sobota, 12 maja 2012

3. Biała chusta


- Nie zgadzam się! – wrzasnęła. – Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! – Tupnęła nogą, opadając na fotel i założyła ręce na piersi w bardzo buntowniczym geście.
- Sakura, nie zachowuj się jak dziecko – mruknęła zniecierpliwiona Hokage, składając zamaszysty podpis pod jakimiś dokumentami.
- Ja się zachowuje jak dziecko? Ja? – zapiała. – Nie ma mowy, na mnie nie licz!
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, że to nie była prośba? – Zerknęła na uczennicę znad kartek. – To jest oficjalna misja.
Sakura zacisnęła z całych sił szczęki, mrużąc oczy.
- Czemu akurat ja? – wysyczała, wciągając ze świstem powietrze.
- Bo nadajesz się do tego idealnie – mruknęła, wracając do dokumentów.
- Masz pod sobą wielu świetnie wykwalifikowanych lekarzy, czemu to musiałam być akurat ja?!
- Bo jesteś najlepsza – wyjaśniła, przebiegając wzrokiem po zamówieniu zaopatrzeniowców broni, po czym złożyła pod nim swój podpis.
- Ale do tego nie jest ci potrzebny nikt taki! – zaoponowała.
- Sakura – zaczęła cierpliwie, odkładając długopis. – Wyjaśnijmy sobie coś. Jesteś moją najlepszą medic-ninja, ja jestem twoją przełożoną, jeżeli coś ci każę zrobić, ty to robisz.
- Ale…
- Nie przerywaj mi – powiedziała ostro, unosząc dłoń, a dziewczyna zacisnęła zęby. – Nie mam obowiązku tłumaczyć ci się ze swoich decyzji, jednak słuchaj uważnie. Nie zamierzam ryzykować życiem mojego personelu.
- A moim możesz, tak? – syknęła.
- Po pierwsze, nie przerywaj mi. Teraz ja mówię. Po drugie, znasz go, a jeżeli nie pozwoli ci się dotknąć, to go po prostu śmigniesz przez łeb, bez obawy, że odgryzie ci rękę. Z innymi nie mam takiej gwarancję. Ponad to, na nic mi lekarz, który boi się swojego pacjenta. Uważam, że to wystarczające wyjaśnienie z mojej strony, a teraz, jeżeli pozwolisz, mam wiele zajęć i z tego, co wiem, ty również, zatem żegnam cię.
Haruno bez słowa podniosła się z fotela i wymaszerowała z pokoju, trzaskając głośno drzwiami.
- Niewychowane szczeniaki – westchnęła kobieta, wracając do dokumentów.

~*~

Słysząc szczęk zamka, otworzył oczy. Jego brwi pojechały do góry, gdy przez pomieszczenie przemaszerowała Sakura w białym kitlu, kładąc z rozmachem neseser na niewielkim stoliku.
- Rozbieraj się – powiedziała rozkazującym tonem, nie patrząc nawet na niego, otwierając neseser.
- Słucham? – spytał, podnosząc się do siadu.
- Czy ja mówię niewyraźnie? – Popatrzyła na niego wściekłym spojrzeniem. – Rozbieraj się, Uchiha.
- Chyba sobie żartujesz – prychnął. – Nie zamierzam paradować przed tobą bez ubrania.
- Ta szmata i tak niewiele zakrywa. Rozbieraj się, jestem twoim lekarzem, nie zamierzam cię napastować – warknęła, spinając włosy w kucyk.
- To coś nowego – zaszydził, wstając i ściągając koszulę, którą odrzucił na pryczę.
- Życie potrafi zaskakiwać, prawda? – sarknęła, podchodząc do niego. – A teraz wytłumacz mi, co to jest? – Wskazała palcem na zabrudzony opatrunek opasujący go w pasie.
- Nic takiego – burknął, zakładając ręce na piersi, patrząc gdzieś w ścianę.
- Oczywiście – warknęła, biorąc z nesesera nożyczki, po czym przecięła bandaż, odwiązując go.
- Na trzy – poinformowała, dotykając delikatnie skóry wokół rany, do której przykleił się opatrunek.
- Słucham? – spytał zdumiony.
- Oderwę ci to.
- Poczekaj…
- Raz – i szarpnęła za bandaż, a Uchiha, wydał z siebie zduszony okrzyk, nieprzygotowany na tak gwałtowne działania względem swojej osoby.
- Myślałby kto, że taki delikatny – mruknęła pod nosem, wyciągając maść i świeży opatrunek.
- Nie przygotowałem się – warknął, lecz dziewczyna go nie słuchała, a po chwili stanął z nią oko w oko, jakkolwiek paradoksalnie to brzmi, gdyż była od niego niższa i to o co najmniej głowę i musiała zadziewać swoją, żeby spojrzeć mu w twarz. Szeroki uśmieszek wypłynął na jego usta po tej dość dziwnej konkluzji.
- Wyjaśnij mi coś. Czy ty tu trafiłeś tak jak stałeś? – Zmrużyła oczy.
- Nie, pozwoli mi wpaść na chwilę do domu po rzeczy – zironizował, patrząc na nią z drwiną.
- Ty tu nie masz żadnych rzeczy – prychnęła. – Nie, nie, ja w takich warunkach pracować nie zamierzam – wywarczała pod nosem, pocierając brudną i krwawiącą ranę silnie pachnąca maścią, po czym zalepiła ją nowym opatrunkiem. Następnie wrzuciła wszystko do nesesera, zamykając go z trzaskiem. – Czekaj tu i nigdzie się nie ruszaj – rzuciła do niego, wymaszerowując z pomieszczenia.
- Jakbym mógł się gdzieś ruszyć – burknął, siadając na pryczy. Co za baba…

~*~

- A teraz jeszcze raz i powoli – odezwał się, odprowadzając wzrokiem wychodzących mężczyzn.
- Draniuuu… - jęknął Uzumaki, siadając na pryczy po drugiej stronie. – Już ci tłumaczyłem.
- Jeżeli myślisz, że z twojego bełkotu da się coś zrozumieć, to się grubo mylisz. – Uśmiechnął się ironicznie.
- Trzepnę ci – obiecał chłopak. – Dobrze wiesz, że nie możesz stąd wychodzić, za bardzo się boją, że zwiejesz. – Wywrócił oczami. – Więc skoro nie mogłeś przyjść do kąpieli, to kąpiel przyszła do ciebie. – Wyszczerzył się, wskazując na balię z gorącą wodą, stojącą na środku pomieszczenia.
Sasuke zacisnął usta, marszcząc brwi.
- Sakurka to załatwiła – wyjaśnił, grzebiąc w dużej torbie, którą przytachał ze sobą. – Powiedziała, że z brudasami nie będzie pracować.
- Wielkie dzięki – prychnął.
- I mają ci umożliwić umycie się i zapewnić wszystkie potrzebne środki higieniczne – kontynuował. – Oczywiście ani w głowie im to było, wszyscy za bardzo się ciebie boją. Interweniowała u Hokage, a ona się zgodziła. No i trzeba było znaleźć kogoś, kto cię będzie pilnował, więc jestem. – Wyszczerzył się, rozkładając ręce.
- Potrafię się sam umyć – warknął z drugiej strony dochodząc do wniosku, że Naruto musi być naprawdę silny, skoro to właśnie jego do tego wyznaczono…
- Ani mi w głowie dotykanie ciebie, parszywy draniu – prychnął oburzony chłopak. – Mam cię pilnować, żebyś się nie utopił albo co - wytłumaczył, na co Sasuke warknął tylko wściekle pod nosem. – Więc przestań się boczyć i ściągaj te ciuchy, mam dla ciebie nowe. – Rzucił w jego stronę paczkę z ubraniami, którą Uchiha zgrabnie przechwycił. – A tu masz wszystko do mycia. – Postawił przyniesione rzeczy na krześle.
- I będziesz tu siedział, tak? – Zmrużył powieki, ściągając koszulę i spodnie.
- Nie będę podglądać. – Wywrócił oczami, odwracając się tyłem do chłopaka.
Sasuke nie skomentował tego w żaden sposób, tylko pozbywając się ostatnich części garderoby, wszedł do wody. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale użyło mu, że nie musiał tutaj siedzieć, śmierdząc z dnia na dzień coraz bardziej. Nie przewidział takiego rozwoju zdarzeń – za co cały czas pluł sobie w brodę – i nie zatrzymywał się nigdzie po drodze, dlatego teraz z nikłym uśmiechem zanurzył się w czystej i ciepłej wodzie, spłukując z siebie cały brud ostatnich dni i wszelkie ślady po walce.
- Tylko się pospiesz, draniu, nie zamierzam siedzieć tu cały dzień, pilnując, czy nie zachciewa ci się robić za nurka – parsknął śmiechem Uzumaki, zerkając przez ramię na kolegę, który mył głowę i właśnie zanurzył się cały pod wodę, spłukując pianę.
- No tak – prychnął, wynurzając się i otrzepując głowę. – Dziewczyna czeka. – Uśmiechnął się ironicznie do Naruto, ścierając wodę z twarzy.
- Uchiha, ja cię naprawdę trzepnę w ten pusty łeb – warknął.
- Oczywiście – parsknął, krzywią się lekko, gdy przemywał ranę na boku, która zaczynała ropieć. Świetnie, jak ta wiedźma to zobaczy, to mu oczy wydrapie. – Nawiasem mówiąc, zastanawiam się, co ta dziewczyna zrobiła, że w końcu przejrzałeś na oczy. – Uniósł kpiąco brew, uśmiechając się złośliwie do Naruto.
- Myj te blade poślady, dobrze ci radzę – warknął. – Nie będę się bił z gołym facetem – prychnął, na co tylko Sasuke ochlapał go wodą, szczotkując zęby.
- Drań – burknął Uzumaki, ocierając twarz i odwracając się do ściany.
- Jesteśmy zaręczeni – powiedział po chwili Naruto, spoglądając na Sasuke. – Dobrze, że wróciłeś, będziesz moim świadkiem. – Wyszczerzył się.
- Marz sobie dalej. – Uśmiechnął się ironicznie.
- Hinata zastanawia się, kogo sobie wybrać – kontynuował, jakby go nie usłyszał. – Właściwie panną została jeszcze tylko Sakurka i Ino. Jest z Kibą. Znaczy Ino. Nie wiem, jak oni ze sobą wytrzymują. – Wywrócił oczami. – Nie ma tygodnia, żeby jego rzeczy nie lądowały za oknem, a jak się ona drze… – Skrzywił się.
- Nadali się, zaborcza wiedźma i pchlarz, idealna para – sarknął Sasuke. – A teraz odwróć się, młotku, zanim umrzesz z zazdrości. – Uśmiechnął się wrednie.
- Ja cię naprawdę trzepnę! – warknął Uzumaki, odwracając się w kierunku ściany, pozwalając Sasuke w spokoju się wytrzeć i ubrać.
- Przyniosłem ci moje rzeczy, ale powinny być dobre – wyjaśnił chłopak, a Uchiha kiwnął tylko głową, zapinając spodnie. Syknął cicho, gdy na powrót zaklejał ranę na boku, która znowu zaczęła krwawić.
- Od razu wyglądasz jak człowiek. – Wyszczerzył się Uzumaki, obserwując jak Sasuke ubiera czarną koszulkę. – A, byłbym zapomniał! – Pogrzebał przez chwilę w torbie, po czym rzucił z Sasuke kilkoma pomarańczami. – Masz to zjeść – wytłumaczył, gdy Uchiha uniósł pytająco brwi. – Sakurka tak kazała. Witaminy i podobno ma zapobiec chwianiu się zębów. Nie śmiej się, pracowała tu przez jakiś czas z więźniami, już dawno chciała przeforsować zmiany. Ale nikt się specjalnie nie interesuje skazańcami i potem robi się z nimi co się robi – mruknął z dziwną miną. – No i nie każdy lekarz chce z nimi pracować. Sakurka robiła to przez jakiś czas, ale ma tyle zajęć, że nie wyrabiała się, a musi kiedyś spać – westchnął, opierając się o ścianę, obserwując jak Sasuke spokojnie obiera pomarańczę. – Masz jeszcze koc, Sakurka powiedziała, że od tych ścian można nabawić się reumatyzmu. A Tsunade chciała, żebyś był w dobrej formie, nie możesz tu czegoś złapać. Gdy stąd wyjdziesz, przydasz się lepiej w oddziałach, nie w szpitalu.
- Jeżeli stąd wyjdę – mruknął, wkładając kawałek owocu do ust.

~*~

- Rozbierz się – nakazała, otwierając neseser.
Sasuke zacisnął zęby, ale wstał i bez słowa ściągnął bluzkę, odkładając ją na pryczę. Dziewczyna rzeczywiście musiała mocno interweniować u Hokage. Rano przyszedł strażnik z miską wody, żeby się obmył i ze śniadaniem.
- Zjadłeś to, co ci przyniósł wczoraj Naruto? – spytała.
- Tak – odpowiedział, obserwując jak do niego podchodzi.
- Usiądź. – Wskazała na pryczę, a on posłuchał, marszcząc czoło.
- Chorowałeś na coś ostatnio? – zapytała, dotykając go fachowo wokół uszu, wzdłuż szczęki i w okolicach gardła.
- Nie – mruknął.
- To dobrze. – Wyciągnęła z kieszeni latarkę. – Otwórz usta. Nie bolą cię dziąsła?
- Nie – powtórzył, a dziewczyna poświeciła mu latarką w oczy.
- A teraz je zamknij i dotknij palcem prawej ręki nosa – poleciła.
- Żartujesz sobie ze mnie? – warknął.
- Tutaj ja zadaje pytania. A ty wykonujesz moje polecenia bez gadania. Ale nie, nie żartuje. Zamykasz oczy i dotykasz palcem nosa – powiedziała dobitnie, patrząc na niego groźnie.
Sasuke, zaciskając ze złości szczękę, zrobił co kazała.
- Teraz lewą ręką… Dobrze… Zamknij jeszcze oczy. – Przyłożyła dłoń do jego twarzy, a pod powiekami rozbłysła mu zielona chakra. Przez chwilę w skupieniu go badała. – Są trochę przemęczone – stwierdziła w końcu. – Ale to nie powinno być nic groźnego.
- Itachi chorował - wyrwało mu się, zanim zdążył się ugryźć w język, a Haruno spojrzała na niego uważnie.
- Mów dalej. – Ponagliła ręką.
- Nie wiem na co, coś go trawiło od środka, ale tracił też wzrok. – Spojrzał na nią, a dziewczyna kiwnęła głową, mrucząc:
- Zamknij oczy.
Tym razem bardzo wolno i szczegółowo badała jego oczy, odtykając delikatnie gałek ocznych i oczodołów.
- Być może nadużywał sharingana – powiedziała po chwili, nie przerywając badania. – Klany strzegą swoich tajemnic i mało wiadomo o kekkei genkai waszym i Hyuugów, mogę się tylko domyślać.
- Przy mangekyou oczy krwawią – dodał.
- Trudno mi to wyjaśnić, jak wspomniałam, klany strzegą swoich tajemnic. Wydaje mi się, że nie powinieneś używać tej techniki cały czas, tylko w razie konieczność, żeby nie przemęczać wzroku. Siatkówka i soczewki są w porządku, źrenice dobrze reaguję, ale będziemy je kontrolować, póki co i tak nie możesz użyć żadnej techniki, więc oczy się zregenerują – poinformowała, podchodząc do swojego neseseru.
- Zastrzyk? – spytał z chłodną rezerwą, patrząc na strzykawkę w jej dłoniach. – Na co to?
- No nie mów, że się boisz igły. – Uniosła ironicznie brew.
- Oczywiście, że nie – prychnął.
- Wspaniale. To na tężec – wyjaśniła. – Sam dobrze wiesz, jak wyglądały twoje rany, dlatego nie ruszaj się teraz. – Odkaziła miejsce na ramieniu, po czym delikatnie wbiła igłę. – Lepiej dmuchać na zimne – mruknęła, zaklejając małą rankę.
- A teraz oddychaj głęboko – nakazała, zakładając stetoskop i dotykając jego piersi chłodnym metalem słuchawki. Po kilku minutach ściągnęła stetoskop, a w jej dłoni pojawił się znowu zielona chakra. – Wstań – poleciła, również się podnosząc i z uwagą badała okolice jego serca, wątroby i nerek. – Serce w porządku… Nie miałeś żadnych problemów żołądkowych? Z oddawaniem moczu?
- Nie – warknął.
- Żołądek w porządku… Wątroba trochę opuchnięta, nerki też, ale to nic groźnego, pewnie po walce… Ale masz złamane dwa żebra, czemu nic nie powiedziałeś? – Spojrzała na niego ostro. – Już zaczęły się zrastać i do tego źle.
Uchiha wzruszył tylko ramionami, nie patrząc na nią.
- Faceci – mruknęła. – Muszę je złamać, to będzie dość nieprzyjemne. – Przyłożyła dłoń do żeber i zwiększyła natężenie chakry, marszcząc brwi.
Sasuke skrzywił się, gdy poczuł krótkie chrupnięcie.
- Nie będę ich spajać samą chakrą, trochę im tylko pomogę, dużo lepiej, gdy zrastają się w taki sposób, są mocniejsze, nie łamią się tak szybko w tym samym miejscu. Będę cię musiała tylko zacisnąć. Ale to za chwilę, najpierw to paskudztwo na boku, nie ruszaj się gwałtownie – poleciła, wyciągając z torby mały nożyk, opatrunki, białe pudełeczko i kolejną strzykawkę. - Trzymaj to… Znieczulę cię, muszę to rozciąć, żeby wypłynęła ropa. – Zanim zdążył zareagować, wbiła mu igłę niedaleko rany. – No nie wzdrygaj się tak – mruknęła, ocierając wacikiem miejsce ukłucia.
- To uprzedzaj – warknął.
- Daj mi teraz nożyk i opatrunek – mruknęła, dotykając zaczerwienionej skóry. Ściągnęła nakładkę z ostrza i wykonała jedno płytkie i precyzyjne cięcie, z którego wypłynęła ropa z krwią, które szybko wytarła. Następnie bez słowa wyjęła mu z rąk białe pudełeczko i posmarowała całość ostro pachnącą, zielonkawą maścią i fachowo zakleiła. Podeszła do stolika, odkładając narzędzia i wyciągnęła bandaż. – Nie dotykaj. – Uderzyła go po dłoniach, gdy chciał dotknąć opatrunku. Rzucił jej tylko nieprzyjemne spojrzenie, bez słowa pozwalając się obwiązać bandażem.
- Dobrze. – Wytarła dłonie w chusteczkę odkażającą. – Możesz usiąść. I powiedz mi, czy stosowano na tobie jakieś zabiegi?
Uchiha zmarszczył brwi.
- Testowano coś na tobie? – wyjaśniła.
- Nie - burknął.
- Jakieś hormony, substancje chemiczne? Jakieś przyspieszacze?
- Odżywki i suplementy – odpowiedział, zerkając na nią.
- Sterydy? – zmarszczyła brwi.
- Też. – Kiwnął głową.
- Czy to były jakieś mieszanki, wiesz może? – przygryzła wargę.
- W większości naturalne, nie znam się na tym – mruknął.
- Dobrze…Wyciągnij ręce – poleciła, a w jej dłoniach zajaśniała zielona chakra. Wolno i w skupieniu przesuwała dłońmi wzdłuż jego rąk, lecząc co mniejsze ranki. Dotykała także i naciskała barki, mięśnia, zginała palce… - Nie zrobili ci krzywdy – mruknęła w końcu. -  Mięśnia nie są napuchnięte, dobrze rozwinięte… Nie spękały żadne naczynia.
- Byłem najlepszym nabytkiem, nie mogli mi zrobić krzywdy – prychnął krótko, uśmiechając się krzywo. Dziewczyna kiwnęła głowa, marszcząc czoło.
- Ale masz nadpalone meridiany – warknęła, rzucając mu ostre spojrzenie. – Coś ty robił? Nie ważne… Ściągaj spodnie.
- Słucham? – spytał głupio, unosząc brwi. – Żartujesz sobie?
- Nie żartuje. Ściągaj, muszę skontrolować w takim razie meridiany na całym ciele, bo te w rękach są tragiczne. Nie miałeś problemów z koncentracją chakry? – spytała, unosząc brew, a milczenie chłopaka tylko utwierdziło ją w przypuszczeniach.
Uchiha mierzył ją przez chwilę naburmuszonym spojrzeniem, po czym warcząc pod nosem, ściągnął spodnie. Haruno bez słowa przykucnęła, wolno sunąc dłońmi wzdłuż jego nóg.
- Tu jest wszystko dobrze – odezwała się po chwili. – Masz tylko przeciążone stawy, ale to raczej normalne po walkach, odpoczniesz i wszystko będzie w porządku. – Wstała, a Sasuke założył spodnie, nie patrząc nawet na nią.
- Wyciągnij jeszcze dłonie, masz okropne odciski i odparzenia.
Naprawdę zaczynało go to wszystko drażnić, nie przywykł, by ktoś wydawał mu polecenia. Marszczył coraz bardziej czoło, gdy Sakura smarowała mu dłonie.
- Możemy już skończyć? – warknął nieprzyjemnie, oglądając wysmarowane ręce.
- Nie dotykaj przez jakiś czas niczego – poleciła. – Pobiorę ci jeszcze krew do badania i kończymy. Też mam cię już dość – prychnęła, zakładając mu zaciskacz na przedramieniu, szukając żyły. – Będziesz się mógł nudzić w spokoju – mruknęła, pobierając krew. – Zaciśnij mocno…. – Zgięła jego rękę po chwili. – Jutro przyniosę coś na te twoje meridiany, powinny się zregenerować – dodała, chowając do nesesera wszystkie swoje rzeczy. – I zjedz to. – Położyła na stolika kilka owoców, a Sasuke kiwnął tylko głową. Mogłaby już iść, jego poziom cierpliwości i tolerancji na dziś, właśnie niebezpiecznie chwiał się na granicy…
- Do widzenia – powiedziała jeszcze na odchodnym i wyszła z trzaskiem drzwi.
Prychnął pod nosem rozdrażniony, kładąc się na pryczy.

2. Biała chusta


Słysząc szczek zamka, nawet nie otworzył oczu. Nie miał ochoty oglądać strażnika, który pewnie znowu przyszedł skontrolować, czy w jakiś cudowny i fantastyczny sposób nie uciekł, robiąc przejście chyba głową albo krzesłem w grubych murach lub czy samemu sobie czegoś nie zrobił. Męczyły go już te wszystkie spojrzenia i burkliwie pytania „w porządku?”. Jeszcze jedna taka sytuacja, a naprawdę będzie zmuszony użyć krzesła, a celu na pewno do tego nieprzeznaczonym. I oni naprawdę myślą, że jest aż takim idiotą, żeby sobie odbierać życie? Jeszcze czego, nie jest jakimś pierdzielonym samurajem od siedmiu boleści, swój honor miał, a on zdecydowanie nakazywał mu ciągnięcie tej parszywej egzystencji. Tak szybko się go nie pozbędą, w żadnym razie. Jeszcze tego brakuje, by członek klanu Uchiha popełnił malowniczo samobójstwo, doprawdy, już dość niechlubnych plam na jego nazwisku.
Nie zaszczycił przybysza żadnym spojrzeniem i bynajmniej nie zamierzał tego zmieniać.
- W porządku, a teraz spieprzaj – warknął nieprzyjemnie.
- Nic się nie zmieniłeś, ty wstrętny draniu.
Słysząc znajome nuty w głosie przybysza, oczy Sasuke otworzyły się gwałtownie, a jego ciało samo poderwało się do siadu. Dzięki oknom pod sufitem, pomieszczenie było wcale nie najgorzej oświetlone, dlatego Uchiha wyraźnie dostrzegł postać kolegi z drużyny, który szczerzył się do niego.
Sasuke podniósł się całkowicie bezwiednie, przeczesując palcami przydługie włosy, przyglądając się blondynowi z bliżej niesprecyzowaną emocją.
Uśmiech młodzieńca poszerzył się jeszcze bardziej.
- Myślałem, że gdy wrócisz, spotkamy się w dogodniejszych warunkach. – Machnął ręką na otoczenie, bez skrępowania podchodząc do bruneta.
- Ja również… Naruto. – Delikatny, ledwo dostrzegalny, a tak specyficzny dla Sasuke uśmiech, pojawił się na jego ustach, a Uzumaki drgnął lekko na dźwięk swojego imienia.
- Na ramen raczej nie pójdziemy, bo jak widzę musisz mieszkać w tym uroczym miejscu z niańkami za drzwiami – zaśmiał się cicho z wyraźną radochą, a Sasuke naprawdę miał ochotę w tamtej chwili śmignąć go w łeb. – Ale wiesz co? – Zmrużył po swojemu oczy, uśmiechając się szeroko. – Witaj z powrotem, Sasuke…
Uchiha naprawdę nie wiedział, jak to się stało, kto pierwszy wykonał ruch. Gdy potem o tym myślał, naprawdę chciał wierzyć, że to wszystko wina tego przeklętego Uzumakiego, bo już chwilę po słowach chłopaka i patrzenia na siebie, dotknęli swoich ramion i uścisnęli się przyjaźnie… Jak starzy znajomi, których nic, nigdy nie podzieliło, którzy naprawdę byli kiedyś przyjaciółmi i nie robili nic, by dowieść, że jest zupełnie inaczej.
- A teraz oficjalnie powinienem ci dać w pysk, wiesz? – stwierdził Uzumaki, kiwając gorliwie głową. – Jak zawsze musisz robić mi na złość, ty draniu.
Uchiha uniósł tylko ironicznie brew. Co ten głupi młotek pieprzy?
- To ja miałem cię sprowadzić do wioski, dupku, nie miałeś prawa się tu pojawiać wcześniej! Pozbawiłeś mnie całej glorii chwały! – zawołał z przejęciem, a Uchiha naprawdę nie mógł powstrzymać zduszonego chichotu, który starał się jak mógł ukryć. Jednak Naruto znał go za dobrze, jego oczy migotały radośnie.
Tak, wrócił do domu.

~*~

Przewróciła się na bok, słysząc pukanie w szybę okna. Niech spieprzają z jej krainy snów, nie ma tam wstępu dla żadnych wezwań, żadnych misji, żadnych zamaskowanych ninja. Ona śpi! Jest zmęczona, ona pracuje, nie ma siły ani czasu, żeby słuchać zbędnego marudzenia. Coś jej się chyba należy, prawda? Mało, że haruje całymi dniami, a we własnym domu jest gościem? Trochę prywatności, na bogów, chociaż we własnej sypialni.
Warknęła wściekle, naciągając na głowę poduszkę, gdy stukanie do szyby powtórzyło się, jeszcze bardziej natarczywie, niż wcześniej. Przeklęci posłańcy z ich przeklętymi wiadomościami. Kupi wiatrówkę, zdecydowanie.
Gdy tym razem rozległo się wręcz walenie w okno, podniosła się z łóżka, klnąc na czym świat stoi i założyła szlafrok. Zabije, po prostu zabije bez jednego mrugnięcia okiem. Podeszła do okna i szarpnęła za nie z całej siły, omal nie wyrywając go z zawiasami.
- Czego? – warknęła do stojącego na parapecie ninja, który zachwiał się niebezpiecznie, albo zaskoczony tak szybką reakcją, albo agresją w jej głosie.
- H-Hokage-sama cię wzywa – wystękał nieszczęsny posłaniec.
- Śpię – warknęła, zamykając okno, lecz ninja-samobójca uniemożliwił jej to.
- Czy ja mówię niewyraźnie? – spytała z lodowatą uprzejmością.
Ninja przełknął ślinę.
- To bardzo pilne. Hokage-sama ma ważne wieści – powiedział szybko, zanim dziewczyna bardziej się zdenerwuje i śmignie mu oknem prosto w twarz.
Haruno zawarczała pod nosem, modląc się o cierpliwość. Zabije kiedyś tę kobietę, po prostu zabije.
- Powiedz tej wiedźmie, że przyjdę – warknęła do posłańca. – Jak się wyśpię.
- Ale… - Mężczyzna nie zdążył zaprotestować, bo dziewczyna z hukiem zatrzasnęła okno, a jemu aż zadzwoniło w uszach.
Sakura zasyczała z bezsilnej złości, rozglądając się po sypialni. Przeklęta Tsunade, teraz już nie ma sensu kłaść się spać, trzeba się ubrać i iść do tej wiedźmy. Pięknie, nie ma nawet ósmej, no bomba po prostu.
Skierowała się do łazienki, zastanawiając się intensywnie, czym zgrzeszyła, aby być traktowana w tak bezuczuciowy i sadystyczny sposób.
Jeżeli to kolejna bezsensowna misja, albo kolejny dyżur w szpitalu, to wyłupie jej oczy tępym skalpelem i nie pozwoli za nic, by Shizune jej przeszkodziła, zemści się w końcu za te lata katorg.
- Uprzedzam, jeżeli to kolejna twoja fanaberia, to nie mam mowy! – zawołała, gdy tylko otworzyła drzwi. - Nie zgadzam się i już. Ja chcę kiedyś spać, kobieto!
- Dzień dobry, moja droga – przywitała się z przekąsem Piąta Hokage. – Miło cię widzieć.
- Szkoda, że ja nie mogę powiedzieć tego samego – uśmiechnęła się ironicznie, siadając na krześle przed biurkiem Tsunade.
- Kiedy zrobiłaś się taka wyszczekana i bezczelna, co? – Piąta zmrużyła oczy. – I widzę, że coś takiego, jak punktualność, to dla ciebie całkowita nowość, drogie dziecko.
- Jestem młoda, droga pani, a młody organizm, jak sama wiesz, potrzebuje dużo odpoczynku, nie to co stary – uśmiechnęła się złośliwie do kobiety, która posłała jej nieprzyjemne spojrzenie. – Poza tym uczę się od lepszych.
- Zdecydowanie trzeba ci ograniczyć kontakty z Hatake – prychnęła.
- Jak sobie życzysz, Czcigodna – skłoniła się grzecznie, a zarazem w bardzo ironiczny sposób. – Ale możesz mi powiedzieć, z jakiegoż to powodu kazałaś mnie obudzić i przerwać mój zasłużony odpoczynek? Jestem wręcz nieziemsko ciekawa.
- Nie szydź, kochana – sarknęła Tsunade, poważniejąc.
Sakura zmarszczyła delikatnie brwi, obserwując swoją mentorkę.
- Naprawdę coś się stało – mruknęła.
- Zależy jak na to spojrzeć – stwierdziła oględnie kobieta, a brew dziewczyny uniosła się.
- Hokage, bo za chwilę zacznę się bać o twoje zdrowie – zaśmiała się Sakura.
- Bezczelna dziewucha – burknęła kobieta. – Ale bez owijania w bawełnę. – Spoważniała, stykając czubki palców na wysokości twarzy. – Od kilku godzin w naszym areszcie przebywa Uchiha Sasuke.
- Słucham? – spytała głupio Haruno po chwili milczenia.
- Dobrze słyszysz – cmoknęła zniecierpliwiona. – Przyszedł po pozwolenie na zostanie, cóż, ja nie miałam innego wyjścia… Sakura, uspokój się, dziewczyno! – warknęła ostrzegawczo, wyczuwając, jak chakra Haruno zaczyna zwiększać swoje natężenie i pulsować coraz silniej.
- Jestem spokojna – powiedziała lodowato, wstając z krzesła i skierowała się do wyjścia.
- Sakura, wracaj – zażądała Tsunade, podnosząc się z fotela.
- Gdzie on jest? – spytała, odwracając się w kierunku Hokage, mierząc ją zimnym i pełnym złości spojrzeniem.
- Sakura…
- Gdzie, pytam? – warknęła, uderzając otwartą dłonią w ścianę, w której został odcisk jej ręki.
- W areszcie, w głównej twierdzy, Sakura poczekaj! – wrzasnęła wściekle, gdy dziewczyna wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.  - Co za dziewucha – warknęła pod nosem, szukając czegoś do pisania. W gorącej wodzie kąpana, smarkula.

~*~

Szybkim krokiem przemierzała ulice Konohy, które zaczynały wypełniać się ludźmi. Gdy tłum zaczął jej przeszkadzać, zgrabnie wskoczyła na jeden z budynków i przeskakując z jednego na drugi, kierowała się w stronę konoszańskiego więzienia.
Jak on w ogóle śmiał, pieprzony, wstrętny i samolubny dupek. Ostatni kawałek przebiegła, gdyż twierdza oddalona była nieznacznie od głównych budynków, mieszcząc się pod lasem. Miała przyjemność kilkakrotnie odwiedzić to niezbyt przyjazne miejsce.
Zatrzymała się przed bramą, waląc w nią pięścią.
- Otwierać! – krzyknęła.
- Kto idzie? – padło pytanie wartownika zza drzwi.
- Nie twój interes! Otwieraj! – zazgrzytała na zębach. Ona naprawdę kogoś dziś uszkodzi.
- Nie możemy wpuszczać nikogo z zewnątrz bez specjalnego pozwolenia Czcigodnej – wyrecytował stałą formułkę mężczyzna.
Sakura zasyczała z wściekłości.
- Otwieraj! – Uderzyła pięścią w bramę, wyłamując jedną z desek. – Jestem jej uczennicą. – Była przekonana, że Tsunade już kogoś wysłała, zresztą i tak by weszła, czy im się to podoba czy nie. Nie myliła się, po chwili drzwi z głośnym skrzypnięciem zaczęły się otwierać, a ona przecisnęła się przez nie, nie czekając na całkowite otwarcie, potrącając po drodze oszołomionego wartownika i bez słowa skierowała się do budynku. Gdy wbiegła do środka, rozejrzała się uważnie, aż jej palący wzrok padł na dwóch strażników, którzy siedząc przy niewielkim stoliku, grali w karty. Podeszła do nich szybkim krokiem, a mężczyźni spojrzeli na nią wyraźnie zdumieni.
- Uchiha – syknęła, mierząc ich spojrzeniem.
- Słucham? – spytał głupio jeden z nich.
- Gdzie jest Uchiha? – powtórzyła wolno i dobitnie.
- Nie możemy udzielać takich informacji – odezwał się drugi mężczyzna, dość pretensjonalnym tonem. On chyba nie wiedział, do kogo mówi… - Więzień jest pod specjalnym nadzorem, nie można do niego… – Strażnik zająknął się i zbladł, gdy kobieta uderzyła pięścią w stolik, przepoławiając go na pół.
- Gdzie? – spytała z lodowatą uprzejmością.
- Drugie piętro, trzeci korytarz od lewej strony. Stoi tam dwóch ANBU, będziesz wiedziała, które to – odpowiedział, przełykając gwałtownie ślinę.
- Dziękuję – skłoniła lekko głowę, mierząc ich ostatnim chłodnym spojrzeniem i skierowała się do schodów.
            Idioci, prychnęła pod nosem, wspinając się na drugie piętro szybkim truchtem, gdy stanęła przed korytarzami, nie miała nawet zadyszki. Trzeci, tak? Zatem trafiła.
Szybkim i stanowczym krokiem podeszła do drzwi w połowie korytarza, gdzie stało dwóch zamaskowanych ninja.
- Z drogi – warknęła tylko, gdy chcieli ją zatrzymać. Dygocząc z kumulującej się w niej złości, weszła do pomieszczenia.

~*~

Gdy zamek celi zazgrzytał głośno, Sasuke poniósł się z miejsca, marszcząc czoło i zerkając na równie zdziwionego Naruto. Drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem i nim zdążył się przyjrzeć przybyszowi… dostał w pysk. I to tak, że aż mu zadzwoniło w uszach.
- Za co, do cholery? – warknął, masując szczękę i ocierając rozbitą wargę.
- Ty się jeszcze pytasz za co? – zasyczał ktoś, szybkim ruchem wyciągając rękę jak szermierz i przystawił mu do gardła dwa palce, z których błysnęła zielona chakra. Wiedział, że jeden ruch i patrząca na niego z wściekłością dziewczyna przebije mu gardło na wylot.
- Sakura… - stwierdził zdumiony po chwili.
- Miło, że pamiętasz – syknęła, a on poczuł ciepło chakry muskające jego gardło.
- Sakurka, hahaha, co ty tu robisz? – zaśmiał się nerwowo Uzumaki, przeczesując w zdenerwowaniu włosy na karku.
- Ty dupku – wywarczała do Uchihy, mrużąc oczy. – Ty podły, egoistyczny dupku! – Cofnął się nieznacznie, czując nacisk palców na skórze.
- Sakura, nie rób głupot – zawołał wyraźnie spanikowany Naruto.
- Chcesz mnie zabić? – Sasuke uśmiechnął się delikatnie i bardzo ironicznie, spoglądając na nią z góry z nieodgadnionym wzrokiem. – Ustaw się najpierw w kolejce.
- Ty… - warknęła. – Ty pieprzony mścicielu od siedmiu boleści, ty pierdzielony dupku… Zatęskniło się? Nie miałeś dokąd pójść? – Dziewczyna nie podniosła głosu, ale jej słowa były dużo bardziej dosadne niż gdyby wrzeszczała i cięły powietrze z precyzją snajpera. – I pomyślałeś sobie, że można zawsze wrócić na stare śmieci, tak? – Zazgrzytała na zębach, widząc tę wystudiowaną obojętność na jego twarzy, której tak nienawidziła.
- Sakura, poczekaj, no nie wygłupiaj się! – zaśmiał się nerwowo Uzumaki, łapiąc ją za dłoń. Dziewczyna spojrzała na przyjaciela, przyglądając mu się przez chwilę. Zielona chakra zamigotała i znikła, a Naruto wyraźnie odetchnął z ulgą. Sakura zamachnęła się wolną lewą ręką. Tylko szybki i wypracowany refleks uchronił Sasuke przed kolejnym bliskim spotkaniem z jej pięścią.
- Drugi raz mnie nie zaskoczysz – prychnął, mierząc ją kpiącym spojrzeniem.
Spojrzała na niego nienawistnie, wyrywając rękę z jego uścisku.
Uzumaki, widząc, że Sakura chwilowo skapitulowała, pchnął ja w kierunku wyjścia.
- Przyjdę później – mruknął szybko w kierunku Uchiha i już po chwili ich nie było.
Sasuke zmrużył oczy, patrząc na zatrzaskiwane z głośnych szczęknięciem drzwi, po czym z cichym, niekontrolowanym westchnięciem opadł na posłanie.

~*~

- Sakurka, no poczekaj chwilę! – zawołał za oddalającą się szybkim tempem przyjaciółką.
- No kuźwa mać – zaklęła, kopiąc z rozmachem leżący na jej drodze kamyk, który z trzaskiem wbił się w najbliższe drzewo.
- Sakura…
- Co? No co, Sakura? – wrzasnęła, tupiąc nogą.
- Nie bądź taka….
- Jaka, do cholery? – syknęła. – Przychodzi sobie tutaj, jakby nigdy nic i co? I myśli, że, ot tak, wszystko będzie dobrze? – Pstryknęła palcami, rzucając przyjacielowi wściekłe spojrzenie.
- Proszę cię. On wiele przeszedł…
- No tak, cały ty – zaśmiała się gorzko. – Obrońca uciśnionych, cholera.
- Sakurka, przestań – odezwał się łagodnie.
- To przestań go bronić!
- Jest naszym przyjacielem…
- Twoim! – przerwała mu gwałtownie. – Twoim, Naruto. – Odwróciła się do niego tyłem i szybkim kokiem ruszyła przed siebie.
- Nie wygłupiaj się. – Uzumaki uśmiechnął się delikatnie, łapiąc ją z tyłu za bluzkę.
Haruno westchnęła rozdrażniona.
- Naruto, moja noga więcej tam nie postanie. Przekazałam mu, co miałam do przekazania, nic ponad to – powiedziała cierpliwie, modląc się o spokój.
- Sakurka, proszę cię… Nie musisz nic wielkiego robić, po prostu… traktuj go normalnie. Zrób to dla mnie. – Uśmiechał się tak łagodnie, spokojnie i prosząco zarazem, że nie potrafiła mu odmówić. Zaciskając wargi, kiwnęła głową.

~*~

- Czyli jest wściekła?
- Oj tam, zaraz wściekła – zaśmiał się Uzumaki. – Może trochę zdenerwowana…
Hinata spojrzała na niego sugestywnie, unosząc brew.
- No dobrze, jest wściekła – burknął, wywracając oczami. – Przejdzie jej.
- Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać twój optymizm – westchnęła, kładąc na niewielkim stoliczku talerzyk z ciastkami i dwie filiżanki z herbatą.
- Powścieka się, powścieka i jej przejdzie, jak zawsze – stwierdził.
- Świat mężczyzn jest taki… prosty – uśmiechnęła się, siadając na kanapie. – Zejdź na ziemię, Naruto, nie macie już po trzynaście lat.
- No i co z tego? – burknął obserwując, jak dziewczyna słodzi herbaty.
- A to, że próbowaliście go sprowadzić do domu przez jedenaście lat. Ty zawsze wierzyłeś, a ona chciała wierzyć razem z tobą. – Uniosła filiżankę, biorąc spokojny łyk ciepłej herbaty. – Ale przez jedenaście lat człowiek się zmienia.
- Ja tam nie czuję się specjalnie zmieniony – wymamrotał, marszcząc brwi.
Hinata zachichotała cicho, tłumiąc śmiech w filiżance.
- Dobrze, normalny człowiek się zmienia. – Uśmiechnęła się szeroko, gdy Uzumaki posłał jej naburmuszone spojrzenie. – W każdym razie, przez tyle lat ułożyła sobie życie, może zapomniała, nie wiem, w każdym razie zaczęła żyć normalnie.
- Harując w szpitalu? – uniósł powątpiewająco brew, wypijając swoją herbatę jednym haustem.
- Jej wybór – wyjaśniła. - Może to jej było potrzebne. A tu nagle pojawia się osoba odpowiedzialna za wasze troski i puf, wszystko się sypie. – Odstawiła elegancko filiżankę na stolik. Naruto przez chwilę patrzył na nią z dziwną miną.
- Kobiety są dziwne – westchnął w końcu naburmuszony.
Hinata po raz kolejny zdusiła chichot.
- Jakby nie mogła zachowywać się normalnie, rany, każdy popełnia przecież błędy, trzeba dawać innym szanse – wyburczał, zakładając buntowniczo ręce na piersi.
Dziewczyna wywróciła oczami, uśmiechając się delikatnie. Cały Naruto, na wskroś przesiąknięty idealizmem i wiarą w innych.
Dotknęła delikatnie jego twarzy, odwracając ją w swoją stronę.
- Porozmawiam z nią. – Uśmiechnęła się łagodnie, gdy na ustach chłopaka pojawił się szeroki uśmiech.

~*~

- Nie jestem wściekła – stwierdziła opryskliwie Haruno, zamaszystymi ruchami składając pranie. – Wcale mnie on nie interesuje.
Hinata uniosła tylko brew, popijając spokojnie herbatę.
- Niech się pocałuje gdzieś. Nikt nie będzie koło niego skakał, dobre czasy się skończyły.
Hyuuga kiwnęła tylko głową, mieszając powoli łyżeczką herbatę.
- Pieprzony idiota, dobrze mu tak! Niech tam gnije i już – prychnęła, zabierając z fotela ręczniki i przemaszerowała przez pokój, otwierając z rozmachem drzwiczki szafki i upchnęła świeże pranie w półce.
- Nic mnie nie obchodzi, całkowicie nic i już! – Tupnęła nogą, patrząc na Hinatę. – Przecież to idiota. – Hyuuga pokiwała głową. – Po co sobie zaprzątać głowę jakimś pomylonym skazańcem, prawda? – Dziewczyna potwierdziła kolejnym kiwnięciem. -  Cały czas o nim mówię, no nie? – jęknęła w końcu, opadając na fotel.
Hinata ponownie pokiwała głową.
- Może ciasteczko? – zaproponowała, samej również się częstując.
- Rany, jestem okropna – westchnęła, uderzając głową w stolik. – I po cholerę on tu wracał – burknęła w blat.
- Mieszkał tu kiedyś – stwierdziła odkrywczo Hyuuga, podciągając nogi na sofę, przygryzając ciastko.
- No i co z tego? – jęknęła. – Nikt mu nie kazał stąd iść, sam sobie poszedł, a teraz ma czelność jeszcze wracać – prychnęła.
- Wiesz co? Napij się lepiej tej herbaty, bo ci wystygnie – stwierdziła Hinata, kiwając głową w kierunku stołu. Haruno nie zdążyła nic odpowiedzieć, gdyż w pokoju rozległo się stukanie w szybę.
- Czy oni nie znają czegoś takiego jak drzwi? – warknęła, podnosząc się i pochodząc do okna, otworzyła je z rozmachem.
- Czego znowu?
- H-Hokage-sama cię wzywa – powiedział szybko posłaniec. Nieszczęśnik, nie miał szczęścia, zdecydowanie, kolejny raz do Haruno…
Sakura zmrużyła oczy.
- Następnym razem skorzystaj z drzwi – syknęła i zatrzasnęła mu balkon przed nosem.