Można
sobie włączyć w odpowiednim momencie. klik
.
.
Alibaba wybudził się pierwszy z krótkiej drzemki, w jaką zapadł kompletnie zmęczony, czując
oplatające go ramię przyciskające do ciepłego ciała. Przez moment leżał
zdrętwiały, zaskoczony obecnością kogoś drugiego w tak osobistej sferze jaką
było łóżko, aż jego mózg nie wydostał się z odmętów zaspania i nie poinformował
go, że ciało, do którego się przyciska, to Kouen, którego dobrze zna i który ma
pełne prawo być w jego łóżku po tym, co się stało. Na samo wspomnienie palące
gorąco oblało Alibabę.
O wielki Salomonie, o Salomonie…
Alibaba spojrzał na twarz śpiącego Kouena,
po raz pierwszy widząc ją z takiego bliska i mając możliwość jej się przyjrzeć.
Śpiący Kouen był dużo bardziej zrelaksowany, a jego rysy nabierały jakiś
miękkich, bardziej… ludzkich nut. W każdym razie jego twarz nie przypominała
kamiennej rzeźby. Saluja uśmiechnął się sam do siebie, dostrzegając drobne
piegi na nosie i policzkach kochanka. Alibaba wiedział, że Kouen za pewne
zabiłby go za takie stwierdzenie, ale nie mógł się oprzeć myśli, że to naprawdę
słodkie - dorosły, poważny mężczyzna z uroczymi piegami. Stłumił śmiech, który
rodził mu się w gardle, nie chcąc jeszcze budzić Kouena, gdy miał możliwość tak
bezkarnie się na niego patrzeć. Zwykle Kouen najzwyczajniej w świecie go peszył
swoimi intensywnymi spojrzeniami, których nie potrafił rozszyfrować.
Mocno zarysowana szczęka z małą bródką,
prosty nos, kości policzkowe… Kouen był naprawdę przystojny. Alibaba często się
zastanawiał, dlaczego ten facet nikogo nie ma, jakiejś żony, gromadki
dzieciaków, tabunu kochanek… A może ma, tylko Alibaba o tym nie wie?
Nawet nie wiedział, że nieznacznie się
odsuwał, dopóki silna ręka Kouena nie przyciągnęła go znowu bliżej, a z ust
mężczyzny nie wyrywał się niezadowolony pomruk. Alibaba nie opierał się,
ciesząc się delikatną pieszczotą palców muskających jego plecy. Powieki Kouena
uchyliły się i spojrzały na niego leniwe, zaspane oczy. Alibaba patrzył, jak te
oczy z chwili na chwilę coraz bardziej przytomnieją i czuł, że coś zaciska mu
się w podbrzuszu. Kouen po prostu patrzył, a Alibaba zamknął oczy, kryjąc swoje
zmieszanie.
To właśnie dlatego ich seks był zawsze
taki… taki dziwny. Satysfakcjonujący, mocny, ale z czymś szorstkim. Kouen
potrafił nad sobą panować w każdej sytuacji, przeżywać wszystko ze spokojem i
powściągliwością, przez co Alibaba miał wrażenie, że on sam jest zbyt otwarty,
zbyt wylewny, że nawał emocji, jaki go każdorazowo atakował, nie jest czymś,
czego Kouen chciał. Dlatego zawsze się hamował, zawsze się powstrzymywał, by
nie być tym miękkim, tym słabym. Dla dwóch mężczyzn seks prócz oczywistej
przyjemności był jakimś rodzajem pojedynku - nie dać się tak łatwo zdominować,
walczyć, czerpać satysfakcję z doprowadzania partnera na granicy wytrzymałości,
z jego rozkoszy… Tylko co miał poradzić, gdy Kouen naprawdę bardzo skutecznie
doprowadzał go do tej granicy i koniec końców i tak jego samokontrola
przegrywała?
Drgnął gwałtownie, gdy poczuł miękkie usta
na swoim nosie. Otworzył oczy, natrafiając prosto na czujne spojrzenie Kouena.
- O czym myślisz? – zamruczał cicho.
- O niczym szczególnym – mruknął Alibaba,
chrząkając.
Kouen wyglądał, jakby chciał o coś jeszcze
zapytać, jednak głośne burczenie w brzuchu Alibaby nie dało mu do tego okazji.
- Chyba jestem głodny – jęknął Saluja,
odsuwając się. – Przez ciebie nie zjadłem obiadu.
Brew Kouena uniosła się tylko, lecz
wypuścił go ze swoich ramion, chociaż idąc do łazienki, Alibaba czuł śledzące
go spojrzenie.
Jedną z ciekawszych umiejętności Kouena
było to, że potrafił gotować. Alibaba nie wiedział, gdzie i jak Ren się tego
nauczył, ale naprawdę to potrafił. W porównaniu do samego Alibaby, który jedyne,
co potrafił sobie przygotować, to odgrzanie czegoś, ewentualnie coś, co
najlepiej zjeść po prostu na raz i starać się to przeżyć. Bezpieczniej było
więc po prostu karmić się makaronem, którego przyrządzenie nie przekraczało
umiejętności kulinarnych Alibaby. No ale teraz nie on gotował, a siedział na
stołku i przyglądał się prostym plecom Kouena, który stał przy kuchence i
mieszał coś na patelni.
Czy on już nigdy nie pozbędzie się
wątpliwości? Czy już zawsze będzie się zastanawiać, czy już zawsze będzie
zżerać do niepewność? A wątpił, by teraz był w stanie dobrowolnie wszystko
skończyć, wyprosić Kouena i kazać mu zniknąć. No… No nie potrafiłby. A co, gdy
Kouen się znudzi? Gdy to on wyprosi Alibabę ze swojego życia? Zresztą, czy
Alibaba jest jakimkolwiek elementem życia Rena? Może… Może Kouen ma swoje
normalne życie, a Alibaba jest tylko jego odskocznią? Ile… ile jeszcze Alibaba
będzie dla niego wystarczający? Czy to bardzo boli? Może wcale nie aż tak, jak
mówią, może jak sobie znajdzie jakieś zajęcie, to szybko zapomni, nie będzie
myśleć, znajdzie coś innego, co pochłonie jego uwagę…
Alibaba wzdrygnął się, gdy Kouen oparł
dłonie po obu jego stronach, pochylając się nad nim.
- C-co? – wyjąkał niepewnie, gdy świdrujący
wzrok Kouena wbił się w niego.
- Widzę, że coś zaprząta ci myśli.
Niski mruczący głos mężczyzny posłał ciarki
po plecach Saluji. Kouen złapał go za brodę, gdy odwrócił twarz, chcą uniknąć
tego nieustępliwego spojrzenia.
- Powiedz mi, co się tam dzieje – stuknął
go palcem w czoło – żebym mógł cię wyprowadzić z błędu.
- Ja… - Alibaba zaciął się, gorączkowo
próbując zebrać myśli i wszystko to, co się w nim kłębiło. – Ja… Jestem
facetem.
Usta Kouena drgnęły.
- Owszem. Gdy ostatni raz sprawdzałem, to z
całą pewnością byłeś facetem.
Alibaba posłał mu chmurne spojrzenie.
- Nie żartuj sobie, nie o to mi chodziło.
- A więc o co? – Uniósł pytająco brwi,
które po chwili zmarszczyły się groźnie, gdy chłopak milczał. – Alibaba…
- Po prostu… Naaah, to zbyt babskie –
sarknął z niezadowoleniem.
Kouen milczał, patrząc na niego nieruchomo.
- A może po prostu ludzkie?
Alibaba zagapił się w jego oczy, które
tchnęły spokojem, leciutką nutą zniecierpliwienia pomieszanego z tłumioną
irytacją i… i czymś jeszcze, co było dalekie i nieuchwytne, że Alibaba miał
problem z rozszyfrowaniem, co to może być. A może tylko mu się wydawało?
- Po prostu… Zastanawiam się… No… czemu tu
jesteś – wydukał, przygryzając wargi.
Kouen zamarł. Alibaba niemal czuł, jak
ciało mężczyzny w jeden moment przeistoczyło się w kamień.
- Hm, widzę, że niewiele się zmieniło –
stwierdził, odsuwając się, nagle odległy i zdystansowany. Alibaba w wewnętrznej
panice chwycił go za przód koszuli.
- Nie! To nie tak, ja po prostu… No
mówiłem, że to babskie – syknął zniecierpliwiony. – Chodzi mi o to, że… możesz
mieć tyle, co chcesz, kiedy chcesz, odstawiać i brać.
- Skąd wniosek, że tak robię? – Oczy Kouena
zwęziły się, a Alibaba przełknął ślinę.
- No… Nie wiem, czy tak robisz. Biorę to
pod uwagę. Masz kasę i masz układy, tacy ludzie zazwyczaj czerpią z życia ile
mogą. Ja… Ja nie wiem jaki jesteś. Jakie powody tobą kierują, żeby tu być.
- Mówiłem, że nie uważam cię za swoją
dziwkę – odparł zniecierpliwiony, a Saluja miał wrażenie, że Kouen powstrzymuje
się, żeby go nie uszkodzić.
- Wiem! Ale w takim razie kim jestem? Kim,
jeżeli nie kimś, go kogo przyjeżdżasz na seks? Jesteśmy przyjaciółmi? Ja nawet
nie wiem, gdzie mieszkasz! Skąd jesteś, czy masz rodzeństwo… Zresztą
przyjaciele raczej nie uprawiają seksu. Kumplami? Oni tym bardziej seksu nie
uprawiają, a na piwie nigdy nie byliśmy. Czy ty kiedykolwiek w ogóle piłeś piwo?
Założę się, że nie pijesz nic, oprócz swojej whisky. To sąsiadami? Sąsiedzi
czasem uprawiają seks, ale ty nie mieszkasz nawet w pobliżu, żebyśmy mogli to
robić, więc abffuu… - Spojrzał wkurzony na Kouena, który dłonią zatkał mu usta.
- Rozważałeś kiedyś, że za dużo gadasz? –
spytał Ren, unosząc ironicznie brew.
- Nie – burknął, odsuwając jego rękę. – A
po resztą sam mi kazałeś gadać, a teraz zmieniasz temat i wychodzę na jeszcze
większą ciotę.
Kouen westchnął wyraźnie zmęczony,
posyłając mu spojrzenie z cyklu „co ja z tobą mam”, co tylko sprawiło, że
Alibaba naburmuszył się jeszcze bardziej już totalnie czując się jak idiota.
Kątem oka obserwował Kouena, który uniósł rękę, jednak szybko zrezygnował z
tego gestu, cokolwiek chciał nim zrobić. Zamiast tego zawarczał pod nosem, a
Alibaba z zaskoczeniem odkrył, że na twarzy Kouena widnieje coś pomiędzy
frustracją, napięciem a niepewnością? Nie, na pewno mu się przywidziało.
- Nie wiem – stwierdził w końcu.
- Haa?
- Mówię, że nie wiem – warknął,
przeczesując niecierpliwie włosy.
- A-aha.
Kouen zatrzymał go, chociaż Alibaba nawet
nie zauważył, że się odsuwa.
- Zawsze to robisz – stwierdził
niezadowolony.
- Co? – mruknął.
- Odsuwasz się, odwracasz. – Po raz kolejny
złapał go za brodę, gdy Alibaba chciał uniknąć jego spojrzenia.
- Pomyślałeś kiedyś, że możesz mieć wzrok
mordercy i inni mogą drżeć przy tobie o swoje życie? – fuknął, odsuwając się od
ręki Rena.
Brew Kouena drgnęła w nerwowym tiku, a
Alibaba przeklął siebie i swoje skłonności do drażnienia wkurwionego lwa patykiem.
Kouen wziął głęboki wdech, przymykając na moment powieki, po czym spojrzał
spokojnie na Alibabę.
- Nie wiem… jeszcze.
- Jeszcze?
- Mhym…
Alibaba poczuł bynajmniej nie nieprzyjemne
dreszcze biegnące po kręgosłupie, gdy oczy Kouena mówiły „nie pozwolę ci tak
łatwo uciec”. Chrząknął, czując, że dziwne napięcie jakie się między nich
wkradło, zaczyna być dokuczliwe.
- To ja… To ja się pójdę umyć, a ty możesz
dokończyć cokolwiek robisz – stwierdził niepewnie, zsuwając się z krzesła.
Kouen kiwnął głową, jednak zanim Alibaba
zdążył wykonać choćby krok, złapał go za łokieć. Alibaba spojrzał na niego
pytająco i zamarł. Kouen gapił się na niego, a w jego oczach… W jego oczach
lśniło pożądanie. Saluja poczuł, jak wszystko się w nim zacisnęło konwulsyjnie
sekundę przed tym, jak mężczyzna pociągnął go, a wargi opadły na jego usta. Mocny,
namiętny pocałunek wycisnął powietrze z jego płuc i pozbawił wszelkiej siły
jego nogi. Kouen odsunął się omiatając parzącym oddechem jego usta, które po
chwili musnął delikatnie.
O… O rany… Musi do łazienki! Musi tam
NATYCHMIAST!
Niemal skulił się pod spojrzeniem Kouena,
które pociemniało od żądzy.
Dobry Salomonie…
Alibaba nie wiedział, jak udało mu się na
własnych nogach dotrzeć do łazienki i nie zaciągnąć tam ze sobą Kouena. Ale za
to wiedział, dlaczego nigdy wcześniej się nie całowali – Kouen potrafił zabijać
swoimi pocałunkami, zabierać ludziom rozum i stawiać maszty… Zimny prysznic,
zimny prysznic potrzebny od zaraz!
Przez dłuższą chwilę Alibaba stał pod
gorącym strumieniem wody, czując, jak dreszcze raz po raz przechodzą mu po
ciele. Wcale nie rozpamiętywał delikatnych muśnięć nieco szorstkich palców,
które potrafiły robić z nim… straszne rzeczy. Nie myślał o stanowczych dłoniach
na sobie, o miękkich, uwodzicielskich ustach dotykających każdego skrawka
skóry, które rozniecały w nim gorączkę…
Alibaba stanowczo przekręcił kurek, a zimna
woda uderzyła w jego ciało, studząc myśli i rejony, które aż nazbyt ochoczo
reagowały na to, o czym przecież w ogóle nie myślał.
Saluja, ty cholerny, niewyżyty draniu…
Starając się wyrzucić Kouena ze swojej
głowy, szybko się umył i ubrał, wracając z powrotem do kuchni, by w końcu coś
zjeść, zanim zapachy sprawią, że jego żołądek sam się strawi. Tak więc wrócił
do kuchni, w której ktoś rozmawiał i to bynajmniej przyjacielsko. Rozmowa się
urwała, gdy Alibaba wszedł do pomieszczenia.
- O co się kłócicie? – zapytał bez ogródek,
patrząc to na niezadowolonego Kouena, to na Cassima, który najwyraźniej dopiero
co wrócił, bo nawet nie rozebrał się z kurtki.
- Pytam tylko, co on tu robi – prychnął
Cassim.
- A ja uświadamiam, że to nie jego sprawa –
odparł lakonicznie Kouen, nie kryjąc się ze swoją irytacją.
- Tak się składa, że mieszkam tu, więc moja
– powiedział zgryźliwie Cassim, sztyletując wyniosłego Kouena wzrokiem.
- Hej! – Alibaba uniósł dłonie, mając
wrażenie, że jeżeli nie zainterweniuje, to tych dwóch zaraz skoczy sobie do
gardeł. I miał dziwne wrażenie, że jakimś trafem najbardziej poszkodowanym
będzie on sam.
- Nie wiem, o co wam chodzi, ale macie
przestać, do cholery. – Zmarszczył groźnie brwi. Wcale nie podpatrzył tej miny
u Kouena…
- Jemu to powiedz – prychnął po raz kolejny
Cassim.
Alibaba spojrzał na Kouena, a gdy natrafił
na oryginał swojej groźnej miny, mógł przybrać tylko swoją – naburmuszonego Alibaby.
- Zresztą nie ważne, idę do siebie, byle z dala
od niego, a ty rób, co chcesz, tylko potem nie zapijaj swoich żali.
Alibaba poczuł, jak oblewa go gorąco i nie
był pewny, czy to ze złości na tego cholernego patafiana, czy z zażenowania, że
mówi takie rzeczy przy Kouenie. Chciał coś powiedzieć, ale nie pozwolił mu na
to sam Kouen.
- Niepotrzebnie, to my wychodzimy –
oświadczył, mijając ich i wychodząc z kuchni.
- Wychodzimy? – oburzył się Alibaba, jednak
odpowiedzią były tylko plecy Kouena. - Drań – warknął pod nosem.
- Myślałem, że się pokłóciliście – odezwał się
Cassim, unosząc sceptycznie brew.
- Bo tak było – burknął Alibaba.
- Szybko wam przeszło – sarknął, odwracając
się i idąc do swojego pokoju, a Alibaba został w kuchni, zastanawiając się,
dlaczego i tak skończyło się jego winą, dlaczego Kouen się wkurza i dlaczego
Cassim ma pretensje do niego… Szlag.
- Pospiesz się – ponaglił go Kouen, patrząc
na niego z góry, gdy wiązał sznurowadła.
- Nie rozkazuj mi. Chcesz, to możesz iść –
burknął, niemal widząc, jak Kouen zgrzyta na zębach i posyła mu to spojrzenie
morderczy w czasie zlecenia. Ku jemu zaskoczeniu mężczyzna nie ruszył się,
tylko w pełnym dezaprobaty milczeniu czekał, aż Alibaba się ubierze.
Gdy wyszli na zewnątrz, gdzie panował już
wieczorny półmrok, Kouen wziął głęboki wdech, idąc spokojnie do samochodu.
Alibaba powlekł się za nim, zastanawiając się, czy coś dzisiaj zje, czy
pozostanie mu umrzeć z głodu. Gdy wsiedli do auta, Kouen nie ruszył z miejsca,
jakby chciał ich zabić, tylko oparł się wygodnie pocierając nasadę nosa.
- Nie jedziemy nigdzie? – wyburczał,
wbijając ręce w kieszenie kurtki i gapiąc się w dach samochodu.
- Nie.
- To po co w ogóle wychodziliśmy? –
Wywrócił oczami.
- Bo chciałem stamtąd iść.
- Aha.
Alibaba milczał, zastanawiając się, czy
kiedykolwiek uzyska od Kouena coś innego niż monosylaby albo zdanie pojedyncze.
- Dlaczego taki jesteś? – spytał, marszcząc
brwi.
- Hm?
Czuł, jak Kouen spojrzał na niego, jednak
Alibaba uparcie wbijał wzrok w dach samochodu.
- No czemu tak się wiecznie czepiasz
Cassima.
- Bo go nie lubię.
No tak, filozofia Kouena – nie lubię kogoś,
więc mu dokopię, bo jest be.
- To mój przyjaciel – powiedział z
pretensją, teraz dla odmiany wbijając wzrok w przedni szybę. Na dworze zrobiło
się już zupełnie ciemno.
- Który leci na ciebie.
Alibaba zamarł czując wielką, brzęczącą
pustkę w głowie. Przeniósł spojrzenie na Kouena, którego twarz ściągało
napięcie i niezadowolenie.
- Słucham? – spytał głupio.
- Twój przyjaciel leci na ciebie –
powtórzył wolno i wyraźnie Kouen z warkliwymi nutami złości.
Alibaba po prostu… po prostu roześmiał się
szaleńczo.
- Czy ty jesteś zdrowy? Cassim nie leci na
mnie. Znamy się od dziecka!
Kouen popatrzył na niego sceptycznie.
- Nie, nie ma mowy – parsknął Saluja,
kręcąc głową. – Wiedziałbym.
- Na pewno – wycedził.
- To, co mówisz jest szalone i nie ma
opcji, żeby tak było. To mój przyjaciel! Przyjaciel!
- No i co z tego?
- No… przyjaciele się w sobie nie
zakochują? – Uniósł pytająco brew. Kouen westchnął ciężko. A było to
westchnięcie w stylu „jesteś debilem”, na co Alibaba nachmurzył się
automatycznie.
- A ty niby skąd takie wnioski durne
wyciągasz?
- Skoro już jesteś…
…debilem. No, powiedz to, powiedz, żebym
mógł się wkurwić i wydrzeć bez konsekwencji…
- … taki ślepy, to zaufaj mi. Doskonale
wiem, kiedy ktoś chce tego, co ja.
Alibaba wywrócił oczami, osuwając się nieco
na fotelu.
- Tym razem mylisz się. – Poklepał Kouena
po nodze w lekceważącym geście.
- Ja się nigdy nie mylę. – Kouen złapał
jego rękę i z powrotem położył jego dłoń na swojej nodze. Alibaba zerknął na
niego, jednak szybko umknął spojrzeniem. Kouen miał naprawdę dziwny wyraz oczu,
znowu było w nich coś, czego Alibaba nie umiał odczytać.
- No tak, wszechwiedzący Ren Kouen nigdy
się nie myli, jak mogłem zapomnieć! – zawołał dramatycznie, bezwiednie
przesuwając palcem po zgięciu materiału spodni Kouena.
- Dokładnie tak.
- To był sarkazm, cholera – burknął.
Przez chwilę milczeli, a Alibaba pogrążył się
w myślach. To, co mówił Kouen, było niedorzeczne. Przecież znali się z Cassimem
od dziecka, spędzili ze sobą niemal całe życie, znali się jak tylko może znać
się dwójka ludzi… Nie ma opcji, żeby Cassim coś do niego czuł. Przecież cholera,
wiedziałby. No wiedziałby! Jak można by z kimś mieszkać i nie wiedzieć takiej
rzeczy? Przecież Cassim nie zachowywał się jakoś dziwnie. W ogóle nie spędzał w
domu zbyt dużo czasu, więc Alibaba nie czuł jakiś specjalnych względów jakimi
niby miałby zacząć go darzyć. Fakt, nie lubił Kouena, ale na Salomona, kto
normalny od ręki lubiłby takiego gbura? Alibaba się nie liczył, bo oczywiście
do normalnych nie należał, sam to doskonale wiedział. Rany, to kompletna,
kompletna bzdura. Dlaczego w ogóle rozważał te idiotyczne słowa? No tak, bo
Kouen ma jakiś problem z Cassimem, a Cassim z nim, a Alibaba jak ta sierota
chciał złączyć dwa te same magnesy. Nie musieli się uwielbiać i nagle klepać po
plecach, jak najlepsi przyjaciele, ale do licha, mogliby się przestać
zachowywać jak dwa wściekłe buldogi, które tylko czekają, by się rzucić na tego
drugiego. Otaczają go sami wariaci.
Kouen poruszył się, a Alibaba zerkną na
niego i niemal połknął własny język. Dłoń, która spoczywała na nodze Kouena
zamarła i Saluja czuł, jak napięte jest ciało pod nią. Oczy Kouena lśniły w
mroku samochodu i wpatrywały się w niego jak… jak oczy drapieżnika w swoją
ofiarę na kilka chwil przed skokiem! Gwałtowny dreszcz szarpnął kręgosłupem Alibaby.
Miał wrażenie, że powietrze w samochodzie gęstnieje, a temperatura podskakuje o
kilka stopni. O cholera… Naprawdę czuł się jak ofiara, która już wie, że
drapieżnik przyczaił się na nią i jej jedynym wyjściem jest natychmiastowa
ucieczka. Zanim będzie za późno.
- To ja… już pójdę – powiedział, zabierając
rękę z nogi Kouena.
Ren skinął sztywno głową, nie przestając na
niego patrzeć wzrokiem, w którym zaczęło dziko błyszczeć pożądanie. Mimo swoich
słów Alibaba nie ruszył się z miejsca, jak zahipnotyzowany patrząc na rękę
wyciągającą się w jego stronę. Stanowcza dłoń spoczęła na jego karku. Alibaba
nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że wstrzymuje oddech, dopóki nie stanął
oko w oko ze swoim drapieżnikiem. Twarde usta spoczęły na jego wargach, niemal
natychmiast wymuszając na nich posłuszeństwo. Alibaba rozchylił je wobec tej
nieznającej sprzeciwu inwazji, poddając się władczemu, żarliwemu pocałunkowi.
Nie wiedział, czemu Kouen nagle zmienił
swoje przyzwyczajenia i teraz całują się na każdym kroku. Nie wiedział, czemu
te pocałunki stały się nagle tak ważne i czemu wyrażają więcej niż którykolwiek
z nich byłoby w stanie powiedzieć…
Westchnął przeciągle, gdy wargi Kouena
zjechały na jego szyję, całując ją i skubiąc zębami. Alibaba czuł, wiedział
podskórnie, do czego to wszystko zmierza i jakoś nie byłby w stanie wykrzesać
jakiegoś protestu, ale cholera, byli na pieprzonym parkingu!
- Kouen… - Alibaba, który próbował się
odsunąć, zamarł, gdy Kouen warknął na niego. Chciwe wargi wpiły się w jego,
wymuszając i kąsając, zasysając delikatnie i gryząc na granicy bólu. Jęknął,
gdy nieco szorstka dłoń zaczęła gładzić jego wrażliwy kark. Z desperacją
pomyślał, że jeżeli Kouen zaraz nie przestanie, to do cholery, dojdzie we
własne spodnie…
- Kouen… - zajęczał, nie mogąc zapanować
nad emocjami. Kouen stanowczo i gwałtownie pociągnął go w swoją stronę. Alibaba,
nie bez trudu, bombardowany niecierpliwymi pocałunkami, wsunął się na jego
kolana. Jęknął w usta mężczyzny, gdy ten otarł się o niego. Gorące dłonie już,
już ściągały z niego kurtkę, bezkarnie wkradając się pod bluzkę. On sam
pospiesznie rozpinał guziki koszuli Kouena, chcąc go jak najszybciej dotknąć,
poczuć, posmakować…
Zamruczał, gdy dłoń przesunęła się
drażniąco po jego plecach. Przygryzł płatek ucha Kouena, wsuwając place w jego
włosy. Mężczyzna mruknął z głębi piersi, sprawiając, że gdyby Alibabie już
wszystko nie stało, to właśnie by powstało. Po chwili Kouen odpłacił mu się
bolesnym ugryzieniem w ramię, a jego dłoń powędrowała między nich. Alibaba
oparł czoło o bark Kouena, dysząc i starając się nie skończyć, jak nastolatek
podczas pierwszego razu. Przeklęte… przeklęte palce Kouena! Błyskawicznie
rozprawił się z zapięciem spodni Kouena, atakując jego usta gwałtownym,
pożądliwym pocałunkiem. Kouen zaczerpnął głośno powietrze, gdy Alibaba zacisnął
na nim swoją dłoń. Saluja oderwał się od niego, z szerokim uśmiechem patrząc, jak
jego kochanek stara się zapanować nad sobą. Gorączkowe spojrzenie wbiło się w
niego, a Alibaba pochylił się, muskając delikatnie te stanowcze usta, które
uchyliły się, całując go łapczywie.
Pogrążył się w tym pocałunku, w rytmicznych
pocieraniach dłoni, głębokich westchnieniach, w tej gorączce… Już nie myślał,
nie potrafił. Najważniejsza była dłoń Kouena, usta Kouena, oczy… och, Salomonie,
te oczy… i jeszcze może zapach Kouena, ciało Kouena… Tylko i wyłącznie Kouen…
Przywarł do niego z jękiem, gdy gwałtowne
spełnienie szarpnęło jego lędźwiami. Tylko na wpółświadomie zarejestrował
stłumiony jęk Kouena. Ocknął się dopiero po chwili i nosem potarł pachnącą
szyję, nawet nie myśląc o tym, jak nieodpowiedni może być to gest. A może nie
był? Ciepłe ramiona otoczyły go jakby z wahaniem, palce musnęły delikatnie
skórę…
- Jesteśmy na parkingu, cholera –
wymamrotał Alibaba. – Jak widział nas któryś z moich sąsiadów…
- Przeżywasz.
Alibaba podniósł się, patrząc na spokojne,
zrelaksowane oblicze kochanka i jego rozleniwione oczy.
- Jestem głodny – oświadczył. – Skoro już
mnie wykorzystałeś podstępnie nocą na parkingu, to teraz mnie w końcu nakarm.
Brew Kouena leniwie powędrowała w górę.
- Rządzimy się?
- Ktoś musi. – Pochylił się w spontanicznym
odruchu i pocałował go prosto w usta. Gdy chciał się odsunąć, Kouen przytrzymał
go, patrząc mu w oczy w sposób, który sprawił, że Alibaba momentalnie się
speszył.
- Chyba wiem, gdzie możemy coś zjeść –
powiedział spokojnie.
- To jedźmy, bo umieram z głodu!
_____________
H.:
Uroczyście obiecuję wszystkim, że już więcej nie będę pisać po 12 godzinach w
pracy. q_q I już naprawdę przestaje się zastanawiać, czemu ja wiecznie piszę
gejporna do Beyonce. X_X
Cudowny art, boski rozdział... umieram, Hibu, jesteś moim bogiem EnAli, ale o tym jutro... a teraz przeczytam to sobie jeszcze z 20 razy i nauczę się na pamięć.
OdpowiedzUsuńI GDZIE TEN KOMENT?! Nie wiesz, że ja dla komentów pisze, hę, hę?! XDDD A tak poważnie, to weź nie przesadzaj ;//////; I dziękuję. <3
UsuńPŁAĆ I PŁACZ, KURWA. D;
UsuńOkay, przechodzę do obiecanego (darmowego!!!) komentarza. Zaczynam!
Doskonale wiesz, jak kocham relację EnAli, jak skaczę z radości, kiedy ich widzę (nie, żeby to nie była wina tess, a skąd, no przecież, że w życiu, to wcale nie ona pokazała, ukierunkowała mnie na ten cudowny ship). I chyba znasz mnie na tyle, by wiedzieć, że jeśli coś kocham, a Ty to coś spartolisz, to Ci powiem, nie? Tak samo, jak było w przypadku Freedom, jak mi raz zepsułaś oblicze Kagasia, to Ci powiedziałam, że mi się nie podoba. To teraz słuchaj uważnie. Alibabę kocham bardziej niż Kagamiego, a EnAli bardziej niż AoKaga. I jestem tak krytycznie nastawiona do ich spartolenia, że zagryzę za to, rozumiesz? To teraz wiedząc to wszystko zdaj sobie sprawę, że uwielbiam to, jak ich ze sobą łączysz, w jakiej relacji ich pokazujesz, jak oddajesz ich charaktery. Alibaba ze swoim wiecznie włączonym wkurwikiem na Kouena (bo każdy kotek musi zasygnalizować, że NIGDY CI SIĘ NIE PODDAM, zanim weźmie od ciebie jedzenie, no nie?). Do tego ten niby zewnętrznie spokojny Kouen, który zawsze sobie ze wszystkim radzi, ale wewnętrznie niszczy go wielka burza i on musi sobie z tym radzić. Ma nawet gorzej niż Alibaba, bo Alibaba to wykrzyczy, zapije, wywarczy, wypapla, a Kouen nie. On co najwyżej dzikszy seks z Alibabą, dla zaznaczenia, że JESTEŚ MÓJ. Do żadnej innej postaci tak bardzo nie pasuje takie zwierzęce zakochanie. Im ostrzejszy, bardziej brutalny seks - tym bardziej ci pokazuje, że jesteś cały mój i nie oddam cię światu. Podoba mi się też te fale pożądania, jakie teraz czuje ten opanowany władca świata. Jak nie wytrzymuje z myślami, których nie wypowiadał i jak nawet w nim to już wszystko wybucha. Bo przecież Alibaba może mówić do niego, paplać o swoich problemach i rozterkach, ale Kouen w życiu mu nic nie powie, nawet, jeżeli coś go zaraz rozsadzi i nawet jeśli będzie musiał przez to brać Alibabę w samochodzie, na parkingu, przez tłumioną w sobie desperację. Ej, możesz mnie wyśmiać, ale myślę, że Kouen jest bardzo zdesperowany. Jest tak szalenie wściekły i tak bardzo boi się stracić swoje słońce, swojego Alibabę, że rodzi się w nim desperacja - zrobić wszystko, by ten cholerny smarkacz ze mną został, bo ten świat nie będzie już wart podbijania, jeśli jego ze mną nie będzie. Bo przecież to ta część świata, którą przywłaszczył sobie Alibaba, jest najbardziej kusząca i Kouen o nią najwięcej zabiega (szkoda tylko, że sam książę tego nie zauważa i chyba dopiero po fakcie krzyknie do swoich poddanych: WCIELILI NAS DO CESARSTWA). Nie będę Ci się już tysięczny raz rozwodzić o tym, jak rozpływam się przez nadmiar emocji i cudowności, jak uwielbiam wkurwienia Kouena, strach Alibaby. Bo Alibaba to jest taki kurde pierożek uległy. On tak naprawde chce powiedzieć Kouenowi: "ej, władajmy tym cesarstwem razem, ja też chcę trochę ciebie tylko dla siebie", ale tak bardzo ugina się przed tą miażdżącą siłą Kouena, która przecież nie zrobiłaby mu krzywdy. No no... Kouen to taki niby straszny, ale wystarczy się przyjrzeć i się zobaczy, jak bardzo Alibaba owinął go sobie wokół palca. Dorosły facet, który zapewne musi codziennie zmagać się z wielką presją w pracy, lata za jakimś dzieciakiem, wydaje na niego mnóstwo forsy, tylko dlatego, że ten strzelił foszka. O ludzie! O ślepy Alibabo! Czy ty tego nie widzisz, jak bardzo uzależniony jest od ciebie Kouen i że właściwie wystarczy twoje "proszę", żeby i on cały świat zniszczył? Żeby wypowiedział wojnę samemu diabłu? Kocham to w ich relacji i kocham to, że tak świetnie to oddajesz. ;_:
Na zakończenie może tylko dodam, że (SPOILER) ja wiem, że to będzie dom Kouena albo coś związnego z jego prywatnym życiem. W końcu jego kochany pierożek zapragnął poznać swojego stwórcę więc on bez zastanowienia otwiera mu wszystkie bramy do swojego życia. ;_; <3 <3 <3
No, standardowo - ROZPŁYWAM SIĘ, CZEMU TAK MAŁO, DAJ MI WIĘCEJ, WIĘCEJ. POTRZEBUJĘ WIĘCEJ BY ŻYĆ.
Wychodząc z pociągu dostałam od Kiri cynk, że jest nowy rozdział. Całą drogę namiętnie wykręcałam sobie kostki u nóg, zahaczając torbą o wszystko jak leci, wgapiona w telefon jak w obrazek, a po przyjściu do domu jeszcze długi czas nie zdejmowałam butów, czytając nowy rozdział. Nawet kot czytał i przewijał mordą, miaucząc pogardliwie, że za wolno czytam.
OdpowiedzUsuńKouen, idioto, jak możesz nie wiedzieć, że Alibaba jest Twoim kochankiem i będziesz go kochać do usranej śmierci? Naprawdę, to nie jest trudne. Ale rozczuliłam się, że Alibaba nie wie o Kouenie nic, po roku znajomości nawet nie wie, gdzie Kouen mieszka, nie był u niego nigdy, awu, to takie gapowate z jego strony! Kouen powinien go teraz zabrać do swojej rezydencji na obiad, byleby z dala od Cassima.
I to jest takie słodkie i cudowne, że teraz Kouen całuje go cały czas, cały czas tak, jakby jutra miało nie być, jakby mu zależało, jakby Alibaba miał zniknąć... To jest takie piękne i wzruszające, aż mi łezki lecą, Alibaba, ty bęcwale, czemu nie rozumiesz, że Kouen cię kocha .__. Ale on nawet nie zauważył, że kocha go Cassim, więc czego tu się spodziewać *sigh*
Seks na parkingu był... cudny. Obłędny. Miejsca publiczne najlepsze, może ustalmy wyzwanie EnAli, w którym będziemy przeskakiwać się z dziwnością miejsc? 8D
Czekam na jeszcze, to było takie piękne, takie smaczne przed pójściem spać *smarka w kota* Jestem taka wzruszona!
Bosz, czemu ta Kiri wiecznie ci tak robi i nawet nie możesz się potem nawet rozebrać porządnie? :D Weź pozdrów swojego koteła. <3
UsuńNie wiem, ja nie wiem, jak oni mogą być tak bardzo nieogarnięci. Kouen nie wie, że Alibaba jest miłością jego życia i że nie opuści go aż do śmierci, a nawet po niej go nie opuści, a Alibaba nie wie, że a) wielbi Kouena, b) Kocha go nad życie c) eee... jego przyjaciel się w nim kocha. Tępy ten naród, nie? I racja, to jest takie ciapowate, że nic o nim nie wie. <3 Czemu nikt nie kibicuje Cassimowi? ;____;
Staram się to hamować, naprawdę staram się hamować te wszystkie inwazje Kouena na Alibabę, to całowanie i w ogóle, bo w mojej głowie to Kouen normalnie nic nie robi, tylko go ciamka, ciumka, głaska, całuje i w ogóle myzia i tula i... i... *umiera od nadmiaru feelsów*
Miejsca publiczne zawsze spoko! *PJONA* tess... błagam, nie proponuj mi takich rzeczy, bo się zgodzę i to zrobimy. @-@ Właściwie, to by było nawet ciekawe, co byłybyśmy w stanie wymyślić. XDD
Biedny koteł ;--; Cieszę się, że się podobało *smarka w psa* Naprawdę się cieszę. TT__TT <333333333
Cuuudowneeeee!!!!! *-* Dobrze, że postanowiłam nie czytać tego wczoraj, bo miałam bym nockę z głowy xD Alibabo czuj się zaszczycony mogąc podziwiać spokojne, śpiące oblicze imperatora....znaczy Kouena ^^ Geez... jak on może nie zauważyć tych wszystkich zmian, przecież nie tylko Kouen molestuje namiętnie jego usta, ale nawet i śpi przy nim! A normalnie wychodził w trybie ekspresowym... Nawet zaczął gotować w fartuszku! No dobra nie wiem czy w fartuszku, ale tak go sobie wyobraziłam. Kouen przy kuchence w samych bokserkach i fartuszku. Cuuuudo... Ojjj Alibabo... zresztą co ja się dziwię, jak nawet nie zauważyłeś, że Cassim próbuje Cię spić i do łóżka zaciągnąć... -_- "Kouen potrafił zabijać swoimi pocałunkami, zabierać ludziom rozum i stawiać maszty" - to mnie całkiem rozbroiło, o mało co nie spadłam z krzesła, starając się nie śmiać (mimo wszystko jestem w pracy) xD Końcówka była niczym wisienka na szycie tortu! Cheee więcej!! Duuużo więcej!! Nie ważne gdzie, ale więcej zniewalającego spojrzenia Kouena i słodkiego, acz uległego Alibaby!!! Najlepiej, niech Kouen zabierze go do swojego domu na obiad. Pozna rodzinke i w ogóle... xD I jak tu człowiek ma się skupić, kiedy chce czytać dalej T-T. No nic, trzeba zadowolić się przeczytaniem rozdzialiku jeszcze parę razy xD
OdpowiedzUsuńWątpię, żeby ktokolwiek miał okazję podziwiać w takich okolicznościach Kouena, także masz rację! Alibaba! Ciesz się, bo jest z czego! :D
UsuńPrawda? ;^; Alibaba taki ślepy, a przecież Kouen tak mu teraz ładnie okazuje, że go taaaaaak kocha i wielbi, i w ogóle że Alibaba nie jest żaden dziwek czy co tam sobie jeszcze myślał. :D Bosz, proszę, nie podrzucaj mi myśli Kouena w fartuszku, bo jeszcze to zrobię! XD *q* Na miejscu Alibaby po prostu bym się na takiego Kouena rzuciła... *q*
Właśnie, tak bardzo Alibaba, nie zauważyć, że twój współlokator i najlepszy przyjaciel buja się w tobie... *wzdycha ciężko*
Co Ty za gejporna czytasz w pracy?! Ładnie to tak?! XDD *sama czyta co się da w pracy i po pracy*
Proszę, proszę, nie namawiajcie mnie na więcej, bo ja napiszę wtedy więcej enaliowych seksów i znowu wyjdzie mi opowiadanie, gdzie tylko by w łóżku siedzieli. @_@
Dziękuję ślicznie za komentarz. ;//////////////; <33 Postaram się nie zwlekać bardzo długo z kolejną częścią *studia tak bradzo czasu tak mało q-q*
*skomentuje jak należy gdy wyzdrowieje*
OdpowiedzUsuń*tulu tulu* Chora? ;^;
Usuń*tuli się do Hibari* *owija się jak ten wąż dookoła malutkiej poduszki z KuroBasu* Nadal nie wyzdrowiałam, ale ogarnęłam przynajmniej dupę, i zamiast patrzeć jak ostatni tępak na okienko komentarza, nareszcie potrafię napisać coś, co nie jest monosylabą~! *dumna jak paw*
UsuńPo pierwsze, obrazek na górze - widziałam, ale w innej kolorystyce~~ To pijany Alibaba na kolankach Kouena, no po prostu lofff <3
Po drugie - lubię Cassima. Jako postać z mangi jak najbardziej. Miał zajebiste włosy i był przyjacielem Alibaby. ALE JAK ON MI KURWA WEJDZIE MIĘDZY KOUENA A ALIBABĘ, TO ZAJEBAĆ TO MAŁO. Dziękuję ;D
Aluuuuśś ;//////; Jesteś takim rozkosznym idiotą, który nie dostrzega, jak bardzo Kouenowi zależy, jak bardzo on się stara, tylko po prostu nie umie inaczej. On sam nie wie, co ma robić, bo nigdy nie był zakochany, a ty mu utrudniasz, bo on cały czas by cię myział, tulił, całował i pieprzył, bo to jego sposób na okazanie ,,TO JE MOJE, WARA''. A ta fraza, wyklejona na czole Alibaby, oznacza, że Kouen go po prostu kocha! Przecież TO TAKIE OCZYWISTE! *ogarnij się, blond kabaczku*
Kouen, CO. TY. ODPIERDALASZ. Po ROKU znajomości nie zaprosić kochanka do siebie? Nie powiedzieć mu nic o sobie? Co ty se kurna, w kulki lecisz?! Jak go będziesz tak traktował, to Aluś pomyśli sobie nie wiadomo co, w końcu to Alibaba, i będzie ci robił problemy. OGARNIJ SIĘ.
A ten seks na parkingu był po prostu cudowny ;/////; *Yazu jako koloid na podłodze* Śliczności po prostu, nie ważne, że ktoś mógł ich zobaczyć, wzajemne pożądanie było ważniejsze <3
No to teraz muszą pojechać do Kouena. Kouen musi mu opowiedzieć wszystko o swoim życiu, i dopiero wtedy się pogodzą, oczywiście bez seksu się nie obejdzie, i będzie happi endo ;D Tak więc weny, buziaczki Hibari ;D <3
*kaszlu kaszlu* Boziuniu Hibari jesteś mistrzem lemona w nielemonie, jak to robisz, że budujesz napięcie. Czuje takie miłe dreszcze, czytając twoje ff, bo po latach użerania się z czytaniem BLów, które w sumie sprowadzały się do seksu, niż uczuć ... to muszę przyznać, że jest to naprawdę miła odmiana.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Sinbad władca siedmiu kołysanek xD