sobota, 12 maja 2012

1. Biała chusta.


Poranna mgła powoli opadała, osiadając rosą na trawie i co niższych krzewach, a wschodzące słońce coraz śmielej przebijało się przez korony drzew. Z niknącej mgły wyłoniła się sylwetka człowieka odzianego w ciemną opończę. Płaszcz wędrowca, poruszający się lekko w rytm jego kroków, był zniszczony i wystrzępiony po najwyraźniej długiej podróży, pokryty kurzem i błotem, a gdzieniegdzie widoczne były zaschnięte, brunatne plamy posoki. Postać miała zarzucony na głowę kaptur, w cieniu którego chowała ściągniętą zmęczeniem twarz. Jednak mimo znużenia, oczy wędrowca pozostały niezwykle czujne i pełne gotowości. Osobnik zatrzymał się na chwilę przed potężną, otwartą zapraszająco bramą i przez moment przyglądał się symbolowi umieszczonemu na jej szczycie. Z dziwnym westchnieniem, ni to ulgi ni to zniecierpliwienia, przekroczył mury wioski, niezatrzymywany przez nikogo. Mężczyzna, chowający się w cieniu kaptura, ściągnął brwi zerkając dyskretnie na kilka strategicznych miejsc. To, że nikt go do tej pory nie zatrzymał było trochę dziwną rzeczą, jednak dobrze wiedział, że już jest obserwowany, lecz skoro jeszcze nie zareagowali, postanowił się tym nie przejmować, podążając nadal spokojnym krokiem w kierunku wielkiego, czerwonego budynku. Mimo że starali się być naprawdę dyskretni, jego wyczulony słuch odbierał najmniejsze i najcichsze sygnały. Trzech chuuninów i dwóch ANBU. A kilka budynków dalej czekało trzech kolejnych zamaskowanych ninja. Wywrócił tylko oczami, wciągając mocniej rześkie powietrze poranka. Nadal niezatrzymywany przez nikogo, wolnym krokiem wszedł do potężnego budynku administracyjnego, w którym rezydował Hokage wioski. Doprawdy, nie powinni tak ryzykować. A gdyby się okazało, że wcale nie ma pokojowych zamiarów? Naiwniacy.
Zatrzymał się przed drzwiami z jasnego drewna, na których przypięta była lśniąca tabliczka.
Tsunade-hime – Piąty Hokage.
Baba. Cudownie. Wiedział, że staruszek Sarutobi oddał życie za wioskę, jednak nie interesował się nigdy, kto został jego następcą. Kardynalny błąd. A do tego władza w rękach baby, oszaleli już do reszty. Tłumiąc w sobie rozdrażnione prychnięcie, zapukał do drzwi, po czym nacisnął klamkę, wchodząc do pomieszczenia. Zdążył zrobić może dwa kroki, gdy jego ruchy zostały nader skutecznie ograniczone. Omiótł pokój szybkim i uważnym spojrzeniem. Pięcioro zamaskowanych ANBU, którzy go śledzili, skrępowało go cienkimi, ale jakże mocnymi nićmi chakry, gotowi w każdej chwili zareagować i pozbawić go życia.
- Uchiha, nie mylę się? – Spojrzał w kierunku biurka, przy którym siedziała blondynka, mierząc go uważnym spojrzeniem bursztynowych oczu zza splecionych na wysokości twarzy palców.
- Nie – przyznał, mrużąc oczy. Tsunade skinęła ręką na jednego z ninja i już po chwili kaptur został ściągnięty z jego głowy.
 - Czemu zawdzięczam tę wizytę? – spytała szorstkim, stanowczym głosem, wstając zza biurka, a Sasuke poczuł, jak oplatające go nicie zaciskają się ostrzegawczo na jego ciele.
- Hokage-sama… - zaczął jeden z ANBU, najwyraźniej chcąc powstrzymać ją od podejścia bliżej, lecz kobieta uciszyła go jednym machnięciem ręki.
- No, słucham? – Zmarszczyła brwi, zatrzymując się kilka kroków przed nim.
Słyszał o niej. Jedna z wielkiej trójki sanninów, księżniczka Tsunade, podobno niesamowicie potężna, a do tego najlepsza medic-ninja. Zdecydowanie nie była już młodą kobietą, lecz wcale nie było tego po niej widać, jakby czas się dla niej zatrzymał w kwiecie i sile wieku. Ściągnął lekko brwi, gdy na czole Hokage zamigotała pieczęć. No tak, w końcu była lekarzem.
- Chcę pozwolenia na powrót – odezwał się spokojnie acz stanowczo, bez skrępowania mierząc się spojrzeniem z blondynką, która przypatrywała mu się chłodno.
To nie była prośba, tylko żądanie… Usta Hokage wygięły się w delikatnym uśmieszku.
- A więc pragniesz powrotu do rodzimego kraju. – Zmrużyła oczy i mimo że uśmiechała się z delikatną drwiną, jej spojrzenie pozostało uważne i poważne. – Kraju, który opuściłeś bez zezwolenia, który musiał tłumaczyć się z twoich poczynań? – upewniła się i pewien rodzaj satysfakcji pojawił się na jej twarzy, gdy Uchiha nie odpowiedział, zaciskając szczękę. Przez kilka dłuższych chwil mierzyli się spojrzeniami.
- Wiesz co, Sasuke? – spytała dość niefrasobliwym tonem, przekrzywiając lekko głowę. – Podobasz mi się. I to, co jestem w stanie wyczuć, a wiem, że to nie wszystko, na co cię stać. Musiałeś znacznie wyciszyć chakrę, wchodząc na teren Liścia.
Uchiha ściągnął nieznacznie brwi, zastanawiając się, do czego kobieta zmierza.
- Jesteś dobrym wojownikiem, świetnie wyszkolonym. – Zrobiła krótką pauzę, mrużąc oczy. Na twarzy młodego mężczyzny wyraźnie malowało się zniecierpliwienie i rozdrażnienie. – Dlatego mam nadzieję, że nie będziesz miał do mnie żalu.
Nim zdziwiony Sasuke zdążył zadać jakiekolwiek, jakże inteligentne pytanie, o co kobiecie chodzi, poczuł silne uderzenie w pierś, którego była autorką. Nie zdążył nawet sapnąć z oburzenia, bo już po chwili, trwającej może jedno uderzenia serca, poczuł straszliwą, wszechogarniająca niemoc. Przed oczami rozbłysła mu biel i poczuł, jak drżą mu kolana, które nagle, okazało się, nie są w stanie go utrzymać w pionie. Przyspieszone serce tłukło mu się o żebra i dudniło głośno w uszach. Poczuł także, jakby coś z niego wypływało, jakby cała jego siła została w jednej chwili wypompowana, z rąk, nóg, całego ciała… Gdy się ocknął, pierwszym, co zarejestrował, to nienormalna wręcz pustka i wyczerpanie, jakby nagle ktoś odciął mu źródło jakiejkolwiek energii i życia. W następnej chwili dotarło do niego, że jest przytrzymywany przed upadkiem przez dwóch ninja, co świadczyło, że chyba niewiele się pomylił…
- Co… Co to było? – Naprawdę chciał warknąć i to tak, jak jeszcze nigdy, lecz z jego ust wyrwało się tylko słabe sapnięcie. Starał się oddychać wolno, chcąc uspokoić rozszalałe serce i płuca. Czuł się gorzej niż po niejednym treningu.
- Musiałam zablokować twoje meridiany – wyjaśniła spokojnie. – Proszę cię, nie staraj się koncentrować chakry, tylko się osłabisz, a to całkowicie niepotrzebne.
- Po co to wszystko? – syknął, szybkim ruchem barków odtrącając podtrzymujące go ręce, mimo że jego kolana nadal niebezpiecznie drżały. Wyprostował się, patrząc chłodno na kobietę.
Tsunade milczała przez chwilę, mierząc go uważnym spojrzeniem.
- Jeżeli by to zależało ode mnie – zaczęła po chwili z krótkim westchnieniem, pocierając skronie – nie musiałbyś przez to przechodzić. Choćby ze względu na tego wstrętnego bachora – prychnęła, odrzucając włosy na plecy, patrząc na niego stanowczo. – Jednak nie w mojej gestii jest podjęcie decyzji.
- Słucham? – spytał lodowato.
- Zostałeś uznany przez wioskę za zdrajcę, twoje dane umieszczone są w książeczce bingo – poinformowała. – Nawet gdybym chciała, nie mogę cię uwolnić. Musisz stanąć przed Radą Wioski, to ona podejmie decyzję, takie są procedury. – Spojrzała poważnie w jego oczy. – Zostanie ci wytoczony proces – odpowiedziała na nieme pytanie, które odbiło się na jego twarzy. – Wtedy zostanie podjęta decyzja. Do tego czasu nie mogę ci pozwolić na wolność, Sasuke, przykro mi.
Uchiha spojrzał na nią chłodno.
- Jaka jest najwyższa kara, która mi grozi? – Zmrużył oczy, choć już domyślał się odpowiedzi.
Hokage patrzyła przez chwilę na niego z uwagą.
- Śmierć.

~*~

Zatem to dlatego odcięła mu całkowicie przepływ chakry, żeby po prostu nie uciekł. Proces, też coś. Nie będzie nikogo o nic błagał. Nawiasem, cóż za ironia losu, ostatni członek klanu Uchiha osadzony w więzieniu i czeka na proces, który osądzi jego prawo do życia, wspaniale. Co on sobie tak właściwie myślał? Że zostanie przyjęty z otwartymi ramionami, że wszyscy rzucą mu się na szyję? Fakt, spodziewał się trudności, ale nigdy takich. W ogóle czemu pierwsza rzeczą, jaka przyszła mu do głowy, było przybycie do tej przeklętej wioski? Mógł pójść gdziekolwiek, zrobić cokolwiek, ale nie, on pierwszy raz w życiu musiał posłuchać głupiego impulsu i zawędrować prosto za kratki. Chyba robi się sentymentalny. Oho, głośni sąsiedzi za ścianą, jak miło. Dobrze, że chociaż pozbyli się tego siedliszcza insektów, zapewne po poprzednim lokatorze i dali mu nowy materac. Nigdy nie myślał, że więzienia shinobi wyglądają jak jakieś warownie i są w tak niezwykły sposób strzeżone. Zdążył się już przekonać, że nawet gdyby jakimś cudem był w stanie przecisnąć się przez niewielkie okna pod sufitem, zostałby upieczony na skwarek, o czym co i rusz przypominała mu malownicza pręga na dłoni. Co tu dużo mówić, Uchiha, wpakowałeś się i to jak jakiś totalny leszcz.
Ciekawe, ile przyjdzie mu tu gnić. Chociaż trudno ocenić, co gorsze - gnicie w tej warowni, czy po prostu śmierć. Nawiasem mówiąc, ciekawe, jak zabijają zdrajców i innych zbrodniarzy, jakoś nigdy się tym nie zainteresował. Trucizna, stryczek? A może krzesło? Bomba, nie ma to jak być kopniętym przez prąd, wspaniała śmierć, wprost wymarzona. Jego nowe lokum również niczego sobie, nie większe jak kibel w jego rezydencji, wspaniale, nawet parawanik wokół toalety, jak zmyślnie, a do tego dwie niańki za drzwiami, uroczo, o tym zawsze marzył.
Wieść o jego złapaniu pewnie już się rozeszła, ciekawe jak zareagują… Zresztą, co go to obchodzi, nic go nie interesują ci ganiający za nim po całym świecie naiwniacy, czyż nie? No właśnie, więc o co chodzi. Zdecydowanie robi się zbyt sentymentalny, może się starzeje? Bardzo możliwe, tak, to na pewno to. Dlatego koniec z tym, Uchiha, będziesz sobie tu siedział i czekał… do usranej śmierci, jakkolwiek jest to teraz jak najbardziej realne.

~*~

- Musisz ich powiadomić.
Tsunade westchnęła, zagłębiając się w swoim fotelu. A to mógł być taki piękny dzień. Potarła skronie. Dopiero minął świt, a już miała dość i czuła się cholernie, naprawdę cholernie zmęczona. A niech cię, Uchiha.
- Wcale nie mam na to ochoty – burknęła, zakładając ręce na piersi.
- Hokage lubi sobie pożartować. – Szarowłosy jounin, kucający do tej pory na parapecie od momentu, gdy wyprowadzono Uchihę, wskoczył zgrabnie do pokoju.
Gdy Tsunade uparcie milczała, mężczyzna wywrócił oczami.
- No chyba nie zamierzasz tego przed nimi ukrywać, Naruto by ci tego nie wybaczył – stwierdził niefrasobliwie.
- Wiem – mruknęła. – Tylko, że ich świat znowu wywróci się do góry nogami. – westchnęła.
- Taka kolej rzeczy – stwierdził filozoficznie, przysiadając na biurku. – Nawiasem mówiąc, naprawdę nie było innego rozwiązania? – Zerknął na kobietę, a ta pokręciła przecząco głową.
- Takie są zasady. Gdyby to zależało ode mnie… No, ale nie zależy. Nie ma co gdybać.
- Zdajesz sobie sprawę, że oni nigdy nie pałali do Uchihów sympatią? – upewnił się, marszcząc nieznacznie czoło.
- Wiem i to mnie właśnie martwi –westchnęła, przeszukując góry papierów. – Coś czuję, że będzie bardzo ciężko go wybronić. Jeszcze gdy wmiesza się do tego Danzou… Dzięki – mruknęła, gdy Kakashi podał jej białą buteleczkę. – Miejmy nadzieję, że tego nie zrobi… Napijesz się? – spytała, nalewając sake do czarki.
- Służba, Hokage. – Mężczyzna uśmiechnął się pod maską.
- Oczywiście – prychnęła. – To co robimy? – spytała po chwili, przygryzając paznokieć kciuka.
- Ja się zajmę Naruto – opowiedział, wstając.
- Tylko go kontroluj, co? Nie chcę, żeby mi pół wioski z euforii roztrzaskał – burknęła, patrząc jak Hatake wychodzi przez okno.
- Rozkaz! – dobiegł ją śmiech mężczyzny.
- Faceci – prychnęła. – Jak zwykle najgorsze zostawiają na głowie kobiet – burknęła, wyciągając przyrządy do pisania. Chyba będzie musiała wezwać sobie jakiegoś ANBU na ochronę. Albo dwóch, tak, trzech będzie w sam raz. I miejmy nadzieję, że przeżyje razem ze swoim biurem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz