Upiła
łyk gorącej herbaty, krzywiąc się, gdy sparzyła sobie język.
-
Wyglądasz, jakbyś przeszła co najmniej pranie mózgu – rzuciła Sakura,
podrzucając na patelni naleśnik.
Tenten
prychnęła, wbijając spojrzenie w szafki.
-
Wiesz, skoro już masz się u mnie zatrzymać na jakiś czas, wolałabym, żebyśmy
były w bardziej… przyjaznych stosunkach – powiedziała kwaśno.
-
Proponujesz obcej osobie, która zabija na zlecenie przyjaźń? – Tenten spojrzała
na nią jak na niespełna rozumu.
-
Taaak, zdaje się, że to właśnie powiedziałam? – Uniosła brew.
-
Wy wszyscy jesteście popieprzeni – mruknęła, odstawiając kubek na stół.
-
Cóż, Naruto ci ufa, mnie to wystarcza. – Wzruszyła ramionami, przerzucając
naleśnik na talerz i wlewając na patelnie płynne ciasto.
-
Jemu najwyraźniej nie. – Z krzywym uśmiechem kiwnęła głową w kierunku łazienki,
z której dochodził dźwięk lejącej się wody.
-
On ma paranoje – sarknęła z niesmakiem. – Zresztą nie on jeden. A do tego się
rządzi. Także jego możesz mieć spokojnie gdzieś. Wyjaśnili ci w ogóle coś? – Spojrzała
na nią bystro.
-
A wyglądam jakbym coś wiedziała? – Uniosła brew.
-
No tak, głupie pytanie – parsknęła śmiechem. – Nie mogę ci za wiele powiedzieć,
wybacz, musisz być cierpliwa, chociaż to pewnie cholernie wkurzające.
-
Nawet nie zdajesz sobie sprawy – burknęła, ignorując trzaśnięcie drzwi od
łazienki.
-
Jest coś do jedzenia? – spytał Sasuke, wycierając ręcznikiem włosy.
-
Wynocha stąd beelzebubie jeden. – Sakura bezceremonialnie wypchnęła Uchihę z
kuchni. - Ubierz się, do cholery, w szafie powinien być twój szlafrok.
-
Mówiłaś, że wywalasz wszystkie moje rzeczy – uśmiechnął się szelmowsko, a jego
oczy zabłysły.
-
Coś się mogło ostać – wyjaśniła z kamienną twarzą.
-
A może byśmy tak… - zaczął mruczącym tonem pochylając się.
-
Szlafrok. – Dźgnęła go palcem w policzek i odsunęła jego twarz w bok. – Teraz.
Tenten
w ciszy przyglądała się mamroczącej pod nosem przekleństwa Sakurze.
Zastanawiała się, czym kobieta się zajmuje. Nie mieszkała z nimi, więc może nie
jest zbyt związana ze sprawami, którymi się zajmują? Jednak wydaje się, że wie
o wszystkim, musi z nimi współpracować, na pewno by nie pozwolili nikomu
wiedzieć zbyt wiele i chodzić wolno. Jak jej. Nie wiedziała praktycznie nic, a
i tak była… więźniem, chociaż nie za kratkami i niespętana. A to wywoływało w
niej skrajną paranoje tak pielęgnowaną przez lata samotnego działania. Słyszała
wszystko, spodziewała się wszystkiego i nie potrafiła się rozluźnić, mimo że
Sakura nie robiła nic, prócz smażenie naleśników. Ale z drugiej strony cholera
wie, co potrafi robić patelnią prócz gotowania.
Na
początku Tenten oceniła ją jako drobną i raczej nieszkodliwą. Ale im dłużej jej
się przyglądała, tym wyraźniej wiedziała, że Sakura nie jest bynajmniej
nieszkodliwa. Jej ruchy były szybkie i pewne, krótkie, atakujące, ramiona mocne
i na pewno piekielne silne. Nawet jej postawa mówiła o tym, że jest osobą
dobrze wyszkoloną, trzymała pewny balans ciała, tak, że Tenten była pewna, iż
gdyby ktoś tę kobietę zaszedł od tyłu, dostał by tą cholerną patelnią prosto w
zęby, a zrobiłaby to tak gładko, jak baletnica robi piruet.
O
tak, nie myliła się. Uderzyła w dłoń Uchihy, który chciał wziąć naleśnika, tak
szybko, że Tenten usłyszała właściwie tylko trzask. Sasuke oceniła już dawno,
na samym wstępie – był groźny. Niebezpieczny i pewny siebie, jak drapieżnik,
który wolno i spokojnie podchodzi do ofiary, by przedłużyć sobie przyjemność
czerpaną z wywoływanego przerażenia.
Przyglądała
się przez dłuższą chwilę, jak mężczyzna drażni się z Sakurą, a ona wyjątkowo
umiejętnie sobie z nim radzi. Nie bała się? Nie, Sakura się nie bała, ale też i
przy niej Uchiha nie był zabójczym drapieżnikiem, którym się stawał przy niej.
-
Czy wy jesteście parą? – spytała, przechylając głowę i przerywając im.
Sakura
i Sasuke umilkli i spojrzeli na nią.
-
Nie – zaprzeczyła kategorycznie kobieta.
-
Tak – odpowiedział w tym samym czasie Uchiha z szerokim uśmiechem.
-
Dobra, nie było pytania. – Uniosła ręce, parskając, gdy Sakura posłała
mężczyźnie wkurzone spojrzenie.
~*~
Przekręciła
się na plecy, starając się nie warknąć z frustracji. Kompletnie nie mogła
usnąć. Biorąc pod uwagę, że gdy się kładła było po drugiej nad ranem, powinna
skorzystać ze snu ile tylko mogła, zwłaszcza, gdy ma się przed sobą bardzo
niepewne najbliższe dni.
Ale
nie potrafiła usnąć.
Nie
jej łóżko, nie jej zapachy, tykanie małego zegara, sprawiało, że jej paranoja
była non stop drażniona nowymi, nieznanymi bodźcami. Jednak głównym powodem jej
bezsenności był leżący po drugiej stronie pokoju na składanym łóżku mężczyzna,
który, wiedziała to bardzo dobrze, także nie spał, tylko czuwał. Obecność kogoś
drugiego, kogoś tak groźnego, kto z łatwością by ją zabił, sprawiała, że nie
mogła zmrużyć oka i pozbyć się wewnętrznego napięcia. Jakoś śpiąca w drugim
pokoju Sakura nie wywoływała w niej takich uczuć. Ale może po prostu tak
skupiła się na nim, że obecność kobiety nie była tak niepokojąca. Co innego
gdyby były same… W czasie takich rozmyślań, wyjaśniła sobie obecność Sasuke w
tym mieszkaniu. To takie oczywiste, że aż dziwne, że nie wpadła na to
wcześniej. Uchiha był tu nie tyle po to, żeby jej pilnować, z tym spokojnie
poradziłaby sobie Sakura. Nie, Uchiha był tu właśnie po to, żeby chronić Sakurę
przed nią. Kobieta była jedną z nich, na pewno, więc nie było mowy, żeby nie
była odpowiednio wyszkolona i nie poradziła sobie z przeciwnikiem. Ale oni jej
nie ufali. Przynajmniej jeszcze.
-
Nie zamierzam nikogo zabić – warknęła, gdy usiadła na łóżku, a oczy Uchihy
wbiły się w nią czujnie. – Chcę iść do pieprzonej łazienki bez ciebie dyszącego
mi w kark.
-
A czy ja ci zabraniam? – dobiegł do niej mrukliwy, rozbawiony głos.
-
Nie, ty tylko… Nie ważne. – Wstała i skierowała się do łazienki. Niby jak miała
mu wytłumaczyć, że każdy jego ruch sprawia, że coś wewnątrz niej wyje na alarm?
Opłukała
twarz zimną wodą i oparła dłonie na umywalce patrząc na swoje odbicie. No, to
się ładnie wpieprzyłaś Mitsashi. Po prostu gratulacje i owacje na stojąco! Całe
życiowe doświadczenie szlag trafił. Tylko co ona zrobi, gdy okaże się, że oni
zajmują się czymś gorszym, niż handel narkotykami czy bronią? A jak handlują
ludźmi? Albo są psychopatami? Co wtedy?
Ucieknie.
Ucieknie,
choćby miała przypłacić to życiem. Być może to śmieszne, że zabójca, który
nawet nie pamięta ile razy zabił, unosi się jakimiś chrzanionymi zasadami, ale
nigdy nie zamierzała się w taki sposób bawić ludzkim życiem, ludzkim
cierpieniem, skazywać ludzi… skazywać ludzi na gówno, z którego cudem udało jej
się wyrwać. Gdyby tamtej nocy, w tym ciasnym zaułku, tamten mężczyzna ją
złamał, wystraszoną do nieprzytomności jedenastolatkę, gdyby ją dotknął w ten
sposób… Nie wiedziałaby, gdzie by teraz była, ale na pewno nie miałaby tyle
siły i chęci przetrwania. Na samą myśl, że mogła skończyć jak matka, ćpunka
prostytuująca się na każdym rogu, przebiegł ją dreszcz obrzydzenia. I litości.
Ale wyrwała się z tego. Miała na sumieniu życia wielu ludzi, złych, bo złych,
lecz też pewnie mających rodziny. Ale nie dała się poniżyć, nie fizycznie, nie
dała z siebie zrobić żywego trupa. Nikt jej nie wykorzystywał, a ona sama grała
na swoje konto.
Ale
jeżeli oni to robią, jeżeli skazują na to innych, ucieknie, zrobi wszystko, by
się wyrwać i zniknąć. Potrafiła to robić, nauczyli jej tego, miała kilka
niezłych dojść, dzięki którym zapadłaby się pod ziemię.
Nie…
Pokręciła
gwałtownie głową. Nie. Nie, nie, nie. To z pewnością dziwne i chore, ale
wiedziała, że on by nie mógł, nie zrobiłby tego. Był taki jak ona. Nie, on był
lepszy. Dużo lepszy, chociaż wiedziała, że krew na jego rękach jest równa tej,
którą miała ona. Cholera, nie znała go, nic o nim nie wiedziała, ale była
pewna, że on by tego nie robił, te oczy nie lubią ludzkiego cierpienia. Chociaż
budził instynktowne przerażenia samą swoją obecnością, to błękitne oczy, które
na nią patrzyły, nie były oczami człowieka napawającego się cierpieniem, nie
były bezduszne. Bezlitosne, owszem, ale nie były złe…
-
Długo cię nie było. Może jednak potrzebowałaś towarzystwa? Męskiego na
przykład. – Zacisnęła mocno usta, gdy mężczyzna zaśmiał się cicho.
-
Wątpię, żeby twoje towarzystwo wystarczyło – wycedziła, wchodząc do łóżka.
-
Ajć, jadowita, no proszę – parsknął. – I mylisz się. Bądź pewna, że gdybym
chciał, nie zapomniałabyś tego do końca życia.
Nie
mogła opanować wzdrygnięcia. Miękki, uwodzicielski ton jego głosu sprawił, że
coś niekontrolowanego zacisnęło się w jej wnętrzu. Miał rację. Nie
zapomniałaby. Tego była więcej niż pewna.
-
Daj mi spać, do cholery – warknęła, owijając się szczelnie kołdra i odwracając
się do niego tyłem. Pal licho paranoje, musi się przespać chociaż chwilę, bo
jak reszta jest równie wkurzająca co on, czeka ją ciężki dzień.
~*~
Nie
wiedziała, o której Sasuke wstał i czy w ogóle spał. W każdym razie, gdy wstała
przed siódmą jego łóżko było puste i zastała go w kuchni, pijącego kawę i
jedzącego zimne naleśniki.
-
Dobrze się spało? – Jego usta wykrzywił bezczelny uśmiech.
-
Cudownie – mruknęła, częstując się jedzeniem i kawą.
Przez
dłuższą chwilę żadne z nich nic nie mówiło skupiając się na jedzeniu. Tenten
stwierdziła, że chyba nieco się przyzwyczaiła do jego obecności i nie
podskakiwała za każdym razem, gdy wykonał jakiś gwałtowniejszy ruch. Mimo to
nie traciła czujności.
-
Mamy stawić się w domu – rzucił po jakimś czasie Sasuke, dolewając sobie kawy.
-
Czemu nazywasz to miejsce… domem? – Uniosła brew.
Mężczyzna
przez chwilę wyglądał na zamyślonego, spokojnie jedząc naleśnika.
-
Bo to jest dom. Zresztą musimy jakoś nazywać to miejsce publicznie, wbrew
pozorom nie siedzimy tam jak krety. – Uśmiechnął się do niej nieco kpiąco.
To
miało sens.
-
Mamy różne, zwyczajne nazwy na ważne dla nas miejsca – kontynuował, poruszając
rozluźniająco ramionami. – Kiedyś pewnie je poznasz.
Taa,
kiedyś, to się jeszcze okaże. Cierpki uśmiech schowała za kubkiem, upijając z
niego łyk.
Spojrzała
uważnie na wchodzącą do kuchni zaspaną Sakurę, która szła chyba na pełnym
instynkcie, bo jej oczy były jeszcze przymknięte.
-
Kawyyy – jęknęła niezwykle cierpiętniczo.
Sasuke
wyciągnął w jej stronę swój kubek.
- Podlizujesz się, hę? – mruknęła, biorąc
jednak naczynie. Usta Uchihy rozciągnęły się w delikatnym uśmieszku, lecz nic
nie powiedział.
~*~
Gdy
Uchiha wjechał do poziemnego parkingu, stało tam już kilka innych samochodów.
Jak nic każdy z nich miał jakiegoś świra na punkcie samochodów, bo jeden był
lepszy i droższy od drugiego. Naprawdę ciekawe skąd je mają. Ukradli? I kręcili
się takimi wozami po mieście?
-
Cokolwiek sobie myślisz, jesteś w błędzie. – Drgnęła, gdy Uchiha odezwał się niespodziewanie
i popchnął ją przynaglająco w plecy. Spojrzała na niego, a on uśmiechnął się
ironicznie.
-
Skąd wiesz, o czym pomyślałam? – spytała zaczepnie. Dopiero teraz zauważyła, że
to miejsce ma zaskakujące zabezpieczenia. Zanim weszli na schody, drzwi zostały
otwarte przez Uchihę kodem. Wczoraj jakoś jej to umknęło. Wczoraj pewnie wiele
jej umknęło, jeżeli już chodziło o ścisłość.
-
Widzę – parsknął, prowadząc ją w górę i otwierając kolejne drzwi hasłem.
Poczuła
niepokój. Była w pułapce. Nie zwróciła na to uwagi na początku, ale do licha,
była w pułapce, nie ucieknie stąd, nie siłą. No, chyba że zachce jej się skakać
przez okna.
Korytarz,
na którym się znajdowali, oświetlony był lapami jarzeniowymi, a po obu stronach
znajdowały się rzędy drzwi.
-
To jest piętro, na którym mamy siedzibę – odezwał się Sasuke, najwyraźniej
mając jakiś radar na jej niewypowiedziane myśli. – Zajmujemy pokoje po prawej
stronie, okna nie wychodzą na ulice i nikt się specjalnie nami nie interesuje.
Jedne
z drzwi otwarły się i wyszedł na korytarz mężczyzna z nieco niedbale spiętymi
włosami.
-
O, jesteście wreszcie – mruknął bez specjalnego entuzjazmu. – Radzę uważać,
Grizzly wróciła i ma parszywy humor. – Skrzywił się.
-
To ona ma kiedyś inny? – Wredny uśmiech pojawił się na ustach Sasuke.
-
Weź jej nie wkurwiaj, co? To jest cholernie upierdliwe, jak warczy do
wszystkich – westchnął męczeńsko.
Weszli
do przestronnego pomieszczenia, który chyba służył im za salon, a przynajmniej
taki charakter nadawała mu szeroko ława, fotele i kanapy. Pod ścianami stały
regały pełne segregatorów i biurka z komputerami. Na ścianie wisiał… plazmowy
telewizor? Zajebiście.
Na
kanapie z laptopem na kolanach siedział Sai i nawet na nich nie spojrzał. Przy
jednym z komputerów siedział Kiba, a jedna z jego dłoni spoczywała na nodze
siedzącej na blacie biurka dziewczyny i sunęła po jej łydce i kolanie.
Dziewczyna najwyraźniej musiała być ową Grizzly, o której mówili, bo wczoraj
jej nie widziała. Zza gazety, którą czytała, widać było tylko blond włosy.
-
Grizzly, jak miło – zaczął Uchiha z paskudnym uśmiechem. – Jak tam polowanie,
zwierzyna ci spieprzyła, ktoś ci ją sprzątnął sprzed nosa?
Gazeta
trzymana przez dziewczynę zafalowała, a dłoń Kiby zacisnęła się na jej kolanie.
Inuzuka posłał im szeroki uśmiech przez ramię.
-
Tygrys, możesz nie wkurwiać ludzi z samego rana? – Za ich plecami odezwał się
spokojny głos, nieco zbyt leniwy, jak na zwykły spokój. Oparty o framugę Hyuuga
miał kamienny wyraz twarzy, ale jego oczy były pełne groźby.
Tenten
zacisnęła usta, gdy to ciężkie spojrzenie zatrzymało się na niej, a policzki
mężczyzny drgnęły.
Taaak,
brawo Mistashi, masz samych przyjaciół, cudownie, ludzie cię kochają.
-
Ach, no tak, Smok czuje duchową jedność z Grizzly, w końcu oboje pozwoliliście,
by ktoś wam spartolił robotę. – Uchiha bawił się wyśmienicie, w każdym razie złośliwy
uśmieszek nie schodził z jego ust.
Gazeta
z trzaskiem wylądowała na biurku, a światu ukazało się wściekłe oblicze naprawdę
ładnej blondynki. Bardzo ładnej, bardzo wściekłej blondynki.
-
Chcesz coś jeszcze dodać, czy mam ci wpakować kulkę między oczy, Uchiha? –
warknęła, unosząc pytająco brwi.
-
A trafisz? – spytał z nonszalanckim uśmiechem, zakładając ręce na piersi.
-
A chcesz się przekonać?- uśmiechnęła się paskudnie mrocznym uśmiechem.
-
Jaka miłość w powietrzu.
Wszyscy
podskoczyli w miejscu.
Neji
obejrzał się za siebie i zawarczał pod nosem. Uzumaki posłał mu szeroki uśmiech
i mrugnął porozumiewawczo.
-
Zrób to jeszcze raz, a skręcę ci kark – powiedział uprzejmie Hyuuga,
przeciągając sylaby.
-
Jasne. – Klepnął go w plecy, wchodząc do pokoju.
-
Uzumaki, ściągnij kolczatkę Tygrysowi, bo inaczej ktoś dziś zginie – odezwała
się Ino, posyłając wściekłe spojrzenie Sasuke.
-
Kochanie, nie prowokuj – zamruczał Uchiha.
-
Możemy zabrać się za coś konkretnego? – zawołał z kanapy Sai. – Nie interesują
mnie napięcia seksualne między tą dwójką. – Uśmiechnął ironicznie.
-
No dobrze, będą dwa trupy. – Ino odrzuciła długie włosy na plecy.
Naruto
złapał koszule na plecach Uchihy, który najwyraźniej miał wielką ochotę
uzewnętrznić swoją złość. Sasuke popatrzył wściekle na niego.
-
Zamknij go, albo pomogę Grizzly zakopać trupa – syknął.
-
Jak dzieci! – Wchodząca do pokoju Tsunade westchnęła teatralnie. – Siadać i
przymknąć się już.
Sasuke
pchnął Tenten w kierunku fotela, samemu przysiadając na oparciu. Wciśnięta w
fotel patrzyła, jak wszyscy zajmują dostępne fotele i kanapy. Kiba podjechał na
krześle obrotowym, kładąc na oparcie ramiona i przyglądając się jej z
uśmiechem. Było ich… mało. Spodziewała się… No cóż, spodziewała się, że jest
ich więcej. Zresztą, to miejsce wyglądało na takie, które jest przystosowane
dla większej liczby osób.
Drgnęła,
gdy usłyszała swoje imię. Spojrzenia wszystkich były wbite w nią.
-
Właśnie powiedziałem, że od dziś będziesz z nami współpracować – wyjaśnił
Naruto z szerokim uśmiechem.
-
To ja już nie mam nic do powiedzenia? – mruknęła.
-
Jeżeli chcesz zginąć, to czemu nie? – rzucił Sai, patrząc w sufit.
-
Cudowna alternatywa – burknęła, a siedzący koło niej Sasuke parsknął śmiechem.
-
Zamknij się. – Ino, kopnęła Saiego. – Wreszcie jakaś kobieta, mam dość
siedzenia z samymi kretynami.
-
My też cię kochamy – zamruczał Uchiha.
-
Przymknijcie – westchnęła zniecierpliwiona Tsunade.
-
Sasuke i Neji, mamy dla was robotę. – Uzumaki rzucił Nejiemu białą teczkę. –
Weźmiecie ze sobą Tenten.
-
Słucham? – Neji otwierający teczkę zamarł.
-
Weźmiecie Tenten ze sobą. – Uśmiechnął się szeroko.
-
Reszta zna swoje zadania, więc ruszać tyłki – rzuciła Tsunade, zanim Hyuuga
zdążył wysilić się na coś więcej niż tylko wkurwione spojrzenie.
-
Sasuke zostań na chwilę – powiedział jeszcze Naruto, zanim wszyscy się
rozeszli.
Tenten
patrzyła, jak Sasuke podchodzi do Uzumakiego i o czymś rozmawiają.
-
Chodź. – Stanowczy głos sprawił, że zaczęło się w niej rodzić coś na kształt
wewnętrznego buntu.
-
Może trochę grzeczniej, co?
Hyuuga
prychnął niezwykle lekceważąco i wyszedł na korytarz. Zaciskając usta podążyła
za nim. Nie wiedziała co jest gorsze, nieustanne poczucie zagrożenia przy
Sasuke i znoszenie jego uszczypliwości, czy obojętny chłód Smoka. O co temu
kretynowi w ogóle chodziło?
-
Sasuke mówił, że zajmujecie tylko to niższe piętro – odezwała się niechętnie,
gdy Neji prowadził ją do schodów na górę.
-
Bo tak jest.
I
tyle. Nic więcej. No co za nadęty bufon.
Sztyletowała
spojrzeniem jego plecy, gdy spokojnie wbijał kod otwierający drzwi na piętro.
-
Tutaj trzymamy broń – wyjaśnił, gdy weszli na korytarz. Podszedł do
najbliższych drzwi i wbijając kolejny kod, otworzył je. W środku… no cóż, czuła
się, jakby wkroczyła do swojego mieszkania, tylko wszystkiego było razy kilkanaście
sztuk więcej.
-
Idziemy kogoś zabić? – spytała, przesuwając palcem po jednym z karabinów.
Kurwa, jak pieprzona mafia, w co ona się władowała?
-
A jak myślisz? – Uśmiechnął się krzywo, zamykając z trzaskiem neseser.
-
O co ci chodzi? – spytała zniecierpliwiona jego zachowaniem.
-
O nic. Chodź, Tygrys powinien już na nas czekać na dole.
Dupek.
~*~
-
I? – Naruto uniósł pytająco brwi.
-
Jest w porządku – mruknął Uchiha, patrząc kątem oka, jak Tenten opuszcza pokój
razem z zirytowanym Hyuugą. – Nadaje się. I cholera, jeszcze nie widziałem tak
zabarykadowanego mieszkania, jak pieprzony skład broni. – parsknął śmiechem.
-
Wiedziałem, że będzie się nadawać. – Uzumaki uśmiechnął się z zadowoleniem.
-
Jest trochę przewrażliwiona. W ogóle się nie wyspałem, do diabła, ale to w
sumie dobrze, nie jest kretynką.
-
Co sądzi Sakura?
-
Jak Grizzly, cieszy się, że dołączy kolejna baba. – Wywrócił oczami. – Ale
generalnie nie ma zastrzeżeń i kazała ci przekazać, że jak będziesz robił z
niej hotel, to ci w końcu skopie dupę.
-
A ty co sądzisz? – zerknął na niego.
-
Nic – ponownie wzruszył ramionami. – Ma charakter, będzie się z nią dobrze
pracować.
Naruto
pokiwał głową.
-
Można ją w końcu zapoznać z naszą sprawą. Przywieź ją potem do mnie,
porozmawiam z nią.
-
Sprawdziliście ją?
-
Tak, Maru i Kiba się tym zajęli, jest czysta.
-
W porządku, ale jak coś nawali, to pamiętaj….
-
Wiem, urwiecie mi łeb – machnął ręką, szczerząc się.
-
Żeby tylko, stawka podskoczyła, stracisz swoje pieprzone klejnoty, Uzumaki –
uśmiechnął się wredne.
~*~
Gdy
zeszli na parking, przywitał ich opierający się o czarny samochód Sasuke.
-
Dłużej się nie dało? – spytał, uśmiechając się cierpko, gdy wbiły się w niego
dwa zirytowane spojrzenia. – Jesteście cholernie problematyczni. – Uchiha
wywrócił oczami, otwierając bagażnik.
-
Hej – zawołał Tenten, zatrzymując się w miejscu. – Czy to jest mój samochód? –
Wskazała na pojazd, który właśnie zauważyła.
-
No chyba. Wsiadaj, skarbie, trochę nam się spieszy – ponaglił ją Sasuke.
-
Wyjaśni mi ktoś, co on tu robi? – spytała zniecierpliwiona, gdy usadowiła się
na tylnym siedzeniu.
-
Nie cieszysz się? – rozbawione spojrzenie Uchihy pojawiło się w lusterku
wstecznym.
Warknęła
pod nosem, zapinając pas.
-
Kiba go sprowadził, jeżeli już jesteś taka dociekliwa – wyjaśnił, wycofując
samochód.
-
A więc jednak jesteście pieprzonymi rabusiami – burknęła.
-
Jesteśmy dużo gorsi - zaśmiał się i z piskiem opon wyjechał z parkingu.
Czytając to mam wrażenie, że czytam Opowieść o rodzinie Otorich. ;_; Od kiedy masz taki genialny styl, Hibu? ;_; ;_; Oddaj.
OdpowiedzUsuńA oddasz mi? ;__;
UsuńOmamo, widzę, że parę osób ze strefy dalej bloguje. ;D Najpierw wyczaiłam bloga Van, teraz Twojego, nie no, ładnie. :)
OdpowiedzUsuńAno dalej, dalej :D A kto mnie to nawiedził tutaj? :D
Usuń