To
nie cicha noc smagana chłodnym wiatrem.
To
nie ciepło, jakie daje bezpieczna kołdra.
To
nie ta nie wygodna pozycja i przewracanie się na łóżku.
To
oddech. A raczej westchnienie. Głębokie i nieregularne.
Równie
szybkie jak mocne bicie serca.
Tylko
ona wie, jak bardzo może być niespokojny sen.
Albo
jak bardzo może przerazić koszmar…
*
Znowu była
jedenastoletnią dziewczynką. Po raz setny przeżywała tę noc. Po raz tysięczny
tam była. Jak każdej nocy, każdej przeklętej nocy, kiedy dręczące ją demony
pojawiały się właściwie znikąd. Wyciągały po nią macki. Napawały się jej
cierpieniem. Nie pozwalały zapomnieć. Śmiały się w głos i szeptały do ucha, sączyły
jad, raz po raz wbijały ostrza prosto w już i tak poranione serce.
Zawsze były.
Zawsze przychodziły.
Jej własna Gehenna.
A ona kolejny raz
zasnęła i znalazła się tam… Prawie osiem lat temu, gdzie przeżyła piekło…
- Miyoshi… Miyoshi, córeczko, obudź się, musimy iść.
Kobieta potrząsnęła śpiącą dziewczynką, która powoli uniosła
powieki.
- Ale gdzie? I po co? – spytała zaspana i usiadła na łóżku,
nie pojmując nic z nerwowej krzątaniny matki.
- Do schronu, kochanie – odpowiedziała i zaczęła przebierać
nieprzytomną Miyoshi.
- Do schronu? – Zaskoczona
spojrzała swoją rodzicielkę.
Dopiero teraz zaczęły do niej dochodzić dźwięki z zewnątrz,
jakby ktoś odetkał jej nagle uszy. Czarne oczy były pełne zdumienia i strachu.
- Tak – przytaknęła. – A teraz chodź, musimy się spieszyć.
Mamy się jeszcze spotkać z Hinatą.
Pociągnęła córkę za rękę i razem wybiegły z domu.
Miyoshi rozglądała się, przerażona.
Wokół panował zgiełk, ludzie krzyczeli i uciekali w popłochu,
kierując się albo do schronów, albo w kierunku, gdzie trwały walki. Raz po raz
mijały ich grupy medic-ninja. Budynki płonęły i waliły się.
Nocne niebo przecięła błyskawica i lunął deszcz.
- Mamo, po co ci katana? – zapytała po chwili, patrząc, jak matka
przewiesza miecz przez plecy.
Sakura popatrzyła na córkę spod mokrej grzywki.
- Żeby w razie czego nas bronić – odpowiedziała spokojnie,
odgarniając wilgotne, czarne włosy z czoła córki. – A teraz ruszajmy.
Pobiegły uliczką między dwoma budynkami, oddalając się tym
samym od pola walki. Deszcz lał się z nieba nieprzerwanie, a błyskawice
rozświetlały granatowe niebo. Jakby wszystko sprzysięgło się przeciw nim…
Wybiegły zza zakrętu, a Sakura pociągnęła Mi za sobą, chowając
się razem z nią między drzewami. Kilka metrów dalej walczyli dwaj mężczyźni.
Właściwie trudno to było nazwać walką - shinobi broniący Konohy nie miał
najmniejszych szans. Nie z nim…
Kobieta przygryzła wargę, rzucając szybkie spojrzenie przez
ramię.
- Miyoshi, posłuchaj – szepnęła do córki. - Siedź tu i nie
wychodź. Jeżeli… jeżeli coś poszłoby nie tak, jeżeli coś by mi się stało…
- Mamusiu… - pisnęła zdezorientowana.
- … wtedy uciekaj stąd jak najszybciej, wiem, że potrafisz
zrobić to bezszelestnie, rozumiesz? Masz uciekać. – Złapała dziewczynkę za ramiona.
- Ale mamusiu… - szepnęła błagalnie.
-
Rozumiesz? – Potrząsnęła nią, patrząc natarczywie w jej oczy.
Usłyszały krzyk zabijanego człowieka i odgłos upadania.
Sakura przymknęła na chwilę powieki, po czym spojrzała ostro na dziewczynę.
- Rozumiesz? – powtórzyła.
Miyoshi kiwnęła głową, pociągając nosem.
- Dobrze. A teraz siedź tu – nakazała, a sama wyszła na
drogę i skierowała się w stronę mężczyzny, który wolnym ruchem wyciągał miecz z
ciała przeciwnika.
Ciemnowłosy ninja skierował na nią wzrok.
„Bogowie… Uciekaj
stąd, Mi, uciekaj jak najszybciej”, pomyślała z rozpaczą. „Bo on zabije nas
obie…”
- Witaj, Uchiha – syknęła, wyciągając z pochwy katanę.
Sasuke uśmiechnął się kpiąco, patrząc na wyniosłą minę
kobiety.
- Zamierzasz ze mną walczyć? – spytał lekceważącym tonem.
- Nie. Zamierzam cię zabić.
W
jednej chwili natarli na siebie.
Wiedziała
jedno – za żadne skarby nie patrzeć w jego oczy… W te przeklęte, pełne krwi
oczy…
Dwie
niewyraźnie smugi tańczyły w deszczu, a iskry, sypiące się wokoło po zetknięciu
się ze sobą stali, tylko uwieńczały ten taniec śmierci.
Nie
była już tą samą kunoichi, co kiedyś, lecz nie tyko ona się rozwijała. Techniki
mężczyzny były jeszcze bardziej przerażające niż kiedyś i tylko lata pracy w
ANBU dawały jej możliwość uniknięcia tych najgorszych. Ale wiedziała, od samego
początku… I on też wiedział - nie musi łapać ją w swoje genjutsu, żeby wygrać.
Zresztą… chyba nawet by tego nie robił, chciałby patrzeć na jej upokorzenie,
jego techniki oczne nie są dla niej. I bez niego widział luki w obronie
kobiety.
Klony,
shurikeny, nadludzka siła… Imponujące, fakt. Może i była godnym przeciwnikiem,
ale on jest ponad to.
Odbił
się od pobliskiego muru, a Sakura zrobiła to samo, nacierając z ogromną siłą na
niego. Zazgrzytał metal, iskry ponownie sypnęły na ziemię, sycząc cicho w
zetknięciu z wodą.
„Mi…
uciekaj…”
Odskoczyli
od siebie, po czym znowu zaatakowali…
Błyskawica przecięła nocne niebo i uderzyła w budynek, który
zajął się ogniem.
- Od początku nie miałaś szans – mruknął jej do ucha.
Katana zabrzęczała głucho, upadając na ziemię.
- Nienawidzę cię – szepnęła, a stróżka krwi spłynęła jej po
brodzie.
Czarnowłosy przekręcił lekko mieczem, powodując nowe fale
bólu. Wyraz twarzy Sakury ewidentnie świadczył, że tylko nieprawdopodobną siłą
woli powstrzymuje się od krzyku.
- Wiem, kotku. I bardzo mnie to cieszy – zaśmiał się i
brutalnie wyszarpnął miecz z ciała kobiety, patrząc w szeroko otwarte, zielone
oczy.
„Proszę, Mi, bądź
daleko stąd, proszę…”
Spojrzał na ciało leżące na ziemi. Włosy kobiety rozsypały
się wokół głowy, a czerwone kwiaty krwi spłukiwał deszcz.
- Nieeeeeeee!!!
Odwrócił się, słysząc krzyk.
Kilka metrów przed nim stała dziewczynka, łudząco podobna do
Sakury. Z wyjątkiem czarnych włosów i szkarłatnych oczu…
- Zabiłeś ją! – krzyczała, zaciskając ręce na bluzce. –
Zabiłeś!!
Łzy strumieniami lały się po jej bladych policzkach.
Zmrużył oczy i zaczął iść w jej kierunku z uniesionym
mieczem.
- Kim jesteś, że posiadasz sharingan? – warknął,
najwyraźniej całkowicie zaskoczony tym, co widział. Co to za dziecko?!
Między nim a Miyoshi spadła z wielkim hukiem pomarańczowa
kula.
Czerwone, lisie oczy spojrzały z nienawiścią na Sasuke, a
jasna chakra spowijała rozłożone ręce mężczyzny i całe jego ciało.
- Nie pozwolę ci więcej skrzywdzić kogokolwiek z nas, Uchiha
– syknął.
- Kim ona jest?! – krzyknął, próbując go wyminąć, lecz
Uzumaki zablokował mu skutecznie drogę.
- Nie poznajesz własnej córki, Sasuke?
Jego chwilę konsternacji wykorzystał Naruto, atakując z
impetem.
- Miyoshi, już dobrze, chodź ze mną. – Nakłaniała krzyczącą
i szlochającą dziewczynkę Hinata. – Proszę, chodź ze mną…
- Nie! Nie! Nie! On ją zabił! Zabił ją!...
- Zabił ją! Zabił!
Nie! – Miotała się opętańczo.
- Miyoshi, proszę,
uspokój się. To tylko sen. To tylko zły sen. Już jestem przy tobie.
Spokojny głos i
silne ramiona powoli uspokajały dziewczynę.
- Zabił ją –
szlochała, tężejąc w ramionach mężczyzny i pozwalając się przytulić. – Zabił…
- Wiem, Mi, wiem.
Miyoshi zaniosła się
rozpaczliwym płaczem.
- I ja też go
zabiję, Naruto, zabiję go…
Uzumaki nic nie
odpowiedział, tylko mocniej ją przytulił.
Bogowie, co ta
dziewczyna musi przechodzić. Prawie każdej nocy przeżywa piekło, prawie każdej
nocy budzi się z krzykiem....
Dwa lata… Dwa długie
lata minęły, zanim się otrząsnęła z otępienia. Przez miesiące próbowali do niej
dotrzeć i nic. Jedyną osobę, jaką w ogóle zauważała, była jego najmłodsza
córeczka, Ran. Tylko z tą cichą, skrytą osóbką nawiązała jakikolwiek kontakt i
tylko do niej czasem się odezwała lub pozwoliła się jej dotknąć. Nikogo innego
nie widziała wokół siebie.
Trenowała,
wychodziła z domu i milczała. Jak zaklęta, jakby oduczyła się mówić. Czarne
oczy były niewidzące, często przekrwione po nieprzespanych nocach. Z nikim nie
rozmawiała, zawsze opuszczała pokój, gdy tylko próbowało się nawiązać z nią
jakiś kontakt. Nawet nie pamiętał już, ile raz obserwował ją na samotnych
spacerach czy treningach. Zawsze sama, zawsze dająca z siebie wszystko, zawsze
w duchu lękająca się snu. Widział to na dnie tych nieprzytomnych oczu. Strach,
taki potworny strach, przerażenie. I decyzję.
Aż któregoś dnia
sama przyszła do niego. Blada, udręczona wspomnieniami z przeszłości. Nerwowo
bawiąc się palcami, kazała sobie wszystko opowiedzieć. Znała oczywiście historię
swojego ojca i klanu, do którego oboje należą, lecz wiele rzeczy ze względu na
jej wiek przemilczeli. Jednak teraz opowiedział jej wszystko. Jaki był Sasuke,
czego się dopuścił, co przeżyła Sakura… wszystko. Miyoshi słuchała w ciszy, nie
przerywając mu choćby najmniejszą uwagą czy pytaniem ze swojej strony. Wręcz z
pewną obojętnością przysłuchiwała się jego słowom. Lecz w miarę, gdy jego
opowieść dochodziła do przeżyć przyjaciółki, twarz dziewczyny miała wyraz
cierpienia i zaciętości. Jednak milczała. Dopiero gdy skończył, przytuliła się
do niego i długo płakała. On cierpliwie czekał i głaskał ją po włosach.
Odtąd jakby coś się
w niej przełamało. Nie trwała już w stanie, w jakim znajdowała się przez blisko
dwa lata. Jednak to, co się z nią działo, też nie uspokoiło blondyna. Mimo iż
nienawidziła swojego ojca, zaczęła iść w jego ślady. Tak jak kiedyś on, stała
się mścicielem, za wszelką cenę chciała pomścić śmierć Sakury.
Przez kolejne lata
trenowała jeszcze więcej, niż dotychczas. Poddawała swoje ciało morderczym
ćwiczeniom i trzeba przyznać, że niesamowicie rozwinęła swoje umiejętności.
Zresztą od samego początku była niezwykłym dzieckiem. Sharingan dziewczyny był
chyba najpotężniejszy w całym klanie Uchiha, a na pewno coś takiego nie miało
nigdy miejsca.
Na początku, gdy
przyszła na świat, nie wiedzieli, co o tym myśleć. Wydawało się to czymś niewiarygodnym,
ale było faktem – gdy jako noworodek otworzyła oczka, miały one szkarłatną
barwę.
Sharingan od
urodzenia? To było coś nieprawdopodobnego! Czegoś takiego chyba nikt nigdy nie
widział. Jednak po paru dniach oczy przybrały smolistą barwę, a wrodzona cecha
klanu Uchiha rzadko była używana przez młodą dziedziczkę. Ale teraz… Teraz była
potężna i…
- Zabiję go, Naruto… Któregoś dnie zginie
z mojej ręki…
________
* Tekst nie jest mój. Miałam to spisane w
jakimś zeszycie. Nie wiem, czy to czasem nie jest z jakiegoś komiksu, które
czytają moje kuzynki. W każdym razie informuję, że nie moje.
Muszę przyznać, że jakby... jakby prolog był lepszy. Znaczy, lepiej się zaczynał i jakoś lepiej dobierałaś słowa. Tutaj były momenty, w które... nie potrafiłaś się wczuć. Tak, jak ból Sakury opisałaś dobrze, tak tutaj... tutaj jakbyś na siłę chciała pokazać, że Mi cierpi, okay, ale muszę to jakoś szybko pokazać, bo ona już ma być potężna i wyszło takie "zrobię wam streszczenie jej cierpienia oczami Naruto" i tyle. Jakbyś sobie tą sprawę w ogóle olała, ale... ale to bardzo podobne do systemu, jaki praktykuje sam poczciwy i kochany Kisiel. x.x On też zarzuca najpierw skrótami, a w kolejnych odcinkach dowiadujemy się coraz więcej i dopiero łącząc to wszystko mamy jakiś spójny, wielowątkowy obraz i dokładnie opisane, skrywane cierpienie. Jeżeli w następnych rozdziałach okażę się, że po prostu taką taktykę "opowiedzenia historii" przyjęłaś, to uznam, że wszystko w porządku. I... naprawdę Twój styl się poprawił. Twój styl, ale to nie tylko to... Twoje odczuwanie. Widać, biorąc na przykład to i Twojego nowe AoKaga, że umiesz lepiej dostosować się do sytuacji, wczuć w nią i realnie przedstawić, o.
OdpowiedzUsuń