Ach,
jaki to był celny strzał,
Zamykam
drzwi, za późno jest…
*
„Bogowie powinni zabić tego, kto wymyślił
festyny”, pomyślała z przekąsem czarnowłosa dziewczyna, po raz któryś potrącona
przez przechodnia.
Nigdy nie lubiła tłumów, ale dziś musiała
się poświęcić i starać się nie zwracać zbytnio uwagi na to, iż jej przestrzeń
osobista jest brutalnie naruszana. Dziś wszyscy musieli ją zobaczyć, a ona sama
musiała zebrać kilka istotnych informacji. Tak więc przechadzając się
spokojnie, zdążyła zorientować się, jak i gdzie rozlokowani są poszczególni
shinobi, czuwający nad porządkiem festynu, przez co jej plan nabrał właśnie
konkretnych kolorów.
Kilkakrotnie przewinęła się przed nosami
Naruto i Kakashiego, porozmawiała ze znajomymi, a nawet, dla podtrzymania
pozorów, zapisała się na walki młodych shinobi.
Jak grać, to do samego końca i tak, by
nikt nie zauważył, że jesteś aktorem.
Była wręcz pewna, że niczego się nie
spodziewają. Naruto kilka raz zagadnął ją o zawody, a ona udzielała, jak zwykle,
lakonicznych odpowiedzi. Najwyraźniej myśleli, że walki jakoś na nią
podziałają, bo też i nigdy nie przepuszczała okazji, by się sprawdzić, by się z
kimś zmierzyć i udowodnić temu komuś, że nie dorasta jej do pięt.
A teraz byle spokojnie...
Obejrzała się kilkakrotnie, upewniając
się, iż zgubiła ogon, po czym zawiązała pieczęcie.
Cóż, droga wolna…
*
Walki nastoletnich ninja zawsze
przyprawiały wszystkich o dreszcze emocji. Wielu zdolnych i diabelnie
utalentowanych młodych ludzi dawało całkiem niezły popis swoich umiejętności. A
sparingi zwykle oglądane były nie tylko przez zwykłych osadników, ale także, a może
zwłaszcza, przez wykwalifikowanych shinobi, którzy uważnie je obserwowali,
wyławiając spośród młodzieży potencjalnych członków oddziałów specjalnych. Wielu
zebranych niecierpliwie oczekiwało walki młodej dziedziczki Uchiha, która
trenowana przez samą Piątą, posiadała ogromny potencjał.
Naruto uważnie obserwował potyczkę dwójki
geninów, rozmyślając jednak o swojej podopiecznej. Mimo iż zachowywała się
całkowicie poprawnie i normalnie, uczucie niepokoju nie upuszczało go ani na
moment. Miyoshi, nie wiedząc o tym, była uważnie obserwowana przez shinobi
pilnujących całego festynu.
Zaklaskał wraz z innymi, gdy walka
dobiegła końca. Teraz to, na co wielu czekało, młoda spadkobierczyni
sharingana…
Naruto przygryzł nerwowo wargę, gdy dziewczyna
została wywołana po raz drugi…
Uczucie niepokoju boleśnie ścisnęło jego
żołądek. A więc jednak…
- Kakashi! –
krzyknął w stronę byłego senseia.
- Wiem –
odpowiedział Hatake i natychmiast zniknął z kilkoma innymi shinobi.
Uzumaki zaklął pod nosem, przeciskając
się w kierunku mężczyzny w kucyku, który był opiekunem całych zawodów.
- Lisie? Co jest? – spytał, widząc minę
przyjaciela.
- Maru, dawaj kogoś innego, jakąś inną
walkę, Miyoshi zniknęła.
- Cholera, myślałem, że jej pilnujecie…
- Pilnowaliśmy – warknął Naruto, kierując
się w kierunku Tsunade.
- Babciu… - zaczął.
- Uciekła - stwierdziła, marszcząc
groźnie brwi, a on kiwnął tylko głową.
Koło nich pojawił
się Kakashi.
- Nie uciekła –
uspokoił ich. – Widziałem jak biegła w kierunku areny, ale zgubiłem ją gdzieś w
tłumie. Powinna zaraz tu przyjść i…
Przerwało mu
pojawienie się członka ANBU.
- Naruto, widziałem
ją, jak kierowała się do domu – zaraportował.
Brwi zebranych
uniosły się do góry, lecz nim zdążyli cokolwiek powiedzieć, pojawił się kolejny
shinobi informując, że widział Miyoshi podążającą w stronę południowej bramy i
że jego towarzysz cały czas ją obserwuje. Zanim skończył, pojawił się jeszcze
jeden stwierdzając, iż śledził dziewczynę aż do wschodniej bramy, po czym
zgubił ją w uliczkach.
- Ale jak?- spytała
osłupiała Tsunade.
- Taaatooooo! –
Rozległ się wrzask i wszyscy odwrócili się w kierunku Takeshiego. – Znalazłem
ją! Czeka teraz koło siedziby sędziów.
Omiótł wzrokiem po
zebranych.
- Coś się stało?
Naruto rzucił się w
kierunku areny, a gdy tylko zauważył Miyoshi zaczął biec jeszcze szybciej, lecz
gdy ona go zobaczyła, przerażona zaczęła uciekać. Zanim zdążyli ją złapać,
zniknęła w kłębie dymu.
- A to spryciara –
mruknął Kakashi. – Wyrolowała nas.
- Klony? – spytała
Piąta, podchodząc do nich.
- Tak. Chciała nas
zmylić i zagwarantowała sobie tym trochę czasu. Cholera, trzeba było jednak
przylepić jej cały oddział.
- Za późno teraz na
to – mruknął Naruto. – Trzeba jak najszybciej za nią ruszać.
*
- Nie ma mowy, zostajesz
– powiedział sucho Naruto do swojej średniej latorośli.
- Aaaa! Ale
dlaczego?! Też chcę iść! - zaprotestowała Hiromi, tupiąc nogą.
- Nie i koniec.
- Ale jemu
pozwalasz! – krzyknęła, wyciągając oskarżycielsko palec w kierunku Takeshiego.
- On jest starszy… -
mruknął.
- No i co?! A ona
jest moja przyjaciółką!
- Hiromi, proszę…
- Nie! Nie! Nie! Ja
też idę!
- Yami? – Zdziwił
się Naruto, widząc zbliżającego się młodzieńca. – Co ty tu…
- Przypuszczam, że
przyda się wam pomoc.
- Nie wiem, czy
Gaara by się zgodził… – zaczął Kakashi.
- Ojciec na pewno
nie miałby nic przeciwko. Przyjaciół się nie zostawia – powiedział spokojnie,
poprawiając oporządzenie.
- Dobra, skoro już
wszyscy…
- Pozwalasz mu! Jemu
też! Wszyscy idą! A ja mam zostać! – wykrzyknęła ponownie córka Naruto.
- Hiromi…
- Yami… proszę… - Dziewczyna
spojrzała błagalnie na chłopaka, który szybko odwrócił głowę z uwagą obserwując
pobliski las. – Łaaaa! Zdrajcaaaa!
- Takeshi idzie, ty
zostajesz. – Rozległ się ostry głos Hokage. – I nie chcę słyszeć żadnych
protestów. – Popatrzyła na naburmuszoną Hiromi. – Uzumaki, zawsze wiedziałam,
że nie nadajesz się na ojca.
Mężczyzna uśmiechnął
się szeroko.
- Oni cię w ogóle
nie słuchają, szczeniaku.
Naruto spojrzał w
kierunku lasu.
- I nawet uciekają –
powiedział, patrząc ponownie w oczy Tsunade. – Jedno z moich dzieci właśnie
uciekło i może zginąć.
Przez dosłownie
chwilę obnażył się całkowicie ze swoimi zawsze dobrze ukrywanymi uczuciami.
Widziała, jakie cierpienie i smutek kryje się w jego błękitnych oczach.
Aż zakuło ją serce.
- Więc uratują ją. –
Stanęła na palcach i pocałowała go w czoło. – Jak zawsze.
Wyrósł. Był od niej
dużo wyższy. Stał się mężczyzną. Ojcem. A pamiętała go jako małego,
wkurzającego smarkacza.
- No jasne! –
uśmiechnął się, maskują cały swój ból. – A ty zadbaj o moją wioskę.
- Jaką twoją, jaką
twoją?! – zdenerwowała się.
- W końcu będę
Hokage, nie? – powiedział wesoło. – Oddziaaaaał! Ruszamyyyy!
Shinobi zebrani
przed północną bramą zniknęli w tym samym momencie, rozbiegając się w grupach
po lesie.
Wiatr dmuchnął w
twarz Hokage. Zamknęła oczy.
„Wróćcie. Wszyscy.”
*
Dziewczyna przystanęła na chwilę,
wspierając ręce na kolanach i oddychając głęboko. Przymknęła na moment oczy, po
czym obejrzała się za siebie. Drgnęła, jakby chciała zawrócić, lecz zacisnęła
mocno pięści i odwróciła się tyłem do drogi, z której przybyła.
Musi to zrobić, po prostu musi, to może
być jedyna i ostatnia taka okazja. Następnej może nie być. A ona… po prostu
musi to zrobić. Jej droga prowadzi tylko w ciemność, jeszcze czarniejszą,
jeszcze bardziej lepką i pachnącą śmiercią niż ta, wokół której poruszała się
od lat. Która zawsze jej towarzyszyła, która zawsze była obok, pozbawiając
wszystko wokoło niej kolorów. Jak ślepiec bez laski, szła tylko przed siebie,
nie widząc, nie wiedząc, że są jeszcze inne drogi. Dla niej była tylko ta
jedna, tylko ta najprostsza, tylko ta przed nią.
Żadna inna.
Węzeł przytrzymujący opaskę poluzował
się, a ta z cichym szelestem zsunęła się z czoła dziewczyny.
Tylko ta jedna, żadna inna… Nie ma już
powrotu… Nie dla niej…
Trawa zagłuszyła odgłos upadania.
Promienie słońca delikatnie przebiegły przez metal, jakby placami gładziły znak
wygrawerowany w tworzywie.
Dziewczyna ruszyła w dalszą drogę.
____
Myslovitz - Znów wszystko
poszło nie tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz