wtorek, 29 kwietnia 2014

Lost in the rain. [AoKaga]



Jeżeli ktoś lubi słuchać odgłosów natury to może sobie włączyć jakiś padający deszcz, na przykład tutaj, bo ja osobiście pisałam siedząc przy oknie podczas ulewy.

Kiri – głowa zawsze do góry! <3
 


~~*~~

Zagrzmiało. Jasna błyskawica przecięła ciemniejące niebo niczym zygzakowate pęknięcie na tafli szkła.
Jednak zarówno Kagami jak i Aomine nie przejęli się tą niebiańską groźbą i w dalszym ciągu mierzyli się twardymi, groźnymi spojrzeniami. W końcu byle co nie było w stanie przerwać tak ważnego meczu, jaki się tu rozgrywał. Na pewno nie pojedyncza błyskawica i na pewno nie tabun ciemnych chmur ciągnących po niebie.
Ciepłe, wiosenne powietrze było ciężkie i nieruchome. Strużki potu płynęły po plecach i twarzy, jednak była to nic nie znacząca niedogodność. Odgłos uderzanej o beton piłki rozchodził się dziwnym, nienaturalnym dźwiękiem. Wszystko było aż nabrzmiałe od kumulującego się napięcia. Dwie pary oczu wpatrywały się w siebie nieprzerwanie.
W którą stronę podąży? Z jakiej strony przypuści atak? Co zrobi by wygrać?
Jedno mocne uderzenie serca. Drugie… Trzecie… Ruszył! Buty zaszurały o beton, piłka nabrała prędkości, ręce wystrzeliły jak atakujące węże. W prawo, w lewo, w prawo, zwód, wyminięcie, szybciej, wybicie, zamach, kosz.
Opadli na beton, dysząc ciężko i ocierając spocone twarze.
- Wygrałem. Znowu – odezwał się Aomine z szerokim, ironicznym uśmiechem, wycierając policzki górą podkoszulka.
Kagami zasyczał pod nosem, wierzchem dłoni powstrzymując pot płynący mu po czole.
- Nie ciesz się tak, draniu! Rozegramy jeszcze jeden mecz i wtedy zobaczysz!
- Khe, nie wiesz, kiedy odpuścić, co? – Uśmiechnął się kpiarsko. – Wygrałem teraz, wygram następnym razem, powinieneś w końcu uznać moją zajebistość.
- Zapomnij! – warknął, jednak nie zdążył się bardziej zdenerwować, gdyż niebo przeszyła kolejna błyskawica. Obaj unieśli głowy, dopiero teraz dostrzegając, co się dzieje tuż nad nimi.
- Chyba będzie padać – odezwał się Kagami i w tym samym momencie z szumem lunął deszcz. Obaj zaklęli, czym prędzej zbierając się z boiska.
Deszcz zacinał z taką siłą, że aż unosiła się biała, wilgotna mgiełka nad chodnikami i jakby Matka Natura postanowiła wychłostać ich zdrowo po karkach. Niebo zaburczało groźnie, zmuszając ich do szybszego biegu. Kagami poczuł, jak Daiki szarpie go za ramię i nie namyślając się długo pognał za nim przez mokry, śliski trawnik.
- Cholerny deszcz – wymamrotał Taiga, gdy stanęli pod daszkiem na schodach do jakiegoś opuszczonego sklepu.
- Zaraz powinno przejść – mruknął ze zmarszczonymi brwiami Aomine, dłonią przecierając mokrą twarz. Kagami zabulgotał niewyraźnie pod nosem, mierzwiąc mokre włosy i oparł się o drzwi za sobą.
Przez dłuższą chwilę obaj w milczeniu przyglądali się strugom zacinającego deszczu i coraz groźniejszym błyskawicom. Wszystko wokół stało się jakby bardziej zielone, intensywne, woda rzęsiście spływała po młodych liściach, zbierała się w zagłębieniach chodnika i ciurkiem płynęła z rynien. Pachniało wilgocią, ozonem, mokrą ziemią, pierwszą, wiosenną ulewą.
Kagami czuł, jak stróżki wody płyną po jego skórze, wywołując tym niekontrolowane dreszcze. Sam nie wiedział, czy jest mu gorąco po biegu, czy zimno od przemoczonych ubrań. Wzdrygnął się, gdy poczuł, jak ciepłe ramię Aomine dotyka jego własnego, a było to jedno z tych niepokojących wzdrygnięć… Zerknął na chłopaka, lecz ten z niezadowoleniem patrzył przed siebie. Gdy przeniósł wzrok na niego, Taiga szybko odwrócił spojrzenie, w niekontrolowanym odruchu.
Szlag, dlaczego u licha poczuł się tak dziwnie zażenowany i dlaczego ta ciepła ręka dotykająca jego własnej sprawia, że przeszywają go mrowiące dreszcze, dużo bardziej drażniące niż te wywołane deszczowym chłodem?
- Mógłbyś się nie pchać? – warknął, czując niezrozumiałe zirytowanie zaistniałą sytuacją, która przecież kompletnie nie powinna go tak rozdrażnić.
- A czy widzisz tu więcej miejsca? – odpyskował Daiki, uderzając go boleśnie łokciem.
- To się odsuń ode mnie – syknął, oddając uderzenie.
- Gdzie, do cholery? – Oparł się o niego całym ciężarem, przygniatając go do ściany.
- Gdziekolwiek! Z dala ode mnie! – Naparł ze złością na gniotące go ramię.
- I co się tak spinasz, Bakagami? – sarknął, ani na chwilę nie ustępując w tej małej przepychance. Zachciało mu się wierzgać.
- Bo mnie denerwujesz!
- Zachowujesz się jak cholerna panienka! – zaszydził, uśmiechając się wrednie.
- Spierdalaj!
- Normalnie jak cnotka niewydymka.
- Zajebe ci!
- Dorodny z ciebie burak – wyszczerzył się paskudnie.
- Wal się, zjebie – prychnął ze złością, odpychając go od siebie.
- Ktoś tu się zawstydził – zaśmiał się bezczelnie.
- Weź idź lepiej, bo stracisz zęby – wywraczał z pomiędzy zaciśniętych zębów, opierając się o swoją część ściany.
- Rozumiem, moja zajebistość tak na ciebie działa, to zrozumiałe. – Trącił go mało delikatnie w ramię.
- Denerwujesz mnie. Odsuń się. – Odtrącił jego ręce.
- Ten buraczany kolor pasuje ci do włosów. – Aomine szczerzył się paskudnie, jakby miał najlepszą uciechę na świecie i dźgnął go w żebra. Ale w końcu nikt nie denerwował się lepiej, niż ten głupek Kagami.
- Odsuń. Się.
- Coś ty taki wstydliwy, zakochałeś się czy co?
- Zapierdole ci, idioto! – wrzasnął, uderzając Aomine w pierś.
- No już, już, jak chcesz, to cię pomacam – uśmiechnął się wrednie.
Kagami kwiknął cienko, zupełnie jak nie on, gdy poczuł ręce Aomine na sobie.
- Spiedalaj, zboku – wydyszał, próbując powstrzymać te cholerne ręce.
- Oi, oi, to nie ja się rumienie na twój widok, kehehe.
- Nie rumienie się na twój widok!
- Zbereźne myśli? Może ci się marzy jakieś buzi-buzi, Bakagami…
- Bo jak cię…!
Potężny, wstrząsający grzmot przetoczył się po niebie, ogłuszając swą potęgą. Jakiś zbłąkany pies z głośnym wyciem zaczął uciekać, niemal przyprawiając ich o zawał. Aomine przytrzymał za mokrą bluzkę Kagamiego, którego stopa zsunęła się ze schodka i byłby się wywalił. Spojrzał teraz na niego, jak marszczy ze złością brwi i mruczy pod nosem, i poczuł…
- Pieprzona burza, do diabła – warknął Taiga.
… i poczuł impuls. Dreszczem rozchodzący się po całym ciele, który drażnił nerwy i napinał mięśnia…
- A ty mnie, kurna… - Kagami zatkał się, gapiąc się dość bezmyślnie w elektryzujący granat tuż przed sobą. Oczy Aomine były nieruchome, o ciężkim, przygniatającym spojrzenie, jakieś takie nagle głębokie i niewygodne w jaśniejących błyskach na niebie. Podobnie jak ręce, które trzymały jego bluzkę i które sam trzymał za nadgarstki. Ciepłe, silne ręce… Plecy dotykały zimnej ściany, lecz kompletnie nie czuł chłodu. Gorąco promieniowało z trzymanych przez niego rąk. Subtelny zapach drugiego ciała i deszczu docierał go jego nozdrzy.
Abghhh… Nie był w stanie wydusić z siebie głosu, gdy twarz Aomine z dziwnym, zamyślonym wyrazem zbliżyła się do niego, nie był w stanie się odezwać, gdy gorące usta spoczęły na jego własnych, a już kompletnie nie wiedział co powiedzieć, gdy dziwna, otępiająca ciężkość ogarnęła jego ciało i gdy odwzajemnił pocałunek… Słyszał tylko głośne dudnienie serca.
Deszcz zacinał nieprzerwanie i słychać było tylko jednostajny szum kropel rozbijających się o mokre chodniki. A deszcz wzmagał się i wzmagał, bielą przykrywając wszystko, tworząc nieuchwytną, niezrozumiałą chwilę… Pozwalając dłonią dotykać się bezkarnie w tajemnicy, bez żadnej rozsądnej myśli. Dając ustom słodką chwilę zapomnienia i zapamiętania pośród drażniącego muskania, niepewnego, ale z zachętą. Pozwalając, by ciała niemal bezwstydnie i bez skrępowania szukały ciepła drugiego ciała.
Kagami zadrżał, gdy cienka, zimna stróżka wody spłynęła po jego kręgosłupie, a Aomine pochwycił niekontrolowane westchnięcie własnymi ustami w miękkim, rozgrzewającym pocałunku, tak dziwnie właściwym i niepodobnym do nich.
Daiki odsunął się nieznacznie, wciąż jednak będąc na tyle blisko, ze gorące, przyspieszone oddechy mieszały się ze sobą. Dwoje oczu spotkało się ponownie. Kagami czuł, jak świadomość sytuacji zalewa jego umysł i rumieńcami wypływa na jego policzki.
- Przestało padać – wychrypiał głupio i odchrząknął.
Ciała jeszcze nie przestały się dotykać, jakby jeszcze nie dotarło do nich, że ta krótka chwila dana od Matki Natury już przeminęła…
- Mhym – mruknął Aomine, a w jego oczach było to samo ogłupienie, które Kagami sam czuł.
- Ja… idę.
Aomine odsunął się automatycznie, a ręce rozłączyły się, nie bardzo wiedząc, co ze sobą począć.
- Mhym, idź.
- Odezwij się, co z jutrem. – Noga opadła na stopień niżej…
- Napiszę. – Pokiwał głową, wsuwając dłonie do kieszeni, tylko po to, by coś z nimi zrobić…
- Mhym. To idę.
- Idź.
- Napiszesz?
- Napiszę.
- To tego… na razie.
- Na razie.
Kagami zbiegł ze schodków i ruszył przed siebie przez mżący delikatnie dreszcz. A im dalej szedł, tym przyspieszał, a im bardziej przyspieszał, tym panika głośniej wyła w jego głowie.
O jasna cholera…

niedziela, 27 kwietnia 2014

You Shook Me. [NijiHai]



Gomen, za robienie im krzywdy. X_X Efekt dwóch egzaminów pod rząd jednego dnia, mózg wyjechał w kosmos, nie polecam nikomu.
+18

~~*~~

- Pojebało cię.
Nijimura uniósł brew, patrząc na zbulwersowaną twarz swojego partnera.
- Słucham?
- Po-je-ba-ło-cię. Dotarło? – warknął Haizaki. – Kompletnie i totalnie cię pojebało, jeżeli myślisz… że ja… że… Kurwa! – Zrobił gwałtowny obrót na pięcie i wyszedł z pokoju, głośno trzaskając drzwiami kuchni.
Nijimura westchnął krótko, przenosząc wzrok na sufit. Co za problematyczny gość. No ale pięć… cztery… trzy… dw-…
- Mózg ci amputowało?! – Drzwi z hukiem walnęły o ścianę, gdy Shougo wmaszerował ponownie do pokoju. – No powiedz, jak to, kurwa, jest z tym twoim mózgiem, bo mam wrażenie, że go nie ma, albo się, twoja mać, przemieścił! Z kutasem ci się pozamieniał, jebany zboczeńcu od siedmiu boleści, perwersie nie do rucha…
Haizaki zachłysnął się powietrzem, gdy coś w tych czarnych przepastnych oczach błysnęło. A dużo to miało wspólnego z lodowatą stalą…
- Jesteś pewien, że chcesz kontynuować? – spytał lekkim, gładkim tonem Shuuzou, opierając policzek na dłoni.
Haizaki zacisnął ze złością usta, czerwieniejąc na twarzy.
- Przyznaj, że masz nasrane w czerepie.
- Nie bardziej od ciebie – odparował. – Przegrałeś zakład, reklamacji nie uwzględniamy.
- To się, do cholery, nie liczy! – wywarczał. – Się do diabła, uprzedza ludzi, że jest się pierdolonym geniuszem gier w karty!
- „Się” zapoznaje z podstawami, zanim siada się do gry. – Nijimura uśmiechnął się kpiarsko, a jego uśmiech poszerzył się, gdy z ust Haizakiego popłynął potok bluzgów.
- Skończyłeś? – spytał z krótkim westchnięciem, przymykając oczy.
- Nie! – warknął. – To jest idiotyczne, nawet jak na ciebie!
- Doprawdy? – mruknął, uchylając jedną powiekę.
- Każesz mi tańczyć, zjebie!
- Mhym, co w tym takiego problematycznego?
- I się rozbierać!
- Tak przy okazji – uśmiechnął się lekko pod nosem. No dobrze, zdaje się, że trzeba przyjąć inną taktykę, zanim uświerkną…
- To jest pojebane!
- W porządku. – Nijimura wyciągnął przed siebie nogi, splatając palce dłoni na brzuchu. – W sumie racja. Nie nadajesz się do tego.
- No właśnie… Co?
- Tym swoim kaczkowatym chodem nimfomanki byś nie podniecił.
- Przepraszam, kurwa, co?
Nijimura uśmiechnął się wewnętrznie sam do siebie. Co za przewidywalny facet.
- Może jednak chcesz spróbować? – Uniósł pytająco brew. – Będę łaskawy i zaproponuję kolejny zakład.
Haizaki wyburczał coś niezrozumiałego pod nosem, sztyletując swojego chłopaka zirytowanym spojrzeniem. Nijimura wygiął usta w uśmiechu i popatrzył na niego spod na wpółprzymkniętych powiek.
- Podnieć mnie, Shougo, a dostaniesz ode mnie co tylko chcesz – wymruczał, z satysfakcją patrząc na oniemiałego chłopaka.
- Wszystko co chcę? – spytał, patrząc na niego podejrzliwie.
- Tak.
- Ale tak wszystko, wszystko, totalnie wszystko, że mi potem nie wywiniesz sroki ogonem i kurwa, nic z tego? – Zmarszczył gniewnie brwi.
Nijimura parsknął pod nosem. Ach, ta jego inteligencja.
- Możesz prosić o cokolwiek – przyznał, po krótkiej chwili zastanowienia.
Haizaki wyglądał, jakby głęboko się nad czymś rozmyślał, co było dość zabawnym zjawiskiem, zważywszy, że ten typ zwykle nie myśli, po czym jego twarz rozjaśniła się niemal diabelskim uśmiechem.
Nijimura myśli, że taki cwany jest? Już on go, kurna, popamięta, dostanie kurwa taki pokaz, że mu zboczeńcowi zasranemu w pięty pójdzie, a potem jeszcze go dobije swoim życzeniem… Jeszcze nie wiedział, co to będzie, ale coś zdecydowanie paskudnego, coś tak paskudnego, żeby mu odpłacić za te wszystkie upokarzające chwile.
Shuuzou uśmiechał się pod nosem, obserwując proces myślowy swojego partnera. Haizaki był tak do bólu przewidywalny i łatwy w obsłudze, że niezmiernie go to bawiło. A już zwłaszcza wtedy, gdy ten był święcie przekonany, że ma go w garści, a tym czasem sam był sukcesywnie zapędzany w kozi róg i bez zbędnego gadania robił to, co powinien…
Nijimura sięgnął po pilot i włączył wieżę stereo.
Shougo spojrzał najpierw na nią, a potem na Nijimurę.
- Pojebało cię – zawyrokował, jednak wysunął stopy z butów.
Czuł się jak debil. Jak totalny i skończony idiota. Stał przez chwilę jak kołek, gapiąc się na spokojną, niemal kamienną twarz Nijimury.
Myśl o swojej nagrodzie, Shou, myśl o niej, myśl o tym, jaki numer mu wywiniesz, jak będzie kwiczał do twojej zajebistości, myśl o tym i rusz się, bo ta pieprzona kpina już czai się za tymi czarnymi oczyskami. Nie daj się, kurwa, zniszcz go, niech do diabła żałuje, że to zaproponował, niech mu stanie pod sam sufit, a ty go nawet nie dotkniesz, tak dokładnie, dawaj kurna, ogierze, kto się w końcu oprze twojej dupie? Nikt! Nikt! Pożałuje tego, och, cholera, jak on tego pożałuje…
Schylił się i ściągnął skarpetki, rzucając nimi w Nijimurę. Chłopak skrzywił się, odtrącając je, zanim zdążyły go dotknąć.
- Swoją śmierdzącą garderobą wiele nie wskórasz.  
Haizaki zignorował zaczepkę. No dobrze, nie był cholerną babą, nie miał czym i nie zamierzał kręcić biodrami, ani niczym innym, ale szlag, muzyka była dobra, można się było trochę… odrobinę wczuć, nie? Sięgnął do zamka bluzy i wolno zjechał nim w dół. Ciemne oczy Nijimury powędrowały tym samym torem. Hmmm…
Odrzucił bluzę, dłonią odpinając górne guziki koszuli. Shuuzou z uwagą śledził jasną skórę wychylającą się zza materiału, jednak sprawne dłonie nie dokończyły dzieła, tylko wolno zsunęły się niżej, spoczywając na pasku spodni. Opięta ciemnymi jeansami noga wybijała rytm piosenki, a Shuu uznał, że te dłonie poruszają się zdecydowanie zbyt wolno. Spojrzał na twarz chłopaka, natrafiając wprost na przymrużone oczy i szeroki, szatański uśmieszek wykrzywiający te cholerne usta. Dłonie zamiast zająć się paskiem, wsunęły się za koszulę, dotykając skóry, która, Nijimura doskonale to wiedział, była gładka i gorąca.
Baletnicy z niego nie będzie. Zdecydowanie nie. Ale coś było w tej wyzywającej, zblazowanej postawie jaką Haizaki przyjął. Coś, co delikatnymi, mrowiącymi palcami drażniło kręgosłup Shuuzou.
Pasek ciężko spadł na podłogę. Mocne, naznaczone żyłami dłonie podjęły walkę z guzikami koszuli i już po chwili światło dzienne mogło podziwiać płaski, umięśniony brzuch. Koszula także znalazła się na podłodze. Haizaki był seksownym draniem, tego odmówić mu nie można było, a co gorsze, wydawał się być tego świadomy…
- Chciałbyś mnie dotknąć, co?
Nieco szyderczy i prześmiewczy głos przyciągnął uwagę Shuuzou. Twarz Shougo była jednym wielkim seksualnym wyzwaniem, takim, który towarzyszył im tylko w łóżku… Nijimura nie zapanował nad dreszczem, który przeszył jego ciało.
- Ty bardziej – odpowiedział wolno, nie spuszczając wzroku z dłoni wędrujących po jasnej skórze obiecująco blisko spodni.
- Khehe, bardzo byś chciał – zamruczał, rozsuwając rozporek. – W końcu jesteś cholernym perwersem, Shuu, uwielbiasz mnie macać. Moja dupa zamieszkała na stałe w twojej głowie.
Szare i czarne oczy spotkały się na ognistej, podniecającej linii, której nie sposób byłoby przerwać.
- Wiem, co cię kręci, Shuu, moglibyśmy spróbować tego i owego – wymruczał z szerokim uśmiechem, wsuwając dłoń za materiał jeansów.
Nijimura poruszył się i Haizaki już wiedział. Mała bitwa wygrana, w końcu nikt mu się nie oprze, zwłaszcza, gdy bardzo się postara i zwłaszcza, gdy chodzi o tego czarnego szatana. Westchnął, przyglądając spod przymkniętych oczu swojemu chłopakowi.
- Chodź tutaj – powiedział Nijimura, patrząc bez mrugnięcia na poruszająca się dłoń za materiałem spodni. Pełen zadowolenia uśmiech pojawił się na ustach Shougo.
- A teraz pomyśl sobie, co by było, gdyby moim życzeniem było rozebranie się do rosołu i pójście sobie stąd.
- Możesz spróbować.
Uśmiech Shougo poszerzał się i poszerzał w miarę jak opanowanie Nijimury topniało. Aaach, jest geniuszem, jest mistrzem, jest po prostu zajebisty!
- Chodź tu.
Khehehehe.
Wolnym krokiem ruszył w jego stronę. Nijimura patrzył na ten lubieżny uśmiech, pełne podniecenia oczy, na ciało, którego mięśnia prężyły się pod skórą… Haizaki był jednym z tych dzikusów, typem, który promieniował żądzą i dawał się ponieść pierwotnym instynktom, który aż pachniał zwierzęcą dzikością, który kochał błyszczeć, kochał zachwyt nad sobą, kochał być w centrum, jedyny pożądany i wielbiony, manifestujący swoją zajebistość…
Opadł na jego kolana, przylegając do niego ustami w gorącym, namiętnym pocałunku. Haizaki zamruczał, czując dłoń sunącą po linii jego kręgosłupa.
- Ktoś tu się podniecił – zanucił, zaciskając dłoń na wypukłości w spodniach swojego partnera.
- Ktoś zaraz dojdzie – stwierdził Nijimura, skubiąc zębami szyję Shougo z satysfakcją słuchając jęku, jaki wyrwał się z usta chłopaka, gdy zacisnął na nim rękę.
- Chciałbyś – zawarczał, wpijając się w jego usta i przypuszczając atak na kompletnie zbędną koszulę Shuu.
Nie ma nic lepszego niż odpowiednio sprowokowany Shougo. Rozpalony i rozdrażniony, który robi dokładnie to, co powinien…
Czując dłonie zsuwające jego spodnie i zaciskające się na jego tyłku, Haizaki uśmiechnął się pożądliwie, oblizując usta i obserwując błysk w pełnych żądzy oczach partnera. Ten Nijimura to jednak był przewidywalnym zbokiem…

________
H.: Nie wypowiadam się na temat własnej niepoczytalności. Za to zrobię wreszcie coś, co powinnam zrobić już dawno, a zapominałam. Dziękuję wszystkim za wzięcie udziału w ankiecie! *refleks po byku* Tyle osób oddało głos, ani się nie spodziewałam. @_@ I nawet nie spodziewałam się, że tyle luda lubi to pierwsze AoTetsowoKisowe opowiadanie ;__; No ale ogólnie wniosek taki, że muszę więcej dbać o AoKisy. XD Także dziękuję jeszcze raz wszystkim. <3 I tak, oczywiście, miałam nic nie pisać, łudziłam się, że wytrwam w „nie ma bata, kurna, trza się uczyć na egzaminy”, taaa… Ciężko mi to idzie, jak mnie coś tknie, ale nie mogę szaleć *spina się w sobie* zostały mi najcięższe egzaminy w maju, trzeba je stanowczo ogarnąć, bo nie dla mnie te poprawkowe stresy Q_Q *dzisiaj zaciesza, bo zaliczyła pragmatykę na pięć na poprawie* Egzaminy tak bardzo, idzie zdychać.