sobota, 30 czerwca 2012

03. Zemsta

Cisza przed burzą przenika cały ciemny ląd.
Błyski na niebie rozpoczynają czarną noc.
Deszczowy dzień, deszczowa noc,
sen wtopiony w mrok.

*

Spóźni się.
Cholera, znowu się spóźni.
Ciekawe, co ta jędza wymyśli, żeby wbić jej do głowy, że spóźnianie się, zwłaszcza do Hokage, jest bardzo niegrzeczne.
Jedną z rzeczy, której wprost nie cierpiała w swojej mistrzyni, to przesadne panoszenie się ze swoją pozycją.
„Jako Hokage wymaga tego… Nie można pozwolić Hokage czekać… Jest Hokage i nie można…”
Prychnęła pod nosem rozeźlona.
Jeżeli Naruto będzie kiedyś taki sam, przeprowadzi się do Kraju Lodu. Może przynajmniej niedźwiedzie polarne nie będą jej mówić, co wolno, a czego nie w związku z ich pozycją w łańcuchu pokarmowym.
Zziajana wpadła do budynku Hokage. Przeskakując po kilka stopni, wbiegła na piętro, gdzie mieściło się biuro Piątej i zamarła z ręką na klamce.
- Nie interesuje mnie to! – powiedziała podniesionym głosem Przywódczyni Wioski Liścia. – Nie obchodzi mnie to, że nie wiecie jak to się stało.
- Hokage, to naprawdę nie nasza wina – wtrącił się Kakashi.
Co on tam robił? Miał być przecież na misji
- Nie mieliśmy pojęcia, że Wioska Dźwięku planuje jakikolwiek ruch. I to tak duży.
Miyoshi zacisnęła dłoń w pięść, wbijając sobie paznokcie w skórę.
- Oczywiście, nie mieliście pojęcia! – prychnęła.
- Trzeba jak najszybciej coś ustalić, zanim Sasuke dotrze do tamtejszego władcy Północnych Krain. – Rozległ się cichy acz stanowczy głos Naruto.
Miyoshi czuła jak jej oddech przyspiesza.
Wreszcie. Tak długo czekała, aż wychyli nos ze swojej twierdzy w Wiosce Dźwięku. Tak długi czas...
Zaczęła się powoli cofać.
- Myślę, że póki co mamy inny problem – powiedział Hatake i drzwi gabinetu otworzyły się z rozmachem.
- Mi, co ty tu robisz? – spytał nerwowo Uzumaki. Hokage przejechała dłonią po twarzy. Dziewczyna omiotła wzrokiem po osobach w gabinecie, analizując coś szybko.
Istniała mała szansa. Ale to zawsze coś… I puściła się biegiem.
- Cholera jasna! – Usłyszała jeszcze przekleństwo Naruto.
Biegła jak najszybciej, kierując się w stronę zachodniej bramy. Kluczyła między budynkami, rezygnując z głównych dróg. Na pewno są już obstawione.
Wreszcie ma szansę. Wreszcie może dokonać tego, co jest jej priorytetem. Nareszcie.
Pośliznęła się, widząc ANBU na dachu budynku. Nie zauważył jej. Wychyliła się lekko zza budynku. Cóż, ta trasa zablokowana. Zrobiła w tył zwrot i pognała inną uliczką.
Dlaczego oni nigdy nie pozwalają jej zrobić tego, co zamierza? Czy mają zamiar wiecznie ją powstrzymywać? Cholera, przecież wiedzą, co jest jej celem! I co? Myślą, że tak łatwo się podda? Niedoczekanie.
Umknęła w bok, widząc, że jeden z shinobi obraca się w jej kierunku. Odwróciła się do niego tyłem z zamiarem szybkiego ewakuowania się z miejsca zagrożenia.
Z impetem wpadła na kogoś, a ciepłe ręce zacisnęły się boleśnie na jej nadgarstkach.
No cholera jasna! Szarpnęła się, lecz uścisk tylko się wzmógł.
- Gdzie się wybierasz? – Suchy głos Naruto zmusił ją do popatrzenia na niego.
- Puść.
- Nie.
- Puszczaj mnie! – wywarczała.
- Nie.
- No do cholery, puszczaj mnie!
- Jeżeli mi coś obiecasz – zaproponował.
- Nie ma mowy! Nie obiecam ci tego! – wysyczała.
- Miyoshi, nie każ mi używać na tobie siły.
- Nic ci nie każę! Możesz mnie puścić jak ci się nie podoba!
- Takiego wyjścia, niestety, nie ma.
- Aghrrr! – warknęła ze złością. – Dlaczego wy zawsze wszystko musicie utrudniać?! – huknęła.
- Haruno – powiedział znudzonym głosem Kakashi, który nie wiadomo kiedy zmaterializował się koło nich. – Uspokój swoje zabójcze zapędy, wracaj do domu i nie waż się z niego wychodzić choć na krok.
W oczach dziewczyny pojawił się sharingan, a chakra zaczęła groźnie strzelać i trzaskać, przechodząc przez jej ciało razem z falami wściekłości.
Mimo znudzonego tonu, Hatake obserwował ją uważnie.
- Jak chcesz, może być po dobroci albo będziesz sypiała z oddziałem ANBU pod łóżkiem. Wybór należy do ciebie – dodał z rozbawieniem, widząc oburzenie malujące się na jej twarzy.
- Mi… – zaczął łagodnie Naruto. – To naprawdę dla twojego…
- Przestań – przerwała mu. – Przestań i puść mnie. Idę do domu.
Uzumaki rzucił szybkie spojrzenie na byłego senseia, który kiwnął nieznacznie głową. Powoli puścił ręce dziewczyny, gotowy w każdej chwili zareagować, lecz ona tylko otrzepała się z wyimaginowanego kurzu i obracając się na pięcie, ruszyła dumnie w głąb wioski.
- Problem z głowy – westchnął Uzumaki, obserwując sztywno wyprostowane plecy podopiecznej.
- Tylko tymczasowo… - mruknął Kakashi.

*

- Takeshi, weź się posuń. Nie jesteś tutaj sam – warknęła Hiromi, popychając brata, który rozwalił się na większej części stołu.
- Nie kłócić się – zareagowała instynktownie Hinata, lecz i tak nie zwracała większej uwagi na przepychanki swoich dzieci.
Z niepokojem patrzyła na zegarek w kuchni.
Powinni już być.
Położyła sztućce na stole i znowu zerknęła na zegarek. W tym momencie drzwi otworzyły się gwałtownie. Jej chwilę ulgi zastąpił niepokój, umiejscawiający się boleśnie w okolicach żołądka. Ktoś, prychając gniewnie, zrzucał w korytarzu buty, po czym trzaskając kolejnymi drzwiami, wpadł do salonu.
- Miyoshi? – spytał ze zdziwieniem Takeshi, widząc dziewczynę, która z wściekłością malującą się na twarzy, bez słowa wbiegła po schodach i z hukiem zatrzasnęła drzwi swojego pokoju. – Ciekawe co jej się stało? Może pójdę zapytać?
- Siedź – powiedział zmęczonym głosem Naruto, który dopiero co wszedł do domu.
- Co się stało? – spytała zmartwiona Hinata.
- Podsłuchała naszą rozmowę w gabinecie Hokage – odpowiedział, siadając przy stole.
Spojrzała na niego, nic nie rozumiejąc.
- Wioska Dźwięku wykonała ruch – dodał, patrząc z powagą na żonę.
Hinata drgnęła nieznacznie.
- I on…
- W stronę Północnych Krain – przerwał jej, kiwając głową. –  Najprawdopodobniej szuka sprzymierzeńców.
- I Miyoshi chciała… - zaczął Takeshi.
- Tak. Ale dogoniliśmy ją na czas. Jest teraz wściekła.
- Widać – mruknęła Hiromi.

*

Ran powolutku szła po schodach. Po korytarzu co kilka sekund roznosił się odgłos, jakby coś uderzało w ścianę.
Wahając się, nacisnęła klamkę do pokoju Miyoshi. Haruno leżała na łóżku i rzucała shurikenami w szafę naprzeciwko.
Dziewczynka zamknęła za sobą cicho drzwi i usiadła na krześle przy biurku. Wiatr szarpał firanką i zrzucał z niego świstki papieru.
Przez bardzo długi czas żadna z nich nic nie mówiła. Ran pozwalała wyładować się dziewczynie. Ze wszystkich osób to właśnie ona – mała, cicha ośmiolatka – najlepiej znała Haruno. Mimo swojego młodego wieku była bardzo bystra i czasem rozumiała dużo więcej niż inni. Bo ona nie mówiła – ona obserwowała.
Siedziała nieruchomo, lecz czujnie, niczym kot gotowy do skoku i bacznie przypatrywała się Miyoshi, wysapującej wściekle swoją złość.
Po jakimś czasie Mi przestała zamieniać w wióry swoja szafę i wstała. Podeszła do okna i zamknęła je z hukiem, po czym z powrotem położyła się na posłaniu i zakryła ramieniem twarz.
Ran z gracją zeskoczyła ze stołka, zbliżyła się do łóżka i usiadła na nim.
- Nie smuć się – odezwała, podpierając brodę na splecionych dłoniach.
- Nie jestem smutna, tylko zła – burknęła.
- Nie złość się.
- Nie złoszczę się! – prychnęła, podnosząc się i siadając po turecku. – Po co tu przyszłaś?
- Lubię – odpowiedziała, odgarniając grzywkę z czoła.
- Lubisz tu przychodzić, ta? – spytała z niechęcią, całą swoją osobą dając do zrozumienia Ran, że jest kłopotliwym gościem.
- Też. – Przysunęła się do odwróconej tyłem dziewczyny. – Lubię ciebie.
Usiadła koło niej.
- Co? – spytała zaskoczona Miyoshi, patrząc wprost w jasne oczy blondynki.
Ran wyciągnęła rączkę i dotknęła bladego policzka Haruno.
- Nie smuć się już – poprosiła.
- Nie smucę się – odpowiedziała, drżąc lekko pod dotykiem cieplutkiej dłoni dziewczynki.
- Tylko złościsz – uśmiechnęła się i wdrapała na nogi Mi, wodząc paluszkami po jej napiętej twarzy.
Miyoshi uciekła wzrokiem, ale Ran klepnęła ją leciutko w policzek, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
Dwie pary oczu – czarne, bezdenne studnie, w których bez problemu można by się utopić i te jasne, wszystkowiedzące i rozumiejące, skrywające jakąś niewyjaśnioną tajemnicę – patrzyły na siebie w milczeniu.
Miyoshi z westchnieniem opadła na łóżko.
- Nigdy nie dasz mi się powściekać? – spytała z przekąsem dziewczynkę, która położyła się koło niej. Ta tylko pokręciła głową, uśmiechając się i bawiąc czarnymi kosmykami włosów.
- Wiedziałam – burknęła, przewracając teatralnie oczami.
- Będziesz musiała kupić nową szafę – mruknęła niedbale, skupiając się na robieniu warkocza ze swoich jasnych włosów i czarnych Miyoshi.
Haruno naburmuszyła się.
- I tak uciekniesz – dokończyła z westchnieniem.
Dziedziczka sharingana patrzyła zaskoczona na dziewczynkę.
Czy to ona jest taka przewidywalna, czy to dziecko naprawdę ma jakieś paranormalnie zdolności?
- Wiesz, że możesz już nie wrócić? – Popatrzyła na nią smutno.
- Wiem – odpowiedziała.
Doskonale to wiedziała. Nawet bez słów tej głupiej kapłanki, którą kiedyś spotkały. Kobieta powiedziała, że towarzyszy jej Śmierć, że od urodzenia trwa przy jej boku i w końcu zabierze ją ze sobą, że już niedługo...
Bo mieć za towarzysza Śmierć – znaczy umrzeć.
Potrząsnęła głową, odganiając nieproszone myśli.
Dzisiaj? Jutro? Za dziesięć lat? Co za różnica? Gdy tylko wypełni swoją zemstę, może umierać.
Bez znaczenia.
- Ale pójdziesz. A ja tak bardzo cię kocham! – powiedziała płaczliwie i przytuliła się do Haruno.
Miyoshi niepewnie objęła dziewczynkę. Obie nie umiały okazywać swoich uczuć i podświadomie wiedziała, że to jest bardzo ważny moment. Może jedyny. Może już ostatni.
- Ej, wrócę. – Pogłaskała ją po plecach. – Przecież mnie znasz. Nie dam się tak łatwo – uśmiechnęła się do ośmiolatki.
- Wiem. – Usiadła na jej brzuchu. Splecione włosy spływały między nimi. – Ale tu – położyła rączkę na sercu – boli mnie.
Miyoshi przykryła jej dłoń swoją – większą, chłodniejszą.
- Nie martw się. Wrócę.
Ran popatrzyła jej w oczy, po czym uśmiechając się, opadła na Haruno.
- Więc wróć. A ja nie powiem nikomu – szepnęła jej do ucha.
- Tu jesteście. – Od strony drzwi rozległ się wysoki sopran Hinaty.
Dziewczyny poderwały się z łóżka i głośno krzyknęły, gdyż ich włosy nadal były splecione w długi, dwukolorowy warkocz. Śmiejąc się cicho, zaczęły rozplatać pasma włosów.
- Chodźcie na kolację – powiedziała kobieta, ciesząca się w duchu, że widzi uśmiechniętą Miyoshi.

*

Planowała wymknąć się nocą. Wiedziała, że ta opcja mogła nie wypalić, ale nic nie przeszkadzało spróbować.
Po cichu zeszła na dół, bez trudu lokalizując drzwi do korytarza. Szła bardzo powoli, starając się nie zaskrzypieć choćby jedną deską. Nie miała z tym większych problemów, doskonale wiedziała, gdzie nacisnąć, by drewno milczało. Tyle razy wymykała się, by potrenować, że teraz dom nie miał przed nią żadnych tajemnic.
Ciche westchnięcie na werandzie spowodowało, że dziewczynę zamroziło.
A więc jednak.
Wycofała się powoli do swojego pokoju. A miała nadzieję, że nie pomyśli o tym.
Co prawda mogła uciec przez okno, ale Naruto był zbyt dobrym shinobi, by tego nie usłyszeć, a gdyby ją przyłapał, już nigdy nie uwolniłaby się od oddziału ANBU, chodzącego za nią krok w krok. Co za przewrażliwione kwoki z nich wszystkich. Mogliby się odczepić i dać jej działać. Ale nie! Trzeba zbawiać świat i ratować Miyoshi – wbrew jej woli! – przed osiągnięciem jej celu, o którym nikt nie powiedział, że będzie łatwy. Potwornie wkurzające.
Otworzyła okno, wpuszczając do pokoju gorące powietrze.
I co ona ma teraz zrobić? Podrapała się po głowie, która zaczynała nieprzyjemnie pulsować bólem. Jeszcze jutro to głupie powitanie lata. Hordy ludzi obijających się o siebie i spływających potem. Potworny ścisk i zamieszanie, gwałcące brutalnie przestrzeń osobistą niektórych jednostek społeczeństwa, w tym wypadku jej. Jednym słowem śmierdzący, rozwrzeszczany chaos potocznie nazywany ludem Konoha.
Ręce Miyoshi zacisnęły się kurczowo na parapecie, a na twarz wypłyną rumieniec ekscytacji.
Dokładnie! Tego jej właśnie było trzeba! Zamieszania, w którym nikt nie zauważy, że jedna osoba – na dodatek bardzo nie lubiąca tłoku – zniknie niepostrzeżenie. Genialne w całej swej skromnej postaci. Nie powinna mieć większych problemów ze „zgubieniem się” w tłumie. I na dodatek bramy nie będą strzeżone, bo wszyscy będą na festynie. Wybornie! A więc jednak nie jest dzieckiem nieszczęścia.
Ucieknie, czy im się to podoba, czy nie.

*

Naruto siedział na schodach werandy, wdychając ciepłe, letnie powietrze. Miał dziwne wrażenie, że Miyoshi postanowi uciec, że ten jej pozorny spokój nie wróży nic dobrego. Przez chwilę wydawało mu się nawet, że ją słyszy, ale wytężając słuch nic więcej nie zarejestrował.
Lecz dziwne przeczucia go nie opuszczały.
Oczywiście Hinata go wyśmiała, jego przeczucia miały zawsze całkiem odwrotny skutek, zaś w tej sytuacji jego żona była całkowicie pewna, że najgorsze już za nimi.
Ale on nie wierzył. Ona była za spokojna! Za szybko odpuściła. I wiedział, że tym razem ma rację - tym razem szykowało się coś naprawdę wielkiego. I z tego będą ogromne kłopoty. Nie wiedział tylko kiedy.
I jeszcze jutro festyn.
Starał się przekonać siebie, że w tym czasie nic się nie stanie. Przecież mają się odbyć pokazowe walki, a ona nigdy nie przepuszcza okazji, by spuścić komuś manto i sprawdzić swoje umiejętności.
Nie, jutro nic się nie wydarzy…
Tylko dlaczego go tak nieprzyjemnie ściska w żołądku?

____
Myslovitz - Deszcz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz