Dla tess.
z okazji urodzin. Wszystkiego najlepszego, pierdoło! XD <3
Judal zerknął na idącego koło niego
Hakuryuu i widząc jego spokojne, niemal kamienne oblicze, nachmurzył się
jeszcze bardziej. Co to niby miało być? Dlaczego Hakuryuu tak się zachowywał?
Jakby nigdy nic? I dlaczego akurat dzisiaj?!
Tak. Dzisiaj był ważny dzień. Chyba
najważniejszy dla… dla całej ludzkości, ba, dla całego wszechświata! Nie było ważniejszego
dnia, niż ten! Właśnie ten! Dzień urodzin Judala! A Hakuryuu zapomniał.
Zapomniał jak nic. To było jak… jak… Hakuryuu nie zapominał. Hakuryuu niczego
nie zapominał, on pamiętał najdrobniejsze detale, wszystkie terminy, daty
urodzin, imienin, rocznice, pewnie nawet pamięta, kiedy dokładnie wypadł mu
pierwszy mleczny ząb! A teraz? Ni chuja. Nie pamiętał. Nie pamiętał najważniejszej
daty!
Judal mógł się przypomnieć. Jasne, że mógł
się przypomnieć. Głośno upomnieć się o to, co jego, co mu się należało i to tak,
że poszłoby mu w pięty! Z tym, że Judal miał swoją dumę. Oooo, dumę to on miał
i w życiu, nigdy w życiu nie da w nią godzić. Choćby nie wiadomo co, choćby
miał zostać olany przez wszystkich, a zwłaszcza przez Hakuryuu.
- Co ty właściwie chcesz kupić? – burknął,
wciskając dłonie w kieszenie. A może to jakiś dziwny pomysł Hakuryuu? Może chce
mu coś kupić? Zabrać na jakąś idiotyczną kolację, tak, żeby Judal miał co
wyśmiać i zepsuć jego starania? Cóż, biorąc pod uwagę charakter Judala, czy aż
tak powinien się dziwić, że Hakuryuu nie stara się jakoś wybitnie uczynić ten
dzień… specjalnym?
- Łóżko – wyjaśnił, kierując się do
wielkiego centrum handlowego.
Łóżko? Łóżko na urodziny? Na cholerę mu
łóżko, do diabła?
- A po cholerę jakieś łóżko? – prychnął.
Łóżko będzie kupował. A na romantycznego kebaba z budki już go nie stać.
Oczywiście. No jasne. Łóżko ważniejsze, niż facet.
- Bo chcę mieć nowe. – Dlaczego te spokojne
odpowiedzi Hakuryuu zawsze były takie wkurwiające? Dlaczego im bardziej on był
spokojny, tym bardziej Judal nie? I na co mu zasrane łóżko?! Gdyby to było
jeszcze łóżko dla niego, dla Judala, to zrozumiałby. Ale na co Hakuryuu nowe?
- Przecież twoje jest w porządku –
powiedział lekceważąco, rozglądając się po wystawach sklepowych. Może powinien
sam sobie coś kupić, skoro jego chłopak miał go najwyraźniej w dupie? Nieee, to
też będzie poniżej jego godności, jak jakaś nagroda pocieszenia. A Judal nie
potrzebował żadnej, zasranej nagrody pocieszenia. Niczego nie potrzebował!
Weszli do sklepu meblowego, kierując się do
części z meblami sypialnianymi. Hakuryuu był dziwnym typem, zawsze chodził w
milczeniu, gapił się, oglądał i Judal nigdy nie wiedział, czego ten właściwie
szukał. Odpowiedzi „Musi pasować”, „To po prostu musi być to” niewiele mu
wyjaśniały, a jeszcze mniej pomagały w tym, by mógł mu zaproponować coś, co on,
Judal uważa za świetne. Hakuryuu szukał po prostu… chuj wie czego. I tak było
za każdym razem.
- Jakie chcesz kupić? – spytał nieszczególnie
zainteresowany, oglądając jakąś lampkę stojącą na stoliku nocnym. Gdy tylko ją
dotknął, spadł z niej abażur, no cholera.
- Nie psuj, bo będziemy płacić – odezwał się
Hakuryuu podnosząc abażur i patrząc na Judala z tym jeszcze bardziej
denerwującym go uśmieszkiem.
- Ty tu chciałeś przyjść, ty płacisz – prychnął
z ironicznym uśmiechem.
- Płacę tylko za swoje łóżko – oświadczył.
Skąpiec.
- To może wybrałbyś w końcu jakieś? Nie mam
ochoty szlajać się cały dzień, bo ty nie wiesz czego chcesz! – Przewrócił demonstracyjnie
oczami, żeby dać mu do zrozumienia, jak bardzo jest tym wszystkim
niezadowolony. Jednak uśmiech Hakuryuu tylko się poszerzył, a on sam złapał
Judala za rękę i pociągnął za sobą.
- Może łóżko wodne? Tak żebyś mógł się
bawić w piratów? – zakpił, gdy znowu został olany,
- Żebyś mi potem wmawiał, że masz chorobę
lokomocyjną i to ja mam przyjść do ciebie? Zapomnij.
- Ej, to brzmi, jakbym był jakąś pieprzoną
babą z bólem głowy! – warknął, niemal czując, jak leci mu para z uszu, gdy
Hakuryuu wyszczerzył do niego zęby w uśmiechu.
Obejrzeli chyba wszystkie łóżka w całym
salonie, i w następnym i jeszcze następnym, a ten cholerny Hakuryuu kaprysił
jak…. jakby był co najmniej Judalem! To mu nie pasowało, tam nie ten kolor, to
za duże, tamto za małe, a tamto to już w ogóle…
- Może to? – zastanowił się na głos,
przyglądając się łóżku ze zmarszczonymi brwiami.
- Jest zajebiste, bierz je! – niemal jęknął
zdesperowany, leżąc na owym łóżku i modląc się w myślach, by już nigdzie nie
chciał go ciągać. Niech śpi nawet pod domem z tektury, byle już mogli pójść coś
zjeść, cokolwiek, a potem wrócili do domu! Judal już nic nie chciał, tylko
wrócić do domu!
Hakuryuu jednak za nic sobie miał jego
dobre rady, tylko uwalił się na łóżku koło niego. Zerknął na Haku, który
marszczył brwi z zamkniętymi oczami. Cholerny, seksowny drań, gdyby tylko Judal
nie był taki wkurzony, że zmarnowali już tyle czasu, to pewnie byłby się n
niego rzucił tutaj, teraz, nie przejmując się obsługą sklepu. Ale nie, nie
będzie tak dobrze, Hakuryuu nic dzisiaj nie dostanie, nic! Nic mu się nie
należało, za takie traktowanie jego osoby!
- Całkiem wygodne – wymruczał w końcu. – Co
myślisz? – spojrzał na niego i Judal nie mógł się pozbyć wrażenia, że ten jest
naprawdę ubawiony. Aż się zdenerwował, bo w końcu nie dość, że ten drań o nim
dziś nie pamiętał, to jeszcze go głodził, wybrzydzał, a na koniec pytał o
zdanie. A łóżko było naprawdę świetne, szerokie, na co najmniej kilka osób, z porządną
ramą z ciemnego drewna, po prostu brać. Kupować. Brać mógł Haku Judala, ale
teraz jedyne co może brać, to małego w rękę.
- Kup je – powiedział z naciskiem. – A jak
nie chcesz go kupić, to szukaj dalej sam, ja idę poszukać czegoś do jedzenia! -
Podniósł się, kompletnie poirytowany i wkurzony zachowaniem Hakuryuu, tym, że
go tak męczył i tym, że nawet słowa mu nie powiedział. Nic! A zbliżał się już
wieczór! Jak tak dalej pójdzie, to w końcu nie zdzierży i sam spierdoli ten
dzień do końca, prowokując Hakuryuu do kłótni. Och, z wielką przyjemnością by
mu coś powiedział, bo o Saluji to kurwa pamięta, o nim wiecznie pamięta, o
wszystkich pamięta i o wszystkich martwi. A Judala to najlepiej mieć gdzieś. Nawet
nie w dupie! Bo Judal już nawet nie chciał, o, taki był wkurzony, taki! Niech
sobie zasrany Hakuryuu kupuje łóżko i ćwiczy na nim biceps prawej ręki, niech z
nią nawet ślub weźmie!
Judal odbierał swojego wspaniałego kebaba,
gdy dołączył do niego Hakuryuu. Uznał, że jego cierpliwość na dzień dzisiejszy
sięgnęła swojego limitu i chociaż dla Hakuryuu starał się nie być tak
paskudnym, jak dla reszty świata to właściwie teraz już mógł być. Dlatego nawet
nie odezwał się słowem, nie zwracał na niego uwagi, całkowicie skupiając się na
swoim kebabie. Rozważał nawet pójście sobie w cholerę, gdy Haku kupował
jedzenie dla siebie, ale uznał, że chce patrzeć na to, jak Hakuryuu się stara
pozyskać jego uwagę.
Jednak Haku nawet tu, nawet teraz, nawet w
urodziny musiał mu robić na złość i już Judal nie wiedział, kto kogo olewa
bardziej. Judal Hakuryuu, czy Hakuryuu jego focha.
Chciał, naprawdę chciał go ignorować,
jednak gdy tylko zerknął na niego, tak na chwilę tylko, Haku także na niego
spojrzał, a jego oczy aż błyszczały rozbawieniem.
Kurwa.
- Wracam do domu – warknął, podnosząc się
od stolika.
- Nie możesz – odezwał się Haku.
- Bo, do diabła, co?! – nie wytrzymał,
warcząc na niego.
- Bo muszę kupić pościel. Musisz mi pomóc.
Judal miał szczerą ochotę rzucić w niego
resztkami swojego kebaba. Ale poszedł. Pomógł mu wybrać nową pościel. I nawet
nową szafkę. I nawet kazał mu kupić najbardziej paskudny budzik, jaki
kiedykolwiek widział. A Haku go kupił. Gdy wracali do domu, a właściwie do
mieszkania Judala, był już tak poirytowany, wkurwiony i w ogóle na „nie”, że
Hakuryuu miał szczęście, że się nie odzywał całą drogę. A może szkoda? Mógłby
go wtedy z czystym sercem udusić. Gdy znaleźli się w bloku, na piętrze, gdzie
mieszkał Judal, Hakuryuu złapał go za rękę, przyciągając do siebie. Judal
odchylił się, mierząc go wkurzonym spojrzeniem.
Usta Hakuryuu tylko zadrgały.
- Nie mogę złożyć ci życzeń? – spyta wyraźnie
ubawiony, co tylko bardziej wkurzyło Judala. Teraz? TERAZ?! Teraz to już Judal
nie chciał! Żadnych życzeń, niczego!
Zrobił unik, gdy Hakuryuu próbował go
pocałować i wbił w niego rozeźlone spojrzenie. Jeszcze czego! Jeszcze czego!
- Judal… - zaczął rozbawieniem. I co się
cieszył, no kurwa co?!
- Do widzenia! – Wcisnął w ręce Hakuryuu
siatki, które niósł i ruszył do mieszkania, otwierając gwałtownie drzwi. I
niemal się przewrócił w progu, gdy zaatakował go hałas. Gdyby nie stojący zaraz
za nim Haku byłby się serio wypieprzył, gdy Saluja rzucił mu się na szyję
bełkocząc jakieś życzenia czy ki diabeł.
Och. Och…
- … i dużo dzieci z Hakuryuu!!! – Alibaba poklepał
go z rozmachem po plecach, aż Judal pomyślał, że zaraz odbije mu płuca.
Spojrzał na Hakuryuu, który patrzył na niego z tym swoim uśmieszkiem i aż go
skręciło z ochoty, by ubić cholernego drania. Dupek! Cholerny, podstępny dupek!
Nic mu nie powiedzieć! Nic, kurwa!
Ale Judal jest gość, potrafi się zachować
nawet w ekstremalnych warunkach, dlatego wyśmiał bezlitośnie Saluję i jego
życzenia, zabierając swój prezent i idąc dalej. Właściwie to wypierdoliłby
wszystkich gości i poszedł spać, bo wcale nie chciało mu się słuchać tych
wszystkich życzeń, ale tak właściwie przeszło mu nieco po pierwszym drinku, po
drugim było już całkiem znośnie, a po pierwszym wypitym litrze to już w ogóle
było prze! Nawet Saluja był jakby piękniejszy od tej wódki, Sinbad mniej
denerwujący, gdy wyrywał wszystkie panny, a Kouha to już w ogóle był takim
pociesznym misiem, gdy wywijał nożem, krojąc ten tort w kształcie kutasa. Nawet
nie śmiał się za bardzo z Saluji, gdy przyszedł Kouen razem z Muu i Saluja
chciał skisnąć z zazdrości, powkurzał go tylko trochę, tak, żeby było mu
śmieszniej, bo od gnębienia tego głupka zawsze było mu śmieszniej! I Judal już
nawet zapomniał, że chciał ich wszystkich wygonić, bo w sumie całkiem dobra
była ta impreza, nawet jak Kougyoku łączyła się z naturą na balkonie do
doniczek z kwiatkami, nawet jak stara prukwa z sąsiedztwa groziła policją i
nawet wtedy, gdy Saluja rozpierdolił mu lampę korkiem od szampana. Wcale nie
był zły, bo przecież Kouen zapłaci i kupi mu nawet fajniejszą, bo przecież
Saluja jest biedny jak mysz kościelna pod miotłą i wizja tego, jak będzie za to
pokutował swojemu alfonsowi była taka zabawna, że aż się spłakał z tej radości
i tak po prawdzie to chyba się trochę upił.
Wślizgnął się do kuchni, czując, że szumi
mu w głowie zarówno od wypitego alkoholu jak i dudniącej muzyki. Musiał… musiał
chwilę odsapnąć, tylko chwilę, niech wszyscy się tam bawią, a Judal tylko
chwilę tu posiedzi, zrobi sobie zajebistego drinka i za chwilę wróci przerywać
Saluji romantico z Kouenem, gdy błagał go na kolanach i przebaczenie…
Mało nie zszedł na zawał, gdy okazało się,
że w kuchni już ktoś jest i siedzi w ciszy na parapecie. No tak. Hakuryuu, mógł
się spodziewać, że chłopak prędzej czy później ulotni się z imprezy. Hakuryuu
potrafił czasem przyimprezować, ale w gruncie rzeczy zwykle trzymał się na
uboczu.
- No i co tu tak siedzisz? – spytał
zaczepnie, podchodząc do niego. Chwilowo jego plany na drinka poszły w
zapomnienie. Hakuryuu często uśmiechał się tak subtelnie, tak jak teraz, tak
jakby znał wszystkie tajemnice świata, ale nie chciał mu o nich mówić. To było
czasami takie denerwujące i co z tego, że ten uśmiech był taki ładny.
- Odpoczywam – odpowiedział spokojnie,
zsuwając się z parapetu i opierając o niego. Judal podszedł do niego,
zakładając ręce na piersi i patrząc na niego z kpiną.
- Łóżko ci było potrzebne, oczywiście. –
Uśmiech Haku poszerzył się nieco, a jego uczy zmrużyły się delikatnie.
- Spodobało mi się, kupię je – stwierdził,
łapiąc Judala za szlufkę od spodni i przyciągając bliżej siebie. Mmm, czemu ten
drań pachniał tak dobrze, że właściwie zapomniał, co chciał mu nawtykać za
dzisiaj?
- Twoje stare też było niczego sobie –
zamruczał, poruszając brwią, a Hakuryuu zaśmiał się cicho, tak nisko, mrucząco,
że Judala aż przeszły delikatne dreszcze. Haku sięgnął ręką do kieszeni i wyjął
małe pudełeczko, podając mu je.
- To prezent ode mnie – wyjaśnił, gdy Judal
uniósł brwi.
- Pudełko z prezerwatywami? – uśmiechnął
się złośliwie, biorąc prezent do ręki.
- Tych dostałeś aż nadto – parsknął,
zakładając ręce na piersi. – Otwórz.
Judal odwiązał wstążkę i otworzył pudełko,
zaglądając do środka. Na wyściółce leżała srebrna bransoletka z kilkucentymetrową
blaszką. Na pewno będzie pasować go tych licznych bransolet i rzemyków, które
już nosił na obu nadgarstkach. Na blaszce był jeszcze grawer. W języku
francuskim. No pewnie. Bo on taki, kurna, geniusz. Jak mógł o tym zapomnieć, w
końcu każdy rzępolił w tym dziwnym języku, oczywiście.
- No serio? – Spojrzał pobłażliwie na
Hakuryuu, jednak ten uśmiechał się wyraźnie rozbawiony, jakby spodziewał się
takiej reakcji.
- Na drugiej stronie.
Judal wyjął bransoletkę, patrząc pod spód.
Jestem
odpowiedzialny, za to, co oswoiłem.
Gapił się na napis, zastanawiając się, co
to niby jest i co to ma znaczyć… A po chwili spojrzał na chłopaka, unosząc
ironicznie brew.
- Co ja jakiś zwierz, żeby mnie oswajać? –
zakpił, patrząc z pobłażaniem na Hakuryuu. – Chomik twój czy co?
- Może być i chomik. – Hakuryuu znowu się
zaśmiał tak… tak jakoś, że aż Judalowi zrobiło się dziwnie. – Ale mój. –
Przyciągnął go do siebie, obejmując w pasie i przyciskając do siebie. Judal też
objął go z wahaniem za szyję, dziwnie zdezorientowany tą chwilą, tym ciepłem,
zapachem Hakuryuu, alkoholem szumiącym w głowie. Czuł się trochę tak, jakby nie
do końca ogarniał co się dzieje, lecz ta nagła bliskość, intymność o dziwo nie
była mu nie miła. Zwykle nie robili takich rzeczy, Judal sobie z tego pokpiwał,
nawet, jeżeli mu to nie przeszkadzało, a Hakuryuu do specjalnie wylewnych nie
należał, więc…. Zerknął na bransoletkę, którą dalej trzymał w dłoni, przytulony
policzkiem do włosów Hakuryuu i gapił się na napis, który z jakiś powodów
Hakuryuu tam umieścił. Im dłużej na niego patrzył, tym bardziej docierało do
niego to, co Hakuryuu mógł mieć na myśli. Nie byli dobrzy w wyznania. Ani on,
ani Haku nie mówili zbyt wiele o swoich uczuciach, ale to, choć brzmiało
nietypowo, to… było ważne. Judal zapierał się przed takimi rzeczami, odwracał
kota ogonem, ignorował, ale z jakiś powodów coś dziwnego przewróciło mu się w
żołądku. Nagle stał się przeraźliwie świadomy tego, jak mocno obejmują go
ramiona Hakuryuu, że czuje nie tylko jego ciepło, ale mocne bicie jego serca i
że nie może… nie potrafi powiedzieć nic uszczypliwego, że nie chce tego, że…
Hakuryuu jest… że…
Dlaczego? Dlaczego ten Hakuryuu wiecznie
musiał robić mu takie rzeczy, tak się zachowywać, tak mu robić… w środku…
dziwnie? Tak beznadziejnie miękko i tkliwie i budził w nim rzeczy, o które
Judal nawet się nie podejrzewał.
Odsunął się nieco przycisnął wargi do jego
ust. Hakuryuu oddał ten dziwnie spokojny i miękki pocałunek, rozchylając
przyzwalająco wargi. Judal objął go ciaśniej, pomrukując, gdy Haku przyciągnął
go jeszcze bliżej, gładząc po plecach. Ten zmysłowy, słodki pocałunek był
zupełnie inny od tego, co zazwyczaj robili i Judal z przerażeniem odkrył, że
wszystko mu drży od środka, jak jakiejś głupiej pannie. Ale tylko Hakuryuu,
tylko on potrafił robić z nim takie rzeczy, tylko od potrafił go tak całować,
że Judal zapominał nawet o pożądaniu, o całym świecie i liczyły się tylko te cudowne
wargi i delikatne pieszczoty.
Odsunęli się od siebie i Hakuryuu oparł się
czołem o jego czoło. Judal nie chciał otwierać oczu, miał wrażenie, że prócz
tego, że płonie całe jego ciało, płonie mu też twarz, co uznał za zdecydowanie
zbyt ciotowate, by móc teraz spojrzeć Haku w oczy. Jednak ten chyba tego nie
oczekiwał, po prostu dotykając go delikatnie i pocierając nosem o jego
policzek. Szlag, nie cierpiał jak mu tak robił, gdy wprawiał go w to okropne
drżenie.
- Tooo… - odezwał się lekko ochrypłym
głosem. – Kiedy wypróbujemy twoje nowe łóżko? – Uchylił jedną powiekę, zerkając
na Haku.
- Za kilka dni. – Haku uśmiechnął się
szeroko, wsuwając mu dłonie w tylne kieszenie spodni. Oooch, och, to mu się
podobało, Hakuryuu w końcu robił coś z sensem. – Do tego czasu możemy męczyć
twoje. – Ugryzł go delikatnie w wargę.
- Możemy męczyć moje, popieram –
odpowiedział, oddając ugryzienie, ciągnąc go za kosmyki włosów. Aż sapnął, gdy
Haku obrócił go gwałtownie i posadził jednym ruchem na parapecie.
- Albo właściwie łóżko nam nie potrzebne –
stwierdził, a jego oczy zabłysły takim seksownym blaskiem, że Judal aż
zamruczał w myślach, uśmiechając się szeroko. – Wszystkiego najlepszego –
pożyczył, przyciągając go do namiętnego pocałunku.
No! I to były porządne życzenia!
_________________
Cytat,
a właściwie parafraza, pochodzi z Małego Księcia.