- Nawet będąc rannym,
możesz spać. Ale jeśli kogoś zranisz,
nie będziesz mógł już
zasnąć.
- W takim razie od dzisiaj
nie będę spał.
*
- Zwolnij trochę.
- Nie wkurzaj mnie.
- No weź poczekaj, do cholery!
- To przebieraj tymi kopytami, kretynie!
- Jesteś niemiła.
- A ty wkurzający! Rusz się!
- Jak rany, przecież się nie pali –
westchnął Ryuu i przysiadł na pniu drzewa.
- Jak się nie ruszysz, pójdę bez ciebie –
zagroziła Miyoshi.
- Daj mi choć minutę! – zawołał z
pretensją. – Napiłbym się chociaż czegoś, co?
- Pieprzony alkoholik – warknęła,
miotając się wściekle po drodze. – Zabiję cię w końcu, obiecuję.
- Bez obelg, jak cię proszę, kotku, damom
to nie przystoi. – Spojrzał na nią z przyganą, odkręcając butelkę z wodą. Nagle
zamarł w bezruchu. – Ciii… Słyszysz? – spytał, zanim dziewczyna zdążyła posłać
kolejną tyradę pod jego adresem.
Miyoshi drgnęła słysząc odgłosy
szamotaniny i krzyki jakiejś dziewczyny. Co prawda do wioski był jeszcze
niewielki kawałek drogi, ale… Zareagowała odruchowo. Instynktownie. Wyczulona
na każda anormalność, na każdy niepowołany dźwięk. Całe życie szkolona, całe
życie uczona wyłapywania czegoś niepokojącego. Słyszenia i widzenia tego, co
skryte w gęstwinie, tego, co nie widać w jasności dnia.
Zmarszczyła brwi, gdy krzyki i błagania
przybrały na sile. Sukinsyny. Zachciało im się zabawiania.
Zeskoczyła zgrabnie z drzewa, a w ślad za
nią podążył Kizuki, który najwyraźniej chciał coś powiedzieć, lecz nie
pozwoliła mu na to.
Płacz gwałconej dziewczyny przebijał się
przez rubaszny śmiech mężczyzn aż nazbyt wyraźnie.
- A wy tu czego? – zawołał nagle jeden z
opryszków, który czekał najwyraźniej na swoją kolej. Chyba dopiero teraz
zauważył, kto im przeszkodził, gdyż uśmiechnął się w obleśny sposób. –
Przyłączyć się chcecie?
Miyoshi zgrzytnęła na zębach. Zanim Ryuu
zdążył ją złapać, odbiła się od podłoża i nie minęła sekunda, a mężczyzna nie
był w stanie wydać żadnego dźwięku, rozszerzonymi oczami patrząc na sikająca z
gardła krew. Beznamiętne szkarłatne spojrzenie zwróciło się na niego.
Czerwona mgła zstąpiła na rozum.
Tego nienawidziła. Ludzi bez honoru. Ludzi
na dnie. Atakujących bezbronnych. Nienawidziła. Z całego serca.
Nim reszta zdążyła się spostrzec, co się
w ogóle dzieje, umarli. Szybko. Bezgłośnie. A ostatnim, co widzieli, były
krwawe oczy demona.
Strząsnęła ostrze miecza z posoki, która
grubymi kroplami skapnęła na ziemię.
- Jakaś ty nerwowa – zacmokał niezbyt
zadowolony Kizuki, zaplatając ręce na piesi. Nie uśmiechało mu się prowadzenie
beczącej dziewczyny do wioski. Bardzo mu się to nie uśmiechało.
Świst przecinanego ostrzem powietrza.
Uderzenie.
Kap… Kap… Kap…
Ryuu szarpnął się w tył w
niekontrolowanym odruchu, patrząc w wybałuszone oczy zgwałconej dziewczyny.
Stróżka ciemnej, wręcz bordowej krwi spłynęła po jej brodzie.
- Za-zabiłaś ją? – zająknął się
zszokowanym tym, co widzi.
Miyoshi bez słowa wyciągnęła katanę z
ciała dziewczyny, po czym wytarła ją w resztki jej ubrania.
- Coś ty zrobiła?! – wrzasnął w końcu,
gdy otrząsnął się z pierwszego szoku. – Oszalałaś? Najpierw ją ratujesz, a
potem zabijasz?! – Doskoczył do dziewczyny. – Zwariowałaś do reszty?! – Ponownie
rzucił się w tył, gdy nagle na wysokości jego gardła znalazło się błyszczące ostrze
umazane krwią…
- Jeszcze jedno słowo… - Cichy szept dziewczyny
był bardziej wymowny niż niejeden wrzask. – Jeszcze jedno – uniosła głowę, a
wściekle rubinowe oczy wbiły się w chłopaka, który z trudem przełknął ślinę – a
zabiję też ciebie.
Był pewien jednej jedynej rzeczy na
świecie - ona nie żartuje. Zabiłaby go. Jednym ruchem. Jednym szarpnięciem
ręki. Bez wahania, bez mrugnięcia okiem. Bez jakiejkolwiek myśli.
- Zabiję cię. – Szalone oczy dziewczyny
przewiercały go na wylot. Nagle poczuł przerażającą niemoc ogarniającą jego
ciało. Tak potężną, że odbierała mu dech. Jakby nagle niewidzialne łapy sunęły
po jego ciele, pochodziły do gardła z paraliżującym chłodem. Z zimnem tak
potężnym, iż czuł, jak włosy na jego ciele stają dęba, jak skóra cierpnie… Nie
mógł się ruszyć, nie mógł nawet drgnąć. Zakleszczony w niewidzialnych szponach,
czuł, jak serce wali w jego piersi, jak ciśnienie się podnosi, jak zaczyna
rozsadzać czaszkę…
Zawalił się na kolana, łapiąc
spazmatycznie powietrze, a wirujące wściekle oczy dziewczyny nie chciał
zniknąć. Zabiłaby go. Widział śmierć w jej oczach. Prawdziwą śmierć!
- Powiedz mi chociaż po co to było? –
wysapał, starając się unieść i rozprostować bolące stawy.
- Tak było dla niej lepiej. – wyjaśniła,
nie patrząc nawet na niego, siedząc na ziemi, wolno czyściła ostrze. – Życie z
takim brzemieniem… Tak było dla niej lepiej. – Wstała i schowała miecz go
pochwy. – Wstawaj, idziemy. – Wolnym krokiem ruszyła w kierunku gościńca.
*
Czujesz
to?
Czuję.
Wiesz,
co to oznacza, prawda?
…
Czemu
milczysz, mój drogi? Jestem pewny, że to wyczuwasz, że też przeczuwasz, co się
stanie.
Odczep się, głupi zwierzu, przeszkadzasz.
Hahaha.
Dobrze wiem, że czujesz to tym swoim gadzim trybem. Czujesz jak się zmienia,
jak woła…
Powiedziałem, zamknij się!
Nerwowy
jesteś, Naruto, jak zawsze. Nadal jesteś tylko głupim i naiwnym szczeniakiem.
Nic nie wiesz, nic nie rozumiesz… Nie
masz prawa…
Hahaha!
Wiem więcej niż możesz sobie wyobrazić. Czuję, jak jej chakra woła, jak
krzyczy. Przestań się łudzić, Naruto. Nie tym razem. To moc gorsza nawet ode
mnie... Nie tym razem, mój drogi, nie z tym.
Zamkniesz się w końcu?
Możesz
sobie być idealistą, możesz sobie wierzyć, ale już raz się przekonałeś, mało
ci? Mnie wystarczy, mam dość czucia tego, co czujesz ty, mam tego naprrrrawdę
dorśćrrrr!
Spieprzaj, Kyuubi, po prostu spieprzaj.
*
Jeden i ten sam pokój. Te same drzwi. Te
same okna. Ta sama posadzka. Ta sama ciemność. Ta sama noc. Ten sam chłód. Ta
sama mgła goniąca ją noc w noc. To samo przemierzanie pomieszczeń, ta sama
ucieczka. Te same zamknięte drzwi. Ten sam śmiech. To samo zimno i to samo
szaleństwo. Noc w noc. Za każdym razem, gdy zamyka oczy.
Co się zmieniło?
Drzwi. Otwierające się tuż przed nią, gdy
tylko zaczęła się zbliżać, zaczynały uchylać swoje skrzydła. Nie oglądając się
za siebie, wbiegła do pomieszczenia. Drgnęła gwałtownie, gdy z szumem zapaliły
się pochodnie po jej obu stronach. Drgające światło płomieni oświetliło
komnatę. Długą, otoczoną ciemnością. Z czymś, majaczącym na samym końcu. Ruszyła w tamtym kierunku, pełna czujności,
niczym zwierz, który gotowy jest w każdej chwili na ucieczkę. Ona nie miała
gdzie uciekać. Z każdym jej krokiem nowe pochodnie zapalały się, oświetlając
jej drogę.
Ktoś tu był.
Siedział na misternym tronie. Widziała
długie szaty. Sylwetkę. Jasne oczy wbite w nią. Nie podobało jej się to
spojrzenia. Zachłanne, pełne oczekiwania. Zawahała się. Zatrzymała.
Jesteś…
No chodź. Nie bój się, podejdź…
Czuła, że wrosła w ziemię, że jej nogi
przywarły na stałe do posadzki. Mimo iż wiedziała, że to bez sensu, ręką
szukała broni. Całkiem instynktownie.
No
chodź.
Spojrzenie stało się bardziej natarczywe.
Zniecierpliwione. Podniecone.
Chodź!
Ruszyła z miejsca automatycznie.
Bezwiednie. Przywołana. Otumaniona. Już wspinała się po schodach. Była coraz
bliżej. Widziała długie włosy kobiety. Jej uśmiech. Koronę na głowie….
Idzie.
- Miyoshi!
Poskoczyła gwałtownie, czując dotyk.
- Spokojnie! - Ryuu uniósł obronnie ręce,
widząc, jak mierzy w niego kunaiem. – Aleś ty się nerwowa zrobiła, kobieto.
Klimat ci nie służy?
- Czego… Czego chcesz? – spytała, poprawiając
lepiąca się do ciała bluzkę. Tak blisko…
- Świta, musimy ruszać – wyjaśnił,
przyglądając się jej. Dziewczyna przeczesała wilgotne od potu włosy, szukając
wzrokiem plecaka.
Tak blisko… Bliżej niż kiedykolwiek.
_____
FullMetal Alchemist.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz