sobota, 30 czerwca 2012

14. Zemsta

- Nawet będąc rannym, możesz spać.  Ale jeśli kogoś zranisz,
nie będziesz mógł już zasnąć.
- W takim razie od dzisiaj nie będę spał.

*

- Zwolnij trochę.
- Nie wkurzaj mnie.
- No weź poczekaj, do cholery!
- To przebieraj tymi kopytami, kretynie!
- Jesteś niemiła.
- A ty wkurzający! Rusz się!
- Jak rany, przecież się nie pali – westchnął Ryuu i przysiadł na pniu drzewa.
- Jak się nie ruszysz, pójdę bez ciebie – zagroziła Miyoshi.
- Daj mi choć minutę! – zawołał z pretensją. – Napiłbym się chociaż czegoś, co?
- Pieprzony alkoholik – warknęła, miotając się wściekle po drodze. – Zabiję cię w końcu, obiecuję.
- Bez obelg, jak cię proszę, kotku, damom to nie przystoi. – Spojrzał na nią z przyganą, odkręcając butelkę z wodą. Nagle zamarł w bezruchu. – Ciii… Słyszysz? – spytał, zanim dziewczyna zdążyła posłać kolejną tyradę pod jego adresem.
Miyoshi drgnęła słysząc odgłosy szamotaniny i krzyki jakiejś dziewczyny. Co prawda do wioski był jeszcze niewielki kawałek drogi, ale… Zareagowała odruchowo. Instynktownie. Wyczulona na każda anormalność, na każdy niepowołany dźwięk. Całe życie szkolona, całe życie uczona wyłapywania czegoś niepokojącego. Słyszenia i widzenia tego, co skryte w gęstwinie, tego, co nie widać w jasności dnia.
Zmarszczyła brwi, gdy krzyki i błagania przybrały na sile. Sukinsyny. Zachciało im się zabawiania.
Zeskoczyła zgrabnie z drzewa, a w ślad za nią podążył Kizuki, który najwyraźniej chciał coś powiedzieć, lecz nie pozwoliła mu na to.
Płacz gwałconej dziewczyny przebijał się przez rubaszny śmiech mężczyzn aż nazbyt wyraźnie.
- A wy tu czego? – zawołał nagle jeden z opryszków, który czekał najwyraźniej na swoją kolej. Chyba dopiero teraz zauważył, kto im przeszkodził, gdyż uśmiechnął się w obleśny sposób. – Przyłączyć się chcecie?
Miyoshi zgrzytnęła na zębach. Zanim Ryuu zdążył ją złapać, odbiła się od podłoża i nie minęła sekunda, a mężczyzna nie był w stanie wydać żadnego dźwięku, rozszerzonymi oczami patrząc na sikająca z gardła krew. Beznamiętne szkarłatne spojrzenie zwróciło się na niego.
Czerwona mgła zstąpiła na rozum.
Tego nienawidziła. Ludzi bez honoru. Ludzi na dnie. Atakujących bezbronnych. Nienawidziła. Z całego serca.
Nim reszta zdążyła się spostrzec, co się w ogóle dzieje, umarli. Szybko. Bezgłośnie. A ostatnim, co widzieli, były krwawe oczy demona.
Strząsnęła ostrze miecza z posoki, która grubymi kroplami skapnęła na ziemię.
- Jakaś ty nerwowa – zacmokał niezbyt zadowolony Kizuki, zaplatając ręce na piesi. Nie uśmiechało mu się prowadzenie beczącej dziewczyny do wioski. Bardzo mu się to nie uśmiechało.
Świst przecinanego ostrzem powietrza. Uderzenie.
Kap… Kap… Kap…
Ryuu szarpnął się w tył w niekontrolowanym odruchu, patrząc w wybałuszone oczy zgwałconej dziewczyny. Stróżka ciemnej, wręcz bordowej krwi spłynęła po jej brodzie.
- Za-zabiłaś ją? – zająknął się zszokowanym tym, co widzi.
Miyoshi bez słowa wyciągnęła katanę z ciała dziewczyny, po czym wytarła ją w resztki jej ubrania.
- Coś ty zrobiła?! – wrzasnął w końcu, gdy otrząsnął się z pierwszego szoku. – Oszalałaś? Najpierw ją ratujesz, a potem zabijasz?! – Doskoczył do dziewczyny. – Zwariowałaś do reszty?! – Ponownie rzucił się w tył, gdy nagle na wysokości jego gardła znalazło się błyszczące ostrze umazane krwią…
- Jeszcze jedno słowo… - Cichy szept dziewczyny był bardziej wymowny niż niejeden wrzask. – Jeszcze jedno – uniosła głowę, a wściekle rubinowe oczy wbiły się w chłopaka, który z trudem przełknął ślinę – a zabiję też ciebie.
Był pewien jednej jedynej rzeczy na świecie - ona nie żartuje. Zabiłaby go. Jednym ruchem. Jednym szarpnięciem ręki. Bez wahania, bez mrugnięcia okiem. Bez jakiejkolwiek myśli.
- Zabiję cię. – Szalone oczy dziewczyny przewiercały go na wylot. Nagle poczuł przerażającą niemoc ogarniającą jego ciało. Tak potężną, że odbierała mu dech. Jakby nagle niewidzialne łapy sunęły po jego ciele, pochodziły do gardła z paraliżującym chłodem. Z zimnem tak potężnym, iż czuł, jak włosy na jego ciele stają dęba, jak skóra cierpnie… Nie mógł się ruszyć, nie mógł nawet drgnąć. Zakleszczony w niewidzialnych szponach, czuł, jak serce wali w jego piersi, jak ciśnienie się podnosi, jak zaczyna rozsadzać czaszkę…
Zawalił się na kolana, łapiąc spazmatycznie powietrze, a wirujące wściekle oczy dziewczyny nie chciał zniknąć. Zabiłaby go. Widział śmierć w jej oczach. Prawdziwą śmierć!
- Powiedz mi chociaż po co to było? – wysapał, starając się unieść i rozprostować bolące stawy.
- Tak było dla niej lepiej. – wyjaśniła, nie patrząc nawet na niego, siedząc na ziemi, wolno czyściła ostrze. – Życie z takim brzemieniem… Tak było dla niej lepiej. – Wstała i schowała miecz go pochwy. – Wstawaj, idziemy. – Wolnym krokiem ruszyła w kierunku gościńca.

*

Czujesz to?
Czuję.
Wiesz, co to oznacza, prawda?
Czemu milczysz, mój drogi? Jestem pewny, że to wyczuwasz, że też przeczuwasz, co się stanie.
Odczep się, głupi zwierzu, przeszkadzasz.
Hahaha. Dobrze wiem, że czujesz to tym swoim gadzim trybem. Czujesz jak się zmienia, jak woła…
Powiedziałem, zamknij się!
Nerwowy jesteś, Naruto, jak zawsze. Nadal jesteś tylko głupim i naiwnym szczeniakiem.
Nic nie wiesz, nic nie rozumiesz… Nie masz prawa…
Hahaha! Wiem więcej niż możesz sobie wyobrazić. Czuję, jak jej chakra woła, jak krzyczy. Przestań się łudzić, Naruto. Nie tym razem. To moc gorsza nawet ode mnie... Nie tym razem, mój drogi, nie z tym.
Zamkniesz się w końcu?
Możesz sobie być idealistą, możesz sobie wierzyć, ale już raz się przekonałeś, mało ci? Mnie wystarczy, mam dość czucia tego, co czujesz ty, mam tego naprrrrawdę dorśćrrrr!
Spieprzaj, Kyuubi, po prostu spieprzaj.

*

Jeden i ten sam pokój. Te same drzwi. Te same okna. Ta sama posadzka. Ta sama ciemność. Ta sama noc. Ten sam chłód. Ta sama mgła goniąca ją noc w noc. To samo przemierzanie pomieszczeń, ta sama ucieczka. Te same zamknięte drzwi. Ten sam śmiech. To samo zimno i to samo szaleństwo. Noc w noc. Za każdym razem, gdy zamyka oczy.
Co się zmieniło?
Drzwi. Otwierające się tuż przed nią, gdy tylko zaczęła się zbliżać, zaczynały uchylać swoje skrzydła. Nie oglądając się za siebie, wbiegła do pomieszczenia. Drgnęła gwałtownie, gdy z szumem zapaliły się pochodnie po jej obu stronach. Drgające światło płomieni oświetliło komnatę. Długą, otoczoną ciemnością. Z czymś, majaczącym na samym końcu.  Ruszyła w tamtym kierunku, pełna czujności, niczym zwierz, który gotowy jest w każdej chwili na ucieczkę. Ona nie miała gdzie uciekać. Z każdym jej krokiem nowe pochodnie zapalały się, oświetlając jej drogę.
Ktoś tu był.
Siedział na misternym tronie. Widziała długie szaty. Sylwetkę. Jasne oczy wbite w nią. Nie podobało jej się to spojrzenia. Zachłanne, pełne oczekiwania. Zawahała się. Zatrzymała.
Jesteś… No chodź. Nie bój się, podejdź…
Czuła, że wrosła w ziemię, że jej nogi przywarły na stałe do posadzki. Mimo iż wiedziała, że to bez sensu, ręką szukała broni. Całkiem instynktownie.
No chodź.
Spojrzenie stało się bardziej natarczywe. Zniecierpliwione. Podniecone.
Chodź!
Ruszyła z miejsca automatycznie. Bezwiednie. Przywołana. Otumaniona. Już wspinała się po schodach. Była coraz bliżej. Widziała długie włosy kobiety. Jej uśmiech. Koronę na głowie….
Idzie.
- Miyoshi!
Poskoczyła gwałtownie, czując dotyk.
- Spokojnie! - Ryuu uniósł obronnie ręce, widząc, jak mierzy w niego kunaiem. – Aleś ty się nerwowa zrobiła, kobieto. Klimat ci nie służy?
- Czego… Czego chcesz? – spytała, poprawiając lepiąca się do ciała bluzkę. Tak blisko…
- Świta, musimy ruszać – wyjaśnił, przyglądając się jej. Dziewczyna przeczesała wilgotne od potu włosy, szukając wzrokiem plecaka.
Tak blisko… Bliżej niż kiedykolwiek.

_____
FullMetal Alchemist.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz