sobota, 30 czerwca 2012

04. Zemsta

Ach, jaki to był celny strzał,
Zamykam drzwi, za późno jest…

*

„Bogowie powinni zabić tego, kto wymyślił festyny”, pomyślała z przekąsem czarnowłosa dziewczyna, po raz któryś potrącona przez przechodnia.
Nigdy nie lubiła tłumów, ale dziś musiała się poświęcić i starać się nie zwracać zbytnio uwagi na to, iż jej przestrzeń osobista jest brutalnie naruszana. Dziś wszyscy musieli ją zobaczyć, a ona sama musiała zebrać kilka istotnych informacji. Tak więc przechadzając się spokojnie, zdążyła zorientować się, jak i gdzie rozlokowani są poszczególni shinobi, czuwający nad porządkiem festynu, przez co jej plan nabrał właśnie konkretnych kolorów.
Kilkakrotnie przewinęła się przed nosami Naruto i Kakashiego, porozmawiała ze znajomymi, a nawet, dla podtrzymania pozorów, zapisała się na walki młodych shinobi.
Jak grać, to do samego końca i tak, by nikt nie zauważył, że jesteś aktorem.
Była wręcz pewna, że niczego się nie spodziewają. Naruto kilka raz zagadnął ją o zawody, a ona udzielała, jak zwykle, lakonicznych odpowiedzi. Najwyraźniej myśleli, że walki jakoś na nią podziałają, bo też i nigdy nie przepuszczała okazji, by się sprawdzić, by się z kimś zmierzyć i udowodnić temu komuś, że nie dorasta jej do pięt.
A teraz byle spokojnie...
Obejrzała się kilkakrotnie, upewniając się, iż zgubiła ogon, po czym zawiązała pieczęcie.
Cóż, droga wolna…

*

Walki nastoletnich ninja zawsze przyprawiały wszystkich o dreszcze emocji. Wielu zdolnych i diabelnie utalentowanych młodych ludzi dawało całkiem niezły popis swoich umiejętności. A sparingi zwykle oglądane były nie tylko przez zwykłych osadników, ale także, a może zwłaszcza, przez wykwalifikowanych shinobi, którzy uważnie je obserwowali, wyławiając spośród młodzieży potencjalnych członków oddziałów specjalnych. Wielu zebranych niecierpliwie oczekiwało walki młodej dziedziczki Uchiha, która trenowana przez samą Piątą, posiadała ogromny potencjał.
Naruto uważnie obserwował potyczkę dwójki geninów, rozmyślając jednak o swojej podopiecznej. Mimo iż zachowywała się całkowicie poprawnie i normalnie, uczucie niepokoju nie upuszczało go ani na moment. Miyoshi, nie wiedząc o tym, była uważnie obserwowana przez shinobi pilnujących całego festynu.
Zaklaskał wraz z innymi, gdy walka dobiegła końca. Teraz to, na co wielu czekało, młoda spadkobierczyni sharingana…
Naruto przygryzł nerwowo wargę, gdy dziewczyna została wywołana po raz drugi…
Uczucie niepokoju boleśnie ścisnęło jego żołądek. A więc jednak…
- Kakashi! – krzyknął w stronę byłego senseia.
- Wiem – odpowiedział Hatake i natychmiast zniknął z kilkoma innymi shinobi.
Uzumaki zaklął pod nosem, przeciskając się w kierunku mężczyzny w kucyku, który był opiekunem całych zawodów.
- Lisie? Co jest? – spytał, widząc minę przyjaciela.
- Maru, dawaj kogoś innego, jakąś inną walkę, Miyoshi zniknęła.
- Cholera, myślałem, że jej pilnujecie…
- Pilnowaliśmy – warknął Naruto, kierując się w kierunku Tsunade.
- Babciu… - zaczął.
- Uciekła - stwierdziła, marszcząc groźnie brwi, a on kiwnął tylko głową.
Koło nich pojawił się Kakashi.
- Nie uciekła – uspokoił ich. – Widziałem jak biegła w kierunku areny, ale zgubiłem ją gdzieś w tłumie. Powinna zaraz tu przyjść i…
Przerwało mu pojawienie się członka ANBU.
- Naruto, widziałem ją, jak kierowała się do domu – zaraportował.
Brwi zebranych uniosły się do góry, lecz nim zdążyli cokolwiek powiedzieć, pojawił się kolejny shinobi informując, że widział Miyoshi podążającą w stronę południowej bramy i że jego towarzysz cały czas ją obserwuje. Zanim skończył, pojawił się jeszcze jeden stwierdzając, iż śledził dziewczynę aż do wschodniej bramy, po czym zgubił ją w uliczkach.
- Ale jak?- spytała osłupiała Tsunade.
- Taaatooooo! – Rozległ się wrzask i wszyscy odwrócili się w kierunku Takeshiego. – Znalazłem ją! Czeka teraz koło siedziby sędziów.
Omiótł wzrokiem po zebranych.
- Coś się stało?
Naruto rzucił się w kierunku areny, a gdy tylko zauważył Miyoshi zaczął biec jeszcze szybciej, lecz gdy ona go zobaczyła, przerażona zaczęła uciekać. Zanim zdążyli ją złapać, zniknęła w kłębie dymu.
- A to spryciara – mruknął Kakashi. – Wyrolowała nas.
- Klony? – spytała Piąta, podchodząc do nich.
- Tak. Chciała nas zmylić i zagwarantowała sobie tym trochę czasu. Cholera, trzeba było jednak przylepić jej cały oddział.
- Za późno teraz na to – mruknął Naruto. – Trzeba jak najszybciej za nią ruszać.

*

- Nie ma mowy, zostajesz – powiedział sucho Naruto do swojej średniej latorośli.
- Aaaa! Ale dlaczego?! Też chcę iść! - zaprotestowała Hiromi, tupiąc nogą.
- Nie i koniec.
- Ale jemu pozwalasz! – krzyknęła, wyciągając oskarżycielsko palec w kierunku Takeshiego.
- On jest starszy… - mruknął.
- No i co?! A ona jest moja przyjaciółką!
- Hiromi, proszę…
- Nie! Nie! Nie! Ja też idę!
- Yami? – Zdziwił się Naruto, widząc zbliżającego się młodzieńca. – Co ty tu…
- Przypuszczam, że przyda się wam pomoc.
- Nie wiem, czy Gaara by się zgodził… – zaczął Kakashi.
- Ojciec na pewno nie miałby nic przeciwko. Przyjaciół się nie zostawia – powiedział spokojnie, poprawiając oporządzenie.
- Dobra, skoro już wszyscy…
- Pozwalasz mu! Jemu też! Wszyscy idą! A ja mam zostać! – wykrzyknęła ponownie córka Naruto.
- Hiromi…
- Yami… proszę… - Dziewczyna spojrzała błagalnie na chłopaka, który szybko odwrócił głowę z uwagą obserwując pobliski las. – Łaaaa! Zdrajcaaaa!
- Takeshi idzie, ty zostajesz. – Rozległ się ostry głos Hokage. – I nie chcę słyszeć żadnych protestów. – Popatrzyła na naburmuszoną Hiromi. – Uzumaki, zawsze wiedziałam, że nie nadajesz się na ojca.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
- Oni cię w ogóle nie słuchają, szczeniaku.
Naruto spojrzał w kierunku lasu.
- I nawet uciekają – powiedział, patrząc ponownie w oczy Tsunade. – Jedno z moich dzieci właśnie uciekło i może zginąć.
Przez dosłownie chwilę obnażył się całkowicie ze swoimi zawsze dobrze ukrywanymi uczuciami. Widziała, jakie cierpienie i smutek kryje się w jego błękitnych oczach.
Aż zakuło ją serce.
- Więc uratują ją. – Stanęła na palcach i pocałowała go w czoło. – Jak zawsze.
Wyrósł. Był od niej dużo wyższy. Stał się mężczyzną. Ojcem. A pamiętała go jako małego, wkurzającego smarkacza.
- No jasne! – uśmiechnął się, maskują cały swój ból. – A ty zadbaj o moją wioskę.
- Jaką twoją, jaką twoją?! – zdenerwowała się.
- W końcu będę Hokage, nie? – powiedział wesoło. – Oddziaaaaał! Ruszamyyyy!
Shinobi zebrani przed północną bramą zniknęli w tym samym momencie, rozbiegając się w grupach po lesie.
Wiatr dmuchnął w twarz Hokage. Zamknęła oczy.
„Wróćcie. Wszyscy.”

*

Dziewczyna przystanęła na chwilę, wspierając ręce na kolanach i oddychając głęboko. Przymknęła na moment oczy, po czym obejrzała się za siebie. Drgnęła, jakby chciała zawrócić, lecz zacisnęła mocno pięści i odwróciła się tyłem do drogi, z której przybyła.
Musi to zrobić, po prostu musi, to może być jedyna i ostatnia taka okazja. Następnej może nie być. A ona… po prostu musi to zrobić. Jej droga prowadzi tylko w ciemność, jeszcze czarniejszą, jeszcze bardziej lepką i pachnącą śmiercią niż ta, wokół której poruszała się od lat. Która zawsze jej towarzyszyła, która zawsze była obok, pozbawiając wszystko wokoło niej kolorów. Jak ślepiec bez laski, szła tylko przed siebie, nie widząc, nie wiedząc, że są jeszcze inne drogi. Dla niej była tylko ta jedna, tylko ta najprostsza, tylko ta przed nią.
Żadna inna.
Węzeł przytrzymujący opaskę poluzował się, a ta z cichym szelestem zsunęła się z czoła dziewczyny.
Tylko ta jedna, żadna inna… Nie ma już powrotu… Nie dla niej…
Trawa zagłuszyła odgłos upadania. Promienie słońca delikatnie przebiegły przez metal, jakby placami gładziły znak wygrawerowany w tworzywie.
Dziewczyna ruszyła w dalszą drogę.

____
Myslovitz - Znów wszystko poszło nie tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz