piątek, 30 stycznia 2015

2. Tylko walcząc naprawdę żyjemy. [AoKaga]




- Jak się dziś czujesz?
- Nie wiem. Zwyczajnie…
- Lepiej niż wczoraj?
- Nie.
- Gorzej?
- Pada deszcz.
- Rozumiem.
- On zawsze pada wtedy, kiedy nie powinien. Wiesz… Czemu bitwy na filmach nie mogą się toczyć w słońcu? Albo zawsze, gdy postacie mają coś ważnego do zrobienia, zawsze wtedy pada deszcz i cały plan idzie w cholerę.
- Może deszcz ma klimat?
- Ma zły klimat. Zawsze gdy ma się stać coś złego pada deszcz. Albo jest ciemno. Czemu reżyserowie robią durniów z ludzi? Każdy normalny wchodząc do ciemnego pomieszczenia szukałby światła, albo nie wchodziłby wcale.
- Ty byś nie wszedł?
- Jak byłem dzieckiem bałem się ciemności.
- A teraz?
- Dzisiaj się nie boję. Ani ciemności, ani burzy.
- A deszczu?
- Nie lubię go.
- A boisz się?
- Nie. To tylko deszcz.
- Rozumiem…
- …
- Coś się stało?
- Nie, dlaczego?
- Jesteś zdenerwowany.
- Pada deszcz.
- …
- Wtedy też padał. Nie lubię deszczu.
- W porządku. Chcesz mówić? Ostatnio nie skończyłeś, ale powiedziałeś, że to był najgorszy dzień. Dlaczego?
- Wtedy… wtedy wszystko zaczęło się psuć. Ale jeszcze o tym nie wiedziałem.
- Teraz wiesz?
- Tak. Wszystko wtedy było nie tak, a ja to przegapiłem. Od tego dnia się zaczęło.
- To może opowiesz mi co było dalej?
- …
- Jeżeli nie chcesz, możemy z tym poczekać.
- To… to nie to… Jeszcze nikomu nie mówiłem.
- Ja wysłucham wszystkiego, cokolwiek by to było, wszystko, co chcesz powiedzieć.

###

Cieszył się jak wariat. Nie, to mało powiedziane, cieszył się jak kompletny dureń. Do licha, naprawdę się dostał! Cieszył się, ekscytował się, ale chyba dopóki nie stanął w murach uczelni, nie wierzył, że to prawda. Ale to była prawda. Dostał stypendium, dostał miejsce w sportowej akademii i będzie mógł teraz robić to, co kochał – trenować ile dusza zapragnie. Ciągle z kimś nowym, z kimś lepszym do pokonania.
W tamtym czasie czuł, jakby wszystkie troski i problemy się go nie imały, jakby wszystko musiało, po prostu musiało ułożyć się dobrze. Najlepiej! Bo niby jak coś w tamtym czasie mogłoby się popsuć? W końcu jak człowiek dostaje od losu taką szansę, nie ma możliwości, by coś mogło pójść nie tak, po prostu musiało być dobrze. Marzenia nie spełniają się po to, by człowieka miała spotkać jakaś katastrofa.
Chyba że katastrofą nazwie się spotkanie oko w oko z największym życiowym utrapieniem – odwiecznym rywalem. Doprawdy, powinien cofnąć wszystko to, co myślał wcześniej o łucie szczęścia, o przychylności bogów, czy co tam zdarzyło mu się jeszcze pomyśleć w przypływie radości…
Nie bez trudu odnalazł salę gimnastyczną, na której jego rocznik miał mieć spotkanie organizacyjne ze swoim opiekunem, a po którym miały odbyć się pierwsze zajęcia treningowe. Tak po prawdzie, to nawet nie zdawał sobie sprawy, ile zajęć teoretycznych go czeka… Ale z tym się jakoś upora, póki co cieszyła go myśl, że będzie mógł się rozwijać w czymś, co naprawdę kochał.
Hala była naprawdę wielka, bez porównania większa od tej, którą dysponowali w liceum. Spora grupa studentów stała po drugiej stronie sali i tam też się skierował, rozglądając się po pomieszczeniu, przyglądając się mijającym go i gadającym ludziom, grupce trenerów w sportowych strojach rozmawiających niedaleko. Palce aż go świerzbiły, żeby zagrać, energia rozpierała każdą komórkę jego ciała. Przyglądał się czekającym chłopakom. Niektórzy wyglądali na silnych i sprawnych, inni byli jakby ich zaprzeczeniem, jeszcze inni już zaczynali dokazywać.
Zauważył go dopiero po chwili, gdyż stał nieco za grupą, opierając się o drabinki w towarzystwie innych chłopaków, którzy jak on leniwie omiatali spojrzeniami całą resztę nadpobudliwego towarzystwa.
Kagami czuł jak nogi wrosły mu w ziemię i nie był pewny czy jęknął na głos, czy tylko w swoich myślach. Aomine Daiki, co ty tu kurwa robisz?
Gdy minęło pierwsze zaskoczenie tym, że ten wkurzający, irytujący typ też tutaj jest, Kagami poczuł coś na kształt przewrotnego zadowolenia. W końcu nic tak lepiej nie działa na samorozwój jak dobry rywal pod ręką. Bo to, że on i Aomine byli rywalami, było jasne już od pierwszego meczu jaki rozegrali. Co prawda miał nadzieję nie spotkać nikogo znajomego, tylko skupić się na nowych wyzwaniach, to w sumie nie ma nic złego w starym, znajomym rywalu, z którym znają się niemal na wylot i tym trudniej go pokonać…
Nie wiedział, ile gapił się na Aomine, ale oczy chłopaka w końcu skierowały się na niego. Przez chwilę na jego twarzy widniało zaskoczenie, które Kagami sam poczuł, ale szybko ustąpiło miejsca krzywemu uśmieszkowi i Taiga był więcej niż pewny, że Aomine parsknął pod nosem. Co za cholerny idiota, jeszcze nie zdążył się pogodzić z tym, że razem studiują, a on już go wnerwia.
Warknął, kręcąc głową i skupiając uwagę na podstarzałym trenerze, który gwizdkiem przywołał wszystkich do siebie. Kagami niekoniecznie przysłuchiwał się przemowie swojego opiekuna, czekając w znudzeniu na rozpoczęcie treningu. Wszystkie te durne formalności wlatywały mu jednym uchem a wylatywały drugim. Ożywił się dopiero, gdy przyszło się zapisywać do sekcji, w których chcieli być. Gdy lista do niego dotarła, bez wahania wpisał się w rubryczce z koszykówką, z zadowoleniem zauważając tam już kilka wpisów. Wpisał się też do ogólnosprawnościówki i podał listę dalej ze zniecierpliwieniem czekając aż inni się wpiszą i będą mogli w końcu zacząć.
Gdy lista wylądowała w rękach asystenta trenera, dano im kilka minut na przebranie się, po czym zaczęły się zajęcia. Proste, podstawowe zajęcia wytrzymałościowo-sprawnościowe nie były dla niego żadnym problemem, ale tor przeszkód jaki im przygotowano z najlepszego wywlekł by płuca. Ale o to chodziło, właśnie o to. Im trudniej i ciężej tym lepiej. Kagami przyglądał się kątem oka ćwiczącemu Aomine i zastanawiał się dlaczego to robi, skoro gość potrafił go tylko irytować. Ale może miało to związek z tym, że był jedyną znaną mordą w otoczeniu? W każdym razie nawet Aomine musiał się pozbyć swojej nonszalanckiej pozy znudzonego lenia. Właściwie, gdy Kagami się nad tym zastanawiał, to obecność Aomine tutaj była zaskakująca. Biorąc pod uwagę jaki chłopak miał stosunek do treningów, nie spodziewał się, że ten będzie chciał kontynuować karierę sportowca.
Po skończonym treningu, zalani potem, udali się do szatni ledwie zipiąc. Na widok rozbawionych min trenerów przez myśl Kagamiego przebiegło, czy te dziady zawsze tak witają nowych. W każdym razie mało kto tryskał takim entuzjazmem jak przed treningiem, a kilku nawet słaniało się z mało tęgimi minami. Ciekawe ile wytrzymają.
Po szybkim prysznicu spakował się i przygładzając wilgotne włosy udał się do wyjścia. W drzwiach niemal zderzył się z Aomine wychodzącym z drugiej, przyległej szatni.
- Patrz jak chodzisz, Bakagami – prychnął na niego, wciskając ręce do kieszeni spodni.
- Lepiej sam patrz, Ahomine – odpyskował, mierząc go chłodnym spojrzeniem. – Co ty tutaj w ogóle robisz? – wyburczał.
Brew Aomine powędrowała do góry w kpiącym geście, który tak denerwował Taigę.
- A na co ci to wygląda? – spytał, przeciągając leniwie słowa.
- Nie ważne. – Wywrócił oczami. – Znając twój zapał, wyleją tę twoją leniwą dupę po miesiącu. – Teraz to on uśmiechnął się z ironią
- Żebyś się nie zdziwił, Bakagami – parsknął i wyminął chłopaka. – Będę pierwszym, który skopie ci dupę na jutrzejszym treningu. – Machnął ręką na odchodnym, a Kagami odprowadzał go wkurzonym spojrzeniem.

###

         Kolejne tygodnie były dla Kagamiego jednym wielkim zawirowaniem pełnym bieganiny, potu, endorfin na poziomie przedawkowania i niewyspania. A co najlepsze kompletnie mu to nie przeszkadzało. Mimo że treningi były ciężkie i potrafiły sprawić, że wlekł się do szatni na drżących nogach, mimo że niemal wszystkie zajęcia prócz tych ruchowych były dla niego mową-trawą, mimo bieganiny od akademii do pracy, z pracy do szpitala, ze szpitala do domu… To był szczęśliwy. Naprawdę, naprawdę był wtedy szczęśliwy, co od choroby matki raczej mu się nie zdarzało. Zresztą mama, która podzielała jego entuzjazm i wysłuchiwała wszystkie tyrady od tych pełnych radości do skrajnego wkurzenia, sprawiała, że tym bardziej parł naprzód.
Kagamiego nie specjalnie pochłaniały zajęcia teoretyczne i metodyki sportu, zdecydowanie bardziej skupiał swoją uwagę na tych wymagających siły fizycznej. Chociaż ten balet… Ku zgrozie wszystkich mężczyzn w ich naprawdę licznej grupie w planie zajęć widniały elementy baletu i mimo że każdy przysięgał na swoją męską dumę, że nigdy w życiu nie będzie kręcił żadnych piruetów w trykotach… Z trenerami nie było żartów, potrafili przekonać każdego. I tak ponad setka facetów w każdy piątek o trzynastej na wypożyczonej sali od sekcji baletowej ćwiczyła… balet. Chwała wszystkim bogom, że obeszło się bez trykotów. Niemniej każdy z nich czuł się jak jakiś pieprzony, niezgrabny słoń w składzie porcelany i chociaż sytuacja aż prosiła się, by ponabijać się z innych, jak próbują wyglądać lekko i zwiewnie jak baletnice, to każdy z nich był tak zażenowany tym, co mieli robić, że były to jedyne zajęcia, które odbywały się bez testosteronowych przepychanek. Zresztą trenerzy prowadzący te zajęcia jasno dawali do zrozumienia, że ich przedmiotu nie należy lekceważyć i jest bardzo istotny w poprawie koordynacji, której, jak ciągle wypominali, wielu brakuje. To naprawdę skutecznie zamykało wszystkim gęby i skupiali się na modlitwach, by te dwie godziny minęły jak najszybciej.
- Nienawidzę tych pieprzonych zajęć, czuję się jak jakaś baba, do cholery – prychnął jeden z chłopaków, gdy opuszczali salę, udając się do szatni. Tego typu zdanie pojawiało się w każdy wtorek co najmniej… z milion razy i wszyscy tylko ponuro kiwali głowami za każdym razem, gdy padało.
- Hej! Hej! – Niski blondyn stanął  na ławce, żeby było go lepiej słuchać. – W piętek po zajęciach organizujemy imprezę w akademiku! Wstęp wolny z własnym wkładem!
Po tym ogłoszeniu entuzjazm zdecydowanie wzrósł, w każdym razie balet odszedł w niepamięć.
- Wybieracie się? – spytał Takada Chouzo, jeden z członków sekcji koszykarskiej, z którym Kagami zdążył się już zakolegować.
Teraz zamyślił się nad pytaniem. Właściwie od rozpoczęcia zajęć nie miał czasu na żadne rozrywki, jego „grafik” był mocno napięty. Fakt, udało mu się parę razy wynaleźć chwilę, by wyskoczyć z chłopakami z sekcji na piwo, ale wszystkie większe imprezy odpuszczał sobie jak do tej pory. Ale teraz…
- W sumie czemu nie – mruknął, co zostało przyjęte z entuzjazmem. Nie miał za wiele czasu, żeby rozprawiać z chłopakami o imprezie, więc obiecując, że się zdzwonią, jako jeden z pierwszych opuścił szatnię.
Mama, do której udał się w przerwie między zajęciami, była zadowolona, że w końcu gdzieś się wybiera ze znajomymi. Nie podobało jej się, że jej syn spędza czas w ciągłej bieganinie między uczelnią, szpitalem, pracą i domem, odmawiając sobie wszelkich rozrywek typowych dla młodych ludzi. Taiga w sumie niczego szczególnego nie żałował, dużo bardziej wolał spędzać czas z matką, która, wydawało mu się, w ostatnim czasie jakby schudła i postarzała się o kilka lat. Lecz każde jego pytanie ignorowała i fukała na niego karcąco, że nic nie jest, więc przestał pytać.
Przez dłuższą chwilę przyglądał się jej spokojnej, śpiącej twarzy z lekkim uśmiechem, który szybko znikał im bardziej widział, jak choroba niszczyła jego matkę. Westchnął krótko, wstając i pozostawiwszy na jej szafce małego, papierowego żurawia, wyszedł, pozwalając jej w spokoju odpocząć.
Pomagając staruszce w uporaniu się z windą rozmyślał, czy naprawdę na ochotę na jakiekolwiek imprezy. Rozmyślał o tym nawet, jak pomagał kobiecince zlokalizować przystanek i autobus, którym powinna pojechać, by trafiła tam gdzie chciała. Stwierdził w końcu, że jeżeli nie pójdzie, matka się na niego wkurzy, więc koniec końców w piątek wieczorem wylądował w domu studenckim, który aż drżał w posadach od głośniej muzyki i hałasu. W sumie nie było tak źle, szybko odnalazł się z kolegami z sekcji, z którymi zaśmiewał się z innych studentów wyprawiających naprawdę dziwne rzeczy pod wpływem procentów. Największa atrakcją były rzecz jasna dziewczyny, których w całej akademii sportowej było niewiele, a tutaj nagle było ich tyle, że wszyscy zdawali się głupieć jeszcze bardziej niż normalnie. Ciekawe skąd ich tyle wytrzasnęli.
- Stoisz w przejściu, Bakagami.
Taiga wyrwał się z małego zagapienia na śliczną blondynkę słysząc pełne zniecierpliwienia stwierdzenia. Opuścił butelkę z piwem, które zamarła w jego dłoni w połowie drogi do ust, gdy zauważył dziewczynę i spojrzał na Aomine.
- No i? – burknął, upijając w końcu łyk piwa.
- No i jak chcesz, to cię przestawię, ale nie obiecuję, że nie będzie bolało – prychnął.
- Zawsze możesz spróbować – parsknął, robiąc mu jednak miejsce. – Co się w ogóle stało, że wielki pan Aomine uświetnił tę imprezę swoją obecnością.
- To takie dziwne? – Uniósł ironicznie brew, opierając się ramieniem o ścianę i upijając swoje piwo.
- No raczej – mruknął. Aomine raczej nie był towarzyskim typem, bywał na imprezach równie rzadko jak Taiga, dlatego tak zaskakująca była jego obecność.
- Niektórzy nie mają czasu, żeby marnować go na tego typu rozrywki.
- Taa, coś o tym wiem – burknął do siebie, gapiąc się jak jego śliczna blondynka kieruje się do wyjścia z gościem z sekcji piłkarskiej. Eech…
- Nie masz czego żałować.
Spojrzał na Aomine, który jak się okazało, przyglądał się mu cały czas.
- To już trzeci facet, z którym wychodzi, jeszcze byś jakiegoś parcha złapał. – Jego usta wykrzywił kpiący uśmieszek.
- Taaa? Czyżbyś był jednym z tych trzech? – Tym razem to on uniósł brew z drwiną.
Daiki parsknął wyraźnie rozbawiony.
- Byle czego nie tykam, ale ty rób co chcesz, Baaakagami. – Uderzył spodem butelki w jego butelkę i odszedł, ignorując kompletnie Kagamiego, który puścił do niego wiązankę przekleństw, gdy jego piwo wystartowało ze szkła.
Taiga wbił wkurwione spojrzenie w plecy odchodzącego Aomine, strzepując piwo z palców. Jak on go nie znosił.



###
A broken mess,
 just scattered pieces of who I am
I tried so hard
Thought I could do this on my own
I've lost so much along the way

###


Kagamiemu tygodnie mijały jak zaklęte, jeden za drugim, w coraz większym pośpiechu. Dzielił czas między pracę i coraz większą ilość na uczelni, ale nie narzekał. Lubił działanie. Jednak chyba przez to przegapił coś istotnego. Przestał dostrzegać to, co powinien dostrzec już dawno i uświadomić sobie co to. Ale życie nie znosi próżni tak samo jak nie znosi przewlekłego szczęścia. Odwieczna zasada świata – jeżeli coś ma się schrzanić, to prędzej czy później się schrzani, bez względu na to, czy człowiek jest przygotowany czy nie.
Tamtego dnia lało jak z cebra i nawet mimo parasola jego rękawy i nogawki spodni  były kompletnie przemoczone. Myślałby kto, że nadeszła pora deszczowa.
Piętą zatrzasnął za sobą drzwi, kładąc parasol na podłodze i od razu ściągając przemoczoną bluzę. Dopiero gdy opuścił łazienkę, Kagami zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w buty ojca leżące w holu.
- Tato?
- Taiga. Chodź na chwilę.
Przez chwilę stał w miejscu i nie wiedział dlaczego żołądek ścisnął mu się spazmatycznie. Nie mieli z ojcem nigdy jakiegoś genialnego kontaktu, obaj byli milczącymi typami, jednak jeszcze nigdy nie czuł takiej obawy przed stanięciem z ojcem oko w oko. Jak małe dziecko, które coś spsociło. Z tym, że on już nie psocił i nie był małym dzieckiem. Dreszcz, który go przebiegł nie miał nic wspólnego z tym, że było zimno. Po prostu… ogarnęły go złe przeczucia. Z trudem zmusił się, by ruszyć z miejsca, mając świadomość, że coś wyje mu alarmująco gdzieś w tyle głowy.
Ojciec siedział w fotelu z łokciami wspartymi na udach. Taiga z wahaniem skierował się w jego stronę, czując dziwną ciężkość w całym ciele.
Znał ten wyraz twarzy.
- Usiądź – wychrypiał mężczyzna, a chłopak jak na autopilocie opadł na kanapę naprzeciwko.
Ojciec zmagał się ze sobą; Kagami to widział, widział, jak ojciec chce mu coś powiedzieć i nawet wiedział, czuł, co to ma być. Potworna, odrętwiająca niemoc spłynęła po całym jego ciele, jakby ktoś wylał mu na czubek głowy lodowatą wodę.
Nie. Nie.
- Taiga…
Nie. Nie mów tego. Po prostu tego nie mów.
- Wracam ze szpitala.
Nie, nie, nie. Proszę, nic nie mów, nic.
- Mama… Mama odeszła – wyrzucił z siebie, chowając twarz w dłoniach.
Kagami siedział, patrząc na ojca bezmyślnie, jakby ktoś uderzył go ciężkim obuchem w głowę. Cisza aż dzwoniła w uszach. Czuł i niemal słyszał, jak wszystko w jego środku, jak wszystko w jego wnętrzu kruszy się. Łamie. Rozpada.
W jego głowie jak echo huczały słowa, że odeszła. Odeszła. Jego mama odeszła. Już jej nie ma. Po prostu tak z dnia na dzień jej nie ma.
Nie ma.
Podniósł się, czując, że kręci mu się w głowie, że żołądek ma… Że żołądek, że wszystkie wnętrzności zniknęły. Że nic już w nim nie ma. Nic. Oszołamiająca, brzęcząca w uszach pustka.
- Taiga…
Nawet nie usłyszał ojca. Nie słyszał nic. Wsunął stopy w wilgotne buty, zabrał piłkę i wyszedł. Na zewnątrz ulewa wściekle siekała chodniki, ulice, domy… Kagami szedł przed siebie nie czując nic. Nie czując żadnego zimna lodowatego deszczu, obijając się o spieszących się ludzi, którzy oglądali się za nim w zdumieniu. A on szedł i szedł, i przyspieszał, aż w końcu gnał przed siebie jakby ktoś go gonił.
Wpadł na boisko dysząc ciężko. Dłonią wytarł mokrą twarz i na sztywnych, jakby zmartwiałych nogach podszedł do kosza. Nie słychać było nic prócz jednostajnego szumu deszczu. Nawet uderzenia piłki o podłoże zniknęły w tym szumie.
A Kagami grał. Grał i grał, rzucając piłkę do kosza raz po raz. Jeden wsad, dugi, trzeci czwarty. Rzut. Pierwszy, drugi, trzeci… Wsad. Krok, krok, wyskok, wsad.
Coraz szybciej, coraz mocniej. I mocniej, i jeszcze mocniej, i jeszcze bardziej…
Poślizgnął się na mokrym boisku omal się nie przewracając. Piłka wyleciała z jego rąk. Oddychając ciężko złapał ją i rzucił ją z całej siły w kierunku kosza. Odbiła się ze stłumionym przez deszcz hukiem od tablicy i poleciała z powrotem. Złapał i rzucił ją ponownie. Z całej siły. Z całej siły jaką tylko posiadał. Rzucił jeszcze raz i jeszcze raz, a gdy ledwie mógł złapać oddech kopnął ją, a piłka odbiła się od siatki. Zagryzając z całej siły wargi, kopnął jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze... Piłka przeleciała nad ogrodzeniem, a Kagami opadł na kolana oddychając z trudem. Oparł czoło na drżących jak w febrze rękach pozwalając, by deszcz bezlitośnie chłostał jego plecy. Wszczepił palce we włosy, nie mogąc zapanować nad szarpiącym jego gardłem szlochem.
To takie nic. To życie to takie kompletnie, bezwartościowe nic.
Łapał powietrze, jak ryba wyjęta z wody, lecz jego płuca zamknęły się, zatkały, stało się z nimi coś złego, nie mógł oddychać. Łapczywymi wdechami próbował pochwycić trochę tlenu, lecz nie potrafił. Nic już nie potrafił, kompletnie nic. Nawet oddychać. Nic, kompletnie nic. Spazmatyczny oddech sprawiał, że obraz zachodził mu mgłą, dwoił się i troił, ciśnienie szumiało w uszach.
Życie to nic. Nic, nic, nic. Kompletne, nic nie znaczące nic…
Trząsł się cały, nie mogąc zmusić swoich płuc, by z nim współpracowały, a obraz przed oczami rozmywał mu się coraz bardziej. Świetliste koła tańcowały i obijały się od siebie, były jak kolorowe… bańki…  kręciły się… i pryskały…. znikały, jak…

_________
H.: Nie sprawdzałam błędów, bo normalnie nie mam siły, to niskie ciśnienie mnie normalnie usypia, aż się dziwie, że w ogóle dokończyłam ten rozdział dzisiaj q,q A przy okazji płakam, że robię Kagamiemu taką krzywdę, biedactwooo *głasku głasku* ;////; A Wy co sądzicieeee? Ktoś ciekawy dalszej opowieści Taigi? ^^

8 komentarzy:

  1. Awwwww biedny mały taiga (uwielbiam go takiego :D ), już nie mogę się doczekać co dalej nooo zakończyć w takim momencie to zbrodnia!
    Za dużo emocji uffffff chcem więcej :D
    (obrazek w tle jest boski)
    Dużo weny i czasu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też go uwielbiam takiego, a już zwłaszcza biednego q,q XDDD To przez Kagamiego w takim momencie! XD Obrazek zrobił mi aww *,*
      Dziękuję i dziękuję za komentarz! <3

      Usuń
  2. Jej w końcu jest,nawet nie wiesz jak się cieszę że dodałaś drugą część.Wlaśnie na to czekałam :) Biedny Kagami :( Już nie mogę się doczekać następnej części :D Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że tyle czasu trzeba czekać ^^""" Wena opuściła na długi czas, no ale postaram się teraz aż tak nie obijać ;p
      Ano bidny ;^;
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  3. Kobieto, ty się jeszcze pytasz czy jestem ciekawa?! Czekałam na to całe życie! Było piękne ������ Boże, błagam dodawaj te rozdziały szybciej, kocham Aokaga i chcę w tym opowiadaniu już dużo Aokagi (i oczywiście dzikich seksów, hihi~) Weny i pozdrawiam ����

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obbwwwuuu to się cieszę i dziękuję ;////////; <3333 Postaram się dodawać w niedużych odstępach, ale póki co mam plan dodać nowy rozdział do każdego z zaczętych opowiadań q-q TT_TT
      <333333333

      Usuń
  4. Buu rozdział smutny jak powrót do szkoły po wakacjach (myślę że to porównanie jest dobre).

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwaga!!!Achtung!!! Komentarz kompletnie bez sensu. XD. Będę płakać 😢 taki biedny Kagamiś buu *beczy jak małe dziecko * :"(

    błagam zlituj się nad biednym niedorozwojem jakim jestem i szybko dodaj kolejny rozdział ;3 ;*

    OdpowiedzUsuń