sobota, 12 maja 2012

2. Biała chusta


Słysząc szczek zamka, nawet nie otworzył oczu. Nie miał ochoty oglądać strażnika, który pewnie znowu przyszedł skontrolować, czy w jakiś cudowny i fantastyczny sposób nie uciekł, robiąc przejście chyba głową albo krzesłem w grubych murach lub czy samemu sobie czegoś nie zrobił. Męczyły go już te wszystkie spojrzenia i burkliwie pytania „w porządku?”. Jeszcze jedna taka sytuacja, a naprawdę będzie zmuszony użyć krzesła, a celu na pewno do tego nieprzeznaczonym. I oni naprawdę myślą, że jest aż takim idiotą, żeby sobie odbierać życie? Jeszcze czego, nie jest jakimś pierdzielonym samurajem od siedmiu boleści, swój honor miał, a on zdecydowanie nakazywał mu ciągnięcie tej parszywej egzystencji. Tak szybko się go nie pozbędą, w żadnym razie. Jeszcze tego brakuje, by członek klanu Uchiha popełnił malowniczo samobójstwo, doprawdy, już dość niechlubnych plam na jego nazwisku.
Nie zaszczycił przybysza żadnym spojrzeniem i bynajmniej nie zamierzał tego zmieniać.
- W porządku, a teraz spieprzaj – warknął nieprzyjemnie.
- Nic się nie zmieniłeś, ty wstrętny draniu.
Słysząc znajome nuty w głosie przybysza, oczy Sasuke otworzyły się gwałtownie, a jego ciało samo poderwało się do siadu. Dzięki oknom pod sufitem, pomieszczenie było wcale nie najgorzej oświetlone, dlatego Uchiha wyraźnie dostrzegł postać kolegi z drużyny, który szczerzył się do niego.
Sasuke podniósł się całkowicie bezwiednie, przeczesując palcami przydługie włosy, przyglądając się blondynowi z bliżej niesprecyzowaną emocją.
Uśmiech młodzieńca poszerzył się jeszcze bardziej.
- Myślałem, że gdy wrócisz, spotkamy się w dogodniejszych warunkach. – Machnął ręką na otoczenie, bez skrępowania podchodząc do bruneta.
- Ja również… Naruto. – Delikatny, ledwo dostrzegalny, a tak specyficzny dla Sasuke uśmiech, pojawił się na jego ustach, a Uzumaki drgnął lekko na dźwięk swojego imienia.
- Na ramen raczej nie pójdziemy, bo jak widzę musisz mieszkać w tym uroczym miejscu z niańkami za drzwiami – zaśmiał się cicho z wyraźną radochą, a Sasuke naprawdę miał ochotę w tamtej chwili śmignąć go w łeb. – Ale wiesz co? – Zmrużył po swojemu oczy, uśmiechając się szeroko. – Witaj z powrotem, Sasuke…
Uchiha naprawdę nie wiedział, jak to się stało, kto pierwszy wykonał ruch. Gdy potem o tym myślał, naprawdę chciał wierzyć, że to wszystko wina tego przeklętego Uzumakiego, bo już chwilę po słowach chłopaka i patrzenia na siebie, dotknęli swoich ramion i uścisnęli się przyjaźnie… Jak starzy znajomi, których nic, nigdy nie podzieliło, którzy naprawdę byli kiedyś przyjaciółmi i nie robili nic, by dowieść, że jest zupełnie inaczej.
- A teraz oficjalnie powinienem ci dać w pysk, wiesz? – stwierdził Uzumaki, kiwając gorliwie głową. – Jak zawsze musisz robić mi na złość, ty draniu.
Uchiha uniósł tylko ironicznie brew. Co ten głupi młotek pieprzy?
- To ja miałem cię sprowadzić do wioski, dupku, nie miałeś prawa się tu pojawiać wcześniej! Pozbawiłeś mnie całej glorii chwały! – zawołał z przejęciem, a Uchiha naprawdę nie mógł powstrzymać zduszonego chichotu, który starał się jak mógł ukryć. Jednak Naruto znał go za dobrze, jego oczy migotały radośnie.
Tak, wrócił do domu.

~*~

Przewróciła się na bok, słysząc pukanie w szybę okna. Niech spieprzają z jej krainy snów, nie ma tam wstępu dla żadnych wezwań, żadnych misji, żadnych zamaskowanych ninja. Ona śpi! Jest zmęczona, ona pracuje, nie ma siły ani czasu, żeby słuchać zbędnego marudzenia. Coś jej się chyba należy, prawda? Mało, że haruje całymi dniami, a we własnym domu jest gościem? Trochę prywatności, na bogów, chociaż we własnej sypialni.
Warknęła wściekle, naciągając na głowę poduszkę, gdy stukanie do szyby powtórzyło się, jeszcze bardziej natarczywie, niż wcześniej. Przeklęci posłańcy z ich przeklętymi wiadomościami. Kupi wiatrówkę, zdecydowanie.
Gdy tym razem rozległo się wręcz walenie w okno, podniosła się z łóżka, klnąc na czym świat stoi i założyła szlafrok. Zabije, po prostu zabije bez jednego mrugnięcia okiem. Podeszła do okna i szarpnęła za nie z całej siły, omal nie wyrywając go z zawiasami.
- Czego? – warknęła do stojącego na parapecie ninja, który zachwiał się niebezpiecznie, albo zaskoczony tak szybką reakcją, albo agresją w jej głosie.
- H-Hokage-sama cię wzywa – wystękał nieszczęsny posłaniec.
- Śpię – warknęła, zamykając okno, lecz ninja-samobójca uniemożliwił jej to.
- Czy ja mówię niewyraźnie? – spytała z lodowatą uprzejmością.
Ninja przełknął ślinę.
- To bardzo pilne. Hokage-sama ma ważne wieści – powiedział szybko, zanim dziewczyna bardziej się zdenerwuje i śmignie mu oknem prosto w twarz.
Haruno zawarczała pod nosem, modląc się o cierpliwość. Zabije kiedyś tę kobietę, po prostu zabije.
- Powiedz tej wiedźmie, że przyjdę – warknęła do posłańca. – Jak się wyśpię.
- Ale… - Mężczyzna nie zdążył zaprotestować, bo dziewczyna z hukiem zatrzasnęła okno, a jemu aż zadzwoniło w uszach.
Sakura zasyczała z bezsilnej złości, rozglądając się po sypialni. Przeklęta Tsunade, teraz już nie ma sensu kłaść się spać, trzeba się ubrać i iść do tej wiedźmy. Pięknie, nie ma nawet ósmej, no bomba po prostu.
Skierowała się do łazienki, zastanawiając się intensywnie, czym zgrzeszyła, aby być traktowana w tak bezuczuciowy i sadystyczny sposób.
Jeżeli to kolejna bezsensowna misja, albo kolejny dyżur w szpitalu, to wyłupie jej oczy tępym skalpelem i nie pozwoli za nic, by Shizune jej przeszkodziła, zemści się w końcu za te lata katorg.
- Uprzedzam, jeżeli to kolejna twoja fanaberia, to nie mam mowy! – zawołała, gdy tylko otworzyła drzwi. - Nie zgadzam się i już. Ja chcę kiedyś spać, kobieto!
- Dzień dobry, moja droga – przywitała się z przekąsem Piąta Hokage. – Miło cię widzieć.
- Szkoda, że ja nie mogę powiedzieć tego samego – uśmiechnęła się ironicznie, siadając na krześle przed biurkiem Tsunade.
- Kiedy zrobiłaś się taka wyszczekana i bezczelna, co? – Piąta zmrużyła oczy. – I widzę, że coś takiego, jak punktualność, to dla ciebie całkowita nowość, drogie dziecko.
- Jestem młoda, droga pani, a młody organizm, jak sama wiesz, potrzebuje dużo odpoczynku, nie to co stary – uśmiechnęła się złośliwie do kobiety, która posłała jej nieprzyjemne spojrzenie. – Poza tym uczę się od lepszych.
- Zdecydowanie trzeba ci ograniczyć kontakty z Hatake – prychnęła.
- Jak sobie życzysz, Czcigodna – skłoniła się grzecznie, a zarazem w bardzo ironiczny sposób. – Ale możesz mi powiedzieć, z jakiegoż to powodu kazałaś mnie obudzić i przerwać mój zasłużony odpoczynek? Jestem wręcz nieziemsko ciekawa.
- Nie szydź, kochana – sarknęła Tsunade, poważniejąc.
Sakura zmarszczyła delikatnie brwi, obserwując swoją mentorkę.
- Naprawdę coś się stało – mruknęła.
- Zależy jak na to spojrzeć – stwierdziła oględnie kobieta, a brew dziewczyny uniosła się.
- Hokage, bo za chwilę zacznę się bać o twoje zdrowie – zaśmiała się Sakura.
- Bezczelna dziewucha – burknęła kobieta. – Ale bez owijania w bawełnę. – Spoważniała, stykając czubki palców na wysokości twarzy. – Od kilku godzin w naszym areszcie przebywa Uchiha Sasuke.
- Słucham? – spytała głupio Haruno po chwili milczenia.
- Dobrze słyszysz – cmoknęła zniecierpliwiona. – Przyszedł po pozwolenie na zostanie, cóż, ja nie miałam innego wyjścia… Sakura, uspokój się, dziewczyno! – warknęła ostrzegawczo, wyczuwając, jak chakra Haruno zaczyna zwiększać swoje natężenie i pulsować coraz silniej.
- Jestem spokojna – powiedziała lodowato, wstając z krzesła i skierowała się do wyjścia.
- Sakura, wracaj – zażądała Tsunade, podnosząc się z fotela.
- Gdzie on jest? – spytała, odwracając się w kierunku Hokage, mierząc ją zimnym i pełnym złości spojrzeniem.
- Sakura…
- Gdzie, pytam? – warknęła, uderzając otwartą dłonią w ścianę, w której został odcisk jej ręki.
- W areszcie, w głównej twierdzy, Sakura poczekaj! – wrzasnęła wściekle, gdy dziewczyna wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.  - Co za dziewucha – warknęła pod nosem, szukając czegoś do pisania. W gorącej wodzie kąpana, smarkula.

~*~

Szybkim krokiem przemierzała ulice Konohy, które zaczynały wypełniać się ludźmi. Gdy tłum zaczął jej przeszkadzać, zgrabnie wskoczyła na jeden z budynków i przeskakując z jednego na drugi, kierowała się w stronę konoszańskiego więzienia.
Jak on w ogóle śmiał, pieprzony, wstrętny i samolubny dupek. Ostatni kawałek przebiegła, gdyż twierdza oddalona była nieznacznie od głównych budynków, mieszcząc się pod lasem. Miała przyjemność kilkakrotnie odwiedzić to niezbyt przyjazne miejsce.
Zatrzymała się przed bramą, waląc w nią pięścią.
- Otwierać! – krzyknęła.
- Kto idzie? – padło pytanie wartownika zza drzwi.
- Nie twój interes! Otwieraj! – zazgrzytała na zębach. Ona naprawdę kogoś dziś uszkodzi.
- Nie możemy wpuszczać nikogo z zewnątrz bez specjalnego pozwolenia Czcigodnej – wyrecytował stałą formułkę mężczyzna.
Sakura zasyczała z wściekłości.
- Otwieraj! – Uderzyła pięścią w bramę, wyłamując jedną z desek. – Jestem jej uczennicą. – Była przekonana, że Tsunade już kogoś wysłała, zresztą i tak by weszła, czy im się to podoba czy nie. Nie myliła się, po chwili drzwi z głośnym skrzypnięciem zaczęły się otwierać, a ona przecisnęła się przez nie, nie czekając na całkowite otwarcie, potrącając po drodze oszołomionego wartownika i bez słowa skierowała się do budynku. Gdy wbiegła do środka, rozejrzała się uważnie, aż jej palący wzrok padł na dwóch strażników, którzy siedząc przy niewielkim stoliku, grali w karty. Podeszła do nich szybkim krokiem, a mężczyźni spojrzeli na nią wyraźnie zdumieni.
- Uchiha – syknęła, mierząc ich spojrzeniem.
- Słucham? – spytał głupio jeden z nich.
- Gdzie jest Uchiha? – powtórzyła wolno i dobitnie.
- Nie możemy udzielać takich informacji – odezwał się drugi mężczyzna, dość pretensjonalnym tonem. On chyba nie wiedział, do kogo mówi… - Więzień jest pod specjalnym nadzorem, nie można do niego… – Strażnik zająknął się i zbladł, gdy kobieta uderzyła pięścią w stolik, przepoławiając go na pół.
- Gdzie? – spytała z lodowatą uprzejmością.
- Drugie piętro, trzeci korytarz od lewej strony. Stoi tam dwóch ANBU, będziesz wiedziała, które to – odpowiedział, przełykając gwałtownie ślinę.
- Dziękuję – skłoniła lekko głowę, mierząc ich ostatnim chłodnym spojrzeniem i skierowała się do schodów.
            Idioci, prychnęła pod nosem, wspinając się na drugie piętro szybkim truchtem, gdy stanęła przed korytarzami, nie miała nawet zadyszki. Trzeci, tak? Zatem trafiła.
Szybkim i stanowczym krokiem podeszła do drzwi w połowie korytarza, gdzie stało dwóch zamaskowanych ninja.
- Z drogi – warknęła tylko, gdy chcieli ją zatrzymać. Dygocząc z kumulującej się w niej złości, weszła do pomieszczenia.

~*~

Gdy zamek celi zazgrzytał głośno, Sasuke poniósł się z miejsca, marszcząc czoło i zerkając na równie zdziwionego Naruto. Drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem i nim zdążył się przyjrzeć przybyszowi… dostał w pysk. I to tak, że aż mu zadzwoniło w uszach.
- Za co, do cholery? – warknął, masując szczękę i ocierając rozbitą wargę.
- Ty się jeszcze pytasz za co? – zasyczał ktoś, szybkim ruchem wyciągając rękę jak szermierz i przystawił mu do gardła dwa palce, z których błysnęła zielona chakra. Wiedział, że jeden ruch i patrząca na niego z wściekłością dziewczyna przebije mu gardło na wylot.
- Sakura… - stwierdził zdumiony po chwili.
- Miło, że pamiętasz – syknęła, a on poczuł ciepło chakry muskające jego gardło.
- Sakurka, hahaha, co ty tu robisz? – zaśmiał się nerwowo Uzumaki, przeczesując w zdenerwowaniu włosy na karku.
- Ty dupku – wywarczała do Uchihy, mrużąc oczy. – Ty podły, egoistyczny dupku! – Cofnął się nieznacznie, czując nacisk palców na skórze.
- Sakura, nie rób głupot – zawołał wyraźnie spanikowany Naruto.
- Chcesz mnie zabić? – Sasuke uśmiechnął się delikatnie i bardzo ironicznie, spoglądając na nią z góry z nieodgadnionym wzrokiem. – Ustaw się najpierw w kolejce.
- Ty… - warknęła. – Ty pieprzony mścicielu od siedmiu boleści, ty pierdzielony dupku… Zatęskniło się? Nie miałeś dokąd pójść? – Dziewczyna nie podniosła głosu, ale jej słowa były dużo bardziej dosadne niż gdyby wrzeszczała i cięły powietrze z precyzją snajpera. – I pomyślałeś sobie, że można zawsze wrócić na stare śmieci, tak? – Zazgrzytała na zębach, widząc tę wystudiowaną obojętność na jego twarzy, której tak nienawidziła.
- Sakura, poczekaj, no nie wygłupiaj się! – zaśmiał się nerwowo Uzumaki, łapiąc ją za dłoń. Dziewczyna spojrzała na przyjaciela, przyglądając mu się przez chwilę. Zielona chakra zamigotała i znikła, a Naruto wyraźnie odetchnął z ulgą. Sakura zamachnęła się wolną lewą ręką. Tylko szybki i wypracowany refleks uchronił Sasuke przed kolejnym bliskim spotkaniem z jej pięścią.
- Drugi raz mnie nie zaskoczysz – prychnął, mierząc ją kpiącym spojrzeniem.
Spojrzała na niego nienawistnie, wyrywając rękę z jego uścisku.
Uzumaki, widząc, że Sakura chwilowo skapitulowała, pchnął ja w kierunku wyjścia.
- Przyjdę później – mruknął szybko w kierunku Uchiha i już po chwili ich nie było.
Sasuke zmrużył oczy, patrząc na zatrzaskiwane z głośnych szczęknięciem drzwi, po czym z cichym, niekontrolowanym westchnięciem opadł na posłanie.

~*~

- Sakurka, no poczekaj chwilę! – zawołał za oddalającą się szybkim tempem przyjaciółką.
- No kuźwa mać – zaklęła, kopiąc z rozmachem leżący na jej drodze kamyk, który z trzaskiem wbił się w najbliższe drzewo.
- Sakura…
- Co? No co, Sakura? – wrzasnęła, tupiąc nogą.
- Nie bądź taka….
- Jaka, do cholery? – syknęła. – Przychodzi sobie tutaj, jakby nigdy nic i co? I myśli, że, ot tak, wszystko będzie dobrze? – Pstryknęła palcami, rzucając przyjacielowi wściekłe spojrzenie.
- Proszę cię. On wiele przeszedł…
- No tak, cały ty – zaśmiała się gorzko. – Obrońca uciśnionych, cholera.
- Sakurka, przestań – odezwał się łagodnie.
- To przestań go bronić!
- Jest naszym przyjacielem…
- Twoim! – przerwała mu gwałtownie. – Twoim, Naruto. – Odwróciła się do niego tyłem i szybkim kokiem ruszyła przed siebie.
- Nie wygłupiaj się. – Uzumaki uśmiechnął się delikatnie, łapiąc ją z tyłu za bluzkę.
Haruno westchnęła rozdrażniona.
- Naruto, moja noga więcej tam nie postanie. Przekazałam mu, co miałam do przekazania, nic ponad to – powiedziała cierpliwie, modląc się o spokój.
- Sakurka, proszę cię… Nie musisz nic wielkiego robić, po prostu… traktuj go normalnie. Zrób to dla mnie. – Uśmiechał się tak łagodnie, spokojnie i prosząco zarazem, że nie potrafiła mu odmówić. Zaciskając wargi, kiwnęła głową.

~*~

- Czyli jest wściekła?
- Oj tam, zaraz wściekła – zaśmiał się Uzumaki. – Może trochę zdenerwowana…
Hinata spojrzała na niego sugestywnie, unosząc brew.
- No dobrze, jest wściekła – burknął, wywracając oczami. – Przejdzie jej.
- Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać twój optymizm – westchnęła, kładąc na niewielkim stoliczku talerzyk z ciastkami i dwie filiżanki z herbatą.
- Powścieka się, powścieka i jej przejdzie, jak zawsze – stwierdził.
- Świat mężczyzn jest taki… prosty – uśmiechnęła się, siadając na kanapie. – Zejdź na ziemię, Naruto, nie macie już po trzynaście lat.
- No i co z tego? – burknął obserwując, jak dziewczyna słodzi herbaty.
- A to, że próbowaliście go sprowadzić do domu przez jedenaście lat. Ty zawsze wierzyłeś, a ona chciała wierzyć razem z tobą. – Uniosła filiżankę, biorąc spokojny łyk ciepłej herbaty. – Ale przez jedenaście lat człowiek się zmienia.
- Ja tam nie czuję się specjalnie zmieniony – wymamrotał, marszcząc brwi.
Hinata zachichotała cicho, tłumiąc śmiech w filiżance.
- Dobrze, normalny człowiek się zmienia. – Uśmiechnęła się szeroko, gdy Uzumaki posłał jej naburmuszone spojrzenie. – W każdym razie, przez tyle lat ułożyła sobie życie, może zapomniała, nie wiem, w każdym razie zaczęła żyć normalnie.
- Harując w szpitalu? – uniósł powątpiewająco brew, wypijając swoją herbatę jednym haustem.
- Jej wybór – wyjaśniła. - Może to jej było potrzebne. A tu nagle pojawia się osoba odpowiedzialna za wasze troski i puf, wszystko się sypie. – Odstawiła elegancko filiżankę na stolik. Naruto przez chwilę patrzył na nią z dziwną miną.
- Kobiety są dziwne – westchnął w końcu naburmuszony.
Hinata po raz kolejny zdusiła chichot.
- Jakby nie mogła zachowywać się normalnie, rany, każdy popełnia przecież błędy, trzeba dawać innym szanse – wyburczał, zakładając buntowniczo ręce na piersi.
Dziewczyna wywróciła oczami, uśmiechając się delikatnie. Cały Naruto, na wskroś przesiąknięty idealizmem i wiarą w innych.
Dotknęła delikatnie jego twarzy, odwracając ją w swoją stronę.
- Porozmawiam z nią. – Uśmiechnęła się łagodnie, gdy na ustach chłopaka pojawił się szeroki uśmiech.

~*~

- Nie jestem wściekła – stwierdziła opryskliwie Haruno, zamaszystymi ruchami składając pranie. – Wcale mnie on nie interesuje.
Hinata uniosła tylko brew, popijając spokojnie herbatę.
- Niech się pocałuje gdzieś. Nikt nie będzie koło niego skakał, dobre czasy się skończyły.
Hyuuga kiwnęła tylko głową, mieszając powoli łyżeczką herbatę.
- Pieprzony idiota, dobrze mu tak! Niech tam gnije i już – prychnęła, zabierając z fotela ręczniki i przemaszerowała przez pokój, otwierając z rozmachem drzwiczki szafki i upchnęła świeże pranie w półce.
- Nic mnie nie obchodzi, całkowicie nic i już! – Tupnęła nogą, patrząc na Hinatę. – Przecież to idiota. – Hyuuga pokiwała głową. – Po co sobie zaprzątać głowę jakimś pomylonym skazańcem, prawda? – Dziewczyna potwierdziła kolejnym kiwnięciem. -  Cały czas o nim mówię, no nie? – jęknęła w końcu, opadając na fotel.
Hinata ponownie pokiwała głową.
- Może ciasteczko? – zaproponowała, samej również się częstując.
- Rany, jestem okropna – westchnęła, uderzając głową w stolik. – I po cholerę on tu wracał – burknęła w blat.
- Mieszkał tu kiedyś – stwierdziła odkrywczo Hyuuga, podciągając nogi na sofę, przygryzając ciastko.
- No i co z tego? – jęknęła. – Nikt mu nie kazał stąd iść, sam sobie poszedł, a teraz ma czelność jeszcze wracać – prychnęła.
- Wiesz co? Napij się lepiej tej herbaty, bo ci wystygnie – stwierdziła Hinata, kiwając głową w kierunku stołu. Haruno nie zdążyła nic odpowiedzieć, gdyż w pokoju rozległo się stukanie w szybę.
- Czy oni nie znają czegoś takiego jak drzwi? – warknęła, podnosząc się i pochodząc do okna, otworzyła je z rozmachem.
- Czego znowu?
- H-Hokage-sama cię wzywa – powiedział szybko posłaniec. Nieszczęśnik, nie miał szczęścia, zdecydowanie, kolejny raz do Haruno…
Sakura zmrużyła oczy.
- Następnym razem skorzystaj z drzwi – syknęła i zatrzasnęła mu balkon przed nosem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz