niedziela, 31 marca 2013

02. Bo wiedza, to potęgi klucz. [HP]



Lupin podniósł głowę znad czytanej książki i spojrzał z uwagą najpierw na Jamesa, a potem na Syriusza, którzy usiedli naprzeciwko niego i po prostu patrzyli.
- Chcieliście czegoś? – spytał tonem pogawędki.
- Wiemy – oświadczyli obaj, z minami, jakby co najmniej odkryli sekret stulecia.
            Brew Remusa powędrowała w górę.
- Wiecie?
- O tobie – wyjaśnił James.
- O mnie?
- I dziewczynie – dodał Syriusz z wiele mówiącym uśmiechem.
- I dziewczynie? – zdziwił się uprzejmie Lupin.
- Dokładnie.
- Ale co wiecie o mnie?
- I dziewczynie – dopowiedział Potter tonem, który sugerował, iż ten fakt jest niezwykle istotny dla sprawy.
- To co wiecie?
- No o tobie – odparł James.
- I dziewczynie – uzupełnił z naciskiem Black.
- O mnie i dziewczynie… Tak?
- Mhym.
- Ale co wiecie?
- O niej.
- I o tobie.
Lupin wykonał mentalne uderzenie czołem o stół.
- Jakiej dziewczynie? – spytał, unosząc pytająco brwi.
- TEJ dziewczynie – podkreślił sugestywnie James.
- Czyli jakiej?
- Tej, z którą ty, wiesz… - Brwi Blacka poruszyły się jednoznacznie.
- Z którą ja co?
- No wiesz.
- No nie wiem?
- Czemu to utrudniasz? – Syriusz zmrużył powieki. – I tak wiemy.
- Co wiecie?
- O tobie!
- I dziewczynie – mruknął James, za co Syriusz zgromił go spojrzeniem wyraźnie już zniecierpliwiony.
Lupin westchnął wewnętrznie.
- Co wiecie?
- Że ty i ona… wiesz.
- Nie wiem.
- Nie wiesz? – zdziwił się James.
- Nie.
- Jak możesz nie wiedzieć, skoro ty i ona… - zdenerwował się w końcu.
- Daj spokój, Rogasiu, ten cholerny wilczur nabija się z nas – prychnął Black, zakładając ręce na piersi w wojowniczym geście.
Lupin zdziwił się bardzo niewinnie.
- Ja?
- Ty – stwierdził twardo.
- I dziewczyna? – Remus uśmiechnął się z rozbawieniem.
Black wyglądał, jakby z trudem powstrzymywał warknięcie.
- Zapamiętam to, Luniak.
- Ale co? – Uśmiechnął się uprzejmie.
James jęknął.
- Mówiłem, że to poroniony pomysł mówić mu, że wiemy!
- Co wiecie?
- Nic!

czwartek, 7 marca 2013

18. Zemsta.



Dla czekających...

 *

Powiedz proszę skąd nienawiść ta
Tego właśnie chciałeś
Niech kamienieje serce
Nie lękam się najwyższych płacić cen
Będzie tak jak chce.

*

            Siedem postaci przecinało śnieżne zaspy niemal z nieludzką prędkością. Pędziły niezmordowanie przed siebie, a natura jakby chciała im ułatwić ten bieg, przestała posyłać na ziemię utrudniające poruszanie drobiny zmarzniętego lodu.
            Nagle, jakby na umówiony sygnał, cała siódemka zatrzymała się gwałtownie. Płynąca fala mocy sprawiała, że ziemia, mimo że pokryta śniegiem i lodem, drżała pod stopami. Presja siły była tak potężna, że nawet tak wytrawni wojownicy wzięci przez nią z zaskoczenia poczuli, jak wyciska z nich ostatni dech. Uszy zatkały się pod wpływem ciśnienia, niemal rozrywając bębenki.
            Taka siła…
            Z trudem utrzymali się na nogach. Presja, która ich zaatakowała aż błagała o to, by kolana uderzyły w ziemię.
            - O bogowie… - wysapał ktoś, gdy moc zelżała na tyle, bo mogli swobodnie zaczerpnąć powietrza.
            - Co to było? – spytał z trudem Kiba, kantem dłoni pocierając o pierś.
            Naruto zacisnął usta i nim ktokolwiek zdążył go zatrzymać, wystrzelił przed siebie jak z procy. Biegł tak szybko, że słyszał tylko świst powietrza, który zagłuszył nawoływania przyjaciół. Wbił twardo wzrok przed siebie, w ciemne szczyty przełęczy.
            Zdąży.
            Czekaj na mnie, Miyoshi…

*

            Wypadła z niewielkiego leśnego odcinka oddychając gwałtownie i rozglądając się wokoło. Postąpiła kilka kroków w przód, a zimne powietrze niemal rozrywało jej płuca. Dotarła pod stopy przełęczy w rekordowym czasie. Teraz tylko… Zatrzymała się gwałtownie, dostrzegając parę metrów dalej trzy postacie siedzące spokojnie tuż przy przesmyku.
            Zacisnęła szczęki. Lodowata furia nienawiści popłynęła przez jej żyły. Pozwoliła kłębiącej się chakrze na manifestację siły.
            Fala potężnej mocy, która wybuchła w jej stronę niemal zwaliła ją z nóg.
Dobrzy bogowie, taka siła…
Nie ulegnie.
Nie ugnie się.
Czasy, gdy zmuszano ją do uginania karku skończyły się już dawno. Teraz ta walka miała być walką równego z równym. Co z tego, że on ma więcej doświadczenia, co z tego, że może być silniejszy. Nie dopuści… Nie pozwoli traktować się z lekceważeniem.
Oddychając ciężko uwolniła w pełni siłę swojej chakry. Konfrontacja dwóch energii sprawiła, że jej stopy przesunęły się po ziemi w tył, a uszy prawie eksplodowały od nagromadzonego ciśnienia.
Nie ugnie się. Nie teraz. I nigdy potem.
Gdy presja zelżała, wyprostowała się, starając się opanować oddech. Zmrużyła oczy, gdy sylwetki nagle zniknęły i pojawiły się na tyle blisko, że mogła wyraźnie dostrzec postacie.
Ten w środku…
Patrzyły na nią jej własne oczy. Widziała twarz, którą widywała codziennie spoglądając w lustrze. To rozczarowujące, że tak mało pozostało w niej z matki. To takie denerwujące, że tak bardzo była do niego podobna. Do osoby, której nienawidziła całym sercem. Przez chwilę, przez niewielki ułamek sekundy pomyślała, że to mogło wyglądać inaczej. Wszystko mogło być inaczej. Mogła być dumna z tego, kim jest.
Zabrał jej nawet to. Zabrał jej wszystko. Normlany dom, normalną rodzinę, przyjaciół, życie, pragnienia i cele. Jedyne, co jej pozostawił to tę skażoną krew. Brudną i cuchnącą, która wyżerała człowieka od środka jak jad. I nie było w niej już nic dobrego, nic normalnego. Nawet na odległość potrafił tylko niszczyć…
Postacie po jego bokach zniknęły. Nie przejmowała się tym. Oni jej nie interesowali. Liczył się tylko on.
Usta mężczyzny rozciągnęły się w brzydkim uśmiechu.
- Mało, jak na dziedzica – zauważył. W jego oczach zawirowało. Zanim zdążyła złapać oddech, tęczówki Sasuke zalśniły czerwienią.
Wszystko wokół rozmyło się i zniknęło w czerni. Czuła plus bijącego serca w uszach. Krew szumiała poganiana piętrzącą się adrenaliną. Włoski na ciele stawały dęba. W mroku rozbłysła czerwień, pokrywając rubinem niebo. Nic tylko czerń i czerwień. Zauważyła, że stoi po kostki w wodzie. Uderzył ją paskudny zapach krwi i strachu.
Usłyszała pełne rozczarowania cmoknięcie.
- Spodziewałem się czegoś lepszego.
Mężczyzna wyłonił się z mroku bezszelestnie, jak zjawa.
- Czujesz ten zapach? – Usłyszała za sobą.
Chciała się obejrzeć, lecz nie mogła nawet drgnąć palcem.
- To zapach całego twojego strachu. Tak pachniesz.
Szyderstwo w jego głosie sprawiało, że miała ochotę zazgrzytać na zębach.
- Mógłbym cię zabić.
Głos płyną raz z jednej strony, raz z drugiej. Czuła jak macki zjawy ocierają się o jej nieruchome ciało. Zimnym, oślizgłym dotykiem przywierają do jej skóry.
- Jednym ruchem przeciąć tętnice…
Szept rozbrzmiał przy jej lewym uchu. Nie mogła nawet wzdrygnąć się.
- Jednym uderzeniem przebić wątrobę.
Nacisk na plecach sprawiał ból, jakby każdy nerw skupił się tylko na tym jednym miejscu tak, że miała ochotę nadziać się na niewidzialne ostrze i skończyć to.
            - Jednym szarpnięcie wydrzeć bijące serce z piersi…
            Słowa spowijały ją jak cichy syk węża. Nacisk na klatkę piersiową praktycznie pozbawił jej tchu. Nie musi wydzierać jej serca, zaraz się i tak się udusi.
            Nim latające przed oczami mroczki pochłonęły jej świadomość, nacisk zelżał, powietrze popłynęło przez spanikowane płuca.
            - To wszystko jest takie proste. Zbyt proste.
Głos był pełen teatralnego rozczarowania.
- Trzeba by było jeszcze dekady, żebyś była w stanie cokolwiek zdziałać. I po co ci to było? Ach, no tak. Pachniesz nienawiścią.  Ale wiesz, mogłaś nienawidzić mnie jeszcze dłużej. Urosnąć w siłę. Stać się prawdziwym mścicielem, nie tylko jego marną namiastką – parsknął ironicznie.
- Może chcesz jeszcze zawrócić? Będę wspaniałomyślny. Pozwolę ci odejść. Opanujesz szczenięcy temperament, urośniesz w siłę i może wtedy coś z ciebie będzie. Odpowiednie geny to nie wszystko. Na dziedzictwo klanu Uchiha trzeba sobie zasłużyć.
Milczała czując, jak wściekłość krąży po jej ciele, jak chakra czeka tylko na uwolnienie.
- No więc?
Spojrzała na stojącego przed nią mężczyznę, którego oczy jaśniały rubinowym blaskiem. Sharingan obracał się szaleńczo w tęczówkach.
Kłamca.
Kłamcakłamacakłamca.
Jej własne oczy rozbłysły szaleńczym blaskiem. Niewidzialne pęta puściły. Potarła dłonie przywracając krążenie i spojrzała na Sasuke. Jego oczy pałały wściekłością i źle skrywanym zaskoczeniem. Widziała napięcie na jego ciele, lecz ono ani nie drgnęło.
- Głupi jak zawsze – wyrzuciła z siebie z ironią równą tej, którą on ją potraktował. – Naprawdę sądziłeś, że rzucam się na ciebie jak głupi szczeniak? Jak ty za każdym razem, gdy w pobliżu pojawiał się twój brat?
Prawie słyszała jak Sasuke zgrzyta na zębach, a jego falująca, pełna wściekłości chakra staje się coraz trudniejsza do zablokowania. Ale teraz to ona była zjawą mroku i to ona mogła kontrolować ten świat.
Ciało mężczyzny poruszyło się gwałtownie, gdy niewidzialne pęta zacisnęły się na nim mocniej.
Spokojnie… Wzięła głęboki wdech nakazując sobie opanowania. Jest zbyt silny, bo z nim za długo igrać.
- Nie jestem tobą i nigdy nie byłam.
Lekka jak piórko zjawa mroku zatańczyła wokół niego.
- Nie marnowałam lat spędzonych w bezpiecznej wiosce. Nie marnowałam utalentowanych shinobi stojących przy mnie. I choć tego nienawidziłam, nie marnowałam potencjału, który mi dałeś. – Zaśmiała się brzydko i z goryczą.
- Powinieneś działać roztropniej, Sasuke – wysyczała. – Dobrze wiesz, czym kończy się robienie sobie wroga z członka rodziny, a już zwłaszcza naszej rodziny…
Krople potu wystąpiły na jej czoło. Mężczyzna walczył z jej genjutsu i to na tyle gwałtownie, że utrzymywanie iluzji było dla niej naprawdę męczące.
- Ale wiedz jedno. Ja nie jestem tobą. Ja nie mam twojej słabości. Mam coś więcej, niż ty kiedykolwiek mogłeś mieć.
Jej oczy zajaśniały szaleństwem. Czuła jak jej świadomość umyka i rozjeżdża się. Jakby zsuwała się po pochylni. I nie patrzyła już tylko swoimi oczami.
- Zniszczę to. Zniszczę wszystko.
Głos był, a zarazem nie był jej głosem. Ochrypły, pełen lodu.
Znikąd pojawiły się ostrza, które zawisły w powietrzu nad Sasuke. Wyjęła własną katanę i wycelowała jej czubek prosto w jego serce. Miecz nie drgnął w jej dłoniach. Demoniczny uśmiech pokazał się na jej ustach, a ostrze zagłębiło się w ciele. W momencie, gdy pozostałe miecze uderzyły w mężczyznę, poczuła, jak ta sama stal zagłębia się w jej własnym ciele. Iluzja rozsypała się jak potłuczone szkło. Z trudem powstrzymała krzyk.
- Głupie, naiwne dziecko – zadrwił Sasuke, stający za jej plecami. Walcząc z oddechem usłyszała zgrzyt wyciąganego miecza. Lecz nim ostrze zdążyły ją przebić, ona sama wbiła katanę w niego.
Tym razem to iluzja Sasuke rozsypała się w drobny mak.
Bardzo dobrze. Radziła sobie z tym coraz lepiej. Coraz łatwiej było jej uciekać z jego iluzji, coraz lepiej wiedziała, gdzie uderzać, by zniszczyć jego genjutsu.
Odwróciła się gwałtownie słysząc szum ataku. Ostrza zetknęły się, posyłając w powietrze snop iskier. Czuła, jak jej stopy przesuwają się pod naporem jego siły. Stęknęła głośno, gdy naparła na nią dzika chakra. Zaciskając zęby wyrzuciła swoją chakrę, odpychając go.
Zaczerpnęła gwałtownie powietrze, gdy doszczętnie zniszczyli świat iluzji, w których zamknął ich Sasuke. Otworzyła oczy na tyle szybko, by zobaczyć jak to samo robi Sasuke i wbijają się w nią gorejące czerwienią oczy. Tym razem nie dała się złapać. Odepchnęła mentalny atak.
Usta mężczyzny wykrzywiły się w paskudnym uśmiechu.
- Zmieniłem zdanie. Zabiję cię. A potem wezmę twoje oczy.
- Weź poprawkę na swój plan. To ja zabiję ciebie – parsknęła z ironią.
- Ze swoim obecnym poziomem? Szczerzę wątpię – stwierdził lekceważąco, a presja mocy, która ją zaatakowała, niemalże powaliła ją na kolana. Czuła, jak ciągnie ją ku ziemi, nogi z trudem pozostają wyprostowane. Ciśnienie wysysa oddech, oczy niemal wyskakują z orbit. Czuła… Czuła, że jeszcze chwila, a jej pęcherz nie wytrzyma. Heroicznym wysiłkiem woli uwolniła własną charkę, która tylko nieznacznie odparła nacisk wrogiej siły. Nie wiedziała czy to prawda, czy tylko jej się wydaje, że ziemia pod jej stopami drży.
Udusi się. W końcu się udusi.
Presja ustąpiła tak gwałtownie, że odrzuciło ją w tył. Zachwiała się prawie upadając. Oparła dłonie na drżących udach czując stróżkę śliny płynącą po brodzie. Wytarła ją rękawem, próbując się uspokoić.
- Wyświadczę ci przysługę – odezwał się Sasuke, a nieznikająca z jego głosu ironia działała na nią jak płachta na byka. – To ci powinno pomóc. Liczę, że po tym będziesz lepszym przeciwnikiem – zakpił. – Spójrz tutaj.
Podniosła głowę, czując gorzki smak nienawiści na języku.
Twarz jej zbladła.
Dwóch ludzi Sasuke, którzy wcześniej zniknęli, stało teraz po jego lewej stronie a między nimi klęczał związany Kizuki.
Nie… Nie. Nienienienie.
- Wypuść go – wychrypiała z trudem.
- Nie – uśmiech na ustach Sasuke był brzydkim grymasem.
- Wypuść go – warknęła.
- To mój człowiek, mogę z nim zrobić, co ze chcę.
Miyoshi zesztywniała.
…mój człowiek…
Okropna mieszanina rozczarowania, zawodu i wściekłości splatała się w jej wnętrzu. Oczy Sasuke potwierdzały to, o czym myślała.
Zdradzona.
Sama.
Oszukana.
Wykpiona.
Przeniosła spojrzenie na Ryuu walcząc z emocjami, chociaż przecież nic nie czuła. Absolutnie nic. Widziała to. Była pewna. A jednak… Rozczarowanie bolało zbyt mocno.
Czyjaś ręka szarpnęła głowę mężczyzny za włosy.
Zielone oczy spojrzały na nią… Rozbite usta rozciągnęły się w uśmiechu. Krew cienką stróżką spłynęła po  brodzie.
Wzdrygnęła się. Ona już to widziała. Widziała to spojrzenie. Już kiedyś to przeżyła.
Szkliste, zielone oczy… krew płynie po brodzie…
Nie… Nie, nie… Nie zgadza się. Nie!
Z ust wypłynęły słowa, których nie usłyszała….
…wąskie usta rozciągają się w ostatnim uśmiechu… szepczą słowa, których nie słyszy…
… ale wiedziała, co oznaczają.
Zanim zdążyła wykrzesać z siebie jakąkolwiek reakcję błysnęła stal, rozdzierając szyję Ryuu.
Nie…
Nienienienienienie!…
Oczy ociekły jej w głąb czaszki.
Coś palące i pierwotnego popłynęło jej żyłami. Nienawiść tak potężna, jakby w jej ciele nagle pootwierały się wszystkie zapadki, blokady i zamki. Wściekłość wypływała z każdego skrawka jej skóry, wyciekała przez najmniejsza komórkę. Wściekłość i gorycz nagromadzona przez laty w końcu znalazły swoje ujście. Siła wystrzeliła z niej, gdyż ciało nie było w stanie jej pomieścić.
Pochylnia, po której od dawna zsuwała się jej świadomość, przestała być pochylnią. Stała teraz w pionie, a ona spadła z niej wprost w otchłań.
Rozciągnęła szyję, czując pulsowanie siły w każdym najmniejszym mięśniu ciała. Coś pod jej skórą przesuwało się jak przyczajony, gotowy do ataku drapieżnik.
Nie była sama. O nie. Teraz nagle wszystko wydało się takie jasne i oczywiste. To do tego zmierzała. Właśnie z tego powodu to wszystko się stało. Teraz już wiedziała.
Ziemia pod jej stopami pękła i zapadła się nieznacznie.
Dla nich nie było już ratunku.
Otworzyła oczy. Przez moment jej tęczówki jaśniały lodowatym błękitem, który w końcu spłynął krwistą czerwienią, a sharingan zaczął obracać się dziko. Uśmiech wykrzywił jej usta. Wargi uniosły się odsłaniając zęby.
Spojrzała na stojącego przed nią Sasuke.
- Wreszcie – uśmiechnął się ironicznie, rozsuwając stopy i wyciągając miecz.
- Źle zrobiłeś, Sasuke. – Ruszyła przed siebie kołyszącym krokiem, jakby była pijana, albo szła po bujającym się statku.
- Nie wygrasz tego. Ani ty, ani ja.
- To się jeszcze okaże – parsknął śmiechem.
Uśmiechnęła się ponownie pokazując zęby, jak drapieżnik cieszący się z naiwności swojej ofiary. Błękit ponownie zabłysł w jej oczach.
Sasuke zmrużył powieki, patrząc na nią z uwagą.
- Czym ty jesteś? – warknął.
Roześmiała się chrapliwie. Zanim ktoś zdążył zareagować dwa kunaie wbiły się w gardła mężczyzn towarzyszących Sasuke.
- Popełniłeś błąd, Sasuke. To, że zniszczyłeś mnie, nie ma żadnego znaczenia.
Zbliżała się do niego coraz bardziej. Widziała jego niespokojnie falującą, ale potężną chakrę. Pewnie by go nie pokonała. Jest silny. Dużo silniejszy niż ona. Ale to nie o to w tym wszystkim chodzi.
Już nie chodzi o to, kto wygra, a kto przegra. Nie ważna jest różnica sił. Los już zadecydował dawano temu.
- Zrobiłeś coś gorszego. Wiesz co. Sam przez to przeszedłeś. Odebrałeś mi bliskich. Odebrałeś mi życie. Skrzywdziłeś ich. – W jej głosie zabrzmiała stal. – Ale najgorsze, że zrobiłeś to komuś, w kim płynie krew Uchiha. Bo my, hahahahah – jej śmiech był dzikim wariackim skowytem – by my, Sasuke, kochamy zbyt mocno – parsknęła uradowana.
Oczy gorały szaleństwem. Dzika radość wykrzywiła oblicze.
- Kochamy tak mocno, że tylko krok nas dzieli od nienawiści. To najgorsza destrukcyjna miłość jaka istnieje na świecie! – Po raz kolejny dziki śmiech wypłynął z jej ust.
- Ale powiem ci coś…
Doskoczyła do niego szybko jak polująca pantera. Siła jej uderzenia powaliła do na plecy. Gęstość mrocznej obcej chakry przycisnęła jego własną. Przyłożyła ostrze do jego szyi i pochyliła się nad jego uchem.
- Ziemia nie może nas już dłużej nosić. Jesteśmy zbyt groźni. Nasza miłość jest zbyt zabójcza, by mogła istnieć. Dlatego ty… i ja… musimy umrzeć… - wyszeptała. – Jesteśmy skazą. I nie możemy istnieć.
Pełne szaleństwa tęczówki spojrzały prosto w oczy Sasuke.
- Nie robi to na mnie wrażenia. – Arogancja i drwina przepełniały jego głos.
- Oczywiście, że nie. – Uśmiechnęła się.
Odskoczyła od niego.
Nie przestawała się uśmiechać, gdy jednym ruchem stanął znowu na nogach, gdy jego charka zaczęła kłębić się wokół niego i strzelać elektrycznym impulsami na skórze.
Chodź… Chodźchodźchodź.
Musimy zginąć, Sasuke.
Dziki, wariacki śmiech brzmiał w jej uszach, gdy mężczyzna skoczył w jej stronę. Był to pierwotny, obłąkańczy śmiech. Jak śmiech stada hien idących na żer.
Chodź. Przed nami już tylko krew i mrok.
Chodź.
Cicho… Cicho sza… Tam zabawa trwa…

*

Proszę. Proszę, proszę, proszę…
Kluczył między drzewami nawet nie czując, jak płuca palą go żywym ogniem.
Dzieciaku…
Milcz, zawarczał w myślach, z całych sił odpychając to, co chciał powiedzieć Kyuubi.
Nie, nie, nie. Nie zgadza się na to.
Wpadł z pomiędzy drzew, zatrzymując się gwałtownie i rozglądając się.
Żołądek podjechał mu go gardła.
Nie, proszę…
Postąpił kilka kroków do przodu szeroko otwartymi oczami wodząc wokoło, patrząc na krew plamiącą śnieg… Breję, którą kiedyś był śnieg…
Pobojowisko.
Krew. Brud.
I ciała…
Nie… Miyoshi…
Podbiegł do postaci leżącej najbliżej niego i ślizgając się we krwi opadł przy niej na kolana.
- Miyoshi… - Drżącą ręką odgarnął pozlepiane włosy. Z przerażeniem patrzył na miecz wbity głęboko w brzuch dziewczyny. Jej klatka piersiowa poruszała się z trudem i wysiłkiem. Twarz była zimna i coraz bardziej sina.
- Bogowie…
Dziewczyna zakaszlała i z trudem otworzyła oczy.
Pochylił się by spojrzeć w jej oczy.
Żołądek ponownie podjechał mu go gardła.
Jedno z oczu było zakrwawione. Białko zniknęło niemal w całości pod czerwienią, tęczówka była jasnoniebieska. Bez źrenicy. Drugie oko było zamglone cierpieniem, skóra pod nim oznaczona stróżkami krwi.
- Naruto… - wyszeptały spierzchnięty wargi.
- Nic nie mów – polecił roztrzęsionym głosem. – Zabierzemy cię stąd.
Przymknęła powieki.
- Zrobiłam to… - bąbelki krwi pękały na jej wargach.
Nie… Proszę, nie…
- Mi, nic nie mów…
Ochrypły wydech wyrzucił z siebie jeszcze więcej krwi.
- Zrobiłam… Nie sama… Ale zrobiłam…
- Mi… - pogłaskał ją po twarzy i wziął jej dłoń. Siateczka spalonych mieridianów znaczyła bladą skórę ręki. – Wyjdziesz z tego, tylko nie waż się nam umierać…
Usta Miyoshi rozciągnęły się w delikatnym uśmieszku.
Coś paskudnie duszącego złapało jego wnętrzności. Nie słyszał nic. Hulającego wiatru, głosów przyjaciół, którzy właśnie wybiegli z pomiędzy drzew. Nie widział nic prócz skrwawionych ust, na których nie pokazał się żaden kolejny bąbelek.
- Naruto…
Ktoś położył mu dłoń na ramieniu. Ktoś coś mówił.
- Stary, wstawaj…
Ręka Miyoshi wyślizgnęła się z jego uścisku. Spojrzał prosto w przygnębione oczy Shikamaru.
- Nie żyje – wyszeptał zmartwiałymi ustami.
Maru kiwnął i wskazał głową w bok. Naruto podążył za jego spojrzeniem.
Takeshi w szoku patrzył na Miyoshi. Kakashi zablokował go ramieniem zanim chłopak zdążył uczynić choćby krok.
Czując ogień w gardle i pod powiekami Naruto rozejrzał się wokoło. Chwiejnym krokiem ruszył przed siebie, ignorując wołające go głosy.
Ciężko opadł na kolana.
Płytki oddech rozwiewał czarne włosy, które niemal zasłaniały oczy. Skóra mężczyzny była chorobliwie blada i spocona. Naruto zlustrował jego sylwetkę. Jedna z dłoni, którą przyciskał do brzucha była zakrwawiona i Naruto, czując smak żółci na języku, wiedział, że tylko ta dłoń przytrzymuje to wszystko, co chce wypłynąć na zewnątrz z ciała.
            Odgarnął włosy z twarzy Uchihy.
Mężczyzna drgnął i uchylił powieki. Patrzyły na niego niewidzące już oczy, pod którymi odznaczały się stróżki zaschniętej krwi.
- Sasuke…
Usta mężczyzny wygięły się.
- Znowu ty… Uzumaki… - wychrypiał z trudem.
- Trzymasz się? – spytał, choć dobrze wiedział, że Uchiha jest od tego bardzo daleki.
Sasuke zamknął powieki oddychając z wysiłkiem.
- Pochyl… się… - wyszeptał niewyraźnie przez krew pieniącą się na jego wargach.
Naruto schylił się. Niewyraźnie słowa przyjaciela tchnęły w jego ucho wraz z drżącym powietrzem.
Zacisnął oczy i zęby prostując się.
Oddech Sasuke był coraz słabszy aż w końcu zamarł całkowicie. A Naruto klęczał we krwi czując… A właściwie nie czując już nic. Nie wiedział ile czasu minęło, sekunda, minuta, godzina, a może wieki. Z otępienia wyrwał go Kiba.
- Naruto… Chłopie, trzeba coś zdecydować.
Uzumaki, oparł rękę na kolanie i podniósł się.
- Zabieramy ich do domu.
- Ale… Cholera, Naruto to przecież…
- Zabieramy ich oboje – warknął, patrząc na przyjaciela, a jego oczy zabłysły przez chwilę czerwienią.
- W porządku. – Inuzuka uniósł obronnie ręce.
- Wracamy do Konohy. Nic tu już po nas – mruknął, czując przytłaczające poczucie winy.
Cicho… Cicho sza… Tam zabawa trwa…

_________________

No. To już niemal koniec. Myślę, że pojawi się jeszcze epilog, ale raczej nie w najbliższym czasie. Jeżeli chodzi o samo opowiadanie, to właśnie dobiegło końca. Pisanie go zajęło mi wiele czasu, bo ponad cztery lata, także cieszę się, że udało mi się je poprowadzić do końca. Jest dziwne i pokręcone, ale naprawdę ważne, bo zawiera w sobie wszystkie moje dziwne natchnienia – zespołem Hunter, „Jądrem ciemności”, awanagardą czy groteską. Nie wiem, czy nie rozczarowałam. Rozdział napisał się sam i najwyraźniej taki właśnie miał być. No więc cóż, dziękuję za wszystkie komentarze do tej pory i byle do jakiejś następnej części. ^^