Dla czekających...
*
Powiedz proszę skąd
nienawiść ta
Tego właśnie chciałeś
Niech kamienieje serce
Nie lękam się najwyższych
płacić cen
Będzie tak jak chce.
*
Siedem postaci przecinało śnieżne
zaspy niemal z nieludzką prędkością. Pędziły niezmordowanie przed siebie, a natura
jakby chciała im ułatwić ten bieg, przestała posyłać na ziemię utrudniające
poruszanie drobiny zmarzniętego lodu.
Nagle, jakby na umówiony sygnał,
cała siódemka zatrzymała się gwałtownie. Płynąca fala mocy sprawiała, że
ziemia, mimo że pokryta śniegiem i lodem, drżała pod stopami. Presja siły była
tak potężna, że nawet tak wytrawni wojownicy wzięci przez nią z zaskoczenia
poczuli, jak wyciska z nich ostatni dech. Uszy zatkały się pod wpływem
ciśnienia, niemal rozrywając bębenki.
Taka siła…
Z trudem utrzymali się na nogach.
Presja, która ich zaatakowała aż błagała o to, by kolana uderzyły w ziemię.
- O bogowie… - wysapał ktoś, gdy moc
zelżała na tyle, bo mogli swobodnie zaczerpnąć powietrza.
- Co to było? – spytał z trudem
Kiba, kantem dłoni pocierając o pierś.
Naruto zacisnął usta i nim
ktokolwiek zdążył go zatrzymać, wystrzelił przed siebie jak z procy. Biegł tak
szybko, że słyszał tylko świst powietrza, który zagłuszył nawoływania
przyjaciół. Wbił twardo wzrok przed siebie, w ciemne szczyty przełęczy.
Zdąży.
Czekaj
na mnie, Miyoshi…
*
Wypadła z niewielkiego leśnego
odcinka oddychając gwałtownie i rozglądając się wokoło. Postąpiła kilka kroków
w przód, a zimne powietrze niemal rozrywało jej płuca. Dotarła pod stopy
przełęczy w rekordowym czasie. Teraz tylko… Zatrzymała się gwałtownie,
dostrzegając parę metrów dalej trzy postacie siedzące spokojnie tuż przy
przesmyku.
Zacisnęła szczęki. Lodowata furia
nienawiści popłynęła przez jej żyły. Pozwoliła kłębiącej się chakrze na
manifestację siły.
Fala potężnej mocy, która wybuchła w
jej stronę niemal zwaliła ją z nóg.
Dobrzy bogowie, taka siła…
Nie ulegnie.
Nie ugnie się.
Czasy, gdy zmuszano ją do uginania karku
skończyły się już dawno. Teraz ta walka miała być walką równego z równym. Co z
tego, że on ma więcej doświadczenia, co z tego, że może być silniejszy. Nie
dopuści… Nie pozwoli traktować się z lekceważeniem.
Oddychając ciężko uwolniła w pełni siłę
swojej chakry. Konfrontacja dwóch energii sprawiła, że jej stopy przesunęły się
po ziemi w tył, a uszy prawie eksplodowały od nagromadzonego ciśnienia.
Nie ugnie się. Nie teraz. I nigdy potem.
Gdy presja zelżała, wyprostowała się,
starając się opanować oddech. Zmrużyła oczy, gdy sylwetki nagle zniknęły i
pojawiły się na tyle blisko, że mogła wyraźnie dostrzec postacie.
Ten w środku…
Patrzyły na nią jej własne oczy. Widziała
twarz, którą widywała codziennie spoglądając w lustrze. To rozczarowujące, że
tak mało pozostało w niej z matki. To takie denerwujące, że tak bardzo była do
niego podobna. Do osoby, której nienawidziła całym sercem. Przez chwilę, przez niewielki
ułamek sekundy pomyślała, że to mogło wyglądać inaczej. Wszystko mogło być
inaczej. Mogła być dumna z tego, kim jest.
Zabrał jej nawet to. Zabrał jej wszystko.
Normlany dom, normalną rodzinę, przyjaciół, życie, pragnienia i cele. Jedyne,
co jej pozostawił to tę skażoną krew. Brudną i cuchnącą, która wyżerała
człowieka od środka jak jad. I nie było w niej już nic dobrego, nic normalnego.
Nawet na odległość potrafił tylko niszczyć…
Postacie po jego bokach zniknęły. Nie
przejmowała się tym. Oni jej nie interesowali. Liczył się tylko on.
Usta mężczyzny rozciągnęły się w brzydkim
uśmiechu.
- Mało, jak na dziedzica – zauważył. W
jego oczach zawirowało. Zanim zdążyła złapać oddech, tęczówki Sasuke zalśniły
czerwienią.
Wszystko wokół rozmyło się i zniknęło w
czerni. Czuła plus bijącego serca w uszach. Krew szumiała poganiana piętrzącą
się adrenaliną. Włoski na ciele stawały dęba. W mroku rozbłysła czerwień,
pokrywając rubinem niebo. Nic tylko czerń i czerwień. Zauważyła, że stoi po
kostki w wodzie. Uderzył ją paskudny zapach krwi i strachu.
Usłyszała pełne rozczarowania cmoknięcie.
- Spodziewałem się czegoś lepszego.
Mężczyzna wyłonił się z mroku
bezszelestnie, jak zjawa.
- Czujesz ten zapach? – Usłyszała za
sobą.
Chciała się obejrzeć, lecz nie mogła
nawet drgnąć palcem.
- To zapach całego twojego strachu. Tak
pachniesz.
Szyderstwo w jego głosie sprawiało, że
miała ochotę zazgrzytać na zębach.
- Mógłbym cię zabić.
Głos płyną raz z jednej strony, raz z
drugiej. Czuła jak macki zjawy ocierają się o jej nieruchome ciało. Zimnym,
oślizgłym dotykiem przywierają do jej skóry.
- Jednym ruchem przeciąć tętnice…
Szept rozbrzmiał przy jej lewym uchu. Nie
mogła nawet wzdrygnąć się.
- Jednym uderzeniem przebić wątrobę.
Nacisk na plecach sprawiał ból, jakby
każdy nerw skupił się tylko na tym jednym miejscu tak, że miała ochotę nadziać
się na niewidzialne ostrze i skończyć to.
- Jednym szarpnięcie wydrzeć bijące
serce z piersi…
Słowa spowijały ją jak cichy syk węża.
Nacisk na klatkę piersiową praktycznie pozbawił jej tchu. Nie musi wydzierać
jej serca, zaraz się i tak się udusi.
Nim latające przed oczami mroczki
pochłonęły jej świadomość, nacisk zelżał, powietrze popłynęło przez spanikowane
płuca.
- To wszystko jest takie proste.
Zbyt proste.
Głos był pełen teatralnego rozczarowania.
- Trzeba by było jeszcze dekady, żebyś
była w stanie cokolwiek zdziałać. I po co ci to było? Ach, no tak. Pachniesz
nienawiścią. Ale wiesz, mogłaś
nienawidzić mnie jeszcze dłużej. Urosnąć w siłę. Stać się prawdziwym
mścicielem, nie tylko jego marną namiastką – parsknął ironicznie.
- Może chcesz jeszcze zawrócić? Będę
wspaniałomyślny. Pozwolę ci odejść. Opanujesz szczenięcy temperament, urośniesz
w siłę i może wtedy coś z ciebie będzie. Odpowiednie geny to nie wszystko. Na
dziedzictwo klanu Uchiha trzeba sobie zasłużyć.
Milczała czując, jak wściekłość krąży po
jej ciele, jak chakra czeka tylko na uwolnienie.
- No więc?
Spojrzała na stojącego przed nią
mężczyznę, którego oczy jaśniały rubinowym blaskiem. Sharingan obracał się
szaleńczo w tęczówkach.
Kłamca.
Kłamcakłamacakłamca.
Jej własne oczy rozbłysły szaleńczym
blaskiem. Niewidzialne pęta puściły. Potarła dłonie przywracając krążenie i
spojrzała na Sasuke. Jego oczy pałały wściekłością i źle skrywanym
zaskoczeniem. Widziała napięcie na jego ciele, lecz ono ani nie drgnęło.
- Głupi jak zawsze – wyrzuciła z siebie z
ironią równą tej, którą on ją potraktował. – Naprawdę sądziłeś, że rzucam się
na ciebie jak głupi szczeniak? Jak ty za każdym razem, gdy w pobliżu pojawiał
się twój brat?
Prawie słyszała jak Sasuke zgrzyta na
zębach, a jego falująca, pełna wściekłości chakra staje się coraz trudniejsza
do zablokowania. Ale teraz to ona była zjawą mroku i to ona mogła kontrolować
ten świat.
Ciało mężczyzny poruszyło się gwałtownie,
gdy niewidzialne pęta zacisnęły się na nim mocniej.
Spokojnie… Wzięła głęboki wdech nakazując
sobie opanowania. Jest zbyt silny, bo z nim za długo igrać.
- Nie jestem tobą i nigdy nie byłam.
Lekka jak piórko zjawa mroku zatańczyła
wokół niego.
- Nie marnowałam lat spędzonych w
bezpiecznej wiosce. Nie marnowałam utalentowanych shinobi stojących przy mnie.
I choć tego nienawidziłam, nie marnowałam potencjału, który mi dałeś. –
Zaśmiała się brzydko i z goryczą.
- Powinieneś działać roztropniej, Sasuke
– wysyczała. – Dobrze wiesz, czym kończy się robienie sobie wroga z członka
rodziny, a już zwłaszcza naszej rodziny…
Krople potu wystąpiły na jej czoło.
Mężczyzna walczył z jej genjutsu i to na tyle gwałtownie, że utrzymywanie
iluzji było dla niej naprawdę męczące.
- Ale wiedz jedno. Ja nie jestem tobą. Ja
nie mam twojej słabości. Mam coś więcej, niż ty kiedykolwiek mogłeś mieć.
Jej oczy zajaśniały szaleństwem. Czuła
jak jej świadomość umyka i rozjeżdża się. Jakby zsuwała się po pochylni. I nie
patrzyła już tylko swoimi oczami.
- Zniszczę to. Zniszczę wszystko.
Głos był, a zarazem nie był jej głosem.
Ochrypły, pełen lodu.
Znikąd pojawiły się ostrza, które zawisły
w powietrzu nad Sasuke. Wyjęła własną katanę i wycelowała jej czubek prosto w
jego serce. Miecz nie drgnął w jej dłoniach. Demoniczny uśmiech pokazał się na
jej ustach, a ostrze zagłębiło się w ciele. W momencie, gdy pozostałe miecze
uderzyły w mężczyznę, poczuła, jak ta sama stal zagłębia się w jej własnym
ciele. Iluzja rozsypała się jak potłuczone szkło. Z trudem powstrzymała krzyk.
- Głupie, naiwne dziecko – zadrwił
Sasuke, stający za jej plecami. Walcząc z oddechem usłyszała zgrzyt wyciąganego
miecza. Lecz nim ostrze zdążyły ją przebić, ona sama wbiła katanę w niego.
Tym razem to iluzja Sasuke rozsypała się
w drobny mak.
Bardzo dobrze. Radziła sobie z tym coraz
lepiej. Coraz łatwiej było jej uciekać z jego iluzji, coraz lepiej wiedziała,
gdzie uderzać, by zniszczyć jego genjutsu.
Odwróciła się gwałtownie słysząc szum
ataku. Ostrza zetknęły się, posyłając w powietrze snop iskier. Czuła, jak jej
stopy przesuwają się pod naporem jego siły. Stęknęła głośno, gdy naparła na nią
dzika chakra. Zaciskając zęby wyrzuciła swoją chakrę, odpychając go.
Zaczerpnęła gwałtownie powietrze, gdy
doszczętnie zniszczyli świat iluzji, w których zamknął ich Sasuke. Otworzyła
oczy na tyle szybko, by zobaczyć jak to samo robi Sasuke i wbijają się w nią
gorejące czerwienią oczy. Tym razem nie dała się złapać. Odepchnęła mentalny
atak.
Usta mężczyzny wykrzywiły się w paskudnym
uśmiechu.
- Zmieniłem zdanie. Zabiję cię. A potem
wezmę twoje oczy.
- Weź poprawkę na swój plan. To ja zabiję
ciebie – parsknęła z ironią.
- Ze swoim obecnym poziomem? Szczerzę
wątpię – stwierdził lekceważąco, a presja mocy, która ją zaatakowała, niemalże
powaliła ją na kolana. Czuła, jak ciągnie ją ku ziemi, nogi z trudem pozostają
wyprostowane. Ciśnienie wysysa oddech, oczy niemal wyskakują z orbit. Czuła…
Czuła, że jeszcze chwila, a jej pęcherz nie wytrzyma. Heroicznym wysiłkiem woli
uwolniła własną charkę, która tylko nieznacznie odparła nacisk wrogiej siły.
Nie wiedziała czy to prawda, czy tylko jej się wydaje, że ziemia pod jej
stopami drży.
Udusi się. W końcu się udusi.
Presja ustąpiła tak gwałtownie, że
odrzuciło ją w tył. Zachwiała się prawie upadając. Oparła dłonie na drżących
udach czując stróżkę śliny płynącą po brodzie. Wytarła ją rękawem, próbując się
uspokoić.
- Wyświadczę ci przysługę – odezwał się
Sasuke, a nieznikająca z jego głosu ironia działała na nią jak płachta na byka.
– To ci powinno pomóc. Liczę, że po tym będziesz lepszym przeciwnikiem –
zakpił. – Spójrz tutaj.
Podniosła głowę, czując gorzki smak
nienawiści na języku.
Twarz jej zbladła.
Dwóch ludzi Sasuke, którzy wcześniej
zniknęli, stało teraz po jego lewej stronie a między nimi klęczał związany
Kizuki.
Nie… Nie. Nienienienie.
- Wypuść go – wychrypiała z trudem.
- Nie – uśmiech na ustach Sasuke był
brzydkim grymasem.
- Wypuść go – warknęła.
- To mój człowiek, mogę z nim zrobić, co
ze chcę.
Miyoshi zesztywniała.
…mój
człowiek…
Okropna mieszanina rozczarowania, zawodu
i wściekłości splatała się w jej wnętrzu. Oczy Sasuke potwierdzały to, o czym
myślała.
Zdradzona.
Sama.
Oszukana.
Wykpiona.
Przeniosła spojrzenie na Ryuu walcząc z
emocjami, chociaż przecież nic nie czuła. Absolutnie nic. Widziała to. Była
pewna. A jednak… Rozczarowanie bolało zbyt mocno.
Czyjaś ręka szarpnęła głowę mężczyzny za
włosy.
Zielone oczy spojrzały na nią… Rozbite
usta rozciągnęły się w uśmiechu. Krew cienką stróżką spłynęła po brodzie.
Wzdrygnęła się. Ona już to widziała.
Widziała to spojrzenie. Już kiedyś to przeżyła.
Szkliste,
zielone oczy… krew płynie po brodzie…
Nie… Nie, nie… Nie zgadza się. Nie!
Z ust wypłynęły słowa, których nie
usłyszała….
…wąskie
usta rozciągają się w ostatnim uśmiechu… szepczą słowa, których nie słyszy…
… ale wiedziała, co oznaczają.
Zanim zdążyła wykrzesać z siebie jakąkolwiek
reakcję błysnęła stal, rozdzierając szyję Ryuu.
Nie…
Nienienienienienie!…
Oczy ociekły jej w głąb czaszki.
Coś palące i pierwotnego popłynęło jej
żyłami. Nienawiść tak potężna, jakby w jej ciele nagle pootwierały się
wszystkie zapadki, blokady i zamki. Wściekłość wypływała z każdego skrawka jej
skóry, wyciekała przez najmniejsza komórkę. Wściekłość i gorycz nagromadzona przez
laty w końcu znalazły swoje ujście. Siła wystrzeliła z niej, gdyż ciało nie
było w stanie jej pomieścić.
Pochylnia, po której od dawna zsuwała się
jej świadomość, przestała być pochylnią. Stała teraz w pionie, a ona spadła z
niej wprost w otchłań.
Rozciągnęła szyję, czując pulsowanie siły
w każdym najmniejszym mięśniu ciała. Coś pod jej skórą przesuwało się jak
przyczajony, gotowy do ataku drapieżnik.
Nie była sama. O nie. Teraz nagle
wszystko wydało się takie jasne i oczywiste. To do tego zmierzała. Właśnie z
tego powodu to wszystko się stało. Teraz już wiedziała.
Ziemia pod jej stopami pękła i zapadła
się nieznacznie.
Dla nich nie było już ratunku.
Otworzyła oczy. Przez moment jej tęczówki
jaśniały lodowatym błękitem, który w końcu spłynął krwistą czerwienią, a
sharingan zaczął obracać się dziko. Uśmiech wykrzywił jej usta. Wargi uniosły
się odsłaniając zęby.
Spojrzała na stojącego przed nią Sasuke.
- Wreszcie – uśmiechnął się ironicznie,
rozsuwając stopy i wyciągając miecz.
- Źle zrobiłeś, Sasuke. – Ruszyła przed
siebie kołyszącym krokiem, jakby była pijana, albo szła po bujającym się
statku.
- Nie wygrasz tego. Ani ty, ani ja.
- To się jeszcze okaże – parsknął
śmiechem.
Uśmiechnęła się ponownie pokazując zęby,
jak drapieżnik cieszący się z naiwności swojej ofiary. Błękit ponownie zabłysł
w jej oczach.
Sasuke zmrużył powieki, patrząc na nią z
uwagą.
- Czym ty jesteś? – warknął.
Roześmiała się chrapliwie. Zanim ktoś
zdążył zareagować dwa kunaie wbiły się w gardła mężczyzn towarzyszących Sasuke.
- Popełniłeś błąd, Sasuke. To, że
zniszczyłeś mnie, nie ma żadnego znaczenia.
Zbliżała się do niego coraz bardziej.
Widziała jego niespokojnie falującą, ale potężną chakrę. Pewnie by go nie
pokonała. Jest silny. Dużo silniejszy niż ona. Ale to nie o to w tym wszystkim
chodzi.
Już nie chodzi o to, kto wygra, a kto
przegra. Nie ważna jest różnica sił. Los już zadecydował dawano temu.
- Zrobiłeś coś gorszego. Wiesz co. Sam
przez to przeszedłeś. Odebrałeś mi bliskich. Odebrałeś mi życie. Skrzywdziłeś
ich. – W jej głosie zabrzmiała stal. – Ale najgorsze, że zrobiłeś to komuś, w
kim płynie krew Uchiha. Bo my, hahahahah – jej śmiech był dzikim wariackim
skowytem – by my, Sasuke, kochamy zbyt mocno – parsknęła uradowana.
Oczy gorały szaleństwem. Dzika radość
wykrzywiła oblicze.
- Kochamy tak mocno, że tylko krok nas
dzieli od nienawiści. To najgorsza destrukcyjna miłość jaka istnieje na
świecie! – Po raz kolejny dziki śmiech wypłynął z jej ust.
- Ale powiem ci coś…
Doskoczyła do niego szybko jak polująca
pantera. Siła jej uderzenia powaliła do na plecy. Gęstość mrocznej obcej chakry
przycisnęła jego własną. Przyłożyła ostrze do jego szyi i pochyliła się nad
jego uchem.
- Ziemia nie może nas już dłużej nosić.
Jesteśmy zbyt groźni. Nasza miłość jest zbyt zabójcza, by mogła istnieć.
Dlatego ty… i ja… musimy umrzeć… - wyszeptała. – Jesteśmy skazą. I nie możemy
istnieć.
Pełne szaleństwa tęczówki spojrzały
prosto w oczy Sasuke.
- Nie robi to na mnie wrażenia. – Arogancja
i drwina przepełniały jego głos.
- Oczywiście, że nie. – Uśmiechnęła się.
Odskoczyła od niego.
Nie przestawała się uśmiechać, gdy jednym
ruchem stanął znowu na nogach, gdy jego charka zaczęła kłębić się wokół niego i
strzelać elektrycznym impulsami na skórze.
Chodź… Chodźchodźchodź.
Musimy zginąć, Sasuke.
Dziki, wariacki śmiech brzmiał w jej
uszach, gdy mężczyzna skoczył w jej stronę. Był to pierwotny, obłąkańczy
śmiech. Jak śmiech stada hien idących na żer.
Chodź. Przed nami już tylko krew i mrok.
Chodź.
Cicho…
Cicho sza… Tam zabawa trwa…
*
Proszę.
Proszę, proszę, proszę…
Kluczył między drzewami nawet nie czując,
jak płuca palą go żywym ogniem.
Dzieciaku…
Milcz, zawarczał w myślach, z całych sił
odpychając to, co chciał powiedzieć Kyuubi.
Nie, nie, nie. Nie zgadza się na to.
Wpadł z pomiędzy drzew, zatrzymując się
gwałtownie i rozglądając się.
Żołądek podjechał mu go gardła.
Nie,
proszę…
Postąpił kilka kroków do przodu szeroko
otwartymi oczami wodząc wokoło, patrząc na krew plamiącą śnieg… Breję, którą
kiedyś był śnieg…
Pobojowisko.
Krew. Brud.
I ciała…
Nie…
Miyoshi…
Podbiegł do postaci leżącej najbliżej
niego i ślizgając się we krwi opadł przy niej na kolana.
- Miyoshi… - Drżącą ręką odgarnął
pozlepiane włosy. Z przerażeniem patrzył na miecz wbity głęboko w brzuch
dziewczyny. Jej klatka piersiowa poruszała się z trudem i wysiłkiem. Twarz była
zimna i coraz bardziej sina.
- Bogowie…
Dziewczyna zakaszlała i z trudem
otworzyła oczy.
Pochylił się by spojrzeć w jej oczy.
Żołądek ponownie podjechał mu go gardła.
Jedno z oczu było zakrwawione. Białko
zniknęło niemal w całości pod czerwienią, tęczówka była jasnoniebieska. Bez
źrenicy. Drugie oko było zamglone cierpieniem, skóra pod nim oznaczona
stróżkami krwi.
- Naruto… - wyszeptały spierzchnięty
wargi.
- Nic nie mów – polecił roztrzęsionym
głosem. – Zabierzemy cię stąd.
Przymknęła powieki.
- Zrobiłam to… - bąbelki krwi pękały na
jej wargach.
Nie…
Proszę, nie…
- Mi, nic nie mów…
Ochrypły wydech wyrzucił z siebie jeszcze
więcej krwi.
- Zrobiłam… Nie sama… Ale zrobiłam…
- Mi… - pogłaskał ją po twarzy i wziął
jej dłoń. Siateczka spalonych mieridianów znaczyła bladą skórę ręki. –
Wyjdziesz z tego, tylko nie waż się nam umierać…
Usta Miyoshi rozciągnęły się w delikatnym
uśmieszku.
Coś paskudnie duszącego złapało jego
wnętrzności. Nie słyszał nic. Hulającego wiatru, głosów przyjaciół, którzy
właśnie wybiegli z pomiędzy drzew. Nie widział nic prócz skrwawionych ust, na
których nie pokazał się żaden kolejny bąbelek.
- Naruto…
Ktoś położył mu dłoń na ramieniu. Ktoś
coś mówił.
- Stary, wstawaj…
Ręka Miyoshi wyślizgnęła się z jego
uścisku. Spojrzał prosto w przygnębione oczy Shikamaru.
- Nie żyje – wyszeptał zmartwiałymi
ustami.
Maru kiwnął i wskazał głową w bok. Naruto
podążył za jego spojrzeniem.
Takeshi w szoku patrzył na Miyoshi.
Kakashi zablokował go ramieniem zanim chłopak zdążył uczynić choćby krok.
Czując ogień w gardle i pod powiekami
Naruto rozejrzał się wokoło. Chwiejnym krokiem ruszył przed siebie, ignorując
wołające go głosy.
Ciężko opadł na kolana.
Płytki oddech rozwiewał czarne włosy,
które niemal zasłaniały oczy. Skóra mężczyzny była chorobliwie blada i spocona.
Naruto zlustrował jego sylwetkę. Jedna z dłoni, którą przyciskał do brzucha
była zakrwawiona i Naruto, czując smak żółci na języku, wiedział, że tylko ta
dłoń przytrzymuje to wszystko, co chce wypłynąć na zewnątrz z ciała.
Odgarnął włosy z twarzy Uchihy.
Mężczyzna drgnął i uchylił powieki.
Patrzyły na niego niewidzące już oczy, pod którymi odznaczały się stróżki
zaschniętej krwi.
- Sasuke…
Usta mężczyzny wygięły się.
- Znowu ty… Uzumaki… - wychrypiał z
trudem.
- Trzymasz się? – spytał, choć dobrze wiedział,
że Uchiha jest od tego bardzo daleki.
Sasuke zamknął powieki oddychając z
wysiłkiem.
- Pochyl… się… - wyszeptał niewyraźnie
przez krew pieniącą się na jego wargach.
Naruto schylił się. Niewyraźnie słowa
przyjaciela tchnęły w jego ucho wraz z drżącym powietrzem.
Zacisnął oczy i zęby prostując się.
Oddech Sasuke był coraz słabszy aż w
końcu zamarł całkowicie. A Naruto klęczał we krwi czując… A właściwie nie
czując już nic. Nie wiedział ile czasu minęło, sekunda, minuta, godzina, a może
wieki. Z otępienia wyrwał go Kiba.
- Naruto… Chłopie, trzeba coś zdecydować.
Uzumaki, oparł rękę na kolanie i podniósł
się.
- Zabieramy ich do domu.
- Ale… Cholera, Naruto to przecież…
- Zabieramy ich oboje – warknął, patrząc
na przyjaciela, a jego oczy zabłysły przez chwilę czerwienią.
- W porządku. – Inuzuka uniósł obronnie
ręce.
- Wracamy do Konohy. Nic tu już po nas –
mruknął, czując przytłaczające poczucie winy.
Cicho…
Cicho sza… Tam zabawa trwa…
_________________
No. To już niemal koniec. Myślę, że
pojawi się jeszcze epilog, ale raczej nie w najbliższym czasie. Jeżeli chodzi o
samo opowiadanie, to właśnie dobiegło końca. Pisanie go zajęło mi wiele czasu,
bo ponad cztery lata, także cieszę się, że udało mi się je poprowadzić do
końca. Jest dziwne i pokręcone, ale naprawdę ważne, bo zawiera w sobie
wszystkie moje dziwne natchnienia – zespołem Hunter, „Jądrem ciemności”,
awanagardą czy groteską. Nie wiem, czy nie rozczarowałam. Rozdział napisał się
sam i najwyraźniej taki właśnie miał być. No więc cóż, dziękuję za wszystkie
komentarze do tej pory i byle do jakiejś następnej części. ^^