sobota, 30 czerwca 2012

01. Zemsta

To nie cicha noc smagana chłodnym wiatrem.
To nie ciepło, jakie daje bezpieczna kołdra.
To nie ta nie wygodna pozycja i przewracanie się na łóżku.
To oddech. A raczej westchnienie. Głębokie i nieregularne.
Równie szybkie jak mocne bicie serca.
Tylko ona wie, jak bardzo może być niespokojny sen.
Albo jak bardzo może przerazić koszmar…
                            
*

Znowu była jedenastoletnią dziewczynką. Po raz setny przeżywała tę noc. Po raz tysięczny tam była. Jak każdej nocy, każdej przeklętej nocy, kiedy dręczące ją demony pojawiały się właściwie znikąd. Wyciągały po nią macki. Napawały się jej cierpieniem. Nie pozwalały zapomnieć. Śmiały się w głos i szeptały do ucha, sączyły jad, raz po raz wbijały ostrza prosto w już i tak poranione serce.
Zawsze były.
Zawsze przychodziły.
Jej własna Gehenna.
A ona kolejny raz zasnęła i znalazła się tam… Prawie osiem lat temu, gdzie przeżyła piekło…


- Miyoshi… Miyoshi, córeczko, obudź się, musimy iść.
Kobieta potrząsnęła śpiącą dziewczynką, która powoli uniosła powieki.
- Ale gdzie? I po co? – spytała zaspana i usiadła na łóżku, nie pojmując nic z nerwowej krzątaniny matki.
- Do schronu, kochanie – odpowiedziała i zaczęła przebierać nieprzytomną Miyoshi.
- Do schronu? –  Zaskoczona spojrzała swoją rodzicielkę.
Dopiero teraz zaczęły do niej dochodzić dźwięki z zewnątrz, jakby ktoś odetkał jej nagle uszy. Czarne oczy były pełne zdumienia i strachu.   
- Tak – przytaknęła. – A teraz chodź, musimy się spieszyć. Mamy się jeszcze spotkać z Hinatą.
Pociągnęła córkę za rękę i razem wybiegły z domu.
Miyoshi rozglądała się, przerażona.
Wokół panował zgiełk, ludzie krzyczeli i uciekali w popłochu, kierując się albo do schronów, albo w kierunku, gdzie trwały walki. Raz po raz mijały ich grupy medic-ninja. Budynki płonęły i waliły się.
Nocne niebo przecięła błyskawica i lunął deszcz.
- Mamo, po co ci katana? – zapytała po chwili, patrząc, jak matka przewiesza miecz przez plecy.
Sakura popatrzyła na córkę spod mokrej grzywki.
- Żeby w razie czego nas bronić – odpowiedziała spokojnie, odgarniając wilgotne, czarne włosy z czoła córki. – A teraz ruszajmy.
Pobiegły uliczką między dwoma budynkami, oddalając się tym samym od pola walki. Deszcz lał się z nieba nieprzerwanie, a błyskawice rozświetlały granatowe niebo. Jakby wszystko sprzysięgło się przeciw nim…
Wybiegły zza zakrętu, a Sakura pociągnęła Mi za sobą, chowając się razem z nią między drzewami. Kilka metrów dalej walczyli dwaj mężczyźni. Właściwie trudno to było nazwać walką - shinobi broniący Konohy nie miał najmniejszych szans. Nie z nim…
Kobieta przygryzła wargę, rzucając szybkie spojrzenie przez ramię.
- Miyoshi, posłuchaj – szepnęła do córki. - Siedź tu i nie wychodź. Jeżeli… jeżeli coś poszłoby nie tak, jeżeli coś by mi się stało…
- Mamusiu… - pisnęła zdezorientowana.
- … wtedy uciekaj stąd jak najszybciej, wiem, że potrafisz zrobić to bezszelestnie, rozumiesz? Masz uciekać. – Złapała dziewczynkę za ramiona.
- Ale mamusiu… - szepnęła błagalnie.
- Rozumiesz? – Potrząsnęła nią, patrząc natarczywie w jej oczy.
Usłyszały krzyk zabijanego człowieka i odgłos upadania. Sakura przymknęła na chwilę powieki, po czym spojrzała ostro na dziewczynę.
- Rozumiesz? – powtórzyła.
Miyoshi kiwnęła głową, pociągając nosem.
- Dobrze. A teraz siedź tu – nakazała, a sama wyszła na drogę i skierowała się w stronę mężczyzny, który wolnym ruchem wyciągał miecz z ciała przeciwnika.
Ciemnowłosy ninja skierował na nią wzrok.
 „Bogowie… Uciekaj stąd, Mi, uciekaj jak najszybciej”, pomyślała z rozpaczą. „Bo on zabije nas obie…”
- Witaj, Uchiha – syknęła, wyciągając z pochwy katanę.
Sasuke uśmiechnął się kpiąco, patrząc na wyniosłą minę kobiety.
- Zamierzasz ze mną walczyć? – spytał lekceważącym tonem.
- Nie. Zamierzam cię zabić.
W jednej chwili natarli na siebie.
Wiedziała jedno – za żadne skarby nie patrzeć w jego oczy… W te przeklęte, pełne krwi oczy…
Dwie niewyraźnie smugi tańczyły w deszczu, a iskry, sypiące się wokoło po zetknięciu się ze sobą stali, tylko uwieńczały ten taniec śmierci.
Nie była już tą samą kunoichi, co kiedyś, lecz nie tyko ona się rozwijała. Techniki mężczyzny były jeszcze bardziej przerażające niż kiedyś i tylko lata pracy w ANBU dawały jej możliwość uniknięcia tych najgorszych. Ale wiedziała, od samego początku… I on też wiedział - nie musi łapać ją w swoje genjutsu, żeby wygrać. Zresztą… chyba nawet by tego nie robił, chciałby patrzeć na jej upokorzenie, jego techniki oczne nie są dla niej. I bez niego widział luki w obronie kobiety.
Klony, shurikeny, nadludzka siła… Imponujące, fakt. Może i była godnym przeciwnikiem, ale on jest ponad to.
Odbił się od pobliskiego muru, a Sakura zrobiła to samo, nacierając z ogromną siłą na niego. Zazgrzytał metal, iskry ponownie sypnęły na ziemię, sycząc cicho w zetknięciu z wodą.
„Mi… uciekaj…”
Odskoczyli od siebie, po czym znowu zaatakowali…
Błyskawica przecięła nocne niebo i uderzyła w budynek, który zajął się ogniem.
- Od początku nie miałaś szans – mruknął jej do ucha.
Katana zabrzęczała głucho, upadając na ziemię.
- Nienawidzę cię – szepnęła, a stróżka krwi spłynęła jej po brodzie.
Czarnowłosy przekręcił lekko mieczem, powodując nowe fale bólu. Wyraz twarzy Sakury ewidentnie świadczył, że tylko nieprawdopodobną siłą woli powstrzymuje się od krzyku.
- Wiem, kotku. I bardzo mnie to cieszy – zaśmiał się i brutalnie wyszarpnął miecz z ciała kobiety, patrząc w szeroko otwarte, zielone oczy.
 „Proszę, Mi, bądź daleko stąd, proszę…”
Spojrzał na ciało leżące na ziemi. Włosy kobiety rozsypały się wokół głowy, a czerwone kwiaty krwi spłukiwał deszcz.
- Nieeeeeeee!!!
Odwrócił się, słysząc krzyk.
Kilka metrów przed nim stała dziewczynka, łudząco podobna do Sakury. Z wyjątkiem czarnych włosów i szkarłatnych oczu…
- Zabiłeś ją! – krzyczała, zaciskając ręce na bluzce. – Zabiłeś!!
Łzy strumieniami lały się po jej bladych policzkach.
Zmrużył oczy i zaczął iść w jej kierunku z uniesionym mieczem.
- Kim jesteś, że posiadasz sharingan? – warknął, najwyraźniej całkowicie zaskoczony tym, co widział. Co to za dziecko?!
Między nim a Miyoshi spadła z wielkim hukiem pomarańczowa kula.
Czerwone, lisie oczy spojrzały z nienawiścią na Sasuke, a jasna chakra spowijała rozłożone ręce mężczyzny i całe jego ciało.
- Nie pozwolę ci więcej skrzywdzić kogokolwiek z nas, Uchiha – syknął.
- Kim ona jest?! – krzyknął, próbując go wyminąć, lecz Uzumaki zablokował mu skutecznie drogę.
- Nie poznajesz własnej córki, Sasuke?
Jego chwilę konsternacji wykorzystał Naruto, atakując z impetem.
- Miyoshi, już dobrze, chodź ze mną. – Nakłaniała krzyczącą i szlochającą dziewczynkę Hinata. – Proszę, chodź ze mną…
- Nie! Nie! Nie! On ją zabił! Zabił ją!...   


- Zabił ją! Zabił! Nie! – Miotała się opętańczo.
- Miyoshi, proszę, uspokój się. To tylko sen. To tylko zły sen. Już jestem przy tobie.
Spokojny głos i silne ramiona powoli uspokajały dziewczynę.
- Zabił ją – szlochała, tężejąc w ramionach mężczyzny i pozwalając się przytulić. – Zabił…
- Wiem, Mi, wiem.
Miyoshi zaniosła się rozpaczliwym płaczem.
- I ja też go zabiję, Naruto, zabiję go…
Uzumaki nic nie odpowiedział, tylko mocniej ją przytulił.
Bogowie, co ta dziewczyna musi przechodzić. Prawie każdej nocy przeżywa piekło, prawie każdej nocy budzi się z krzykiem....
Dwa lata… Dwa długie lata minęły, zanim się otrząsnęła z otępienia. Przez miesiące próbowali do niej dotrzeć i nic. Jedyną osobę, jaką w ogóle zauważała, była jego najmłodsza córeczka, Ran. Tylko z tą cichą, skrytą osóbką nawiązała jakikolwiek kontakt i tylko do niej czasem się odezwała lub pozwoliła się jej dotknąć. Nikogo innego nie widziała wokół siebie.
Trenowała, wychodziła z domu i milczała. Jak zaklęta, jakby oduczyła się mówić. Czarne oczy były niewidzące, często przekrwione po nieprzespanych nocach. Z nikim nie rozmawiała, zawsze opuszczała pokój, gdy tylko próbowało się nawiązać z nią jakiś kontakt. Nawet nie pamiętał już, ile raz obserwował ją na samotnych spacerach czy treningach. Zawsze sama, zawsze dająca z siebie wszystko, zawsze w duchu lękająca się snu. Widział to na dnie tych nieprzytomnych oczu. Strach, taki potworny strach, przerażenie. I decyzję.
Aż któregoś dnia sama przyszła do niego. Blada, udręczona wspomnieniami z przeszłości. Nerwowo bawiąc się palcami, kazała sobie wszystko opowiedzieć. Znała oczywiście historię swojego ojca i klanu, do którego oboje należą, lecz wiele rzeczy ze względu na jej wiek przemilczeli. Jednak teraz opowiedział jej wszystko. Jaki był Sasuke, czego się dopuścił, co przeżyła Sakura… wszystko. Miyoshi słuchała w ciszy, nie przerywając mu choćby najmniejszą uwagą czy pytaniem ze swojej strony. Wręcz z pewną obojętnością przysłuchiwała się jego słowom. Lecz w miarę, gdy jego opowieść dochodziła do przeżyć przyjaciółki, twarz dziewczyny miała wyraz cierpienia i zaciętości. Jednak milczała. Dopiero gdy skończył, przytuliła się do niego i długo płakała. On cierpliwie czekał i głaskał ją po włosach.
Odtąd jakby coś się w niej przełamało. Nie trwała już w stanie, w jakim znajdowała się przez blisko dwa lata. Jednak to, co się z nią działo, też nie uspokoiło blondyna. Mimo iż nienawidziła swojego ojca, zaczęła iść w jego ślady. Tak jak kiedyś on, stała się mścicielem, za wszelką cenę chciała pomścić śmierć Sakury.
Przez kolejne lata trenowała jeszcze więcej, niż dotychczas. Poddawała swoje ciało morderczym ćwiczeniom i trzeba przyznać, że niesamowicie rozwinęła swoje umiejętności. Zresztą od samego początku była niezwykłym dzieckiem. Sharingan dziewczyny był chyba najpotężniejszy w całym klanie Uchiha, a na pewno coś takiego nie miało nigdy miejsca.
Na początku, gdy przyszła na świat, nie wiedzieli, co o tym myśleć. Wydawało się to czymś niewiarygodnym, ale było faktem – gdy jako noworodek otworzyła oczka, miały one szkarłatną barwę.
Sharingan od urodzenia? To było coś nieprawdopodobnego! Czegoś takiego chyba nikt nigdy nie widział. Jednak po paru dniach oczy przybrały smolistą barwę, a wrodzona cecha klanu Uchiha rzadko była używana przez młodą dziedziczkę. Ale teraz… Teraz była potężna i…
- Zabiję go, Naruto… Któregoś dnie zginie z mojej ręki…

________

* Tekst nie jest mój. Miałam to spisane w jakimś zeszycie. Nie wiem, czy to czasem nie jest z jakiegoś komiksu, które czytają moje kuzynki. W każdym razie informuję, że nie moje.

1 komentarz:

  1. Muszę przyznać, że jakby... jakby prolog był lepszy. Znaczy, lepiej się zaczynał i jakoś lepiej dobierałaś słowa. Tutaj były momenty, w które... nie potrafiłaś się wczuć. Tak, jak ból Sakury opisałaś dobrze, tak tutaj... tutaj jakbyś na siłę chciała pokazać, że Mi cierpi, okay, ale muszę to jakoś szybko pokazać, bo ona już ma być potężna i wyszło takie "zrobię wam streszczenie jej cierpienia oczami Naruto" i tyle. Jakbyś sobie tą sprawę w ogóle olała, ale... ale to bardzo podobne do systemu, jaki praktykuje sam poczciwy i kochany Kisiel. x.x On też zarzuca najpierw skrótami, a w kolejnych odcinkach dowiadujemy się coraz więcej i dopiero łącząc to wszystko mamy jakiś spójny, wielowątkowy obraz i dokładnie opisane, skrywane cierpienie. Jeżeli w następnych rozdziałach okażę się, że po prostu taką taktykę "opowiedzenia historii" przyjęłaś, to uznam, że wszystko w porządku. I... naprawdę Twój styl się poprawił. Twój styl, ale to nie tylko to... Twoje odczuwanie. Widać, biorąc na przykład to i Twojego nowe AoKaga, że umiesz lepiej dostosować się do sytuacji, wczuć w nią i realnie przedstawić, o.

    OdpowiedzUsuń