Poranna mgła powoli opadała,
osiadając rosą na trawie i co niższych krzewach, a wschodzące słońce coraz
śmielej przebijało się przez korony drzew. Z niknącej mgły wyłoniła się
sylwetka człowieka odzianego w ciemną opończę. Płaszcz wędrowca, poruszający
się lekko w rytm jego kroków, był zniszczony i wystrzępiony po najwyraźniej
długiej podróży, pokryty kurzem i błotem, a gdzieniegdzie widoczne były
zaschnięte, brunatne plamy posoki. Postać miała zarzucony na głowę kaptur, w
cieniu którego chowała ściągniętą zmęczeniem twarz. Jednak mimo znużenia, oczy
wędrowca pozostały niezwykle czujne i pełne gotowości. Osobnik zatrzymał się na
chwilę przed potężną, otwartą zapraszająco bramą i przez moment przyglądał się
symbolowi umieszczonemu na jej szczycie. Z dziwnym westchnieniem, ni to ulgi ni
to zniecierpliwienia, przekroczył mury wioski, niezatrzymywany przez nikogo.
Mężczyzna, chowający się w cieniu kaptura, ściągnął brwi zerkając dyskretnie na
kilka strategicznych miejsc. To, że nikt go do tej pory nie zatrzymał było trochę
dziwną rzeczą, jednak dobrze wiedział, że już jest obserwowany, lecz skoro
jeszcze nie zareagowali, postanowił się tym nie przejmować, podążając nadal spokojnym
krokiem w kierunku wielkiego, czerwonego budynku. Mimo że starali się być
naprawdę dyskretni, jego wyczulony słuch odbierał najmniejsze i najcichsze sygnały.
Trzech chuuninów i dwóch ANBU. A kilka budynków dalej czekało trzech kolejnych
zamaskowanych ninja. Wywrócił tylko oczami, wciągając mocniej rześkie powietrze
poranka. Nadal niezatrzymywany przez nikogo, wolnym krokiem wszedł do potężnego
budynku administracyjnego, w którym rezydował Hokage wioski. Doprawdy, nie
powinni tak ryzykować. A gdyby się okazało, że wcale nie ma pokojowych
zamiarów? Naiwniacy.
Zatrzymał się przed drzwiami
z jasnego drewna, na których przypięta była lśniąca tabliczka.
Tsunade-hime – Piąty Hokage.
Baba. Cudownie.
Wiedział, że staruszek Sarutobi oddał życie za wioskę, jednak nie interesował
się nigdy, kto został jego następcą. Kardynalny błąd. A do tego władza w rękach
baby, oszaleli już do reszty. Tłumiąc w sobie rozdrażnione prychnięcie, zapukał
do drzwi, po czym nacisnął klamkę, wchodząc do pomieszczenia. Zdążył zrobić
może dwa kroki, gdy jego ruchy zostały nader skutecznie ograniczone. Omiótł
pokój szybkim i uważnym spojrzeniem. Pięcioro zamaskowanych ANBU, którzy go
śledzili, skrępowało go cienkimi, ale jakże mocnymi nićmi chakry, gotowi w
każdej chwili zareagować i pozbawić go życia.
- Uchiha, nie mylę się? –
Spojrzał w kierunku biurka, przy którym siedziała blondynka, mierząc go uważnym
spojrzeniem bursztynowych oczu zza splecionych na wysokości twarzy palców.
- Nie – przyznał, mrużąc
oczy. Tsunade skinęła ręką na jednego z ninja i już po chwili kaptur został
ściągnięty z jego głowy.
- Czemu zawdzięczam tę wizytę? – spytała
szorstkim, stanowczym głosem, wstając zza biurka, a Sasuke poczuł, jak
oplatające go nicie zaciskają się ostrzegawczo na jego ciele.
- Hokage-sama… - zaczął jeden
z ANBU, najwyraźniej chcąc powstrzymać ją od podejścia bliżej, lecz kobieta
uciszyła go jednym machnięciem ręki.
- No, słucham? – Zmarszczyła
brwi, zatrzymując się kilka kroków przed nim.
Słyszał o niej. Jedna z
wielkiej trójki sanninów, księżniczka Tsunade, podobno niesamowicie potężna, a
do tego najlepsza medic-ninja. Zdecydowanie nie była już młodą kobietą, lecz
wcale nie było tego po niej widać, jakby czas się dla niej zatrzymał w kwiecie
i sile wieku. Ściągnął lekko brwi, gdy na czole Hokage zamigotała pieczęć. No
tak, w końcu była lekarzem.
- Chcę pozwolenia na powrót –
odezwał się spokojnie acz stanowczo, bez skrępowania mierząc się spojrzeniem z
blondynką, która przypatrywała mu się chłodno.
To nie była prośba, tylko
żądanie… Usta Hokage wygięły się w delikatnym uśmieszku.
- A więc pragniesz powrotu do
rodzimego kraju. – Zmrużyła oczy i mimo że uśmiechała się z delikatną drwiną,
jej spojrzenie pozostało uważne i poważne. – Kraju, który opuściłeś bez
zezwolenia, który musiał tłumaczyć się z twoich poczynań? – upewniła się i
pewien rodzaj satysfakcji pojawił się na jej twarzy, gdy Uchiha nie
odpowiedział, zaciskając szczękę. Przez kilka dłuższych chwil mierzyli się
spojrzeniami.
- Wiesz co, Sasuke? – spytała
dość niefrasobliwym tonem, przekrzywiając lekko głowę. – Podobasz mi się. I to,
co jestem w stanie wyczuć, a wiem, że to nie wszystko, na co cię stać. Musiałeś
znacznie wyciszyć chakrę, wchodząc na teren Liścia.
Uchiha ściągnął nieznacznie
brwi, zastanawiając się, do czego kobieta zmierza.
- Jesteś dobrym wojownikiem,
świetnie wyszkolonym. – Zrobiła krótką pauzę, mrużąc oczy. Na twarzy młodego mężczyzny
wyraźnie malowało się zniecierpliwienie i rozdrażnienie. – Dlatego mam
nadzieję, że nie będziesz miał do mnie żalu.
Nim zdziwiony Sasuke zdążył
zadać jakiekolwiek, jakże inteligentne pytanie, o co kobiecie chodzi, poczuł
silne uderzenie w pierś, którego była autorką. Nie zdążył nawet sapnąć z
oburzenia, bo już po chwili, trwającej może jedno uderzenia serca, poczuł
straszliwą, wszechogarniająca niemoc. Przed oczami rozbłysła mu biel i poczuł,
jak drżą mu kolana, które nagle, okazało się, nie są w stanie go utrzymać w
pionie. Przyspieszone serce tłukło mu się o żebra i dudniło głośno w uszach.
Poczuł także, jakby coś z niego wypływało, jakby cała jego siła została w jednej
chwili wypompowana, z rąk, nóg, całego ciała… Gdy się ocknął, pierwszym, co zarejestrował,
to nienormalna wręcz pustka i wyczerpanie, jakby nagle ktoś odciął mu źródło
jakiejkolwiek energii i życia. W następnej chwili dotarło do niego, że jest
przytrzymywany przed upadkiem przez dwóch ninja, co świadczyło, że chyba niewiele
się pomylił…
- Co… Co to było? – Naprawdę
chciał warknąć i to tak, jak jeszcze nigdy, lecz z jego ust wyrwało się tylko
słabe sapnięcie. Starał się oddychać wolno, chcąc uspokoić rozszalałe serce i płuca.
Czuł się gorzej niż po niejednym treningu.
- Musiałam zablokować twoje
meridiany – wyjaśniła spokojnie. – Proszę cię, nie staraj się koncentrować
chakry, tylko się osłabisz, a to całkowicie niepotrzebne.
- Po co to wszystko? – syknął, szybkim
ruchem barków odtrącając podtrzymujące go ręce, mimo że jego kolana nadal
niebezpiecznie drżały. Wyprostował się, patrząc chłodno na kobietę.
Tsunade milczała przez
chwilę, mierząc go uważnym spojrzeniem.
- Jeżeli by to zależało ode
mnie – zaczęła po chwili z krótkim westchnieniem, pocierając skronie – nie
musiałbyś przez to przechodzić. Choćby ze względu na tego wstrętnego bachora –
prychnęła, odrzucając włosy na plecy, patrząc na niego stanowczo. – Jednak nie
w mojej gestii jest podjęcie decyzji.
- Słucham? – spytał lodowato.
- Zostałeś uznany przez
wioskę za zdrajcę, twoje dane umieszczone są w książeczce bingo –
poinformowała. – Nawet gdybym chciała, nie mogę cię uwolnić. Musisz stanąć
przed Radą Wioski, to ona podejmie decyzję, takie są procedury. – Spojrzała
poważnie w jego oczy. – Zostanie ci wytoczony proces – odpowiedziała na nieme
pytanie, które odbiło się na jego twarzy. – Wtedy zostanie podjęta decyzja. Do
tego czasu nie mogę ci pozwolić na wolność, Sasuke, przykro mi.
Uchiha spojrzał na nią
chłodno.
- Jaka jest najwyższa kara,
która mi grozi? – Zmrużył oczy, choć już domyślał się odpowiedzi.
Hokage patrzyła przez chwilę
na niego z uwagą.
- Śmierć.
~*~
Zatem to dlatego odcięła mu
całkowicie przepływ chakry, żeby po prostu nie uciekł. Proces, też coś. Nie
będzie nikogo o nic błagał. Nawiasem, cóż za ironia losu, ostatni członek klanu
Uchiha osadzony w więzieniu i czeka na proces, który osądzi jego prawo do
życia, wspaniale. Co on sobie tak właściwie myślał? Że zostanie przyjęty z
otwartymi ramionami, że wszyscy rzucą mu się na szyję? Fakt, spodziewał się
trudności, ale nigdy takich. W ogóle czemu pierwsza rzeczą, jaka przyszła mu do
głowy, było przybycie do tej przeklętej wioski? Mógł pójść gdziekolwiek, zrobić
cokolwiek, ale nie, on pierwszy raz w życiu musiał posłuchać głupiego impulsu i
zawędrować prosto za kratki. Chyba robi się sentymentalny. Oho, głośni sąsiedzi
za ścianą, jak miło. Dobrze, że chociaż pozbyli się tego siedliszcza insektów,
zapewne po poprzednim lokatorze i dali mu nowy materac. Nigdy nie myślał, że
więzienia shinobi wyglądają jak jakieś warownie i są w tak niezwykły sposób
strzeżone. Zdążył się już przekonać, że nawet gdyby jakimś cudem był w stanie
przecisnąć się przez niewielkie okna pod sufitem, zostałby upieczony na
skwarek, o czym co i rusz przypominała mu malownicza pręga na dłoni. Co tu dużo
mówić, Uchiha, wpakowałeś się i to jak jakiś totalny leszcz.
Ciekawe, ile przyjdzie mu tu
gnić. Chociaż trudno ocenić, co gorsze - gnicie w tej warowni, czy po prostu
śmierć. Nawiasem mówiąc, ciekawe, jak zabijają zdrajców i innych zbrodniarzy,
jakoś nigdy się tym nie zainteresował. Trucizna, stryczek? A może krzesło?
Bomba, nie ma to jak być kopniętym przez prąd, wspaniała śmierć, wprost
wymarzona. Jego nowe lokum również niczego sobie, nie większe jak kibel w jego
rezydencji, wspaniale, nawet parawanik wokół toalety, jak zmyślnie, a do tego
dwie niańki za drzwiami, uroczo, o tym zawsze marzył.
Wieść o jego złapaniu pewnie
już się rozeszła, ciekawe jak zareagują… Zresztą, co go to obchodzi, nic go nie
interesują ci ganiający za nim po całym świecie naiwniacy, czyż nie? No
właśnie, więc o co chodzi. Zdecydowanie robi się zbyt sentymentalny, może się
starzeje? Bardzo możliwe, tak, to na pewno to. Dlatego koniec z tym, Uchiha,
będziesz sobie tu siedział i czekał… do usranej śmierci, jakkolwiek jest to
teraz jak najbardziej realne.
~*~
- Musisz ich powiadomić.
Tsunade westchnęła,
zagłębiając się w swoim fotelu. A to mógł być taki piękny dzień. Potarła
skronie. Dopiero minął świt, a już miała dość i czuła się cholernie, naprawdę
cholernie zmęczona. A niech cię, Uchiha.
- Wcale nie mam na to ochoty
– burknęła, zakładając ręce na piersi.
- Hokage lubi sobie
pożartować. – Szarowłosy jounin, kucający do tej pory na parapecie od momentu,
gdy wyprowadzono Uchihę, wskoczył zgrabnie do pokoju.
Gdy Tsunade uparcie milczała,
mężczyzna wywrócił oczami.
- No chyba nie zamierzasz
tego przed nimi ukrywać, Naruto by ci tego nie wybaczył – stwierdził
niefrasobliwie.
- Wiem – mruknęła. – Tylko,
że ich świat znowu wywróci się do góry nogami. – westchnęła.
- Taka kolej rzeczy –
stwierdził filozoficznie, przysiadając na biurku. – Nawiasem mówiąc, naprawdę
nie było innego rozwiązania? – Zerknął na kobietę, a ta pokręciła przecząco
głową.
- Takie są zasady. Gdyby to
zależało ode mnie… No, ale nie zależy. Nie ma co gdybać.
- Zdajesz sobie sprawę, że
oni nigdy nie pałali do Uchihów sympatią? – upewnił się, marszcząc nieznacznie
czoło.
- Wiem i to mnie właśnie
martwi –westchnęła, przeszukując góry papierów. – Coś czuję, że będzie bardzo
ciężko go wybronić. Jeszcze gdy wmiesza się do tego Danzou… Dzięki – mruknęła,
gdy Kakashi podał jej białą buteleczkę. – Miejmy nadzieję, że tego nie zrobi…
Napijesz się? – spytała, nalewając sake do czarki.
- Służba, Hokage. – Mężczyzna
uśmiechnął się pod maską.
- Oczywiście – prychnęła. –
To co robimy? – spytała po chwili, przygryzając paznokieć kciuka.
- Ja się zajmę Naruto –
opowiedział, wstając.
- Tylko go kontroluj, co? Nie
chcę, żeby mi pół wioski z euforii roztrzaskał – burknęła, patrząc jak Hatake
wychodzi przez okno.
- Rozkaz! – dobiegł ją śmiech
mężczyzny.
- Faceci – prychnęła. – Jak
zwykle najgorsze zostawiają na głowie kobiet – burknęła, wyciągając przyrządy
do pisania. Chyba będzie musiała wezwać sobie jakiegoś ANBU na ochronę. Albo
dwóch, tak, trzech będzie w sam raz. I miejmy nadzieję, że przeżyje razem ze
swoim biurem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz