- Nie zgadzam się! –
wrzasnęła. – Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! – Tupnęła nogą, opadając na fotel
i założyła ręce na piersi w bardzo buntowniczym geście.
- Sakura, nie zachowuj się
jak dziecko – mruknęła zniecierpliwiona Hokage, składając zamaszysty podpis pod
jakimiś dokumentami.
- Ja się zachowuje jak
dziecko? Ja? – zapiała. – Nie ma mowy, na mnie nie licz!
- Czy ty zdajesz sobie
sprawę, że to nie była prośba? – Zerknęła na uczennicę znad kartek. – To jest
oficjalna misja.
Sakura zacisnęła z całych sił
szczęki, mrużąc oczy.
- Czemu akurat ja? –
wysyczała, wciągając ze świstem powietrze.
- Bo nadajesz się do tego
idealnie – mruknęła, wracając do dokumentów.
- Masz pod sobą wielu
świetnie wykwalifikowanych lekarzy, czemu to musiałam być akurat ja?!
- Bo jesteś najlepsza –
wyjaśniła, przebiegając wzrokiem po zamówieniu zaopatrzeniowców broni, po czym
złożyła pod nim swój podpis.
- Ale do tego nie jest ci
potrzebny nikt taki! – zaoponowała.
- Sakura – zaczęła
cierpliwie, odkładając długopis. – Wyjaśnijmy sobie coś. Jesteś moją najlepszą
medic-ninja, ja jestem twoją przełożoną, jeżeli coś ci każę zrobić, ty to robisz.
- Ale…
- Nie przerywaj mi –
powiedziała ostro, unosząc dłoń, a dziewczyna zacisnęła zęby. – Nie mam
obowiązku tłumaczyć ci się ze swoich decyzji, jednak słuchaj uważnie. Nie
zamierzam ryzykować życiem mojego personelu.
- A moim możesz, tak? –
syknęła.
- Po pierwsze, nie przerywaj
mi. Teraz ja mówię. Po drugie, znasz go, a jeżeli nie pozwoli ci się dotknąć,
to go po prostu śmigniesz przez łeb, bez obawy, że odgryzie ci rękę. Z innymi
nie mam takiej gwarancję. Ponad to, na nic mi lekarz, który boi się swojego
pacjenta. Uważam, że to wystarczające wyjaśnienie z mojej strony, a teraz,
jeżeli pozwolisz, mam wiele zajęć i z tego, co wiem, ty również, zatem żegnam
cię.
Haruno bez słowa podniosła się z fotela i
wymaszerowała z pokoju, trzaskając głośno drzwiami.
- Niewychowane szczeniaki –
westchnęła kobieta, wracając do dokumentów.
~*~
Słysząc szczęk zamka,
otworzył oczy. Jego brwi pojechały do góry, gdy przez pomieszczenie
przemaszerowała Sakura w białym kitlu, kładąc z rozmachem neseser na niewielkim
stoliku.
- Rozbieraj się – powiedziała
rozkazującym tonem, nie patrząc nawet na niego, otwierając neseser.
- Słucham? – spytał,
podnosząc się do siadu.
- Czy ja mówię niewyraźnie? –
Popatrzyła na niego wściekłym spojrzeniem. – Rozbieraj się, Uchiha.
- Chyba sobie żartujesz –
prychnął. – Nie zamierzam paradować przed tobą bez ubrania.
- Ta szmata i tak niewiele
zakrywa. Rozbieraj się, jestem twoim lekarzem, nie zamierzam cię napastować –
warknęła, spinając włosy w kucyk.
- To coś nowego – zaszydził,
wstając i ściągając koszulę, którą odrzucił na pryczę.
- Życie potrafi zaskakiwać,
prawda? – sarknęła, podchodząc do niego. – A teraz wytłumacz mi, co to jest? –
Wskazała palcem na zabrudzony opatrunek opasujący go w pasie.
- Nic takiego – burknął,
zakładając ręce na piersi, patrząc gdzieś w ścianę.
- Oczywiście – warknęła,
biorąc z nesesera nożyczki, po czym przecięła bandaż, odwiązując go.
- Na trzy – poinformowała,
dotykając delikatnie skóry wokół rany, do której przykleił się opatrunek.
- Słucham? – spytał zdumiony.
- Oderwę ci to.
- Poczekaj…
- Raz – i szarpnęła za
bandaż, a Uchiha, wydał z siebie zduszony okrzyk, nieprzygotowany na tak
gwałtowne działania względem swojej osoby.
- Myślałby kto, że taki
delikatny – mruknęła pod nosem, wyciągając maść i świeży opatrunek.
- Nie przygotowałem się –
warknął, lecz dziewczyna go nie słuchała, a po chwili stanął z nią oko w oko,
jakkolwiek paradoksalnie to brzmi, gdyż była od niego niższa i to o co najmniej
głowę i musiała zadziewać swoją, żeby spojrzeć mu w twarz. Szeroki uśmieszek
wypłynął na jego usta po tej dość dziwnej konkluzji.
- Wyjaśnij mi coś. Czy ty tu
trafiłeś tak jak stałeś? – Zmrużyła oczy.
- Nie, pozwoli mi wpaść na
chwilę do domu po rzeczy – zironizował, patrząc na nią z drwiną.
- Ty tu nie masz żadnych
rzeczy – prychnęła. – Nie, nie, ja w takich warunkach pracować nie zamierzam –
wywarczała pod nosem, pocierając brudną i krwawiącą ranę silnie pachnąca
maścią, po czym zalepiła ją nowym opatrunkiem. Następnie wrzuciła wszystko do
nesesera, zamykając go z trzaskiem. – Czekaj tu i nigdzie się nie ruszaj –
rzuciła do niego, wymaszerowując z pomieszczenia.
- Jakbym mógł się gdzieś
ruszyć – burknął, siadając na pryczy. Co za baba…
~*~
- A teraz jeszcze raz i
powoli – odezwał się, odprowadzając wzrokiem wychodzących mężczyzn.
- Draniuuu… - jęknął Uzumaki,
siadając na pryczy po drugiej stronie. – Już ci tłumaczyłem.
- Jeżeli myślisz, że z
twojego bełkotu da się coś zrozumieć, to się grubo mylisz. – Uśmiechnął się
ironicznie.
- Trzepnę ci – obiecał
chłopak. – Dobrze wiesz, że nie możesz stąd wychodzić, za bardzo się boją, że
zwiejesz. – Wywrócił oczami. – Więc skoro nie mogłeś przyjść do kąpieli, to
kąpiel przyszła do ciebie. – Wyszczerzył się, wskazując na balię z gorącą wodą,
stojącą na środku pomieszczenia.
Sasuke zacisnął usta,
marszcząc brwi.
- Sakurka to załatwiła –
wyjaśnił, grzebiąc w dużej torbie, którą przytachał ze sobą. – Powiedziała, że
z brudasami nie będzie pracować.
- Wielkie dzięki – prychnął.
- I mają ci umożliwić umycie
się i zapewnić wszystkie potrzebne środki higieniczne – kontynuował. –
Oczywiście ani w głowie im to było, wszyscy za bardzo się ciebie boją.
Interweniowała u Hokage, a ona się zgodziła. No i trzeba było znaleźć kogoś,
kto cię będzie pilnował, więc jestem. – Wyszczerzył się, rozkładając ręce.
- Potrafię się sam umyć –
warknął z drugiej strony dochodząc do wniosku, że Naruto musi być naprawdę
silny, skoro to właśnie jego do tego wyznaczono…
- Ani mi w głowie dotykanie
ciebie, parszywy draniu – prychnął oburzony chłopak. – Mam cię pilnować, żebyś
się nie utopił albo co - wytłumaczył, na co Sasuke warknął tylko wściekle pod
nosem. – Więc przestań się boczyć i ściągaj te ciuchy, mam dla ciebie nowe. –
Rzucił w jego stronę paczkę z ubraniami, którą Uchiha zgrabnie przechwycił. – A
tu masz wszystko do mycia. – Postawił przyniesione rzeczy na krześle.
- I będziesz tu siedział,
tak? – Zmrużył powieki, ściągając koszulę i spodnie.
- Nie będę podglądać. – Wywrócił
oczami, odwracając się tyłem do chłopaka.
Sasuke nie skomentował tego w
żaden sposób, tylko pozbywając się ostatnich części garderoby, wszedł do wody.
Nigdy by się do tego nie przyznał, ale użyło mu, że nie musiał tutaj siedzieć,
śmierdząc z dnia na dzień coraz bardziej. Nie przewidział takiego rozwoju
zdarzeń – za co cały czas pluł sobie w brodę – i nie zatrzymywał się nigdzie po
drodze, dlatego teraz z nikłym uśmiechem zanurzył się w czystej i ciepłej
wodzie, spłukując z siebie cały brud ostatnich dni i wszelkie ślady po walce.
- Tylko się pospiesz, draniu,
nie zamierzam siedzieć tu cały dzień, pilnując, czy nie zachciewa ci się robić
za nurka – parsknął śmiechem Uzumaki, zerkając przez ramię na kolegę, który mył
głowę i właśnie zanurzył się cały pod wodę, spłukując pianę.
- No tak – prychnął,
wynurzając się i otrzepując głowę. – Dziewczyna czeka. – Uśmiechnął się
ironicznie do Naruto, ścierając wodę z twarzy.
- Uchiha, ja cię naprawdę
trzepnę w ten pusty łeb – warknął.
- Oczywiście – parsknął,
krzywią się lekko, gdy przemywał ranę na boku, która zaczynała ropieć.
Świetnie, jak ta wiedźma to zobaczy, to mu oczy wydrapie. – Nawiasem mówiąc,
zastanawiam się, co ta dziewczyna zrobiła, że w końcu przejrzałeś na oczy. –
Uniósł kpiąco brew, uśmiechając się złośliwie do Naruto.
- Myj te blade poślady,
dobrze ci radzę – warknął. – Nie będę się bił z gołym facetem – prychnął, na co
tylko Sasuke ochlapał go wodą, szczotkując zęby.
- Drań – burknął Uzumaki,
ocierając twarz i odwracając się do ściany.
- Jesteśmy zaręczeni –
powiedział po chwili Naruto, spoglądając na Sasuke. – Dobrze, że wróciłeś,
będziesz moim świadkiem. – Wyszczerzył się.
- Marz sobie dalej. – Uśmiechnął
się ironicznie.
- Hinata zastanawia się, kogo
sobie wybrać – kontynuował, jakby go nie usłyszał. – Właściwie panną została
jeszcze tylko Sakurka i Ino. Jest z Kibą. Znaczy Ino. Nie wiem, jak oni ze sobą
wytrzymują. – Wywrócił oczami. – Nie ma tygodnia, żeby jego rzeczy nie lądowały
za oknem, a jak się ona drze… – Skrzywił się.
- Nadali się, zaborcza
wiedźma i pchlarz, idealna para – sarknął Sasuke. – A teraz odwróć się, młotku,
zanim umrzesz z zazdrości. – Uśmiechnął się wrednie.
- Ja cię naprawdę trzepnę! –
warknął Uzumaki, odwracając się w kierunku ściany, pozwalając Sasuke w spokoju
się wytrzeć i ubrać.
- Przyniosłem ci moje rzeczy,
ale powinny być dobre – wyjaśnił chłopak, a Uchiha kiwnął tylko głową,
zapinając spodnie. Syknął cicho, gdy na powrót zaklejał ranę na boku, która
znowu zaczęła krwawić.
- Od razu wyglądasz jak
człowiek. – Wyszczerzył się Uzumaki, obserwując jak Sasuke ubiera czarną
koszulkę. – A, byłbym zapomniał! – Pogrzebał przez chwilę w torbie, po czym
rzucił z Sasuke kilkoma pomarańczami. – Masz to zjeść – wytłumaczył, gdy Uchiha
uniósł pytająco brwi. – Sakurka tak kazała. Witaminy i podobno ma zapobiec
chwianiu się zębów. Nie śmiej się, pracowała tu przez jakiś czas z więźniami,
już dawno chciała przeforsować zmiany. Ale nikt się specjalnie nie interesuje
skazańcami i potem robi się z nimi co się robi – mruknął z dziwną miną. – No i
nie każdy lekarz chce z nimi pracować. Sakurka robiła to przez jakiś czas, ale
ma tyle zajęć, że nie wyrabiała się, a musi kiedyś spać – westchnął, opierając
się o ścianę, obserwując jak Sasuke spokojnie obiera pomarańczę. – Masz jeszcze
koc, Sakurka powiedziała, że od tych ścian można nabawić się reumatyzmu. A Tsunade
chciała, żebyś był w dobrej formie, nie możesz tu czegoś złapać. Gdy stąd
wyjdziesz, przydasz się lepiej w oddziałach, nie w szpitalu.
- Jeżeli stąd wyjdę – mruknął,
wkładając kawałek owocu do ust.
~*~
- Rozbierz się – nakazała,
otwierając neseser.
Sasuke zacisnął zęby, ale wstał
i bez słowa ściągnął bluzkę, odkładając ją na pryczę. Dziewczyna rzeczywiście
musiała mocno interweniować u Hokage. Rano przyszedł strażnik z miską wody,
żeby się obmył i ze śniadaniem.
- Zjadłeś to, co ci przyniósł
wczoraj Naruto? – spytała.
- Tak – odpowiedział,
obserwując jak do niego podchodzi.
- Usiądź. – Wskazała na
pryczę, a on posłuchał, marszcząc czoło.
- Chorowałeś na coś ostatnio?
– zapytała, dotykając go fachowo wokół uszu, wzdłuż szczęki i w okolicach
gardła.
- Nie – mruknął.
- To dobrze. – Wyciągnęła z
kieszeni latarkę. – Otwórz usta. Nie bolą cię dziąsła?
- Nie – powtórzył, a
dziewczyna poświeciła mu latarką w oczy.
- A teraz je zamknij i
dotknij palcem prawej ręki nosa – poleciła.
- Żartujesz sobie ze mnie? –
warknął.
- Tutaj ja zadaje pytania. A
ty wykonujesz moje polecenia bez gadania. Ale nie, nie żartuje. Zamykasz oczy i
dotykasz palcem nosa – powiedziała dobitnie, patrząc na niego groźnie.
Sasuke, zaciskając ze złości
szczękę, zrobił co kazała.
- Teraz lewą ręką… Dobrze…
Zamknij jeszcze oczy. – Przyłożyła dłoń do jego twarzy, a pod powiekami
rozbłysła mu zielona chakra. Przez chwilę w skupieniu go badała. – Są trochę
przemęczone – stwierdziła w końcu. – Ale to nie powinno być nic groźnego.
- Itachi chorował - wyrwało
mu się, zanim zdążył się ugryźć w język, a Haruno spojrzała na niego uważnie.
- Mów dalej. – Ponagliła ręką.
- Nie wiem na co, coś go trawiło
od środka, ale tracił też wzrok. – Spojrzał na nią, a dziewczyna kiwnęła głową,
mrucząc:
- Zamknij oczy.
Tym razem bardzo wolno i szczegółowo
badała jego oczy, odtykając delikatnie gałek ocznych i oczodołów.
- Być może nadużywał
sharingana – powiedziała po chwili, nie przerywając badania. – Klany strzegą
swoich tajemnic i mało wiadomo o kekkei genkai waszym i Hyuugów, mogę się tylko
domyślać.
- Przy mangekyou oczy krwawią
– dodał.
- Trudno mi to wyjaśnić, jak
wspomniałam, klany strzegą swoich tajemnic. Wydaje mi się, że nie powinieneś
używać tej techniki cały czas, tylko w razie konieczność, żeby nie przemęczać
wzroku. Siatkówka i soczewki są w porządku, źrenice dobrze reaguję, ale
będziemy je kontrolować, póki co i tak nie możesz użyć żadnej techniki, więc
oczy się zregenerują – poinformowała, podchodząc do swojego neseseru.
- Zastrzyk? – spytał z
chłodną rezerwą, patrząc na strzykawkę w jej dłoniach. – Na co to?
- No nie mów, że się boisz
igły. – Uniosła ironicznie brew.
- Oczywiście, że nie –
prychnął.
- Wspaniale. To na tężec –
wyjaśniła. – Sam dobrze wiesz, jak wyglądały twoje rany, dlatego nie ruszaj się
teraz. – Odkaziła miejsce na ramieniu, po czym delikatnie wbiła igłę. – Lepiej
dmuchać na zimne – mruknęła, zaklejając małą rankę.
- A teraz oddychaj głęboko –
nakazała, zakładając stetoskop i dotykając jego piersi chłodnym metalem
słuchawki. Po kilku minutach ściągnęła stetoskop, a w jej dłoni pojawił się
znowu zielona chakra. – Wstań – poleciła, również się podnosząc i z uwagą
badała okolice jego serca, wątroby i nerek. – Serce w porządku… Nie miałeś
żadnych problemów żołądkowych? Z oddawaniem moczu?
- Nie – warknął.
- Żołądek w porządku… Wątroba
trochę opuchnięta, nerki też, ale to nic groźnego, pewnie po walce… Ale masz
złamane dwa żebra, czemu nic nie powiedziałeś? – Spojrzała na niego ostro. –
Już zaczęły się zrastać i do tego źle.
Uchiha wzruszył tylko
ramionami, nie patrząc na nią.
- Faceci – mruknęła. – Muszę
je złamać, to będzie dość nieprzyjemne. – Przyłożyła dłoń do żeber i zwiększyła
natężenie chakry, marszcząc brwi.
Sasuke skrzywił się, gdy
poczuł krótkie chrupnięcie.
- Nie będę ich spajać samą chakrą,
trochę im tylko pomogę, dużo lepiej, gdy zrastają się w taki sposób, są
mocniejsze, nie łamią się tak szybko w tym samym miejscu. Będę cię musiała
tylko zacisnąć. Ale to za chwilę, najpierw to paskudztwo na boku, nie ruszaj
się gwałtownie – poleciła, wyciągając z torby mały nożyk, opatrunki, białe
pudełeczko i kolejną strzykawkę. - Trzymaj to… Znieczulę cię, muszę to rozciąć,
żeby wypłynęła ropa. – Zanim zdążył zareagować, wbiła mu igłę niedaleko rany. –
No nie wzdrygaj się tak – mruknęła, ocierając wacikiem miejsce ukłucia.
- To uprzedzaj – warknął.
- Daj mi teraz nożyk i
opatrunek – mruknęła, dotykając zaczerwienionej skóry. Ściągnęła nakładkę z
ostrza i wykonała jedno płytkie i precyzyjne cięcie, z którego wypłynęła ropa z
krwią, które szybko wytarła. Następnie bez słowa wyjęła mu z rąk białe
pudełeczko i posmarowała całość ostro pachnącą, zielonkawą maścią i fachowo
zakleiła. Podeszła do stolika, odkładając narzędzia i wyciągnęła bandaż. – Nie
dotykaj. – Uderzyła go po dłoniach, gdy chciał dotknąć opatrunku. Rzucił jej
tylko nieprzyjemne spojrzenie, bez słowa pozwalając się obwiązać bandażem.
- Dobrze. – Wytarła dłonie w
chusteczkę odkażającą. – Możesz usiąść. I powiedz mi, czy stosowano na tobie
jakieś zabiegi?
Uchiha zmarszczył brwi.
- Testowano coś na tobie? –
wyjaśniła.
- Nie - burknął.
- Jakieś hormony, substancje
chemiczne? Jakieś przyspieszacze?
- Odżywki i suplementy –
odpowiedział, zerkając na nią.
- Sterydy? – zmarszczyła
brwi.
- Też. – Kiwnął głową.
- Czy to były jakieś
mieszanki, wiesz może? – przygryzła wargę.
- W większości naturalne, nie
znam się na tym – mruknął.
- Dobrze…Wyciągnij ręce –
poleciła, a w jej dłoniach zajaśniała zielona chakra. Wolno i w skupieniu
przesuwała dłońmi wzdłuż jego rąk, lecząc co mniejsze ranki. Dotykała także i
naciskała barki, mięśnia, zginała palce… - Nie zrobili ci krzywdy – mruknęła w
końcu. - Mięśnia nie są napuchnięte,
dobrze rozwinięte… Nie spękały żadne naczynia.
- Byłem najlepszym nabytkiem,
nie mogli mi zrobić krzywdy – prychnął krótko, uśmiechając się krzywo.
Dziewczyna kiwnęła głowa, marszcząc czoło.
- Ale masz nadpalone
meridiany – warknęła, rzucając mu ostre spojrzenie. – Coś ty robił? Nie ważne…
Ściągaj spodnie.
- Słucham? – spytał głupio,
unosząc brwi. – Żartujesz sobie?
- Nie żartuje. Ściągaj, muszę
skontrolować w takim razie meridiany na całym ciele, bo te w rękach są
tragiczne. Nie miałeś problemów z koncentracją chakry? – spytała, unosząc brew,
a milczenie chłopaka tylko utwierdziło ją w przypuszczeniach.
Uchiha mierzył ją przez chwilę
naburmuszonym spojrzeniem, po czym warcząc pod nosem, ściągnął spodnie. Haruno
bez słowa przykucnęła, wolno sunąc dłońmi wzdłuż jego nóg.
- Tu jest wszystko dobrze –
odezwała się po chwili. – Masz tylko przeciążone stawy, ale to raczej normalne
po walkach, odpoczniesz i wszystko będzie w porządku. – Wstała, a Sasuke
założył spodnie, nie patrząc nawet na nią.
- Wyciągnij jeszcze dłonie,
masz okropne odciski i odparzenia.
Naprawdę zaczynało go to wszystko
drażnić, nie przywykł, by ktoś wydawał mu polecenia. Marszczył coraz bardziej
czoło, gdy Sakura smarowała mu dłonie.
- Możemy już skończyć? –
warknął nieprzyjemnie, oglądając wysmarowane ręce.
- Nie dotykaj przez jakiś
czas niczego – poleciła. – Pobiorę ci jeszcze krew do badania i kończymy. Też
mam cię już dość – prychnęła, zakładając mu zaciskacz na przedramieniu,
szukając żyły. – Będziesz się mógł nudzić w spokoju – mruknęła, pobierając
krew. – Zaciśnij mocno…. – Zgięła jego rękę po chwili. – Jutro przyniosę coś na
te twoje meridiany, powinny się zregenerować – dodała, chowając do nesesera
wszystkie swoje rzeczy. – I zjedz to. – Położyła na stolika kilka owoców, a
Sasuke kiwnął tylko głową. Mogłaby już iść, jego poziom cierpliwości i
tolerancji na dziś, właśnie niebezpiecznie chwiał się na granicy…
- Do widzenia – powiedziała
jeszcze na odchodnym i wyszła z trzaskiem drzwi.
Prychnął pod nosem
rozdrażniony, kładąc się na pryczy.