- Nie.
Jak
to kurna „nie”?
- Kagami…
- Mówię, do cholery, nie.
- Tigaaa…
- Nie, spierdalaj!
Aomine syknął przez zęby, gdy mocny kopniak
wymierzony przez jego chłopaka boleśnie uderzył w jego nogę. Co tylko
potwierdziło domysły Aomine, że z miłego wieczornego ruchanka nici.
- O co ci chodzi? – burknął, warcząc z
irytacją, gdy łokieć Kagamiego ograniczył mu dostęp do… czegokolwiek.
- Nie mam ochoty, jasne?
- Okres masz? – zachichotał złośliwe, lecz
odpowiedzią Kagamiego było tylko ciśnięcie w twarz Aomine jaśkiem.
- Przecież chciałeś. Parę godzin temu,
fajnie było. – Daiki wyszczerzył się do siebie na samo wspomnienie tego, jak
ucapił swojego chłopaka w kuchni. Taiga wyglądał tak seksownie w tym fartuszku…
- Tobie się chciało – sarknął, owijając się
szczelnie kołdrą.
- Mnie się zawsze chce – uśmiechnął się
szeroko do pleców Kagamiego. – Taiga, weź nie pierdol… - Umilknął, gdy po raz
kolejny został potraktowany jak zło konieczne.
- No co ci nie pasi, hę? – spytał,
zaczynając odczuwać frustrację emocjonalno-seksualną.
- Wszystko.
- Jak wszystko? – Wywrócił oczami. - Przecież jest zajebiście.
- Może dla ciebie – prychnął.
- No przecież do tej pory nie narzekałeś –
zmarszczył brwi.
- To nie o to chodzi – warknął. – Ale ty
jesteś tępy.
- Jak mnie obrażasz, to chociaż tak, żebym
wiedział, o co kurwa chodzi – zdenerwował się.
- Jesteś tępym seksoholikiem, koniec
pieśni.
- Jakbyś ty nie był – burknął urażony do
żywego, bo w końcu chcice jego chłopaka czasem były w stanie przerosnąć jego
własne! Nie często, co prawda, ale czasem. Nie żeby narzekał, wręcz przeciwnie…
- Tobie może pasuje na łapu capu – odezwał
się kokon z kołdry głosem Taigi – byle gdzie i byle jak…
- Wszędzie dobrze, byle fajnie, nie? –
wtrącił się szczerząc się jak głupek.
- …ale mnie to nie pasuje. Jesteśmy ze
sobą, tak? Długo, tak? Nie zamierzam być czymś, co spełnia twoje zachcianki i
rozładowuje chcice, pieprzony sadysto. Chyba nie tylko dlatego jesteśmy ze
sobą.
- Dlatego? - uniósł brew z szerokim
uśmieszkiem, lecz twarz Kagamiego, która wychyliła się zza kołdry szybko dała
Aomine do zrozumienia, że może pożegnać się z seksem na bliżej nieokreślony
czas, może w innym życiu i wszechświecie zdoła poruchać, co to, to kurna nie.
- Weź nie spinaj – westchnął – tylko mów po
ludzku.
- Sam się domyśl – prychnął, szarpiąc za
kołdrę i poduszkę z zamiarem ewakuowania się, jednak Aomine złapał z drugiej
strony
- Kagami, kurwa! – warknął.
- Spierdalaj – zgrzytnął na zębach. – Jak
się jest z kimś, to ci na nim zależy, nie? – syknął, rumieniąc się na
policzkach. – Można czasem pewne rzeczy robić z uczuciem, kurwa twoja mać.
- A co my, baby jesteśmy? – parsknął.
- Nie – zawarczał, wyrywając pościel w rąk
chłopaka. – Ale to nie znaczy, że musimy się ruchać jak pierdolone króliki. A
jak masz z tym problem, to życzę tobie i twojej ręce dobrej, kurwa, nocy.
~~*~~
Na
początku Aomine stwierdził, że na drugi dzień Kagamiemu przejdzie. Ale nie
przeszło. Lecz uznał zaraz, że wystarczy, że przeczeka napad fochania, Kagami
czasem tak miał, jak Aomine nie pozmywał, rozrzucał swoje ubrania, albo
zasypiał w trakcie, gdy Taiga coś do niego mówił. Jednak i tym razem jego
założenie okazało się błędne, bo Kagami był wytrwały jak nigdy. Daiki uznał
zatem, że nikt go seksem szantażować nie będzie i przecież nie jest on jakimś
niewyżytym psychopatą, a Kagami dostanie za swoje, jak tyle będzie pościł i sam
do niego przyjdzie na kolanach!
Jednakże
Kagami okazał się nadzwyczaj odporny na życie w celibacie. Aomine wręcz
przeciwnie – po czterech dniach nie był w stanie oderwać spojrzenia od tyłka
swojego chłopaka, który krążył po mieszkaniu ignorując go z pełną klasą. I
właśnie wtedy (czując jak na samą myśl, wszystko, dosłownie wszystko Aomine
staje w gotowości) Daiki zaczął myśleć…
~~*~~
Było już późno, gdy Kagami wracał do domu,
obładowany zakupami. Wszystko go bolało po treningu, a oczy niemal same mu się
zamykały. Planował ugotować jeszcze dzisiaj obiad na dzień następny, ale chyba
sobie daruje.
Zębami przytrzymał jedną z reklamówek i
otworzył drzwi mieszkania. Odłożył klucze na komodę i właśnie zamierzał
ściągnąć buty, gdy coś… coś się na niego rzuciło. Wszystkie zakupy wyleciały mu
z rąk, a on sam uderzył w szafkę stękając z bólu.
- Pojebało cię, Ahomine?! – wydarł się na
całe gardło na swojego chłopaka, bo któż inny mógł go tak zaatakować, jak nie
ten totalny głupek. – Co ty mi u licha… Weź przestań, Daiki, kurwa!
Kagami nawet nie wiedział, jak, gdzie,
kiedy i co się stało, ale znalazł się na łóżku owinięty… prześcieradłem?
- Co ty, kurwa wyprawiasz? – warknął, wbijając
spojrzenie w swojego chłopaka, który siedział na jego biodrach z szerokim
uśmiechem zadowolonego z siebie idioty.
Aomine pochylił się nad nim i zamruczał,
pocierając policzkiem o jego policzek.
- Witaj w domu – wymruczał.
- Co ty…!
Pocałunek odebrał mu możność zgłaszania
jakichkolwiek pretensji i może jeszcze wznowiłby wierzganie nogami, gdyby…
gdyby nie… właśnie. Pocałunek był mocny i stanowczy, jak wszystkie Aomine,
jednak tak… rozgrzewający i powolny, że zapał Taigi do protestu zgasł. Otworzył
oczy, gdy Daiki odsunął się od niego. Niebieskie, niemal granatowe oczy Aomine
jaśniały trawiącym go podnieceniem, ale i zadowoleniem, i czymś, co posłało
ciarki po plecach Kagamiego.
- Co ty wyprawiasz? – wydyszał, gdy Aomine
zdjął podkoszulek.
Daiki z szerokim uśmiechem oparł dłonie po
obu stronach Kagamiego i pochylił się nad nim, ustami muskając jego ucho,
przesuwając po nim językiem.
- Chce się kochać – mruknął, zębami
przygryzając wrażliwą skórę tuż za uchem.
- C-co? – wyjąkał Taiga, a usta Aomine
przemieściły się na jego szyję.
- Chcę seksu. Bardzo dużo seksu. Z tobą. –
Przesunął językiem po grdyce chłopaka i wrócił do jego ust, które uchylone były
najwyraźniej w niemym szoku.
- Zgłupiałeś? – spytał Kagami, oddychając
ciężko, gdy dłonie Aomine zajęły się uwalnianiem go z więzów i ubrań…
- Myślałem, Taiga, myślałem – warknął,
gryząc go dość koleśnie w ramię.
- Och…
- Miałeś rację. Nasze życie szybko zrobi
się cholernie nudne – przyznał, a Kagami zacisnął oczy, czując jak usta i ręce
Aomine zsuwając się coraz niżej i niżej.
- Więc trzeba je sobie urozmaicać.
Dłoń Aomine tylko musnęła jego krocze i
zaraz powędrowała niżej, ściągając jego spodnie. Kagami uznał, że związał się z
diabłem… Gorące ciało przylgnęło do niego, a usta musnęły jego skroń i ucho.
- Daiki…
- A ty masz milczeć i jęczeć dla mnie,
Taiga – wyszczerzył się, a jego oczy po raz kolejny sprawiły, że palące gorąco
zalało Kagamiego.
Nie tak to wyglądało, nie do tego Kagami
był przyzwyczajony. Nie do powolnych, leniwych pocałunków, nie do dłoni
gładzących jego skórę, nie do gorących ust rozpalających każdą jego komórkę.
Seks z Aomine zawsze był świetny, dziki i szalony i Kagamiemu to mimo wszystko
pasowało, chociaż wolałby, żeby nie tylko tak to wyglądało. Czasem szybkość
odziera bycie ze sobą… z czegoś. Ale tym razem… Teraz… Kagami czuł, jak
skaczące ciśnie chce rozsadzić jego żyły, jak żądza i gorączka trawią jego
ciało, że wciąż i wciąż lawiruje na granicy, że każda sekunda rozciąga się w
godziny, a to wszystko chce go zgnieść, rozerwać i odebrać mu zmysły…
Aomine napawał się tym, jak ciało jego
kochanka drży, gdy je dotyka, drży nawet wtedy, gdy dopiero zamierza je
dotknąć, wygina się pod jego dłonią, a z ust ulatują westchnienia i jęki. Tak
inne, tak różne od tych, co zawsze, ale wywołane przez niego. Inne, ale równie
dobre co tamte. Sam czuł się jak na jakiejś cholernej linie nad przepaścią –
jeszcze się napawać uczuciem przerażenia i ekscytacji czy może już skoczyć?
Paznokcie Kagamiego wbiły się w jego plecy,
a on sam oparł głowę o jego ramię oddychając z coraz większym trudem. Powolne
tempo, które narzucił zaczynało się kruszyć, jego biodra samoistnie
przyspieszały, ale Taidze chyba to nie przeszkadzało, bo ochoczo wychodził mu
naprzeciw.
Czując się niemal ogłupiały od żądzy i
gorąca przywarł do ust Kagamiego, które odpowiedziały mu tą samą namiętnością i
zapamiętaniem, a potem… potem wszystko wywróciło się do góry nogami, jak na
jakiejś najdzikszej, kolorowej karuzeli…
Kagami otworzył leniwie powieki,
zastanawiając się czy przysnął, czy tylko mu się wydaje. Głowa Aomine
spoczywała na jego piersi, a reszta przygniatała do materaca. Wyciągnął dłoń i
wolno przeczesał palcami jego włosy. Daiki poruszył się i zsunął z niego,
macając na oślep za przykryciem.
- Daiki?
- Mhym? – mruknął, okrywając się
prześcieradłem i wciskając nos w szyję Kagamiego.
- Prysznic?
- Potem.
- Jutro?
- Mhym. Jak było?
Kagami czuł, jak usta Aomine rozciągają się
w uśmiechu.
- Możesz myśleć częściej, wiesz? –
parsknął, za co, Aomine ugryzł go lekko. – Ale może nie codziennie, co? Bo
jeszcze nam obu pikawy wysiądą, czy coś…
Aomine odsunął się lekko, a leniwe,
zadowolone z siebie oczy wpatrywały się w Taigę, sprawiając, że ten czuł
niebezpieczne gorąco. Przeklęty Aomine!
- Widzisz, tyle razy powtarzałem, że
myślenie jest niebezpieczne dla zdrowia.
________
H.: Właśnie
udowodniłam sobie, że nie potrafię pisać ajfhqh X_X Nie wiem kiedy i co się
pojawi, bo mam jeszcze jeden egzamin przed sobą, a potem muszę się jakoś po tym
wszystkim pozbierać, bo ostatnie dwa miesiące dały mi tak w dupę życiowo, że
szkoda gadać, na samą myśl bólu kręgosłupa robi mi się niedobrze. A do tego
weny ni ma ;-; No ale jestem, żyję, czuwam, powinnam za niedługo nadrabiać
czytanie. :D