj….
- Wiem, urwiecie mi łeb – machnął ręką, szczerząc się.
- Żeby tylko, stawka podskoczyła, stracisz swoje pieprzone klejnoty, Uzumaki – uśmiechnął się wredne.

~*~

Gdy zeszli na parking, przywitał ich opierający się o czarny samochód Sasuke.
- Dłużej się nie dało? – spytał, uśmiechając się cierpko, gdy wbiły się w niego dwa zirytowane spojrzenia. – Jesteście cholernie problematyczni. – Uchiha wywrócił oczami, otwierając bagażnik.
- Hej – zawołał Tenten, zatrzymując się w miejscu. – Czy to jest mój samochód? – Wskazała na pojazd, który właśnie zauważyła.
- No chyba. Wsiadaj, skarbie, trochę nam się spieszy – ponaglił ją Sasuke.
- Wyjaśni mi ktoś, co on tu robi? – spytała zniecierpliwiona, gdy usadowiła się na tylnym siedzeniu.
- Nie cieszysz się? – rozbawione spojrzenie Uchihy pojawiło się w lusterku wstecznym.
Warknęła pod nosem, zapinając pas.
- Kiba go sprowadził, jeżeli już jesteś taka dociekliwa – wyjaśnił, wycofując samochód.
- A więc jednak jesteście pieprzonymi rabusiami – burknęła.
- Jesteśmy dużo gorsi - zaśmiał się i z piskiem opon wyjechał z parkingu.

poniedziałek, 17 listopada 2014

01. Konoha na studiach [Naruto]



Jesień potężnymi krokami wkroczyła w przyrodę i zagarnęła ją w swoje ramiona. Drzewa co prawda jeszcze nie straciły liści, ale w zastraszającym tempie zmieniały one swój kolor racząc spacerujących ludzi całą paletą jesiennych barw. Co więcej, mimo słońca wiszącego na niemal błękitnym niebie, wszędobylskie zimno było wręcz nieubłagane. Wciskało się w każdą niezakrytą szczelinę i z dokładnością perfekcjonisty szczypało najmniejszy bodaj skrawek skóry. Niektórzy byli zadowoleni z takiego stanu rzeczy, mając w pamięci niedawne, sierpniowe upały i z radością przywitali przynoszącą ochłodę jesień. Byli jednak też tacy, który żywo przeklinali jesienną Panią za szczypiący chłód.
Do tych drugich zaliczała się z całą pewnością Temari Sabaku, księżniczka pustynnego państwa Suna, która przyzwyczajona była do zgoła innych temperatur i gdy tylko słupek rtęci w termometrze spadał zbyt blisko dziesięciu stopni, dla niej było to równoznaczne z nadchodzącą epoką lodowcową. Nie inaczej było teraz – Temari wcisnęła głęboko w kieszenie czerwonego płaszcza dłonie w żółtych rękawiczkach i przygarbiła się, chowając nos w kolorowy szalik.
A szlag by trafił cztery pory roku, pomyślała, przestępując z nogi na nogę, by choć trochę ogrzać palce, które już zdążył nieprzyjemnie połaskotać chłód. Temari spacerowała w kółko wzdłuż alejki, już dawno rezygnując z czekania na pobliskiej ławeczce, która może i była kusząca, ale tak przeraźliwie zimna, że na samo wspomnienie dziewczyna wzdrygnęła się nieprzyjemnie. Ktoś powinien w końcu pomyśleć nad przenośnymi grzejnikami, byłby to istny cud techniki i fenomen w skali świata, myślała, patrząc jak drzwi instytutu Fizyki i Astrofizyki otwierają się z metalicznym zgrzytem. Chłopak, który wyszedł na zewnątrz szukał czegoś w kieszeniach rozpiętej kurtki i rozglądał się wokoło. Dostrzegł ją i po chwili, zapalając odnalezionego papierosa, ruszył w jej stronę wolnym krokiem człowieka, który nigdy i nigdzie się nie spieszy.
- I jak ci poszło? – spytała, gdy chłopak przystanął przy niej, całując ją w usta na powitanie. Temari prawie się nie skrzywiła na widok papierosa. Już dawno się przekonała, że jej zwykle ugodowy chłopak ma przyzwyczajenia, których nawet ona nie potrafi wyplenić. Zresztą, nie była pewna, czy akurat ten by chciała potraktować tak bezlitośnie, niektórym facetom po prostu pasował papieros… Jak dobrze, że nikt nie słuchał jej myśli.
- Normalnie. – Shikamaru wzruszył ramionami, zaciągając się i wypuszczając kłąb sinego dymu z ust.
Temari wywróciła oczami.
- Cholera, Nara, może trochę więcej szczegółów? Nie stanie ci się krzywda, gdy wygenerujesz coś więcej niż równoważnik zdania.
Usta Shikamaru wygięły się w delikatnym uśmiechu, po czym kiwając głową ruszył przed siebie.
- Zdałem, cieszysz się? – Błysnął uśmiechem w stronę idącej koło niego dziewczyny.
- Jak cholera – warknęła.
Nara zaśmiał się cicho.
- Nie denerwuj się tak. – Złapał jej dłoń i schował razem ze swoją do kieszeni jego kurtki. – Nadal nie wiem, po co kazałaś mi tam iść, ale zdałem ten upierdliwy egzamin i przyjęli mnie.
- Mówiłam! – Uśmiechnęła się triumfalnie. – Gdybyś poszedł na pierwszą rekrutację też byś zdał. Ale nieee, trzeba było zrzędzić „po co, ja nie chcę studiować, mam dość szkoły, nie chce mi się myśleć, i tak mnie wywalą, daj spokój” – przedrzeźniała zmęczony głos Shikamaru.
- Ja nie zrzędziłem, to była czysta prawda – mruknął, gapiąc się w niebo na maleńkie obłoczki pływające po błękitnym niebie. Szkoda, że było za zimno, żeby położyć się na trawie, pogapić się w niebo i zdrzemnąć pół godzinki…
- Nara, zejdź na ziemię.
Shikamaru popatrzył mało przytomnym spojrzeniem na Temari, która sekundę temu pstryknęła mu palcami przed oczami.
- Mógłbyś chociaż udawać, że mnie słuchasz. – Wzniosła oczu do nieba. – I zadzwonił byś do rodziców i powiedział, że zdałeś.
- Powiem im jak wrócę do domu – wzruszył ramionami.
- Bogowie, gdzieś ty się uchował, Nara – westchnęła. – No więc trudny był ten egzamin wstępny?
- Taki sobie.
- Gdybyś się do niego przygotowywał tak, jak ci mówiłam, to byłby banalny.
- A czy ja powiedziałem, że był trudny? – Uśmiechnął się, zerkając na dziewczynę. Nos i policzki Temari był różowe od chłodu, a oczy były bardziej szare niż zwykle. Shikamaru bardzo lubił patrzeć, jak zmienia się ich kolor. – Skoro chcą tworzyć elitę, powinien być o niebo trudniejszy. Czy ta opinia wystarczy? – Uniósł brew, przystając.
- A więc dla genialnego Nary była to kaszka z mleczkiem? – Temari również uniosła zaczepnie brew parodiując jego gest.
Kącik ust Shikamaru powędrował do góry.
- Dużo smaczniejsza byłaby bułka z masłem – stwierdził, pochylając się i dotykając zimnym nosem jej policzka. – Ciepła i pachnąca. Głodny jestem.
- Ach tak? – mruknęła z rozbawieniem, obejmując go w pasie.
- Dokładnie, wysiłek umysłowy jest sto razy gorszy i pochłania dużo więcej energii niż fizyczny – wyjaśnił, patrząc na rozbawione ogniki tańcujące w oczach Temari.
- No co ty nie powiesz? A więc jednak zmusili cię, żebyś użył swojego mózgu? No proszę, proszę.
- Troszeczkę – przyznał, przyciągając ją bliżej siebie.
- Ja coś czuję, że ledwo się prześlizgnąłeś. No, Nara, przyznaj się, jak to było? – prowokowała go.
- Wiem, że robisz to specjalnie – zamruczał w jej usta, do których przywarł na jedną słodką chwilę. – Nie dam się sprowokować.
- Oczywiście, że nie – przytaknęła, całując go co i rusz. – Wyśpiewasz wszystko mamusi, zaprosiła nas na obiad. – Temari zachichotała ucieszona słysząc męczeński jęk Shikamaru.

~~*~~

- … no więc powiedziałam mu, że skoro ma takie podejście i zachowuje się jak kretyn, to niech spada w cholerę i wróci jak się ogarnie i dorośnie. – Ino odrzuciła długie włosy na plecy i poprawiła uchwyt na wielkiej doniczce z fikusem.
- Jesteś tego pewna? – Dobiegł głos z wnętrza dużego samochodu, po czym wyłoniła się z niego Tenten z dużą walizką.
- Oczywiście – prychnęła. – Kiba to duży dzieciak, a ja mam dość dzieci!
- Czy ja wiem, chyba taki jego urok – stwierdziła dziewczyna, przystając i kładąc ciężką torbę koło siebie.
- To niech się go pozbędzie, bo mam go dosyć! – powiedziała zirytowana przesuwając się, by Neji mógł przejść koło niej z dwoma walizkami. – Widzisz, Hyuuga jak prosiłaś przyszedł i nam pomógł – wskazała na Nejiego, który uniósł brew z nikłym uśmiechem rozbawienia – a widzisz tu gdzieś tego kretyna, który tytułuje się moim chłopakiem? No widzisz?
- Nie widzę – przyznała ostrożnie Tenten. – Może coś go zatrzymało?
- I zatrzymuje go tak od blisko miesiąca? – spytała napastliwie Ino.
- Nie wiem czy cię to pocieszy – z samochodu wyskoczyła Maiko i ściągnęła z niego walizkę niemal tak wielką jak ona sama – ale mojego chłopaka też tu nie ma. – Błysnęła uśmiechem w kierunku przyjaciółki.
- Ale twój jest w Europie! W sprawach służbowych!
- Faktem pozostaje, że go nie ma i nie mam mi kto nosić tych wszystkich ciężkich bagaży, których takie chucherko jak ja nie udźwignie. – Maiko uśmiechnęła się promiennie do Nejiego, który wrócił po kolejne rzeczy. – Wiesz, że jesteś moim najukochańszym przyjacielem, prawda, Neji? – spytała, gdy chłopak zabrał od niej jej bagaż.
- Oczywiście – parsknął.
Dziewczyny obejrzały się, gdy tuż obok z piskiem opon zaparkował samochód, którego drzwi otworzyły się gwałtownie i z pojazdu wypadł jak strzała Uzumaki.
- Kobieto, myślałem, że to ja mam nierówno pod sufitem, ale już nigdy nie dam ci siąść za kółkiem – wysapał, wspierając dłonie na udach.
Hinata, która wysiadła właśnie z samochodu, zaśmiała się dźwięcznie.
- Sam powiedz, że było całkiem zabawnie – uśmiechnęła się delikatnie.
- Zabawnie? Zabawnie? Przejechałaś na czerwonym świetle!
- Było pomarańczowe – mruknęła, chowając kluczyki do kieszeni.
- Okulary, na następne urodziny kupię ci okulary – oświadczył.
- Cześć, misie pysie, przyszliście nam pomóc? – odezwała się Maiko z czarującym uśmiechem.
- Matko, co wy, zabrałyście rzeczy połowy miasta? – spytał Naruto, zaglądając do wnętrza samochodu.
- Zaraz połowy miasta – mruknęła Maiko. – Tylko najpotrzebniejsze rzeczy!
- Jasne, a ten badyl jest wam tak potrzebny, że nie możecie się bez niego obejść – złapał za liść fikusa trzymanego przez Ino. Dziewczyna trzepnęła go w rękę z cichym warknięciem. – Łoo, a tobie co, blondyna?
- Lepiej mnie nie drażnij Uzumaki, mam dziś wyjątkowo morderczy dzień. Z chęcią kogoś w końcu zabiję.
- Właśnie, a gdzie Kiba? – spytała Hinata rozglądając się i uniosła zdumiona brwi słysząc pełen wściekłości jęk Ino i ciche śmiechy koleżanek. Kolejną tyradę Ino przerwała Tenten wyciągająca telefon z kieszeni.
- Oho, wieści od Narów. Temmy pisze, że Shika zdał egzamin i go przyjęli, i że przyjdą do nas wieczorem na imprezę, bo idą na obiadek do mamusi. Jak słodkooo – wyszczerzyła się.
- No, to kolejna rzecz do uczczenia! – zawołała Maiko.
- Najpierw trzeba to wszystko wynieść na górę. – Tenten kiwnęła na samochód.
- To do roboty! Go, go power rangers!

~~*~~

- Ile ty tego zabierasz, do licha?
- O co ci chodzi, to tylko trzy walizki – mruknęła Sakura wrzucając na tylnie siedzenie wypchany plecak.
- Tylko trzy – wyburczał Sasuke pod nosem. – Dwie już wcześniej zawiozłaś.
- Nie moja wina, że ty byś się zmieścił do jednego plecaka, Uchiha. Ja potrzebuje mieć wszystko przy sobie.
- Kolekcję pluszaków też? – uśmiechnął się złośliwie.
- Nie mam kolekcji pluszaków – prychnęła. – Nie wiem jak z tobą.
Sasuke wzniósł oczy do nieba wsiadając do samochodu.
- Nadal nie wiem, dlaczego będziesz mieszkać w akademiku – odezwał się, odpalając samochód.
- Sasuke, rozmawialiśmy o tym ze sto razy – westchnęła, zapinając pas i ściągając chustkę z szyi.
- A ja nadal tego nie rozumiem – powiedział twardo, wycofując auto.
- Przydzielili mi akademik, to po pierwsze, nie wszyscy z nas go dostali. Po drugie, będę blisko instytutu, bibliotek, wszystko będę mieć pod ręką i nie będę musiała jeździć po całym mieście, gdy będę musiała coś sprawdzić.
- Mamy internet – mruknął Sasuke, lecz dziewczyna całkowicie go zignorowała.
- A po trzecie nie stać mnie póki co, by lekką ręką wydawać pieniądze jeszcze na opłacanie mieszkania.
- Mogliśmy coś wynająć. Przecież płaciłbym za mieszkanie.
- Nie będziesz za mnie płacił – ucięła twardo. – Zresztą po co masz wynajmować mieszkanie, skoro mieszkasz koło uczelni.
- Więc mogliśmy mieszkać u mnie.
- Sasuke – jęknęła. – Nie będę mieszkać u ciebie.
- Dlaczego? – zapytał z naciskiem, patrząc uporczywie na drogę i zaciskając dłonie na kierownicy.
- Bo nie, to dom twój i twojego brata, a ja dostałam akademik i tam będę mieszkać.
Sasuke zgrzytnął na zębach, jednak nie odezwał się już więcej. Przez dłuższy moment panowała między nimi uporczywa cisza, którą przerwał sygnał telefonu Sakury.
- Temari pisze, że Shikamaru zdał egzamin i że będą wieczorem na imprezie u dziewczyn.
Uchiha nie dał po sobie poznać, że w ogóle cokolwiek usłyszał. Sakura, westchnęła i położyła rękę na dłoni Sasuke spoczywającej na biegach.
- Sasuke, daj spokój, rozmawialiśmy już o tym.
- Nie wiem po co tak wszystko komplikować – powiedział zirytowany.
- Mogą ci się nie podobać moje decyzję, ale powinieneś je uszanować – powiedziała chłodno, wkładając ręce do kieszeni kurtki i wbijając wzrok w boczną szybę.
Po chwili dłoń Uchihy spoczęła na jej udzie i był to jedyny pojednawczy gest z jego strony.

_______
H.: Tak sobie pomyślałam, że pogadam sobie trochę w celu małych wyjaśnień. XD Przede wszystkim jest to poniekąd sequel do innego mojego opowiadania z konoszańskim męskim burdelem, tyle że dziejącym się w liceum i jest o niebo bardziej głupkowaty i z bardziej absurdalnym humorem niż tutaj, bo tam jest po prostu… wszystko. Wszystko, co jest w stanie wymyśleć męska populacja Konohy uwięziona w murach szkoły, poważnie. Nie wiem, czy nadawałoby się to do publikacji i czy ktokolwiek byłby w stanie to przeczytać. XD

Ten sequel miał być dla mnie nieco bardziej poważniejszym projektem, dlatego tu będzie bardziej poważnie, bardziej dramatycznie jeżeli chodzi o związki, które w tamtym opowiadaniu rodziły się w jednej wielkiej komedii, zresztą tam chłopcy byli wolni jak ptaki i twardo wypierali się jakichkolwiek afektów do koleżanek. XD Tutaj każdy jest już w mniej lub bardziej udanym związku.

Jestem świadoma, że wiele rzeczy może się nie spodobać. ^^" Stety, bądź niestety mam zazwyczaj swój własny osobisty kanon jeżeli chodzi o postacie i serie, dlatego od razu zaznaczam, że Gaara ma niewiele wspólnego z tym kanonicznym. Ja kocham ich obu – tego z kanonu i tego mojego, nie wiem, jak zareagujecie Wy. A w dodatku jego partnerką jest całkowicie wymyślona przeze mnie postać, także tego, no. Mimo wszystko mam nadzieję, że poświęcicie im chwilę i może i Wam uda się zakochać w konoszańskim męskim burdelu jak ja zrobiłam to przed no… już będzie pięcioma laty, a kocham ich do dziś. Chociaż będzie nieco brakować tutaj tych ich szkolnych wybryków, za co ich uwielbiam, no ale no, kiedyś chyba trzeba dorosnąć, tak mówią. :P