Wszystkim
czytającym szczęśliwego Nowego Roku!
PART
III
- Coś długo ich nie ma –
mruknął pod nosem Takuro z rękami założonymi na karku i głową opartą o ścianę.
– Ała! Co mnie kopiesz, dupku? – warknął do siedzącego obok najstarszego brata,
który sprzedał mu bolesnego kopniaka w łydkę.
- Przymknij się, kretynie
– syknął Kazu, nie zaszczycając brata choćby jednym spojrzeniem.
- Zejdź ze mnie, dobrze ci
radzę, jak masz jakiś problem to idź sobie pobiegać, jeleniu – prychnął w
odpowiedzi. Brat posłał mu miażdżące spojrzenie.
- A ja radzę ci, przymknij
się, jak nie chcesz stracić zębów.
- To przestań się rzucać
jak skretyniała małpa.
- Takuro, przeginasz…
- To ty przeginasz,
imbecylu!
- Przestań się drzeć,
ludzie się patrzą.
- To przestań mnie
denerwować, księżniczko z histerią.
- Przestawię ci nos.
- Uważaj, żebym ja nie
przestawił tobie.
- Możecie przestać się
kłócić? – jękną Seichi. – Mam was dość.
- Przymnij się, smarku –
warknął Takuro, za co zarobił w łeb od Kazuyi. – Normalnie dotknij mnie jeszcze
raz, a wezmę i ci oddam! – zdenerwował.
- O, mama! – zawołał Sei,
zatrzymując tym samym unoszącą się rękę Kazu.
Dostrzegając ich, Tatsumi
szybkim krokiem podeszła do chłopców i złapała w objęcia Seichi’ego.
- Wyczuwam taką miłość –
burknął pod nosem Taku, gdy matka ściskała Sei’ego i zadawała tysiąc pytań czy
nic mu nie jest. Zanim Takuro zdążył wygenerować bardziej uszczypliwą uwagę,
sam znalazł się w objęciach mamy.
- D-dusisz mnie, kobieto –
wymamrotał.
- Przepraszam, po prostu
zamartwiałam się o was. – Z uśmiechem poprawiła jego rozczochrane włosy. –
Kazuya… - zwróciła się do najstarszego syna, który wyprostował się z napiętym
wyrazem twarzy. – Dobrze, że nic ci się nie stało – powiedziała, dotykając
delikatnie siniaka na jego policzku.
- Nie chcesz mi zafundować
wykładu? – wyburczał pod nosem, zerkając z rezerwą na Tatsumi.
- A chcesz? – Uśmiechnęła
się delikatnie.
- Nie wiem – burknął, a
Tatsumi z trudem stłumiła śmiech.
- Wiecie, że to było bardzo
nierozsądne i nie możecie pakować się w takie sytuacje, chłopcy, mało nie
zeszliśmy z ojcem na zawał. Ale cieszę się, że pomogliście swojej koleżance.
- Mamo, a co teraz będzie
z Nanami-chan? – spytał cicho Sei, łapiąc matkę za rękę.
- Nie wiem – powiedziała
ostrożnie. – Bardzo możliwe, że trafi do specjalnego ośrodka, jeżeli nie będzie
miała żadnych bliskich krewnych.
Widząc spojrzenia synów
wbite w nią, stropiła się nieco. To, że martwili się o nią i przejmowali się
jej losem, widać było jak na dłoni.
- Ale chyba moglibyśmy jej
jakoś pomóc – powiedziała w zamyśleniu.
~~*~~
- Czy chcesz wnieść
oskarżenie? – spytał Aomine, przyglądając się, jak Nanami ociera mokre policzki
chusteczką. To, co dziewczyna mu opowiedziała, nie było łatwe do przełknięcia,
gdy się na nią patrzyło – drżące, zagubione chucherko, jednak schemat nie
różnił się wiele od tego, z czym miał już do czynienia. Matka bądź ojciec nie
żyje, to drugie zapija smutki, a wszystko przelewa na swoje dziecko. To
naprawdę nie było rzadkie zjawisko. Jednak tym razem, może tylko z powodu
synów, może tylko z powodu, że obiecał jej pomóc, a może z powodu tych sarnich,
zranionych oczu na chudej buzi, czuł, że wściekłość na mężczyznę trzeźwiejącego
w areszcie podnosiła mu skutecznie ciśnienie.
Nanami spojrzała na niego
niepewnie.
- Jeżeli się zgodzisz,
wniesiemy oskarżenie o napaść fizyczną i dręczenie – wyjaśnił. – Być może
miałabyś szansę, żeby uwolnić się od ojca…
Aomine nie skończył tego,
o czym myślał, mina dziewczyny jasno mówiła, że nie zamierza tego robić i sama
taka perspektywa ją przeraża.
- Jaka jest twoja decyzja?
– spytał, oddając możliwość wyboru w jej ręce. Nie był dla niej nikim bliskim,
nie musiała do słuchać i przyjmować jego propozycji. A on nie znał jej, nie wiedział,
co siedzi w jej głowie i jakie uczucia żywi do ojca, nie miał prawa niczego na
niej wymuszać.
- Nie chcę. – Nanami
pokręciła głową, splatając drżące dłonie na podołku.
- Jesteś tego pewna?
- Tak.
- Dobra, w takim razie
chodźmy, chciałbym, żeby cię ktoś obejrzał, ten siniak nie wygląda za dobrze. –
Wstał i wyciągnął w jej stronę dłoń. Nanami z wahaniem podała mu swoją i
podążyła z nim do wyjścia.
- Tata! – zawołał Seichi,
zrywając się z krzesła.
Widząc, jak dziewczyna
spina się w sobie, postąpił nieco w przód, by stać przed nią.
- Wszystko dobrze,
Nanami-chan? – spytał z nieśmiałym uśmiechem Sei, który rozjaśnił się, gdy
dziewczyna odpowiedziała na niego lekkim uniesieniem warg.
- Tak, dziękuję za kurtkę.
– Zsunęła okrycie i oddała je chłopcu. – I za pomoc – dodała, nieśmiało
spoglądając na pozostałą dwójkę, która dołączyła do brata.
Aomine spojrzeniem zamknął
usta Takuro, który już je otwierałby coś powiedzieć i za pewno nie byłoby to
nic, co by wypadało.
- Wrócicie z mamą do domu
– poinformował synów. – Ja się zajmę Nanami.
- Co z nią będzie teraz? –
spytał Seichi patrząc na ojca prosząco.
- Wszystko będzie dobrze,
smarku. – Trącił chłopca w nos, wywołując jego uśmiech.
- Dzwoniłam do Tetsuyi,
powiedział, żebyś przyjechał do niego – odezwała się Tatsumi, dotykając ręką
napiętych pleców najstarszego syna.
- To dobrze, miałem się z
nim kontaktować. – Kiwnął głową. – Spotkamy się w domu. Chodź, Nanami. –
Położył dłoń na jej barkach, zmuszając do ruszenia się z miejsca.
Chłopcy patrzyli, jak ich
ojciec oddala się wraz z dziewczyną.
- Nie mogłaby zamieszkać z
nami? – odezwał się po dłuższej chwili Seichi. Tatsumi z delikatnym uśmiechem
pogłaskała go po włosach.
~~*~~
W samochodzie panowała
wręcz idealna cisza. Aomine co jakiś czas zerkał na siedzącą obok dziewczynę,
jednak bynajmniej nie zamierzał jej zagadywać. Po pierwsze, nie miał za bardzo
ochoty gadać ze smarkulą, a po drugie, o czym tu w ogóle rozmawiać? I bez tego
za pewno miała zbyt wiele na głowie, po co dodatkowo poruszać ciężkie tematy.
Podkręcił nieco ogrzewanie, gdy mimo jego kurtki, którą okryła ramiona,
zadrżała.
Daiki czuł coś na kształt
współczucia. Sytuacja, w której się znalazła, musiała być dla niej sporym
szokiem. Jak tu sobie teraz poukładać wszystko w głowie?
Zaparkował samochód pod szpitalem.
Wysiadając spojrzał na niebo, które mimo późnego wieczoru, było przesłonięte
stalowymi chmurami, z których wolno zaczynał prószyć śnieg. Czując przenikliwy
chłód, oparł dłoń na ramieniu Nanami i poprowadził ją do budynku. Dziewczyna
bezwolnie poddawała się wszystkiemu, jakby po prostu się wyłączyła, jakby stała
się głucha i obojętna na to, co się z nią dzieje. Po krótkiej rozmowie z recepcjonistką
podjął wolny spacer wzdłuż korytarza. Nanami siedziała na jednym z krzeseł. W
świetle jarzeniówek była jeszcze bardziej blada, a siniak na jej policzku miał
intensywniejszy, niemal bordowy kolor.
Dostrzegając idącego w ich
kierunku kolegę, zatrzymał się.
- Yo – mruknął na
powitanie.
- Nie masz co robić, tylko
marnować mój czas? – zapytał zgryźliwie Midorima, mierząc Aomine zniesmaczonym
spojrzeniem zza okularów.
- Tak, oczywiście, jestem
osobą, która nie ma lepszych zajęć prócz wkurwiania innych – odpowiedział
cierpko, patrząc, jak Midorima przenosi spojrzenie na Nanami, a potem ponownie
na niego.
- Kto to jest? – spytał,
poprawiając okulary.
- Koleżanka moich synów –
wyjaśnił,
- I to oni ją tak
urządzili? – Uniósł brew, wykrzywiając usta w kpiącym geście.
- A wklepać ci, glonie? –
warknął zirytowany.
- Upewniam się tylko. Nie
byłby to pierwszy raz. Powinienem ci wysłać rachunek za ilość połamanych rąk i
nosów.
- Jasne, jasne, rachunek
poproszę pocztą do domu. – Wywrócił oczami. – Daruj sobie, Midorima, możesz ją
obejrzeć?
- Jestem chirurgiem,
Aomine, nie pediatrą – prychnął.
- No i co z tego?
- Nie zajmuję się
oglądaniem pacjentów.
- A krojeniem ich tak,
tak. I co z tego? Lekarz to lekarz.
- Subtelność twojego
umysłu nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. – Wzniósł oczy do nieba. – Więc co
jej się stało, skoro to nie robota twoich nienormalnych dzieci?
- Jeszcze jedno słowo,
glonie, a przyślę jednak twojej córce ten mandat – warknął.
- Jaki mandat? – Midorima
spojrzał na niego bystro, a Aomine uśmiechnął się krzywo.
- Spytaj Meg – poradził. –
Nie mam czasu, obejrzysz ją? Trafiła do nas po pobiciu przez ojca. Odmówiła
złożenia pozwu – przyglądał się, jak jego kolega ze zmarszczonymi brwiami
patrzy na dziewczynę – ale chciałbym, żeby ktoś ją obejrzał. Nie bardzo chce
rozmawiać.
- Od kiedy to osobiście
wozisz ofiary pobić? – spytał, jednak bez złośliwości, lustrując Nanami
wzrokiem.
- Od kiedy moje gnojki się
nimi przejmują. – Wywrócił oczami. – Jak mówiłem, odmówiła złożenia pozwu, nie
zmuszę jej, ale napisz mi opinię, dobra? Zamierzam śledzić jej sytuacje,
wszystko się przyda.
Midorima rzucił mu
krótkie, uważne spojrzenie i kiwnął głową.
- Poproszę innego doktora,
żeby ją obejrzał. Z kobietą powinna czuć się lepiej – mruknął, podchodząc do
recepcji i prosząc o wezwanie koleżanki.
~~*~~
Aomine zgasił samochód i
przez chwilę zastanawiał się, jak powiedzieć to, co powinien, a co wcale nie
było takie łatwe.
- Pamiętasz, że nie możesz
sama wrócić do domu? – Z uwagą przyglądał się, jak Nanami kiwa nieznacznie
głową. – To jest miejsce, które prowadzi mój przyjaciel. Pomaga dzieciakom w
ciężkiej sytuacji, obiecał, że ci pomoże.
Dziewczyna ledwo
zauważalnie przytaknęła. Daiki stłumił westchnięcie i wyszedł z samochodu.
Otworzył drzwi po jej stronie i przez moment patrzył na wahającą się Nanami.
- Czy j-ja… - zaczęła
nieśmiało, jednak umilkła pospiesznie.
- Co?
Pokręciła głową wysiadając
z samochodu. Aomine ruszył w kierunku biało-zielonego budynku, oglądając się za
siebie, gdy Nanami zostawała w tyle. Zadzwonił domofonem i po chwili otworzyła
mu jedna z wychowawczyń.
- To do mnie. – Znikąd
właściwie pojawił się koło nich Kuroko, patrząc z uwagą na przyjaciela.
- Yo, Tetsu, sorry za porę
– mruknął.
- Nic się nie stało,
Aomine-kun, czekaliśmy na ciebie – powiedział, przenosząc wzrok na towarzyszącą
Aomine dziewczynę. Nanami z trudem hamowała zdenerwowanie. Unikając spojrzenia
Kuroko, chwyciła delikatnie placami rękaw Aomine. Mężczyzna spojrzał na
przyjaciela, który nie przestawał wpatrywać się w dziewczynę. Po chwili zerknął
przelotnie na niego.
- Chodźcie do kuchni –
polecił, prowadząc ich do pomieszczenia obok. – Mizuki-san, poprosimy o dwie
herbaty – zwrócił się do starszej kobiety, stojącej przy kuchence. Kobieta
omiotła ich wszystkich spojrzeniem, zatrzymując go przez chwilę na uczepionej
rękawa Aomine dziewczynie, po czym uśmiechnęła się łagodnie.
- Oczywiście.
- Aomine-kun, możemy
porozmawiać? – Kuroko spojrzał na Aomine, a ten kiwnął głową. Nanami mocniej
uchwyciła się jego rękawa, patrząc na niego z tłumioną paniką w oczach.
- Zostań tu na chwilę –
mruknął, wzdrygając się pod tym przestraszonym spojrzeniem. – Nic ci nie
będzie, zaraz wrócę.
Przez chwilę patrzyła na
niego z drżącą brodą, po czym uwolniła jego rękę.
- Usiądź sobie, kochanie –
odezwała się z uśmiechem pani Mizuki, wskazując dziewczynie miejsce przy stole,
a ta z wahaniem przysiadła na jednym z krzeseł, zerkając na oddalającego się
Aomine. Daiki podążył za Kuroko na korytarz, mając w zasięgu wzroku kuchnię.
- Co jej się stało? –
spytał Tetsuya, marszcząc brwi.
- Ojciec alkoholik jej się
stał – mruknął, ciesząc się w duchu, że Tetsu zawsze przechodzi od razu do
rzeczy.
- Coś więcej prócz tego
siniaka?
- Na szczęście nie, tylko
kilka siniaków więcej. No więc może się zatrzymać u was?
Kuroko kiwnął z wahaniem
głową, po czym spojrzał bystro na przyjaciela.
- Weź ją do siebie.
- Słucham? - Aomine
zamrugał, wyraźnie stracony z pantałyku.
- Weź ją do siebie,
Aomine-kun. Dziewczyna ci ufa, masz coś, co ja będę mógł osiągnąć po paru
dniach, których nie będziemy mieć. – Zmarszczył brwi. – Za dwa dni wróci do
domu jeszcze bardziej zahukana niż do tej pory.
- Co ty gadasz, Tetsu –
mruknął cierpko. – Ona się mnie boi, zresztą jak każdego teraz. Ty się nią
lepiej zajmiesz.
- Ufa ci. U ciebie będzie
jej lepiej.
- Czemu, u licha, wciskasz
mi obcą dziewczynę pod dach? – burknął.
- Sei-chan rozmawia nie
tylko z tobą. – Uśmiechnął się delikatnie, a jego uśmiech poszerzył się, gdy
Daiki warknął „mały gówniarz”. – Jeżeli oczywiście nie chcesz, zajmę się nią
najlepiej jak umiem. Ale jak mówiłem, to mało czasu, żeby jej pomóc, z tobą
będzie jej lepiej to wszystko znieść. Nie zna mnie, obce miejsce, obcy ludzie,
będzie jej ciężko.
- A to tak w ogóle można?
Kuroko uśmiechnął się z
rozbawieniem.
- Załatwię, co trzeba.
- Kiedyś cię uduszę, Tetsu
– warknął.
~~*~~
Zatrzasnął drzwi,
przekręcając zamki.
- Możesz się rozebrać –
mruknął do dziewczyny stojącej w korytarzy, samemu zrzucając buty.
- Daiki… - W drzwiach do
kuchni pojawiła się Tatsumi i umilkła, patrząc to na męża, to na stojąca obok
niego dziewczynę.
- Twój brat – wyjaśnił,
wywracając oczami. – To moja żona – zwrócił się do Nanami – da ci coś do
jedzenia, ja zaraz wracam.
Nanami uniosła rękę,
patrząc za odchodzącym mężczyzną, jednak szybko ją opuściła.
- Witaj, jestem Aomine
Tatsumi, mama Kazuyi, Takuro i Seichiego. – Uśmiechnęła się lekko, podchodząc
do dziewczyny. – Miło cię wreszcie poznać, chłopcy dużo o tobie opowiadali.
- Dobry wieczór –
powiedziała nieśmiało, rumieniąc się delikatnie.
- Pewnie jesteś strasznie
głodna. Chodź do kuchni, dam ci coś ciepłego do zjedzenia, a potem się
położysz, już strasznie późno.
Nanami wzdrygnęła się, gdy
Tatsumi ją dotknęła, jednak dała się poprowadzić do kuchni.
__________
H.:
Z małym poślizgiem, ale jest, ostatni rozdział w tym roku. :) Co prawda mało w
niej aominiątek, ale pewnie rzeczy musiały zostać napisane. Postaram się dać
ich więcej w następnej części.