- Nigdy nie jechałem przez
bezkresna noc. Jak to jest?
- Wystarczająco ciemno,
żeby złamać każdego.
*
Ulice osady świeciły pustkami. Szaleńczy
deszcz uspokoił się i z nieba padała już tylko drażniąca mżawka. Była ona jednak
zdecydowanie większym utrapieniem od intensywnej ulewy, która przychodziła, a
potem równie szybko jak się pojawiła, odchodziła. Siąpiący się z chmur deszczyk
był niczym drażniąca mucha, która nie daje spokoju. O tym, że nie ma nic
gorszego od takiej pogody, wiedzieli wszyscy wędrowcy, wszyscy pątnicy
przemierzający świat, bez znaczenia na cel. Taka pogoda zabijała. Wolno i
spokojnie, monotonnie, wręcz niezauważalnie. Jak najlepszy skrytobójca.
Systematycznie wypompowywała z sił, pozbawiał chęci i motywacji, przy niej gasł
każdy żar, a nowy nie chciał się rozpalić. Wiedzieli o tym także shinobi,
którzy nie bacząc na warunki musieli wykonywać swoje misje nawet wtedy, gdy
mokre ubrania zaczynały ciążyć, a unosząca się deszczowa mgiełka pogarszała
widoczność.
Wiedział o tym także czarny kruk, który
przysiadł na płocie, strosząc pióra, lecz chwilę później poderwał się
gwałtownie do lotu, spłoszony przez postać, która wyszła zza zakrętu tuż obok
niego niemal strącając go z miejsca, na którym się znajdował. Nocny wędrowiec
szedł szybko, nie bacząc na błoto i kałuże, ciężkie buty rozbryzgiwały breję
raz po raz. Poły jego płaszcza furkotały w rytm podmuchów wiatru i jego kroków,
szybkich i stanowczych, acz pełnych jakiejś kociej gracji i giętkości,
drapieżności, jakby gotowy był w każdej chwili zareagować, jakby w każdej chwili
gotowy był do ataku.
Czarny kruk, który przysiadł tym razem na
gałęzi rozłożystego drzewa, przekrzywił nieznacznie głowę, łypiąc na wędrowca
jednym okiem, gdzieś tam instynktownie wyczuwając zagrożenie, czując w jego
osobie drapieżnika.
Postać zatrzymała się przed jednym z
wielu budynków stojących koło siebie i uniosła głowę, patrząc w okna znajdujące
się na piętrze. W jednym z nich bladym blaskiem sączyło się nikłe światło.
Mężczyzna zmarszczył brwi w zastanowieniu. Wyjął z kieszeni pomiętą karteczkę,
przebiegając po niej wzrokiem któryś raz z kolei, po czym zmiął ją w pięści,
zaciskając zęby. Oczy wędrowca błyszczały niebezpiecznie w mroku.
Mężczyzna podrzucił papierową kulkę, po
czym pstryknął szybko palcami, a zawiniątko rozdarło się na strzępy, w ładnej
kupce lądując na wyciągniętej ręce wędrowca, by już sekundę później zostać z
niej zdmuchniętą przez porywisty wiatr.
Zakapturzona postać patrzyła przez
chwilę, jak strzępy wiadomości wirują w tysiącach kawałeczkach na wietrze.
Mężczyzna powziął chyba jakąś decyzję, bo ruszył z miejsca ku tylniemu wejściu
gospody z determinacją wymalowaną na twarzy, której jednak nie mógł widzieć
nikt.
Ulice świeciły pustkami. Wiatr hulał po
opustoszałych zaułkach. Deszcz przestawał padać, a czarny kruk skryty w
gałęziach drzew poderwał się ponownie do lotu.
*
Płomień świec ustawionych na podłodze rzucał
chybotliwe światło na zwój trzymany przez dziewczynę. Przyglądała mu się ona
już od jakiegoś czasu, marszcząc brwi i wodząc z zamyśleniu palcem po wargach. Oderwała wzrok od analizowanej
mapy i wargę rozejrzała się po pokoju. Pomieszczenie pogrążone było w mroku, a
jedynym źródłem światła były świece, które stały tuż koło jej posłania w
świeczniku. Mogła sobie pozwolić na lepsze źródło światła, tylko właściwie po
co? Nie warto marnować energii, musi skupić się na czymś innym. Ułożyła mapę
przed sobą na podłodze, przyglądając jej się w skupieniu. Co robić? Nie miała
żadnego odniesienia, żadnych nowych wieści. Nie wiedziała, ile jeszcze potrwa
jej podróż, jak daleko znajduje się pogoń, jak blisko znajduje się jej cel. Ale
musiała się spieszyć, to była jej jedyna wytyczna, której wiedziała, że musi
się trzymać. Czas naglił z godziny na godzinę. Musi go znaleźć, zanim sama
zostanie znaleziona.
Drzwi pokoju skrzypnęły cicho i jakaś
postać z cichym szelestem weszła do pokoju.
- Gdzie byłeś? – spytała, marszcząc brwi.
Niezauważalnie wyciągnęła dłoń spod poduszki, pod którą znajdowało się ostrze,
na którym jeszcze chwilę temu zaciskała palce.
- Czy to ważne? – Ryuu uśmiechnął się
szeroko, ściągając mokry płaszcz i rzucił go na krzesło.
Miyoshi nie odpowiedziała, skupiając się
na powrót na leżącym przed nią zwojem.
- Co tam tak zażarcie analizujesz? –
Opadł na posłanie koło niej, zerkając ciekawsko na mapę.
- Zastanawiam się - mruknęła lakonicznie.
- Na czym? – Przejechał placami po
odsłoniętym udzie dziewczyny, a gdy ta rzuciła mu wściekłe spojrzenie, zaśmiał
się cicho. – Aleś ty drażliwa. – Usiadł na posłaniu, odgarniając niedbałym
gestem wilgotną grzywkę z czoła.
- Więc? Nad czym się tak zastanawiasz?
- Nad wszystkim. Cholera, wyruszyłam i
co? I nie mam pojęcia, gdzie on w tej chwili jest, jak daleko ode mnie się
znajduje. – Westchnęła, wspierając się na rękach za plecami.
- Przecież to proste. – Sięgnął po mapę leżącą
na podłodze. – Spójrz. On wyruszył stąd, prawda? Z Oto. – Wskazał palcem na
wioskę.
- Tak. – Dziewczyna przysunęła się do niego,
patrząc z uwagą na zwój.
- Jak świeża była informacja o jego
wyprawie do Północnych Krain?
- Myślę, że nie dłużej jak dwa dni. Ale
do tego dochodzi jeszcze jeden, który musiałam poświęcić na wydostanie się z
Wioski, spotkanie z psami… Co w rezultacie daje pewnie koło czterech dni.
- W porządku. Pamiętaj, że to misja
dyplomatyczna, o jego podróży nikt miał nie wiedzieć. Zapewne zachowuje środki
ostrożności, ale bez przesady. Daj mi coś do pisania.
Mi pogrzebała przez chwilę w sakwie, po
czym podała mu mały ołówek.
- Tu jest on. – Ryuu nakreślił na
papierze kreskę od wioski Oto w kierunku północno zachodnim przez kraj Ziemi. –
A tu jesteś ty. – Tym razem kolejna kreska pojawiła się od Wioski Liścia, przez
trasę, którą się kierują. – Gdzie się przecinają?
- Przełęcz Czterech Smoków – mruknęła
dziewczyna, zakładając za ucho pasemko włosów, patrząc, jak dwie kreski
narysowane przez chłopaka przecinają się na północnych graniach kraju Ziemi.
- Jeżeli jest miejsce, w którym spotkacie
się na pewno, to jest to właśnie ta przełęcz. Tu wasze drogi się przetną, to
jest jedyna droga, żeby przedostać się za łańcuch gór oddzielający kraj Ziemi
od Północnych Krain. Właśnie ta przełęcz. Czterech Smoków, Czterech Żywiołów,
jak kto woli.
- Jest jeszcze pogoń… - odezwała się,
zerkając na niego.
- Oni będą podróżować tędy. – Nakreślił
na mapie najprostszą drogę wiodącą z Liścia do przełęczy. - Co świadczy, że z nimi też się wtedy
spotkasz. Ba, jeżeli chcesz się koniecznie spieszyć, żeby mieć pewność, że
zdążysz, to trzeba niedługo wrócić na tę trasę, widzisz? W tym ostatnim kawałku
najlepiej i najszybciej będzie właśnie głównym traktem. Jak za bardzo obijemy
na boki, na zachód, będziemy się męczyć potem po wąwozach, nadłożymy drogi i
możesz nie zdążyć.
- Jednym słowem musimy się spieszyć.
- Dokładnie. Myślę, że nie dzieli was taka
duża różnica. Podróżowaliśmy parę razy całe dnie i noce, robiąc tylko krótkie postaje.
Mogłabyś spróbować przeciąć mu drogę w innym miejscu, ale to ma mniejsze szanse
na powodzenie. Choć nie można wykluczyć takiego rozwiązania. Że spotkacie się
dużo wcześniej, niż przewidujemy. – Spojrzał na nią uważnie, mrużąc delikatnie powieki.
Na usta dziewczyny wypłyną tylko nieprzyjemny
uśmieszek, a blask świec złowrogo odbił się w jej oczach.
*
Czasami, zapadając w sen, dochodzisz do
jedynej słusznej konkluzji - umysł to więzienie. To najdoskonalsza twierdza,
pełna poplątanych korytarzy i zamkniętych drzwi. To labirynt myśli, wspomnień i
pragnień. To miejsce kaźni. Bez żadnej możliwości ucieczki, bez ani jednego
wyjścia, bez żadnej szczeliny, przez która można by się wydostać. To miejsce
doskonałe. Nic stworzone ręką człowieka nie będzie w stanie mu dorównać. Nikt
nigdy nie znajdzie ani nie wyszkoli tak wyrafinowanych skrytobójców, jacy
mieszczą się w umyśle. Nikt nigdy nie stworzy tak doskonałej broni. Nikt nigdy
tak cię nie zaatakuje. Nigdy i nikt.
*
Uchyliła
delikatnie drzwi, zaglądając przez szparę do pokoju. Na łóżku leżała kobieta
tyłem do niej, wsparta na łokciu, najwyraźniej coś czytając. Z powodu
powszechnie obecnych upałów drzwi balkonowe były otwarte na oścież, a białe firanki
falowały w rytm podmuchów szeleszcząc cicho. Zmrużyła delikatnie powieki,
namyślając się przez chwilę, po czym cichutko uchyliła drzwi jeszcze bardziej i
przecisnęła się bezszelestnie przez szparę, pozostawiając jednak drzwi otwartymi,
aby czasem nie zdradził ją jakikolwiek niepożądany dźwięk. Oddychając cicho i
równomiernie, ostrożnie aczkolwiek pewnie stawiała kroki, zbliżając się do
łóżka. Niezauważona.
Gdy
już była może z metr od niego, na jej wąskich ustach pokazał się uśmieszek
samozadowolenia. Już uginała kolana, szykując się do skoku, gdy nagle usłyszała
glos kobiety.
-
Słyszę cię cały czas, Miyoshi.
Nie
zdążyła nawet sapnąć z oburzenia, gdyż drzwi, które pozostawiła uchylone,
zatrzasnęły się z hukiem z powodu przeciągu. Skrzywiła się z niezadowolenia.
-
Od kiedy? – burknęła, zakładając ręce na piersi.
-
Zostawiłaś otwarte drzwi. Przeciąg. A po resztą oddychasz jak niedźwiedź. –
Uśmiechnęła się przez ramię do dziewczynki, która właśnie zrobiła naburmuszoną
minę.
-
Wcale nie oddycham jak niedźwiedź! – fuknęła, mrużąc oczy o czarnej tęczówce,
otoczone firanką rzęs.
-
Oddychasz. – Sakura zachichotała pod nosem, wracając do lektury książki.
-
Wcale że nie! – zdenerwowała się i zgrabnie wskoczyła na łóżko, stając na nim
na prostych nogach i patrząc na matkę groźnym spojrzeniem. Sakura miała ochotę
ponownie zachichotać. Co za uparte i dumne stworzenie. Posłała jej całusa i
wróciła do czytania. Po chwili dziewczyna opadła na posłanie i oparła się o jej
ramię.
-
Co czytasz? – mruknęła, odgarniając grzywkę z czoła.
-
Książkę medyczną, jutro mam operację. – Uśmiechnęła się do córki. – A ty? Czemu
nie wyjdziesz na dwór, jest taki ładny dzień. Takeshi pytał o ciebie już dwa
razy! – Zachichotała, widząc minę Miyoshi na wzmiankę o młodym Uzumakim.
-
Nigdzie z nim nie pójdę, wkurza mnie – burknęła. – Po resztą jest za gorąco i
nie ma pana Kakashiego.
-
A po co ci Kakashi? – Uniosła brew.
-
Miał mnie nauczyć nowej techniki! I cały czas się wymiguje!
-
Po nim nie można się niczego innego spodziewać – zaśmiała się, zakładając
dziewczynie czarne pasemko włosów za ucho.
-
Nie wiem jak wy z nim wytrzymywaliście w jednej drużynie – mruknęła.
-
Bywało ciężko. No, ale nos do góry. – Uśmiechnęła się, łaskocząc córkę pod
bokach, a ona zakwiczała, starając się uciec spod rąk matki, a po chwili sama zaatakowała
Sakurę. Przez kilka dobrych minut kotłowały się na łóżku chichocząc jak
opętane.
-
Jak ciepło – wymruczała Miyoshi, rozłożona na plecach matki , oddychając coraz
bardziej regularnie.
-
Tak, zwłaszcza jak leży na tobie cieplutki jak piecyk klocek – zaśmiała się
Sakura, zerkając na córkę, która zmrużyła groźnie powieki. – Hej, hej, już
koniec! – zawołał, gdy palce dziewczynki z premedytacją przejechały po jej
boku. Miyoshi uśmiechnęła się szeroko. Przez chwilę nic nie mówiły, rozkoszując
się delikatnym wiatrem wpadającym przez balkon. Miyoshi wodziła wolno palcem po
jasnych bliznach na plecach matki.
-
Bolało? – spytała cichutko, patrząc na zabliźnioną skórę.
-
Shinobi nie rozpamiętują bólu – odpowiedziała kobieta.
Dziewczynka
uniosła się do siadu, a Sakura obróciła się na plecy, chowając w materiale
pościeli wspomnienia.
-
To boli? – zapytała Miyoshi.
-
Co, kochanie?
-
Zabijanie…
Przez
chwilę patrzyły w sobie oczy, nic nie mówiąc.
-
Kocham cię, Miyoshi, wiesz o tym? – spytała kobieta patrząc poważnie w oczy
swojej małej, ale jakże dorosłej córki.
-
Wiem, mamusiu. – Uśmiechnęła się delikatnie, splatając swoje palce, a palcami
matki, przekazując tym wszystko, czego nie była w stanie powiedzieć…
*
Z nieodgadnionym spojrzeniem obserwował
śpiącą dziewczynę, opartą o drzewa. Jej brwi były zmarszczone, a oczy poruszały
się szybko pod powiekami. Wrzucił patyk, którym się bawił w płomienie małego
ogniska, obserwując, jak Miyoshi porusza się niespokojnie, a po chwili otwiera
gwałtownie oczy, oddychając szybko. Ręka dziewczyny zacisnęła się na bluzce, a
jej oddech uspokajał się z wolna.
- Złe sny? – spytał, mrużąc powieki,
patrząc na nią z uwagą.
Miyoshi nie spojrzała na niego, tylko
wolno poniosła się z ziemi.
- Gorzej – mruknęła, otrzepując spodnie.
– Wspomnienia…
_______
Simon R. Green „Błękitny Księżyc”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz