poniedziałek, 14 stycznia 2013

02. My, narodzeni ze strachu...



- Pacjent zmarł w wyniku trzech ran postrzałowych w ważne organy - serce i wątroba. Mimo działań personelu medycznego nie udało się go uratować, obrażenie były zbyt poważne i rozległe. Zgon nastąpił zanim karetka zdążyła dojechać.
- Dziękuje, pani Haruno. – Starszy, siwy mężczyzna, uśmiechnął się nieco smutno dzielnie walcząc z mdłościami.
Kobieta uśmiechnęła się pocieszająco, ostatni raz sprawdzając puls denata, po czym wsunęła ciało do chłodni. Zdjęła rękawiczki i wrzuciła je do mijanego kosza, po czym wyszorowała ręce.
- Przykro mi z powodu straty wspólnika. Może przejdziemy gdzieś indziej. Polecam kawę z naszego bufetu. Przyda się panu, zanim wygłosi pan oficjalne oświadczenie w mediach.
- Tak, ma pani rację, bardzo dziękuję. – Uśmiechnął się i dotknął jej ramienia.
- Drugie piętro, panie Kasai. – Kiwnęła głową na pożegnanie, patrząc ja mężczyzna odchodzi i znika w windzie.
Uśmiech na ustach kobiety zniknął. Pospieszyła do swojego gabinetu i złapała za telefon.

~*~

- Policja milczy na temat tego, jakie były przyczyny śmierci Sao Tatsumiego – poinformowała reporterka lokalnych wiadomości. - Z naszych źródeł jednak wiemy, że nie była to śmierć naturalna, a zgon nastąpił w wyniku ran postrzałowych. Kto za tym stoi? Tego nikt nie wie i nie chce zdradzić. Czekamy teraz na oficjalne oświadczenie osób z najbliższego otoczenia Sao Tatsumiego…
- Nawalił? – spytał siedzący na kanapie mężczyzna, obracając na palcu pistolet.
- Hyuuga? Nie bredź, Inuzuka – prychnął siedzący na oparciu ciemnowłosy mężczyzna, który od dłuższego czasu z napięciem wpatrywał się w ekran telewizora. Co ten cholerny Smok wyprawiał, do licha?
- To jak to wytłumaczysz, Uchiha? – prychnął zaczepnie Kiba, wskazując na telewizor. – Spieprzył sprawę. Miało być po ciuchu, jak zawsze, a wyszło jedno wielkie gówno. Jeszcze tego brakuje by ktoś się nami zainteresował.
- Zamknij mordę – warknął Sasuke.
- Obaj się przymknijcie – westchnął zniecierpliwiony mężczyzna w kucyku. – Nie wiemy, co zaszło, może to nie jest wcale wina Smoka.
- A czyja? – prychnął stojący w cieniu Sai. – Miał tylko załatwić tego dupka, a nie robić pieprzony pogrzeb z fajerwerkami.
- W tej robocie nigdy nic nie wiadomo – zaczął coraz bardziej zirytowany Nara. – Musimy na niego poczekać i wtedy…
- Za późno, bałagan już jest – parsknął Kiba, odchylając głowę na oparcie.
- Morda. – Sasuke kopnął go mocno w nogę.
- Uchiha!
- Zamknijcie się… - złowieszcze warknięcie spod okna sprawiło, że wszyscy w pokoju umilkli. Jarzące się w mroku czerwienią oczy zgasły.
Siedząca przy biurku kobieta zerknęła za siebie na stojącego tam blondwłosego mężczyznę. Jej przyszłego następcę. Który wyraźnie nie miał nastroju.
Zmarszczyła brwi, gdy zadzwonił telefon.
- Słucham?
- Tu Haruno – rozległo się ze słuchawki.
Tsunade nacisnęła guzik głośnomówiący i odłożyła komórkę na blat.
- Mów – poleciła.
- To nie był Smok - poinformowała Sakura.
- Co ty pieprzysz? – warknął zirytowany Sasuke.
- Miło cię słyszeć, kochanie – odezwała się ironicznie. – To nie robota Smoka. Nie nasza broń i nie nasze metody.
- A wiesz to, bo…? – spytał Kiba.
- Bo jestem patologiem, pierwotniaku – warknęła Sakura, a Sasuke uśmiechnął się z wyjątkowym zadowoleniem. – Przymknij się, Inuzuka. Przysłali go do nas, ale już nie żył. Tak jak powiedziałam, to nie była robota Smoka, ktoś inny musiał mu wejść w paradę i nie poszło zgodnie z naszymi planami. Choć, no cóż, facet nie żyje.
- Dziękujemy, Sakura, odezwę się potem do ciebie – mruknęła Tsunade, pocierając skroń. Kobieta pożegnała się i rozłączyła.
- Szlag, to przypadek? – zastanowił się Shikamaru, zakładając ręce na piersi. – Czy ktoś celowo ładuje nam się w paradę?
- Albo robi to samo, co my – zasugerowała Tsunade.
- Cicho, ktoś idzie – odezwał się pod drzwi Sai.

~*~

Motocykl wjechał do podziemnego parkingu starego, opuszczonego biurowca. Mijała go wiele razy, ale nigdy nie zwróciła na niego uwagi. Ale trudno, żeby zwracała uwagę na każdy opuszczony budynek w tej okolicy, a takich nie brakowało w przemysłowej części miasta.
Towarzyszący jej mężczyzna nie wyglądał na pomniejszego przestępcę, tak samo jak zaparkowane samochody, które mijali nie wyglądały na własność drobnych rzezimieszków.
Przełknęła ciężko ślinę czując, że chyba wpakowała się prosto w gniazdo żmij.
Gdy mężczyzna zatrzymał pojazd, zsunęła się z siedzenia. Zanim zdążyła zareagować, silna dłoń zacisnęła się boleśnie na jej nadgarstku.
- Jak się nazywasz? – Zimny, opanowany ton sprawił, że siatka dreszczy przebiegła jej przez kręgosłup. Nie była kimś, kto panikował, czy się bał. Była zabójcą na zlecenie od piętnastego roku życia i już dawno przestałą się przejmować ludzkimi odruchami strachu. Ale zawsze działała solo, zawsze była tylko ona, przeciwnik i niezawodna broń. Teraz pistolet spoczywał w torebce, drapieżnik trzymał na niej łapę jak na zwierzynie, a ona była na jego terytorium. Gorzej być nie mogło.
- Mów – powiedział wolno, nie spuszczając z niej lodowatego, czujnego spojrzenia, a palce zacisnęły się mocniej na jej ręce.
- Asami – wyrzuciła z siebie, zaciskając zęby w wyrazie złości.
Mężczyzna patrzyła na nią uważnie i nieruchomo, a po chwili jego usta wygiął uśmiech.
- Nie kłam – zamruczał z kpiną. – Chyba że chcesz szybko opuścić ten świat. Mów.
- Tenten – warknęła.
Mężczyzna uniósł brew.
- Tenten Mitsashi. Możesz, do cholery, mnie puścić? – Szarpnęła ręką.
- Jeden nieostrożny ruch i cię zabiję, pamiętaj – ostrzegł spokojnym, niezwykle niebezpiecznie brzmiącym głosem. – Pistolet. – Wyciągnął rękę.
- Słucham?
- Oddaj pistolet – powtórzył cierpliwie.
Z cichym warknięciem podała mu torebkę. Mężczyzna puścił jej nadgarstek. Masując rękę, przyglądała się, jak wyciąga z torebki oba jej pistolety i nóż sprężynowy.
- Nie za dużo zabawek jak na jedną kobietę? – Z ironicznym uśmiechem podał jej torebkę.
Nie odpowiedziała nic, mierząc go pełnym złości wzrokiem.
- Chodź, nie mamy czasu. – Złapał ją za ramię i poprowadził w kierunku schodów. Miała ochotę wyrwać mu się, ale wolała go niepotrzebnie nie prowokować. Trzeba pamiętać, że jest nie na swoim terenie, a do tego pozbawiona broni. Nie wolno zaprzepaścić szans na wyjście z tego z życiem.
- Nie odzywaj się, dopóki nie dostaniesz jasnego polecenia – nakazał, gdy szli wzdłuż ciemnego korytarza.
- Rządzisz się jak pieprzony monarcha – warknęła.
- Jeżeli chcesz żyć, radzę nie ignorować tego ostrzeżenia – zamruczał niebezpiecznie blisko jej ucha. – Pamiętaj, ani słowa – powtórzył z naciskiem, mocniej ściskając jej ramię.
Otworzył obdrapane drzwi i wprowadził ją do mrocznego pokoju. Dopiero po chwili dostrzegła, że w pomieszczeniu, oświetlonym jedną kiepską stojącą lampą, znajduje się kilka osób.
- Spieprzyłeś – powiedział jeden z mężczyzn, odchylający w tył głowę.
- Co to, do cholery, miało być? – warknął w tym samym czasie drugi, siedzący obok na oparciu.
- Witaj w domu, Hyuuga. – Tenten wzdrygnęła się słysząc tuż obok obłudnie miły głos. Szlag, nawet nie zauważyła, że koło niej opiera się kolejny facet!
- Nie spieprzyłem – powiedział wolno i dobitnie jej towarzysz, posyłając mężczyznom twarde spojrzenia.
- To powiesz nam, co znaczą te fajerwerki? – Kiba uśmiechnął się kpiąco, wskazując telewizor.
Tenten i Hyuuga spojrzeli na telewizor, gdzie leciały właśnie wiadomości, pokazujące zdarzenia sprzed godziny, w których brali udział.
- Kurwa – zaklęła z uczuciem Tenten. Tak mało brakowało…
- Trafne stwierdzenie, złotko – przyznał stojący obok niej facet. – Kto to jest, Hyuuga i co ona tu robi? – zwrócił się do Nejiego.
- Dostała na niego zlecenie – wyjaśnił, zerkając na nią przelotnie.
- Jak to dostała zlecenie? – zawarczał Sasuke.
- Czemu pytasz mnie? – spytał z wyraźnie pobrzmiewającą w głosie złością, posyłając mu ostre spojrzenie. – Tego właśnie chce się dowiedzieć – zwrócił się w kierunku siedzącej przy biurku blondynki. – Wysłaliście mnie na tę akcje i kazaliście go sprzątnąć, do cholery i macie teraz do mnie pretensje, że tam był też drugi zabójca?
- Uspokój się, Neji – mruknęła ostrzegawczo Tsunade. – My też nic o tym nie wiedzieliśmy. Dla kogo ona pracuje?
- Skąd ja mam wiedzieć, sami się tego dowiadujcie – prychnął z irytacją.
Wszyscy umilkli, gdy rozległo się pukanie. Drzwi otworzyły się.
- Dobry wieczór – przywitała się uprzejmie kobieta, rozpinając czarny płaszczyk.
Tenten wzdrygnęła się.
Oczy przybyszki były ironiczne i pewne siebie. Długie kręcone włosy spływały po plecach, a poruszała się znacznie lepiej niż modelki na wybiegu. W sposób, który burzył męskie zmysły i prowokował do zazdrości kobiety. Tenten była pewna, że nie ma w tym pokoju mężczyzny, który nie patrzył na jej nogi w wysokich, czerwonych szpilkach. Kobieta podeszła do biurka i usiadła na nim wdzięcznie. Krwistoczerwona sukienka, którą miała na sobie, była krótka i opięta jak druga skóra. Popatrzyła po zebranych nieco prowokującym wzrokiem, a jej usta nie przestawały się uśmiechać. Tak, Chikara Okami była cholernie niebezpieczna.
Kobieta oparła się na dłoni, zakładając nogę na nogę.
- Gaara jest bardzo niezadowolony – powiedziała mruczącym, zmysłowym głosem.
- To nie nasza robota – odezwała się Tsunade, opierając wygodniej w fotelu.
- Tak? A czyja? – W oczach Chikary pojawił się niebezpieczny błysk. – O ile pamiętam, Gaara został poinformowany, że to wy się tym zajmiecie.
- Zamierzaliśmy. – Wtrącił Shikamaru, przenosząc spojrzenie z jej nóg na twarz. – Ktoś nas ubiegł.
- Kto? – spytała miłym, wręcz beztroskim tonem. Pozornie. Bardzo pozornie.
Podążyła za spojrzeniami zebranych i wbiła w Tenten jasne oczy. Takie spojrzenie mogłaby mieć królowa śniegu - zachęcające, mamiące. I lodowato niebezpieczne.
- Dla kogo pracuje? – zapytała, machając stopą, nie spuszczając z Tenten uważnego spojrzenia.
- Nie wiemy – chrząknęła Tsunade.
- Nie chce mówić? – zacmokała, przechylając głowę.
Tenten przełknęła ciężko ślinę. Było coraz gorzej, cholera, że też się władowała w takie gówno. Zamrugała, gdy widok zasłoniły jej plecy Hyuugi.
- Zamierzaliśmy się tym zająć – powiedział chłodno, mierząc się z pewnym siebie spojrzeniem Chikary.
- Smok, miło cię widzieć – posłała mu figlarny uśmiech. – Jak nie chce mówić, może trzeba ją zmusić? Albo zabić? – zasugerowała unosząc idealnie wyprofilowaną brew.
- Pewnie chętnie byś to zrobiła, co? – odezwał się ironicznie Sasuke taksując ją bezczelnym spojrzeniem.
- Tygrys – zaśmiała się cicho, patrząc na niego kokieteryjnie. – Oczywiście, lubimy to, prawda? – Uniosła kącik ust.
- Chikara – odezwał się mężczyzna siedzący na parapecie. – Przekaż Gaarze, że się z nim skontaktuje.
Chikara przez chwilę patrzyła w czerwone oczy, po czym gładko zsunęła się z biurka i wolnym, kołyszącym krokiem podążyła do wyjścia.
Posłała Tenten nieprzeniknione, ale zabarwione rozbawieniem spojrzenie. Jej usta wygięły się w uśmieszku. Mrugnęła zalotnie do Hyuugi, który ponownie stanął między nimi z kamienną twarzą i opuściła pokój. W pomieszczeniu rozległo się zbiorowe odetchnięcie.
- Ta kobieta to diabeł – mruknął Kiba, zsuwając się niżej po kanapie.

________________

No! Nowy rozdział już jest! Wybaczcie zwłokę, ale od nowego roku mam dużo zajęć i kompletnie mi wyleciało z głowy, że pasuje coś w końcu dodać. ^^