Cisza
przed burzą przenika cały ciemny ląd.
Błyski
na niebie rozpoczynają czarną noc.
Deszczowy
dzień, deszczowa noc,
sen
wtopiony w mrok.
*
Spóźni się.
Cholera, znowu się
spóźni.
Ciekawe, co ta jędza
wymyśli, żeby wbić jej do głowy, że spóźnianie się, zwłaszcza do Hokage, jest
bardzo niegrzeczne.
Jedną z rzeczy,
której wprost nie cierpiała w swojej mistrzyni, to przesadne panoszenie się ze
swoją pozycją.
„Jako Hokage wymaga
tego… Nie można pozwolić Hokage czekać… Jest Hokage i nie można…”
Prychnęła pod nosem
rozeźlona.
Jeżeli Naruto będzie
kiedyś taki sam, przeprowadzi się do Kraju Lodu. Może przynajmniej niedźwiedzie
polarne nie będą jej mówić, co wolno, a czego nie w związku z ich pozycją w
łańcuchu pokarmowym.
Zziajana wpadła do
budynku Hokage. Przeskakując po kilka stopni, wbiegła na piętro, gdzie mieściło
się biuro Piątej i zamarła z ręką na klamce.
- Nie interesuje
mnie to! – powiedziała podniesionym głosem Przywódczyni Wioski Liścia. – Nie
obchodzi mnie to, że nie wiecie jak to się stało.
- Hokage, to
naprawdę nie nasza wina – wtrącił się Kakashi.
Co on tam robił? Miał być przecież na misji…
- Nie mieliśmy
pojęcia, że Wioska Dźwięku planuje jakikolwiek ruch. I to tak duży.
Miyoshi zacisnęła
dłoń w pięść, wbijając sobie paznokcie w skórę.
- Oczywiście, nie
mieliście pojęcia! – prychnęła.
- Trzeba jak
najszybciej coś ustalić, zanim Sasuke dotrze do tamtejszego władcy Północnych
Krain. – Rozległ się cichy acz stanowczy głos Naruto.
Miyoshi czuła jak
jej oddech przyspiesza.
Wreszcie. Tak długo
czekała, aż wychyli nos ze swojej twierdzy w Wiosce Dźwięku. Tak długi czas...
Zaczęła się powoli
cofać.
- Myślę, że póki co
mamy inny problem – powiedział Hatake i drzwi gabinetu otworzyły się z
rozmachem.
- Mi, co ty tu
robisz? – spytał nerwowo Uzumaki. Hokage przejechała dłonią po twarzy. Dziewczyna
omiotła wzrokiem po osobach w gabinecie, analizując coś szybko.
Istniała mała
szansa. Ale to zawsze coś… I puściła się biegiem.
- Cholera jasna! – Usłyszała
jeszcze przekleństwo Naruto.
Biegła jak
najszybciej, kierując się w stronę zachodniej bramy. Kluczyła między budynkami,
rezygnując z głównych dróg. Na pewno są już obstawione.
Wreszcie ma szansę.
Wreszcie może dokonać tego, co jest jej priorytetem. Nareszcie.
Pośliznęła się,
widząc ANBU na dachu budynku. Nie zauważył jej. Wychyliła się lekko zza budynku.
Cóż, ta trasa zablokowana. Zrobiła w tył zwrot i pognała inną uliczką.
Dlaczego oni nigdy
nie pozwalają jej zrobić tego, co zamierza? Czy mają zamiar wiecznie ją
powstrzymywać? Cholera, przecież wiedzą, co jest jej celem! I co? Myślą, że tak
łatwo się podda? Niedoczekanie.
Umknęła w bok,
widząc, że jeden z shinobi obraca się w jej kierunku. Odwróciła się do niego
tyłem z zamiarem szybkiego ewakuowania się z miejsca zagrożenia.
Z impetem wpadła na
kogoś, a ciepłe ręce zacisnęły się boleśnie na jej nadgarstkach.
No cholera jasna!
Szarpnęła się, lecz uścisk tylko się wzmógł.
- Gdzie się
wybierasz? – Suchy głos Naruto zmusił ją do popatrzenia na niego.
- Puść.
- Nie.
- Puszczaj mnie! –
wywarczała.
- Nie.
- No do cholery,
puszczaj mnie!
- Jeżeli mi coś
obiecasz – zaproponował.
- Nie ma mowy! Nie
obiecam ci tego! – wysyczała.
- Miyoshi, nie każ
mi używać na tobie siły.
- Nic ci nie każę!
Możesz mnie puścić jak ci się nie podoba!
- Takiego wyjścia,
niestety, nie ma.
- Aghrrr! – warknęła
ze złością. – Dlaczego wy zawsze wszystko musicie utrudniać?! – huknęła.
- Haruno –
powiedział znudzonym głosem Kakashi, który nie wiadomo kiedy zmaterializował
się koło nich. – Uspokój swoje zabójcze zapędy, wracaj do domu i nie waż się z
niego wychodzić choć na krok.
W oczach dziewczyny
pojawił się sharingan, a chakra zaczęła groźnie strzelać i trzaskać,
przechodząc przez jej ciało razem z falami wściekłości.
Mimo znudzonego
tonu, Hatake obserwował ją uważnie.
- Jak chcesz, może
być po dobroci albo będziesz sypiała z oddziałem ANBU pod łóżkiem. Wybór należy
do ciebie – dodał z rozbawieniem, widząc oburzenie malujące się na jej twarzy.
- Mi… – zaczął
łagodnie Naruto. – To naprawdę dla twojego…
- Przestań –
przerwała mu. – Przestań i puść mnie. Idę do domu.
Uzumaki rzucił
szybkie spojrzenie na byłego senseia, który kiwnął nieznacznie głową. Powoli
puścił ręce dziewczyny, gotowy w każdej chwili zareagować, lecz ona tylko
otrzepała się z wyimaginowanego kurzu i obracając się na pięcie, ruszyła dumnie
w głąb wioski.
- Problem z głowy –
westchnął Uzumaki, obserwując sztywno wyprostowane plecy podopiecznej.
- Tylko tymczasowo…
- mruknął Kakashi.
*
- Takeshi, weź się
posuń. Nie jesteś tutaj sam – warknęła Hiromi, popychając brata, który rozwalił
się na większej części stołu.
- Nie kłócić się –
zareagowała instynktownie Hinata, lecz i tak nie zwracała większej uwagi na
przepychanki swoich dzieci.
Z niepokojem
patrzyła na zegarek w kuchni.
Powinni już być.
Położyła sztućce na
stole i znowu zerknęła na zegarek. W tym momencie drzwi otworzyły się
gwałtownie. Jej chwilę ulgi zastąpił niepokój, umiejscawiający się boleśnie w
okolicach żołądka. Ktoś, prychając gniewnie, zrzucał w korytarzu buty, po czym
trzaskając kolejnymi drzwiami, wpadł do salonu.
- Miyoshi? – spytał
ze zdziwieniem Takeshi, widząc dziewczynę, która z wściekłością malującą się na
twarzy, bez słowa wbiegła po schodach i z hukiem zatrzasnęła drzwi swojego
pokoju. – Ciekawe co jej się stało? Może pójdę zapytać?
- Siedź – powiedział
zmęczonym głosem Naruto, który dopiero co wszedł do domu.
- Co się stało? –
spytała zmartwiona Hinata.
- Podsłuchała naszą
rozmowę w gabinecie Hokage – odpowiedział, siadając przy stole.
Spojrzała na niego,
nic nie rozumiejąc.
- Wioska Dźwięku
wykonała ruch – dodał, patrząc z powagą na żonę.
Hinata drgnęła
nieznacznie.
- I on…
- W stronę
Północnych Krain – przerwał jej, kiwając głową. – Najprawdopodobniej szuka sprzymierzeńców.
- I Miyoshi chciała…
- zaczął Takeshi.
- Tak. Ale
dogoniliśmy ją na czas. Jest teraz wściekła.
- Widać – mruknęła
Hiromi.
*
Ran powolutku szła
po schodach. Po korytarzu co kilka sekund roznosił się odgłos, jakby coś
uderzało w ścianę.
Wahając się,
nacisnęła klamkę do pokoju Miyoshi. Haruno leżała na łóżku i rzucała
shurikenami w szafę naprzeciwko.
Dziewczynka zamknęła
za sobą cicho drzwi i usiadła na krześle przy biurku. Wiatr szarpał firanką i
zrzucał z niego świstki papieru.
Przez bardzo długi
czas żadna z nich nic nie mówiła. Ran pozwalała wyładować się dziewczynie. Ze
wszystkich osób to właśnie ona – mała, cicha ośmiolatka – najlepiej znała
Haruno. Mimo swojego młodego wieku była bardzo bystra i czasem rozumiała dużo
więcej niż inni. Bo ona nie mówiła – ona obserwowała.
Siedziała
nieruchomo, lecz czujnie, niczym kot gotowy do skoku i bacznie przypatrywała
się Miyoshi, wysapującej wściekle swoją złość.
Po jakimś czasie Mi
przestała zamieniać w wióry swoja szafę i wstała. Podeszła do okna i zamknęła
je z hukiem, po czym z powrotem położyła się na posłaniu i zakryła ramieniem
twarz.
Ran z gracją
zeskoczyła ze stołka, zbliżyła się do łóżka i usiadła na nim.
- Nie smuć się – odezwała,
podpierając brodę na splecionych dłoniach.
- Nie jestem smutna,
tylko zła – burknęła.
- Nie złość się.
- Nie złoszczę się!
– prychnęła, podnosząc się i siadając po turecku. – Po co tu przyszłaś?
- Lubię –
odpowiedziała, odgarniając grzywkę z czoła.
- Lubisz tu
przychodzić, ta? – spytała z niechęcią, całą swoją osobą dając do zrozumienia
Ran, że jest kłopotliwym gościem.
- Też. – Przysunęła
się do odwróconej tyłem dziewczyny. – Lubię ciebie.
Usiadła koło niej.
- Co? – spytała
zaskoczona Miyoshi, patrząc wprost w jasne oczy blondynki.
Ran wyciągnęła
rączkę i dotknęła bladego policzka Haruno.
- Nie smuć się już –
poprosiła.
- Nie smucę się –
odpowiedziała, drżąc lekko pod dotykiem cieplutkiej dłoni dziewczynki.
- Tylko złościsz –
uśmiechnęła się i wdrapała na nogi Mi, wodząc paluszkami po jej napiętej
twarzy.
Miyoshi uciekła
wzrokiem, ale Ran klepnęła ją leciutko w policzek, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
Dwie pary oczu –
czarne, bezdenne studnie, w których bez problemu można by się utopić i te
jasne, wszystkowiedzące i rozumiejące, skrywające jakąś niewyjaśnioną tajemnicę
– patrzyły na siebie w milczeniu.
Miyoshi z
westchnieniem opadła na łóżko.
- Nigdy nie dasz mi
się powściekać? – spytała z przekąsem dziewczynkę, która położyła się koło
niej. Ta tylko pokręciła głową, uśmiechając się i bawiąc czarnymi kosmykami
włosów.
- Wiedziałam – burknęła,
przewracając teatralnie oczami.
- Będziesz musiała
kupić nową szafę – mruknęła niedbale, skupiając się na robieniu warkocza ze
swoich jasnych włosów i czarnych Miyoshi.
Haruno naburmuszyła
się.
- I tak uciekniesz –
dokończyła z westchnieniem.
Dziedziczka
sharingana patrzyła zaskoczona na dziewczynkę.
Czy to ona jest taka
przewidywalna, czy to dziecko naprawdę ma jakieś paranormalnie zdolności?
- Wiesz, że możesz
już nie wrócić? – Popatrzyła na nią smutno.
- Wiem –
odpowiedziała.
Doskonale to wiedziała.
Nawet bez słów tej głupiej kapłanki, którą kiedyś spotkały. Kobieta
powiedziała, że towarzyszy jej Śmierć, że od urodzenia trwa przy jej boku i w
końcu zabierze ją ze sobą, że już niedługo...
Bo mieć za
towarzysza Śmierć – znaczy umrzeć.
Potrząsnęła głową,
odganiając nieproszone myśli.
Dzisiaj? Jutro? Za
dziesięć lat? Co za różnica? Gdy tylko wypełni swoją zemstę, może umierać.
Bez znaczenia.
- Ale pójdziesz. A
ja tak bardzo cię kocham! – powiedziała płaczliwie i przytuliła się do Haruno.
Miyoshi niepewnie
objęła dziewczynkę. Obie nie umiały okazywać swoich uczuć i podświadomie
wiedziała, że to jest bardzo ważny moment. Może jedyny. Może już ostatni.
- Ej, wrócę. –
Pogłaskała ją po plecach. – Przecież mnie znasz. Nie dam się tak łatwo – uśmiechnęła
się do ośmiolatki.
- Wiem. – Usiadła na
jej brzuchu. Splecione włosy spływały między nimi. – Ale tu – położyła rączkę
na sercu – boli mnie.
Miyoshi przykryła
jej dłoń swoją – większą, chłodniejszą.
- Nie martw się.
Wrócę.
Ran popatrzyła jej w
oczy, po czym uśmiechając się, opadła na Haruno.
- Więc wróć. A ja
nie powiem nikomu – szepnęła jej do ucha.
- Tu jesteście. – Od
strony drzwi rozległ się wysoki sopran Hinaty.
Dziewczyny poderwały
się z łóżka i głośno krzyknęły, gdyż ich włosy nadal były splecione w długi,
dwukolorowy warkocz. Śmiejąc się cicho, zaczęły rozplatać pasma włosów.
- Chodźcie na
kolację – powiedziała kobieta, ciesząca się w duchu, że widzi uśmiechniętą
Miyoshi.
*
Planowała wymknąć
się nocą. Wiedziała, że ta opcja mogła nie wypalić, ale nic nie przeszkadzało
spróbować.
Po cichu zeszła na
dół, bez trudu lokalizując drzwi do korytarza. Szła bardzo powoli, starając się
nie zaskrzypieć choćby jedną deską. Nie miała z tym większych problemów,
doskonale wiedziała, gdzie nacisnąć, by drewno milczało. Tyle razy wymykała
się, by potrenować, że teraz dom nie miał przed nią żadnych tajemnic.
Ciche westchnięcie
na werandzie spowodowało, że dziewczynę zamroziło.
A więc jednak.
Wycofała się powoli
do swojego pokoju. A miała nadzieję, że nie pomyśli o tym.
Co prawda mogła
uciec przez okno, ale Naruto był zbyt dobrym shinobi, by tego nie usłyszeć, a
gdyby ją przyłapał, już nigdy nie uwolniłaby się od oddziału ANBU, chodzącego
za nią krok w krok. Co za przewrażliwione kwoki z nich wszystkich. Mogliby się
odczepić i dać jej działać. Ale nie! Trzeba zbawiać świat i ratować Miyoshi –
wbrew jej woli! – przed osiągnięciem jej celu, o którym nikt nie powiedział, że
będzie łatwy. Potwornie wkurzające.
Otworzyła okno,
wpuszczając do pokoju gorące powietrze.
I co ona ma teraz
zrobić? Podrapała się po głowie, która zaczynała nieprzyjemnie pulsować bólem.
Jeszcze jutro to głupie powitanie lata. Hordy ludzi obijających się o siebie i
spływających potem. Potworny ścisk i zamieszanie, gwałcące brutalnie przestrzeń
osobistą niektórych jednostek społeczeństwa, w tym wypadku jej. Jednym słowem
śmierdzący, rozwrzeszczany chaos potocznie nazywany ludem Konoha.
Ręce Miyoshi
zacisnęły się kurczowo na parapecie, a na twarz wypłyną rumieniec ekscytacji.
Dokładnie! Tego jej
właśnie było trzeba! Zamieszania, w którym nikt nie zauważy, że jedna osoba –
na dodatek bardzo nie lubiąca tłoku – zniknie niepostrzeżenie. Genialne w całej
swej skromnej postaci. Nie powinna mieć większych problemów ze „zgubieniem się”
w tłumie. I na dodatek bramy nie będą strzeżone, bo wszyscy będą na festynie.
Wybornie! A więc jednak nie jest dzieckiem nieszczęścia.
Ucieknie, czy im się
to podoba, czy nie.
*
Naruto siedział na
schodach werandy, wdychając ciepłe, letnie powietrze. Miał dziwne wrażenie, że
Miyoshi postanowi uciec, że ten jej pozorny spokój nie wróży nic dobrego. Przez
chwilę wydawało mu się nawet, że ją słyszy, ale wytężając słuch nic więcej nie
zarejestrował.
Lecz dziwne
przeczucia go nie opuszczały.
Oczywiście Hinata go
wyśmiała, jego przeczucia miały zawsze całkiem odwrotny skutek, zaś w tej
sytuacji jego żona była całkowicie pewna, że najgorsze już za nimi.
Ale on nie wierzył.
Ona była za spokojna! Za szybko odpuściła. I wiedział, że tym razem ma rację -
tym razem szykowało się coś naprawdę wielkiego. I z tego będą ogromne kłopoty.
Nie wiedział tylko kiedy.
I jeszcze jutro
festyn.
Starał się przekonać
siebie, że w tym czasie nic się nie stanie. Przecież mają się odbyć pokazowe
walki, a ona nigdy nie przepuszcza okazji, by spuścić komuś manto i sprawdzić
swoje umiejętności.
Nie, jutro nic się
nie wydarzy…
Tylko dlaczego go
tak nieprzyjemnie ściska w żołądku?
____
Myslovitz
- Deszcz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz