-
Pacjent zmarł w wyniku trzech ran postrzałowych w ważne organy - serce i
wątroba. Mimo działań personelu medycznego nie udało się go uratować, obrażenie
były zbyt poważne i rozległe. Zgon nastąpił zanim karetka zdążyła dojechać.
-
Dziękuje, pani Haruno. – Starszy, siwy mężczyzna, uśmiechnął się nieco smutno
dzielnie walcząc z mdłościami.
Kobieta
uśmiechnęła się pocieszająco, ostatni raz sprawdzając puls denata, po czym
wsunęła ciało do chłodni. Zdjęła rękawiczki i wrzuciła je do mijanego kosza, po
czym wyszorowała ręce.
-
Przykro mi z powodu straty wspólnika. Może przejdziemy gdzieś indziej. Polecam
kawę z naszego bufetu. Przyda się panu, zanim wygłosi pan oficjalne
oświadczenie w mediach.
-
Tak, ma pani rację, bardzo dziękuję. – Uśmiechnął się i dotknął jej ramienia.
-
Drugie piętro, panie Kasai. – Kiwnęła głową na pożegnanie, patrząc ja mężczyzna
odchodzi i znika w windzie.
Uśmiech
na ustach kobiety zniknął. Pospieszyła do swojego gabinetu i złapała za
telefon.
~*~
-
Policja milczy na temat tego, jakie były
przyczyny śmierci Sao Tatsumiego – poinformowała reporterka lokalnych
wiadomości. - Z naszych źródeł jednak
wiemy, że nie była to śmierć naturalna, a zgon nastąpił w wyniku ran
postrzałowych. Kto za tym stoi? Tego nikt nie wie i nie chce zdradzić. Czekamy
teraz na oficjalne oświadczenie osób z najbliższego otoczenia Sao Tatsumiego…
-
Nawalił? – spytał siedzący na kanapie mężczyzna, obracając na palcu pistolet.
-
Hyuuga? Nie bredź, Inuzuka – prychnął siedzący na oparciu ciemnowłosy
mężczyzna, który od dłuższego czasu z napięciem wpatrywał się w ekran
telewizora. Co ten cholerny Smok wyprawiał, do licha?
-
To jak to wytłumaczysz, Uchiha? – prychnął zaczepnie Kiba, wskazując na
telewizor. – Spieprzył sprawę. Miało być po ciuchu, jak zawsze, a wyszło jedno
wielkie gówno. Jeszcze tego brakuje by ktoś się nami zainteresował.
-
Zamknij mordę – warknął Sasuke.
-
Obaj się przymknijcie – westchnął zniecierpliwiony mężczyzna w kucyku. – Nie
wiemy, co zaszło, może to nie jest wcale wina Smoka.
-
A czyja? – prychnął stojący w cieniu Sai. – Miał tylko załatwić tego dupka, a
nie robić pieprzony pogrzeb z fajerwerkami.
-
W tej robocie nigdy nic nie wiadomo – zaczął coraz bardziej zirytowany Nara. –
Musimy na niego poczekać i wtedy…
-
Za późno, bałagan już jest – parsknął Kiba, odchylając głowę na oparcie.
-
Morda. – Sasuke kopnął go mocno w nogę.
-
Uchiha!
-
Zamknijcie się… - złowieszcze warknięcie spod okna sprawiło, że wszyscy w
pokoju umilkli. Jarzące się w mroku czerwienią oczy zgasły.
Siedząca
przy biurku kobieta zerknęła za siebie na stojącego tam blondwłosego mężczyznę.
Jej przyszłego następcę. Który wyraźnie nie miał nastroju.
Zmarszczyła
brwi, gdy zadzwonił telefon.
-
Słucham?
-
Tu Haruno – rozległo się ze
słuchawki.
Tsunade
nacisnęła guzik głośnomówiący i odłożyła komórkę na blat.
-
Mów – poleciła.
-
To nie był Smok - poinformowała
Sakura.
-
Co ty pieprzysz? – warknął zirytowany Sasuke.
-
Miło cię słyszeć, kochanie – odezwała
się ironicznie. – To nie robota Smoka.
Nie nasza broń i nie nasze metody.
-
A wiesz to, bo…? – spytał Kiba.
-
Bo jestem patologiem, pierwotniaku –
warknęła Sakura, a Sasuke uśmiechnął się z wyjątkowym zadowoleniem. – Przymknij się, Inuzuka. Przysłali go do nas,
ale już nie żył. Tak jak powiedziałam, to nie była robota Smoka, ktoś inny
musiał mu wejść w paradę i nie poszło zgodnie z naszymi planami. Choć, no cóż,
facet nie żyje.
-
Dziękujemy, Sakura, odezwę się potem do ciebie – mruknęła Tsunade, pocierając
skroń. Kobieta pożegnała się i rozłączyła.
-
Szlag, to przypadek? – zastanowił się Shikamaru, zakładając ręce na piersi. –
Czy ktoś celowo ładuje nam się w paradę?
-
Albo robi to samo, co my – zasugerowała Tsunade.
-
Cicho, ktoś idzie – odezwał się pod drzwi Sai.
~*~
Motocykl
wjechał do podziemnego parkingu starego, opuszczonego biurowca. Mijała go wiele
razy, ale nigdy nie zwróciła na niego uwagi. Ale trudno, żeby zwracała uwagę na
każdy opuszczony budynek w tej okolicy, a takich nie brakowało w przemysłowej
części miasta.
Towarzyszący
jej mężczyzna nie wyglądał na pomniejszego przestępcę, tak samo jak zaparkowane
samochody, które mijali nie wyglądały na własność drobnych rzezimieszków.
Przełknęła
ciężko ślinę czując, że chyba wpakowała się prosto w gniazdo żmij.
Gdy
mężczyzna zatrzymał pojazd, zsunęła się z siedzenia. Zanim zdążyła zareagować,
silna dłoń zacisnęła się boleśnie na jej nadgarstku.
-
Jak się nazywasz? – Zimny, opanowany ton sprawił, że siatka dreszczy przebiegła
jej przez kręgosłup. Nie była kimś, kto panikował, czy się bał. Była zabójcą na
zlecenie od piętnastego roku życia i już dawno przestałą się przejmować
ludzkimi odruchami strachu. Ale zawsze działała solo, zawsze była tylko ona,
przeciwnik i niezawodna broń. Teraz pistolet spoczywał w torebce, drapieżnik
trzymał na niej łapę jak na zwierzynie, a ona była na jego terytorium. Gorzej
być nie mogło.
-
Mów – powiedział wolno, nie spuszczając z niej lodowatego, czujnego spojrzenia,
a palce zacisnęły się mocniej na jej ręce.
-
Asami – wyrzuciła z siebie, zaciskając zęby w wyrazie złości.
Mężczyzna
patrzyła na nią uważnie i nieruchomo, a po chwili jego usta wygiął uśmiech.
-
Nie kłam – zamruczał z kpiną. – Chyba że chcesz szybko opuścić ten świat. Mów.
-
Tenten – warknęła.
Mężczyzna
uniósł brew.
-
Tenten Mitsashi. Możesz, do cholery, mnie puścić? – Szarpnęła ręką.
-
Jeden nieostrożny ruch i cię zabiję, pamiętaj – ostrzegł spokojnym, niezwykle
niebezpiecznie brzmiącym głosem. – Pistolet. – Wyciągnął rękę.
-
Słucham?
-
Oddaj pistolet – powtórzył cierpliwie.
Z
cichym warknięciem podała mu torebkę. Mężczyzna puścił jej nadgarstek. Masując
rękę, przyglądała się, jak wyciąga z torebki oba jej pistolety i nóż
sprężynowy.
-
Nie za dużo zabawek jak na jedną kobietę? – Z ironicznym uśmiechem podał jej
torebkę.
Nie
odpowiedziała nic, mierząc go pełnym złości wzrokiem.
-
Chodź, nie mamy czasu. – Złapał ją za ramię i poprowadził w kierunku schodów.
Miała ochotę wyrwać mu się, ale wolała go niepotrzebnie nie prowokować. Trzeba
pamiętać, że jest nie na swoim terenie, a do tego pozbawiona broni. Nie wolno
zaprzepaścić szans na wyjście z tego z życiem.
-
Nie odzywaj się, dopóki nie dostaniesz jasnego polecenia – nakazał, gdy szli
wzdłuż ciemnego korytarza.
-
Rządzisz się jak pieprzony monarcha – warknęła.
-
Jeżeli chcesz żyć, radzę nie ignorować tego ostrzeżenia – zamruczał
niebezpiecznie blisko jej ucha. – Pamiętaj, ani słowa – powtórzył z naciskiem,
mocniej ściskając jej ramię.
Otworzył
obdrapane drzwi i wprowadził ją do mrocznego pokoju. Dopiero po chwili
dostrzegła, że w pomieszczeniu, oświetlonym jedną kiepską stojącą lampą,
znajduje się kilka osób.
-
Spieprzyłeś – powiedział jeden z mężczyzn, odchylający w tył głowę.
-
Co to, do cholery, miało być? – warknął w tym samym czasie drugi, siedzący obok
na oparciu.
-
Witaj w domu, Hyuuga. – Tenten wzdrygnęła się słysząc tuż obok obłudnie miły
głos. Szlag, nawet nie zauważyła, że koło niej opiera się kolejny facet!
-
Nie spieprzyłem – powiedział wolno i dobitnie jej towarzysz, posyłając
mężczyznom twarde spojrzenia.
-
To powiesz nam, co znaczą te fajerwerki? – Kiba uśmiechnął się kpiąco,
wskazując telewizor.
Tenten
i Hyuuga spojrzeli na telewizor, gdzie leciały właśnie wiadomości, pokazujące
zdarzenia sprzed godziny, w których brali udział.
-
Kurwa – zaklęła z uczuciem Tenten. Tak mało brakowało…
-
Trafne stwierdzenie, złotko – przyznał stojący obok niej facet. – Kto to jest,
Hyuuga i co ona tu robi? – zwrócił się do Nejiego.
-
Dostała na niego zlecenie – wyjaśnił, zerkając na nią przelotnie.
-
Jak to dostała zlecenie? – zawarczał Sasuke.
-
Czemu pytasz mnie? – spytał z wyraźnie pobrzmiewającą w głosie złością,
posyłając mu ostre spojrzenie. – Tego właśnie chce się dowiedzieć – zwrócił się
w kierunku siedzącej przy biurku blondynki. – Wysłaliście mnie na tę akcje i
kazaliście go sprzątnąć, do cholery i macie teraz do mnie pretensje, że tam był
też drugi zabójca?
-
Uspokój się, Neji – mruknęła ostrzegawczo Tsunade. – My też nic o tym nie
wiedzieliśmy. Dla kogo ona pracuje?
-
Skąd ja mam wiedzieć, sami się tego dowiadujcie – prychnął z irytacją.
Wszyscy
umilkli, gdy rozległo się pukanie. Drzwi otworzyły się.
-
Dobry wieczór – przywitała się uprzejmie kobieta, rozpinając czarny płaszczyk.
Tenten
wzdrygnęła się.
Oczy
przybyszki były ironiczne i pewne siebie. Długie kręcone włosy spływały po
plecach, a poruszała się znacznie lepiej niż modelki na wybiegu. W sposób,
który burzył męskie zmysły i prowokował do zazdrości kobiety. Tenten była
pewna, że nie ma w tym pokoju mężczyzny, który nie patrzył na jej nogi w
wysokich, czerwonych szpilkach. Kobieta podeszła do biurka i usiadła na nim
wdzięcznie. Krwistoczerwona sukienka, którą miała na sobie, była krótka i
opięta jak druga skóra. Popatrzyła po zebranych nieco prowokującym wzrokiem, a
jej usta nie przestawały się uśmiechać. Tak, Chikara Okami była cholernie
niebezpieczna.
Kobieta
oparła się na dłoni, zakładając nogę na nogę.
-
Gaara jest bardzo niezadowolony – powiedziała mruczącym, zmysłowym głosem.
-
To nie nasza robota – odezwała się Tsunade, opierając wygodniej w fotelu.
-
Tak? A czyja? – W oczach Chikary pojawił się niebezpieczny błysk. – O ile
pamiętam, Gaara został poinformowany, że to wy się tym zajmiecie.
-
Zamierzaliśmy. – Wtrącił Shikamaru, przenosząc spojrzenie z jej nóg na twarz. –
Ktoś nas ubiegł.
-
Kto? – spytała miłym, wręcz beztroskim tonem. Pozornie. Bardzo pozornie.
Podążyła
za spojrzeniami zebranych i wbiła w Tenten jasne oczy. Takie spojrzenie mogłaby
mieć królowa śniegu - zachęcające, mamiące. I lodowato niebezpieczne.
-
Dla kogo pracuje? – zapytała, machając stopą, nie spuszczając z Tenten uważnego
spojrzenia.
-
Nie wiemy – chrząknęła Tsunade.
-
Nie chce mówić? – zacmokała, przechylając głowę.
Tenten
przełknęła ciężko ślinę. Było coraz gorzej, cholera, że też się władowała w
takie gówno. Zamrugała, gdy widok zasłoniły jej plecy Hyuugi.
-
Zamierzaliśmy się tym zająć – powiedział chłodno, mierząc się z pewnym siebie
spojrzeniem Chikary.
-
Smok, miło cię widzieć – posłała mu figlarny uśmiech. – Jak nie chce mówić,
może trzeba ją zmusić? Albo zabić? – zasugerowała unosząc idealnie
wyprofilowaną brew.
-
Pewnie chętnie byś to zrobiła, co? – odezwał się ironicznie Sasuke taksując ją
bezczelnym spojrzeniem.
-
Tygrys – zaśmiała się cicho, patrząc na niego kokieteryjnie. – Oczywiście,
lubimy to, prawda? – Uniosła kącik ust.
-
Chikara – odezwał się mężczyzna siedzący na parapecie. – Przekaż Gaarze, że się
z nim skontaktuje.
Chikara
przez chwilę patrzyła w czerwone oczy, po czym gładko zsunęła się z biurka i
wolnym, kołyszącym krokiem podążyła do wyjścia.
Posłała
Tenten nieprzeniknione, ale zabarwione rozbawieniem spojrzenie. Jej usta
wygięły się w uśmieszku. Mrugnęła zalotnie do Hyuugi, który ponownie stanął
między nimi z kamienną twarzą i opuściła pokój. W pomieszczeniu rozległo się
zbiorowe odetchnięcie.
-
Ta kobieta to diabeł – mruknął Kiba, zsuwając się niżej po kanapie.
________________
No!
Nowy rozdział już jest! Wybaczcie zwłokę, ale od nowego roku mam dużo zajęć i
kompletnie mi wyleciało z głowy, że pasuje coś w końcu dodać. ^^