niedziela, 2 sierpnia 2015

I just want to end up there with you [JuHaku]

Judal spojrzał znad gazety na otwierające się drzwi gabinetu lekarskiego. Westchnął niecierpliwie, zamykając czasopismo i odrzucając je na stolik. Wstał, widząc wychodzącego Hakuryuu, który zatrzymał się jeszcze w progu, słuchając tego, co ktoś do niego mówił. Judal przewrócił oczami, podnosząc się z fotela, a Hakuryuu pożegnał się i zamknął za sobą drzwi, witając Judala swoją ponurą miną.
- Już? – spytał, unosząc brew.
- Już – mruknął Hakuryuu, sięgając po swoją kurtkę, którą zaraz zarzucił na siebie. Judal bez słowa podążył za chłopakiem. Myślałby kto, że mówienie sprawia taki ból i jest takie trudne. Judal czasami zastanawiał się, co on tu w ogóle robi, po co Hakuryuu chciał, by tutaj był, skoro po prostu siedział na korytarzu, nie pozwalał mu wchodzić ze sobą i nawet nie raczył mu o niczym mówić, gdy wychodził. Przecież doskonale wiedział, że Judal nie ma nieskończonych pokładów cierpliwości, nawet jeżeli przy Hakuryuu bardzo się starał i bardzo się starał nie okazywać tego, jak z tygodnia na tydzień robił się coraz bardziej zły.
Wyszli z ośrodka rehabilitacyjnego i Judal patrzył na plecy Haku, zaciskając coraz mocniej usta. Hakuryuu przystanął u dołu schodków, patrząc na niego z uniesionymi brwiami, więc zszedł na dół, klnąc w myślach na czym świat stoi. To wszystko było takie popierdolone. Nawet nie potrafił się ot tak, jak zawsze wściec, powiedzieć to, co ma do powiedzenia, wyrzucenia swoich pretensji, których było coraz więcej, a których Judal nigdy nie trzymał w sobie. Dlatego było mu z tym coraz gorzej, że z jakiś niewiadomych dla niego powodów dusi wszystko w sobie, że toleruje zachowania Hakuryuu, że nie naciska, tylko się wycofuje, zamiast… zamiast postawić na swoim. Jak zawsze.
- Musimy zrobić zakupy – mruknął, gdy zrównał się z chłopakiem, który wolno zmierzał na przystanek z rękami wciśniętymi w kieszenie kurtki.
- Możemy iść. – Kiwnął głową.
Judal zgrzytnął na zębach, jednak po raz kolejny stłumił w sobie chęć… Właściwie już nie wiedział, czego chce bardziej – wykrzyczenia mu wszystkiego, potrząśnięcia nim, czy kopnięcia go w dupę. Męczyła go ta bierna pozycja, w jaką wepchnął go Hakuryuu, nie pytając go nawet o zdanie. Po prostu sam zadecydował za nich dwóch.
- Jak ćwiczenia? – rzucił, wsuwając ręce do kieszeni spodni, zaciskając mocno pięści.
- W porządku.
W porządku.
Judal nawet nie pamiętał ile razy usłyszał już to zasrane „w porządku” i miał ochotę po prostu krzyczeć. No jasne, wszystko było w jak najlepszym porządku, w najdoskonalszym! Nic się nie działo, nic a nic.
Czasami nie wiedział, czy Hakuryuu nie widzi, nie wyczuwa sytuacji w jakiej się znaleźli, czy może celowo ją podtrzymywał, w każdym razie, jeżeli chodziło o niego, zaczynało brakować mu zarówno cierpliwości, jak i tolerancji. To się musi skończyć, zanim oszaleją. Albo co gorsza po prostu się rozejdą.
Kilka miesięcy temu Hakuryuu miał wypadek samochodowy. Bogowie mu świadkiem, że to było najgorsze, co do tej pory w życiu przeżył. Fakt, że Hakuryuu żyje, że przeżył, przyćmił nawet to, że jego chłopak miał być zeszpecony do końca życia. To było nic, w porównaniu do tego… przerażenia, gdy życie Haku wisiało na włosku, gdy tak niewiele brakowało, by rozstał się z tym światem. To że będzie miał blizny, że nie będzie tak idealny jak był, nie miał dla niego żadnego znaczenia, liczyło się tylko to, że Hakuryuu żyje, że jego życiu nic nie zagrażało, że będzie mógł chodzić, normalnie żyć. Jedyną zadrą była jego ręka. Przez długi czas po przebudzeniu kończyna była całkowicie bezwładna. Kręgosłup Hakuryuu co prawda ocalał, ale jego uraz był na tyle poważny, że wpłynął na jego mobilność. To był cios, jednak zawsze była nadzieja, że da się z tym coś zrobić. Przez kilak tygodni rozpaczliwie walczono o rękę i udało się, czucie powracało, chociaż Hakuryuu czekał szereg rehabilitacji, by mogła być tak sprawna jak kiedyś.
Judal już wtedy wiedział, że Hakuryuu… że Hakuryuu źle to wszystko znosi. Nie dość, że został prawie kaleką, to jeszcze jego twarz była cała w opatrunkach. Tylko cudem jego oko ocalało, jednak blizny po poparzeniu miały zostać. Spędzał długie godziny, ucząc się zmieniać opatrunki, jak pomagać przy codziennych ćwiczeniach ręki i z niepokojem patrzył, jak Hakuryuu jest tym wszystkim przytłoczony. Judal nie dziwił mu się, w końcu wszystko… wszystko nagle się zmieniło, w ich życiu nigdy nie było tyle bandaży, zapachu leków i mentolowych maści co wtedy. Sam czasem się dziwił, jak zdołali przez to przetrwać, jak przetrwał wszystkie nastroje Hakuryuu, wszystkie rozbite lustra w mieszkaniu, wszystkie koszmary, które wyrywały ich w nocy ze snu.
Teraz, po tych kilku miesiącach, gdy skóra Hakuryuu już się zagoiła, gdy ręka nadawała się na rehabilitację, wydawać by się mogło, że wszystko wróci do normy, że… że będzie lepiej.
Nie było.
Nie mógł się czasem oprzeć wrażeniu, że Hakuryuu celowo się od niego odsuwa. Był w stanie to tolerować, zrozumieć, że musi się z tym sam pogodzić, że jego własny widok nie sprawia mu przyjemności, jednak zaczynało go doprowadzać do szału to, że żyją koło siebie, a nie ze sobą, że stają się dla siebie jak obcy ludzie, którzy się znają, powiedzą sobie dzień dobry i miną się bez żadnej refleksji. Nie wymagał odwdzięczania się, ale budziła się w nim agresja, gdy Hakuryuu traktował go w taki sposób, gdy go odpychał. Nawet nie pamiętał kiedy mieli jakikolwiek intymny kontakt. Na początku Hakuryuu był zbyt poturbowany, a później, gdy już było lepiej, na każdy gest reagował obojętnością lub dystansem.
Judal nie lubił tego uczucia, ale to bolało.
Ale był przy nim. Każdego dnia. Każdego tygodnia. Chodził z nim na każdą rehabilitację, chociaż spędzał godziny na korytarzu, czytając po sto razy te same czasopisma.
Był już zmęczony. Zły, sfrustrowany i zmęczony.
Przysiadł na najbliższej ławce, kładąc siatki z zakupami między nogami. Spojrzał na niebo, które przybrało stalowoszarą barwę, jakby nabrzmiałe od deszczu. Tylko patrzeć, aż zacznie padać…
- Coś się stało?
Spojrzał na Hakuryuu, który patrzył na niego, unosząc wysoko brwi.
- Zmęczyłem się – burknął, opierając łokcie na udach, patrząc przed siebie, jak jakieś dzieciaki zabawiają się psem. Nie skomentował tego, że Hakuryuu przysiadł obok niego, chociaż bardziej spodziewał się tego, że ten po prostu wróci do domu. Właściwie powinni, za chwilę chyba naprawdę będzie padać, ale w sumie było mu już wszystko jedno, niech sobie nawet pada czy co tam, niech sobie lecą nawet jakieś zasrane meteoryty, to też może być.
Ciche pyknięcie i syk przyciągnęło jego uwagę i spojrzał na wyciągniętą w jego stronę puszkę z mrożoną herbatą. Hakuryuu wpatrywał się w niego i Judal poczuł się niewygodnie pod tym spojrzeniem. Nie dlatego, że odstręczały go blizny na twarzy, ich nawet nie widział, bardziej dlatego, że te oczy stały się nagle takie zamknięte i odległe, że już nawet nie wiedział, co jego chłopak może myśleć, jak się może czuć…
- Dzięki – mruknął, upijając łyk napoju i czując, jak żołądek przewraca mu się boleśnie. To wszystko było takie do dupy… Potarł mocno czoło, czując, że chyba zbiera mu się na ból głowy.
- Coś się stało? – powtórzył Hakuryuu, w dalszym ciągu na niego patrząc, trzymając w dłoniach puszkę ze swoją herbatą.
- Nic. – Potrząsnął głową, opierając brodę na dłoni, patrząc, jak matka próbuje spacyfikować zarówno dzieci jak i psa.
- Moglibyśmy kupić jakiegoś psa – odezwał się znowu po dłuższej chwili Hakuryuu, a Judal drgnął nieznacznie. Ten Hakuryuu taki dziś rozgadany, że ho, ho. – Albo kota? – zastanowił się.
Dawno nie słyszał jego głosu. To znaczy słyszał, oczywiście, ale dawno… nie rozmawiali, tak po prostu, o głupotach, nie wymieniali się złośliwościami, swoimi myślami, troskami, było jakoś tak pusto, Judal czasem się czuł, jakby stąpał po kruchym lodzie.
- W sumie moglibyśmy – mruknął, odgarniając włosy z twarzy.
- Jakiegoś labradora…
- Stera szkockiego.
Judal zerknął na Hakuryuu, zaraz wbijając wzrok w odchodzące małżeństwo w dziećmi, uśmiechając się nieznacznie. Miał wrażenie, że na ustach Hakuryuu też dostrzegł delikatny uśmiech, ale właściwie mógł się mylić.
- Labradory mniej bałaganią.
- Ach tak? – Spojrzał z prychnięciem na chłopaka. – To kwestia wychowania.
- Mają krótszą sierść? – Uniósł zaczepnie brew.
- Masz coś do długiej sierści? – Judal skopiował gest i tak, nie było wątpliwości, że usta Hakuryuu rozciągały się w delikatnym uśmiechu…
- Tak, jest wszędzie.
- Twoje też – prychnął, odpijając herbatę i wrzucając puszkę do kosza.
- Ale moje nie mają dwóch metrów. – Przewrócił oczami.
- Sorry bardzo, że ja i moje włosy ci przeszkadzają – parsknął ironicznie, wspierając łokcie na oparciu ławki i spojrzał na kłębiące się chmury. Mogłoby już lunąć, ta pogoda była nie do wytrzymania.
- Nigdy nie mówiłem, że mi przeszkadzasz.
Judal drgnął, słysząc poważny głos Hakuryuu i spojrzał na niego, zaciskając usta pod jego uporczywym spojrzeniem.
- Chodźmy już, zaraz będzie padać. – Pochylił się, biorąc do ręki zakupy.
- Judal. – Hakuryuu patrzył na niego tak… Jak kiedyś. I nagle, po tej całej obojętności ostatnich miesięcy Judal po prostu nie miał siły konfrontować się z tym wszystkim, z tym spojrzeniem, za którym przecież tęsknił.
- Pospiesz się – powiedział tylko, wstając i idąc przed siebie.
Czuł, że Hakuryuu idzie kilka kroków za nim i właściwie nie wiedział, czemu ten się z nim nie zrównał. Judal z trudem hamował potrzebę, by przyspieszyć, by uwolnić się od tego… od tej sytuacji.
Pierwsze krople deszczu zaczynały spadać na ziemię, a Judal miał wrażenie, że brakuje mu tlenu, że jakoś tak ciężko mu się oddycha, że to całe napięcie jest nie do zniesienia. Że Hakuryuu nie może sobie go od tak ignorować przez tyle czasu, a potem nagle, tak z zaskoczenia…
Zwalniał aż w końcu zatrzymał się zaciskając mocno zęby. Hakuryuu przystanął przy nim i Judal spojrzał na niego, czując nieprzyjemny ścisk w żołądku, gdy oczy Haku znowu były takie odległe.
Potrząsnął głową, czując, że zaczyna podać coraz mocniej.
- Judal… - Otworzył oczy, gdy Haku złapał go za rękaw kurtki.
- Co? – warknął agresywnie, mając ochotę wyszarpnąć się z jego uścisku.
Hakuryuu wyglądał na zmieszanego i trochę zdezorientowanego, co w ogóle nie poprawiło mu nastroju.
- Chodźmy, pada – powiedział, jednak nie ruszył się z miejsca.
- Wyglądasz na zmęczonego – odezwał się Haku, lustrując go spojrzeniem, jakby dopiero dzisiaj zobaczył go po raz pierwszy.
- Wydaje ci się, cho…
- Judal… - Zatrzymał go ręką i Judal widział, jak ten zmaga się ze sobą, najwyraźniej chcąc coś powiedzieć, jednak w końcu tylko westchnął z frustracją. Sam czuł się tak non stop…
- Hakuryuu, pada.
- No to co?
- Nic, chodźmy… - Spróbował zrobić krok, jednak ten znowu go zatrzymał i po prostu patrzył na niego, jakby kompletnie do niego nie docierało, że pada coraz mocniej.
- Judal, ja… - urwał, jakby zbierał się w sobie. – Ty mi nie przeszkadzasz.
Wpatrywał się w Hakuryuu, w jego zdeterminowane spojrzenie, nie wiedząc, jak ma zareagować, co właściwie czuje i czemu ta sytuacja jest taka absurdalna, że stoją na środku parku, że trzymają siatki z zakupami, że pada ten cholerny deszcz.
- W porządku.
- Nie w porządku. Ja… - przełknął ślinę. – Dziękuję.
- Co? – Judal uniósł zaskoczony brwi.
- Dziękuję. – Popatrzył na niego, śmiało, jakby nawet oczekiwał ataku?
- Nie ma za co – powiedział wolno, nie będąc pewien do czego ten zmierza.
- Jest. – Odgarnął mokre kosmyki z jego twarzy, a Judal aż czuł jego napięcie. – Ja… Ostatnio nie było chyba dobrze.
- Nie było – przyznał Judal, a Haku aż drgnął, zabierając rękę. Przez dłuższą chwilę wpatrywali się w siebie, a Judal czuł całą rozpacz, niezadowolenie, smutek, złość, wszystko to, co ostatnio gościło w ich życiu, wszystko to teraz wisiało między nimi i przechodziło przez nich niczym trucizna.
- Bez ciebie nie dałbym rady – odezwał się w końcu Hakuryuu zduszonym głosem, zbliżając się do niego aż Judal mógł się z bliska wpatrywać w dwubarwne tęczówki chłopaka. – Jesteś… Dziękuję, że byłeś.
Judal skinął głową, oddychając głęboko. Chciał na niego krzyczeć, trzasnąć go tymi cholernymi zakupami w łeb, zdeptać go pod ciężkim glanem i zwyzywać jak jeszcze nigdy, chciał go dotknąć, w końcu go dotknąć i żeby on dotknął jego, chciał czuć jego ciepło, jego bliskość, wszystko.
- Najchętniej bym ci teraz wlał – powiedział przez zęby.
- Możesz to zrobić.
- Odsunąłeś mnie.
- Przepraszam.
- To nic nie zmienia.
- Jest mi przykro, ja…
- To nic nie zmienia, przez tyle miesięcy to robiłeś.
- Nie wiem, co mam powiedzieć.
- To nic nie mów, idioto.
- Przeprasza, Judal, ja…
- Przestań przepraszać.
- Nie mogę.
- To przestań.
- Nie mogę.
Judal westchnął zaskoczony, gdy Hakuryuu po prostu objął go jednym ramieniem, przyciskając do siebie. W pierwszej chwili chciał go odepchnąć i naprawdę mu przyłożyć, ale po prostu stał, czując go przy sobie, aż w końcu wcisnął nos w jego szyję. Wleje mu następnym razem.
Haku odsunął głowę, patrząc na niego z napięciem i to Judal złapał jego mokre włosy, przyciskając usta do jego warg. Westchnął, gdy dreszcz spłynął po jego kręgosłupie, gdy Hakuryuu odwzajemnił pocałunek. Jakby wcale Judal nie był na niego zły, jakby wcale… jakby… Wszystkie tłumione uczucia szarpnęły jego wnętrzem, uwolnione tym jednym dotykiem, jednym pocałunkiem. Ta potrzeba stała się nagle tak ważna, istotna, tak paląca, że zapomniał nawet o złości, liczyło się tylko tutaj, tylko teraz, tylko ten upragniony dotyk.
- Judal… - Hakuryuu przyłożył ciepłą dłoń do jego mokrego policzka
- Chodźmy do domu – powiedział cicho.
- Judal…
- Chodź. – Złapał jego dłoń i pociągnął za sobą.
Szli pospiesznie przez padający deszcz i Judal czuł, jak mimo wszystko mu ciepło, jak dłoń Haku promieniuje przyjemnym, rozgrzewającym ciepłem. Weszli do klatki i Judal przystanął na stopniu schodów ignorując fakt, że ocieka wodą, patrząc w półmroku na Hakuryuu, który dyszał lekko, wpatrując w niego z napięciem. Stanął przed nim, wyciągając drugą rękę chcąc go objąć w pasie, jednak ręka… ręka go zawiodła i Hakuryuu zrobił krok w tył.
- Nie – powiedział stanowczo Judal, łapiąc go za przód kurtki. – Już dość uciekania.
- Judal, ja nie mogę, widzisz… - spojrzał na niego z rozpaczą, której Judal nigdy u niego nie widział i która aż nim wstrząsnęła. Mógł tylko domyślać się, że to właśnie ją Hakuryuu chował za tamtą obojętnością.
- To nic – warknął, mając tego wszystkiego już dość. – To nie ma znaczenia dla mnie, do cholery.
- Judal… - jęknął.
- Czy ja mam cię błagać? – warknął, czując mieszającą się w nim wściekłość i rozpacz. – Mam cię błagać o uwagę, o bliskość, o dotyk? To upokarzające – powiedział lodowato, ściskając kurczowo jego kurtkę.
- Judal, ja wyglądam…
- W dupie mam to, jak wyglądasz! – Potrząsnął nim, a jego głos echem potoczył się po klatce. – Mam to naprawdę gdzieś! – Pchnął go, Hakuryuu wszedł dalej na schody. – Nie wiem, co sobie wymyśliłeś, ale dla mnie nic się nie zmieniło, nic, rozumiesz? – Popchnął go na drzwi ich mieszkania, dysząc ciężko z wściekłości. – Ale jeżeli każesz mi błagać, to odejdę, Hakuryuu, ja też mam swoje granice. – Wyciągnął klucze, otwierając gwałtownie drzwi i wszedł do środka.
Szarpnięcie sprawiło, że klucze wyleciały mu z rąk, a sekundę potem silne ciało przyparło go do ściany. Drzwi zamknęły się z głośnym trzaskiem, jednak Judala niewiele to teraz obchodziło, nie, gdy wyłuskiwał Hakuryuu w przemoczonych ubrań, a on całował z zapamiętaniem jego szyję.
Było wiele rzeczy, o których musieli porozmawiać, wiele złości, którą musieli wykrzyczeć, wiele żalu, który musiał zostać usłyszany, ale teraz, właśnie teraz liczył się tylko dotyk i bliskość, tylko tęsknota. Na rozmowę będzie czas później, mnóstwo czasu, pragnienie, uczucia, nie mogły już czekać.
Zakupy leżały zapomniane w korytarzu, a ścieżka mokrych ubrań znaczyła drogę do sypialni. Judal z westchnieniem opadł na łóżko, czując cudowny ciężar ciała na sobie. Złapał za bluzkę Hakuryuu, chcąc ją zdjąć, jednak ten złapał jego rękę.
Wpatrywał się w jego oczy, w których szalała burza, jednak wiedział, że nie, nie może mu pozwolić na kolejną ucieczkę. Po prostu nie.
Odepchnął jego rękę, pozbawiając go ubrania, patrząc mu z determinacją w oczy. A potem przeniósł spojrzenie niżej, na jego ciało, na szyję, na ramię, naznaczone bliznami, które przecież znał na pamięć, o które dbał i troszczył się…
Objął go za szyję, przyciągając bliżej siebie. Całe ciało Hakuryuu było napięte i sztywne, jakby połknął kij od miotły.
- Mój – wyszeptał, składając pocałunki na jego ramieniu. – Nic tego nie zmieni…
Hakuryuu stężał w jego ramionach, przylegając go niego, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Judal spokojnie gładził jego plecy, pieścił ustami ramię, szyję, przeczesywał włosy, mruczał z każdym dotykiem Hakuryuu, z każdym pocałunkiem zapamiętując się bardziej w pieszczotach. Pchnął go w pierś sprawiając, że to on opadł na plecy. Gorączka i pragnienie rozpalały oczy Hakuryuu, jednak wciąż tliła się w nich niepewność, wahanie. Splótł z nim palce, czując, jak nie w pełni jeszcze sprawna ręka drży mocno. Pochylił się nad nim, muskając ustami jego wargi.
- Kochaj mnie – wyszeptał cicho, a Hakuryuu z cichym jękiem pochwycił jego usta w namiętnym, żarliwym pocałunku. Dłonie sprawnie pozbywały się resztek odzieży, ogrzewały wilgotną zziębniętą skórę, pieściły ją tęsknie, odkrywały na powrót wszystkie tajemnice, tak znajome i nowe. Gorące oddechy mieszały się ze sobą, a drżące jęki i westchnienia pieściły uszy. Pożądanie rosło z sekundy na sekundę, czyniąc ciała wrażliwe, złaknione. Wygłodniałe oczy wpatrywały się w siebie, gdy ciała brały się w posiadanie i oddawały się, gdy zespalały się w jedności, dopasowywały, gdy serca zaczynały bić jednym mocnym rytmem. Liczyła się tylko ta jedność, ta bliskość, tylko to, razem, wspólnie, w oczekiwaniu na spełnienie, na jedność absolutną…
Oddychał z trudem, opierając czoło na ramieniu Hakuryuu wstrząsanym mocnym, gwałtownym spełnieniem, jakie go zalało. Tak dawno tego nie czuł, tak dawno te ręce go nie obejmowały, to ciało nie dotykało jego własnego, te usta nie całowały jego warg.
Hakuryuu objął go mocno, chowając twarz w jego szyi, a Judal z cichym westchnieniem przeczesał wilgotne kosmyki. Nigdy nie myślał, że może mu tak zależeć na czyjeś bliskości, że ktoś może być dla niego tak ważny, tak istotny, że czyjeś życie i szczęście będzie się liczyło bardziej, niż jego, że będzie w stanie… kogoś darzyć uczuciami…
- Nie rób tego więcej – powiedział cicho, z ustami przyciśniętymi do włosów Hakuryuu. Chłopak objął go ciaśniej, milcząc przez chwilę.
- Nie zrobię… Przepraszam – wyszeptał zduszonym głosem. – Ja po prostu…
- Wiem. – Pogłaskał go po ramieniu, a gdy ten drgnął niespokojnie, po prostu położył całą dłoń na pełnej blizn skórze.
Przez chwilę milczeli, wymieniając delikatne pieszczoty, jakby wciąż nie mieli dość dotyku i bliskości.
- Jesteś najważniejszy, Judal – wyszeptał, składając pocałunek na jego szyi, a Judala aż ścisnęło coś w gardle. Nigdy się nie przyzwyczai do tego, z jaką łatwością Hakuryuu mówił o swoich uczuciach względem niego.
- Ty też – mruknął cicho, zaciskając zaraz mocno usta, przyciskając policzek do jego głowy, ciesząc się, że Hakuryuu nic nie powiedział, tylko przywarł do niego mocniej.

czwartek, 25 czerwca 2015

Urodziny. [JuHaku]

Dla tess. z okazji urodzin. Wszystkiego najlepszego, pierdoło! XD <3


Judal zerknął na idącego koło niego Hakuryuu i widząc jego spokojne, niemal kamienne oblicze, nachmurzył się jeszcze bardziej. Co to niby miało być? Dlaczego Hakuryuu tak się zachowywał? Jakby nigdy nic? I dlaczego akurat dzisiaj?!
Tak. Dzisiaj był ważny dzień. Chyba najważniejszy dla… dla całej ludzkości, ba, dla całego wszechświata! Nie było ważniejszego dnia, niż ten! Właśnie ten! Dzień urodzin Judala! A Hakuryuu zapomniał. Zapomniał jak nic. To było jak… jak… Hakuryuu nie zapominał. Hakuryuu niczego nie zapominał, on pamiętał najdrobniejsze detale, wszystkie terminy, daty urodzin, imienin, rocznice, pewnie nawet pamięta, kiedy dokładnie wypadł mu pierwszy mleczny ząb! A teraz? Ni chuja. Nie pamiętał. Nie pamiętał najważniejszej daty!
Judal mógł się przypomnieć. Jasne, że mógł się przypomnieć. Głośno upomnieć się o to, co jego, co mu się należało i to tak, że poszłoby mu w pięty! Z tym, że Judal miał swoją dumę. Oooo, dumę to on miał i w życiu, nigdy w życiu nie da w nią godzić. Choćby nie wiadomo co, choćby miał zostać olany przez wszystkich, a zwłaszcza przez Hakuryuu.
- Co ty właściwie chcesz kupić? – burknął, wciskając dłonie w kieszenie. A może to jakiś dziwny pomysł Hakuryuu? Może chce mu coś kupić? Zabrać na jakąś idiotyczną kolację, tak, żeby Judal miał co wyśmiać i zepsuć jego starania? Cóż, biorąc pod uwagę charakter Judala, czy aż tak powinien się dziwić, że Hakuryuu nie stara się jakoś wybitnie uczynić ten dzień… specjalnym?
- Łóżko – wyjaśnił, kierując się do wielkiego centrum handlowego.
Łóżko? Łóżko na urodziny? Na cholerę mu łóżko, do diabła?
- A po cholerę jakieś łóżko? – prychnął. Łóżko będzie kupował. A na romantycznego kebaba z budki już go nie stać. Oczywiście. No jasne. Łóżko ważniejsze, niż facet.
- Bo chcę mieć nowe. – Dlaczego te spokojne odpowiedzi Hakuryuu zawsze były takie wkurwiające? Dlaczego im bardziej on był spokojny, tym bardziej Judal nie? I na co mu zasrane łóżko?! Gdyby to było jeszcze łóżko dla niego, dla Judala, to zrozumiałby. Ale na co Hakuryuu nowe?
- Przecież twoje jest w porządku – powiedział lekceważąco, rozglądając się po wystawach sklepowych. Może powinien sam sobie coś kupić, skoro jego chłopak miał go najwyraźniej w dupie? Nieee, to też będzie poniżej jego godności, jak jakaś nagroda pocieszenia. A Judal nie potrzebował żadnej, zasranej nagrody pocieszenia. Niczego nie potrzebował!
Weszli do sklepu meblowego, kierując się do części z meblami sypialnianymi. Hakuryuu był dziwnym typem, zawsze chodził w milczeniu, gapił się, oglądał i Judal nigdy nie wiedział, czego ten właściwie szukał. Odpowiedzi „Musi pasować”, „To po prostu musi być to” niewiele mu wyjaśniały, a jeszcze mniej pomagały w tym, by mógł mu zaproponować coś, co on, Judal uważa za świetne. Hakuryuu szukał po prostu… chuj wie czego. I tak było za każdym razem.
- Jakie chcesz kupić? – spytał nieszczególnie zainteresowany, oglądając jakąś lampkę stojącą na stoliku nocnym. Gdy tylko ją dotknął, spadł z niej abażur, no cholera.
- Nie psuj, bo będziemy płacić – odezwał się Hakuryuu podnosząc abażur i patrząc na Judala z tym jeszcze bardziej denerwującym go uśmieszkiem.
- Ty tu chciałeś przyjść, ty płacisz – prychnął z ironicznym uśmiechem.
- Płacę tylko za swoje łóżko – oświadczył.
Skąpiec.
- To może wybrałbyś w końcu jakieś? Nie mam ochoty szlajać się cały dzień, bo ty nie wiesz czego chcesz! – Przewrócił demonstracyjnie oczami, żeby dać mu do zrozumienia, jak bardzo jest tym wszystkim niezadowolony. Jednak uśmiech Hakuryuu tylko się poszerzył, a on sam złapał Judala za rękę i pociągnął za sobą.
- Może łóżko wodne? Tak żebyś mógł się bawić w piratów? – zakpił, gdy znowu został olany,
- Żebyś mi potem wmawiał, że masz chorobę lokomocyjną i to ja mam przyjść do ciebie? Zapomnij.
- Ej, to brzmi, jakbym był jakąś pieprzoną babą z bólem głowy! – warknął, niemal czując, jak leci mu para z uszu, gdy Hakuryuu wyszczerzył do niego zęby w uśmiechu.
Obejrzeli chyba wszystkie łóżka w całym salonie, i w następnym i jeszcze następnym, a ten cholerny Hakuryuu kaprysił jak…. jakby był co najmniej Judalem! To mu nie pasowało, tam nie ten kolor, to za duże, tamto za małe, a tamto to już w ogóle…
- Może to? – zastanowił się na głos, przyglądając się łóżku ze zmarszczonymi brwiami.
- Jest zajebiste, bierz je! – niemal jęknął zdesperowany, leżąc na owym łóżku i modląc się w myślach, by już nigdzie nie chciał go ciągać. Niech śpi nawet pod domem z tektury, byle już mogli pójść coś zjeść, cokolwiek, a potem wrócili do domu! Judal już nic nie chciał, tylko wrócić do domu!
Hakuryuu jednak za nic sobie miał jego dobre rady, tylko uwalił się na łóżku koło niego. Zerknął na Haku, który marszczył brwi z zamkniętymi oczami. Cholerny, seksowny drań, gdyby tylko Judal nie był taki wkurzony, że zmarnowali już tyle czasu, to pewnie byłby się n niego rzucił tutaj, teraz, nie przejmując się obsługą sklepu. Ale nie, nie będzie tak dobrze, Hakuryuu nic dzisiaj nie dostanie, nic! Nic mu się nie należało, za takie traktowanie jego osoby!
- Całkiem wygodne – wymruczał w końcu. – Co myślisz? – spojrzał na niego i Judal nie mógł się pozbyć wrażenia, że ten jest naprawdę ubawiony. Aż się zdenerwował, bo w końcu nie dość, że ten drań o nim dziś nie pamiętał, to jeszcze go głodził, wybrzydzał, a na koniec pytał o zdanie. A łóżko było naprawdę świetne, szerokie, na co najmniej kilka osób, z porządną ramą z ciemnego drewna, po prostu brać. Kupować. Brać mógł Haku Judala, ale teraz jedyne co może brać, to małego w rękę.
- Kup je – powiedział z naciskiem. – A jak nie chcesz go kupić, to szukaj dalej sam, ja idę poszukać czegoś do jedzenia! - Podniósł się, kompletnie poirytowany i wkurzony zachowaniem Hakuryuu, tym, że go tak męczył i tym, że nawet słowa mu nie powiedział. Nic! A zbliżał się już wieczór! Jak tak dalej pójdzie, to w końcu nie zdzierży i sam spierdoli ten dzień do końca, prowokując Hakuryuu do kłótni. Och, z wielką przyjemnością by mu coś powiedział, bo o Saluji to kurwa pamięta, o nim wiecznie pamięta, o wszystkich pamięta i o wszystkich martwi. A Judala to najlepiej mieć gdzieś. Nawet nie w dupie! Bo Judal już nawet nie chciał, o, taki był wkurzony, taki! Niech sobie zasrany Hakuryuu kupuje łóżko i ćwiczy na nim biceps prawej ręki, niech z nią nawet ślub weźmie!
Judal odbierał swojego wspaniałego kebaba, gdy dołączył do niego Hakuryuu. Uznał, że jego cierpliwość na dzień dzisiejszy sięgnęła swojego limitu i chociaż dla Hakuryuu starał się nie być tak paskudnym, jak dla reszty świata to właściwie teraz już mógł być. Dlatego nawet nie odezwał się słowem, nie zwracał na niego uwagi, całkowicie skupiając się na swoim kebabie. Rozważał nawet pójście sobie w cholerę, gdy Haku kupował jedzenie dla siebie, ale uznał, że chce patrzeć na to, jak Hakuryuu się stara pozyskać jego uwagę.
Jednak Haku nawet tu, nawet teraz, nawet w urodziny musiał mu robić na złość i już Judal nie wiedział, kto kogo olewa bardziej. Judal Hakuryuu, czy Hakuryuu jego focha.
Chciał, naprawdę chciał go ignorować, jednak gdy tylko zerknął na niego, tak na chwilę tylko, Haku także na niego spojrzał, a jego oczy aż błyszczały rozbawieniem.
Kurwa.
- Wracam do domu – warknął, podnosząc się od stolika.
- Nie możesz – odezwał się Haku.
- Bo, do diabła, co?! – nie wytrzymał, warcząc na niego.
- Bo muszę kupić pościel. Musisz mi pomóc.
Judal miał szczerą ochotę rzucić w niego resztkami swojego kebaba. Ale poszedł. Pomógł mu wybrać nową pościel. I nawet nową szafkę. I nawet kazał mu kupić najbardziej paskudny budzik, jaki kiedykolwiek widział. A Haku go kupił. Gdy wracali do domu, a właściwie do mieszkania Judala, był już tak poirytowany, wkurwiony i w ogóle na „nie”, że Hakuryuu miał szczęście, że się nie odzywał całą drogę. A może szkoda? Mógłby go wtedy z czystym sercem udusić. Gdy znaleźli się w bloku, na piętrze, gdzie mieszkał Judal, Hakuryuu złapał go za rękę, przyciągając do siebie. Judal odchylił się, mierząc go wkurzonym spojrzeniem.
Usta Hakuryuu tylko zadrgały.
- Nie mogę złożyć ci życzeń? – spyta wyraźnie ubawiony, co tylko bardziej wkurzyło Judala. Teraz? TERAZ?! Teraz to już Judal nie chciał! Żadnych życzeń, niczego!
Zrobił unik, gdy Hakuryuu próbował go pocałować i wbił w niego rozeźlone spojrzenie. Jeszcze czego! Jeszcze czego!
- Judal… - zaczął rozbawieniem. I co się cieszył, no kurwa co?!
- Do widzenia! – Wcisnął w ręce Hakuryuu siatki, które niósł i ruszył do mieszkania, otwierając gwałtownie drzwi. I niemal się przewrócił w progu, gdy zaatakował go hałas. Gdyby nie stojący zaraz za nim Haku byłby się serio wypieprzył, gdy Saluja rzucił mu się na szyję bełkocząc jakieś życzenia czy ki diabeł.
Och. Och…
- … i dużo dzieci z Hakuryuu!!! – Alibaba poklepał go z rozmachem po plecach, aż Judal pomyślał, że zaraz odbije mu płuca. Spojrzał na Hakuryuu, który patrzył na niego z tym swoim uśmieszkiem i aż go skręciło z ochoty, by ubić cholernego drania. Dupek! Cholerny, podstępny dupek! Nic mu nie powiedzieć! Nic, kurwa!
Ale Judal jest gość, potrafi się zachować nawet w ekstremalnych warunkach, dlatego wyśmiał bezlitośnie Saluję i jego życzenia, zabierając swój prezent i idąc dalej. Właściwie to wypierdoliłby wszystkich gości i poszedł spać, bo wcale nie chciało mu się słuchać tych wszystkich życzeń, ale tak właściwie przeszło mu nieco po pierwszym drinku, po drugim było już całkiem znośnie, a po pierwszym wypitym litrze to już w ogóle było prze! Nawet Saluja był jakby piękniejszy od tej wódki, Sinbad mniej denerwujący, gdy wyrywał wszystkie panny, a Kouha to już w ogóle był takim pociesznym misiem, gdy wywijał nożem, krojąc ten tort w kształcie kutasa. Nawet nie śmiał się za bardzo z Saluji, gdy przyszedł Kouen razem z Muu i Saluja chciał skisnąć z zazdrości, powkurzał go tylko trochę, tak, żeby było mu śmieszniej, bo od gnębienia tego głupka zawsze było mu śmieszniej! I Judal już nawet zapomniał, że chciał ich wszystkich wygonić, bo w sumie całkiem dobra była ta impreza, nawet jak Kougyoku łączyła się z naturą na balkonie do doniczek z kwiatkami, nawet jak stara prukwa z sąsiedztwa groziła policją i nawet wtedy, gdy Saluja rozpierdolił mu lampę korkiem od szampana. Wcale nie był zły, bo przecież Kouen zapłaci i kupi mu nawet fajniejszą, bo przecież Saluja jest biedny jak mysz kościelna pod miotłą i wizja tego, jak będzie za to pokutował swojemu alfonsowi była taka zabawna, że aż się spłakał z tej radości i tak po prawdzie to chyba się trochę upił.
Wślizgnął się do kuchni, czując, że szumi mu w głowie zarówno od wypitego alkoholu jak i dudniącej muzyki. Musiał… musiał chwilę odsapnąć, tylko chwilę, niech wszyscy się tam bawią, a Judal tylko chwilę tu posiedzi, zrobi sobie zajebistego drinka i za chwilę wróci przerywać Saluji romantico z Kouenem, gdy błagał go na kolanach i przebaczenie…
Mało nie zszedł na zawał, gdy okazało się, że w kuchni już ktoś jest i siedzi w ciszy na parapecie. No tak. Hakuryuu, mógł się spodziewać, że chłopak prędzej czy później ulotni się z imprezy. Hakuryuu potrafił czasem przyimprezować, ale w gruncie rzeczy zwykle trzymał się na uboczu.
- No i co tu tak siedzisz? – spytał zaczepnie, podchodząc do niego. Chwilowo jego plany na drinka poszły w zapomnienie. Hakuryuu często uśmiechał się tak subtelnie, tak jak teraz, tak jakby znał wszystkie tajemnice świata, ale nie chciał mu o nich mówić. To było czasami takie denerwujące i co z tego, że ten uśmiech był taki ładny.
- Odpoczywam – odpowiedział spokojnie, zsuwając się z parapetu i opierając o niego. Judal podszedł do niego, zakładając ręce na piersi i patrząc na niego z kpiną.
- Łóżko ci było potrzebne, oczywiście. – Uśmiech Haku poszerzył się nieco, a jego uczy zmrużyły się delikatnie.
- Spodobało mi się, kupię je – stwierdził, łapiąc Judala za szlufkę od spodni i przyciągając bliżej siebie. Mmm, czemu ten drań pachniał tak dobrze, że właściwie zapomniał, co chciał mu nawtykać za dzisiaj?
- Twoje stare też było niczego sobie – zamruczał, poruszając brwią, a Hakuryuu zaśmiał się cicho, tak nisko, mrucząco, że Judala aż przeszły delikatne dreszcze. Haku sięgnął ręką do kieszeni i wyjął małe pudełeczko, podając mu je.
- To prezent ode mnie – wyjaśnił, gdy Judal uniósł brwi.
- Pudełko z prezerwatywami? – uśmiechnął się złośliwie, biorąc prezent do ręki.
- Tych dostałeś aż nadto – parsknął, zakładając ręce na piersi. – Otwórz.
Judal odwiązał wstążkę i otworzył pudełko, zaglądając do środka. Na wyściółce leżała srebrna bransoletka z kilkucentymetrową blaszką. Na pewno będzie pasować go tych licznych bransolet i rzemyków, które już nosił na obu nadgarstkach. Na blaszce był jeszcze grawer. W języku francuskim. No pewnie. Bo on taki, kurna, geniusz. Jak mógł o tym zapomnieć, w końcu każdy rzępolił w tym dziwnym języku, oczywiście.
- No serio? – Spojrzał pobłażliwie na Hakuryuu, jednak ten uśmiechał się wyraźnie rozbawiony, jakby spodziewał się takiej reakcji.
- Na drugiej stronie.
Judal wyjął bransoletkę, patrząc pod spód.
Jestem odpowiedzialny, za to, co oswoiłem.
Gapił się na napis, zastanawiając się, co to niby jest i co to ma znaczyć… A po chwili spojrzał na chłopaka, unosząc ironicznie brew.
- Co ja jakiś zwierz, żeby mnie oswajać? – zakpił, patrząc z pobłażaniem na Hakuryuu. – Chomik twój czy co?
- Może być i chomik. – Hakuryuu znowu się zaśmiał tak… tak jakoś, że aż Judalowi zrobiło się dziwnie. – Ale mój. – Przyciągnął go do siebie, obejmując w pasie i przyciskając do siebie. Judal też objął go z wahaniem za szyję, dziwnie zdezorientowany tą chwilą, tym ciepłem, zapachem Hakuryuu, alkoholem szumiącym w głowie. Czuł się trochę tak, jakby nie do końca ogarniał co się dzieje, lecz ta nagła bliskość, intymność o dziwo nie była mu nie miła. Zwykle nie robili takich rzeczy, Judal sobie z tego pokpiwał, nawet, jeżeli mu to nie przeszkadzało, a Hakuryuu do specjalnie wylewnych nie należał, więc…. Zerknął na bransoletkę, którą dalej trzymał w dłoni, przytulony policzkiem do włosów Hakuryuu i gapił się na napis, który z jakiś powodów Hakuryuu tam umieścił. Im dłużej na niego patrzył, tym bardziej docierało do niego to, co Hakuryuu mógł mieć na myśli. Nie byli dobrzy w wyznania. Ani on, ani Haku nie mówili zbyt wiele o swoich uczuciach, ale to, choć brzmiało nietypowo, to… było ważne. Judal zapierał się przed takimi rzeczami, odwracał kota ogonem, ignorował, ale z jakiś powodów coś dziwnego przewróciło mu się w żołądku. Nagle stał się przeraźliwie świadomy tego, jak mocno obejmują go ramiona Hakuryuu, że czuje nie tylko jego ciepło, ale mocne bicie jego serca i że nie może… nie potrafi powiedzieć nic uszczypliwego, że nie chce tego, że… Hakuryuu jest… że…
Dlaczego? Dlaczego ten Hakuryuu wiecznie musiał robić mu takie rzeczy, tak się zachowywać, tak mu robić… w środku… dziwnie? Tak beznadziejnie miękko i tkliwie i budził w nim rzeczy, o które Judal nawet się nie podejrzewał.
Odsunął się nieco przycisnął wargi do jego ust. Hakuryuu oddał ten dziwnie spokojny i miękki pocałunek, rozchylając przyzwalająco wargi. Judal objął go ciaśniej, pomrukując, gdy Haku przyciągnął go jeszcze bliżej, gładząc po plecach. Ten zmysłowy, słodki pocałunek był zupełnie inny od tego, co zazwyczaj robili i Judal z przerażeniem odkrył, że wszystko mu drży od środka, jak jakiejś głupiej pannie. Ale tylko Hakuryuu, tylko on potrafił robić z nim takie rzeczy, tylko od potrafił go tak całować, że Judal zapominał nawet o pożądaniu, o całym świecie i liczyły się tylko te cudowne wargi i delikatne pieszczoty.
Odsunęli się od siebie i Hakuryuu oparł się czołem o jego czoło. Judal nie chciał otwierać oczu, miał wrażenie, że prócz tego, że płonie całe jego ciało, płonie mu też twarz, co uznał za zdecydowanie zbyt ciotowate, by móc teraz spojrzeć Haku w oczy. Jednak ten chyba tego nie oczekiwał, po prostu dotykając go delikatnie i pocierając nosem o jego policzek. Szlag, nie cierpiał jak mu tak robił, gdy wprawiał go w to okropne drżenie.
- Tooo… - odezwał się lekko ochrypłym głosem. – Kiedy wypróbujemy twoje nowe łóżko? – Uchylił jedną powiekę, zerkając na Haku.
- Za kilka dni. – Haku uśmiechnął się szeroko, wsuwając mu dłonie w tylne kieszenie spodni. Oooch, och, to mu się podobało, Hakuryuu w końcu robił coś z sensem. – Do tego czasu możemy męczyć twoje. – Ugryzł go delikatnie w wargę.
- Możemy męczyć moje, popieram – odpowiedział, oddając ugryzienie, ciągnąc go za kosmyki włosów. Aż sapnął, gdy Haku obrócił go gwałtownie i posadził jednym ruchem na parapecie.
- Albo właściwie łóżko nam nie potrzebne – stwierdził, a jego oczy zabłysły takim seksownym blaskiem, że Judal aż zamruczał w myślach, uśmiechając się szeroko. – Wszystkiego najlepszego – pożyczył, przyciągając go do namiętnego pocałunku.
No! I to były porządne życzenia!

_________________

Cytat, a właściwie parafraza, pochodzi z Małego Księcia.