sobota, 30 czerwca 2012

06. Zemsta

Między nocą a dniem zawieszony niby sen.
Taką drogę znam, lecę nisko, lecę sam…

*

- Idź się przespać, teraz ja posiedzę na warcie. – Delikatnie położył dłoń na ramieniu syna, a ten drgnął lekko, wyrywając się z zamyślenia.
Chłopak wstał z ziemi i nie patrząc na ojca, wyminął go.
Naruto zerknął na sztywno wyprostowane plecy chłopaka, po czym usiadł przed ogniskiem.
- Dlaczego? – Usłyszał nagle cichy szept Takeshiego. – Dlaczego odeszła? Dlaczego nie chciała zapomnieć? Dlaczego… po prostu uciekła?
Te same, ciągle te same pytania. Przez lata nic się nie zmieniły, przez wszystkie lata Naruto zadawał sobie je wciąż i wciąż od nowa, takie same, zawsze te same pytania… I ani jednego stwierdzenia.
- To ona, prawda? – Popatrzył przez ramię na ojca. – Nienawiść. To ona niszczy…
Naruto kiwnął głową, obserwując rozpacz malującą się w oczach syna.
- Tylko powiedz mi…
Chłopak zaciął się i przełknął głośno ślinę, dotykając palcami skroni, po czym upuścił rękę i spojrzał uważnie na ojca.
- Tato, dlaczego nie pozwoliła sobie pomóc, dlaczego w taki sposób?
- Ona widziała tylko takie rozwiązanie – odpowiedział po chwili. - Tylko taką drogę, tylko to wydawało jej się odpowiednie. Tylko wtedy czuła, że żyje. Ktoś musiał zapłacić…
Oczy mężczyzny były nieruchome, zabarwione czerwonym blaskiem ognia, patrzące w przeszłość.
Mówił o Miyoshi czy…
- Wydaje jej się, że tylko sama może to zrobić, że inni… inni będą tylko balastem, że przez nich nie będzie mogła całkowicie oddać się swojemu… celowi.
- Tato…
- Połóż się, Takeshi, jutro czeka nas długa droga. – Usłyszał szelest futonu i ciche westchnienie syna.
Zapatrzył się w płomienie pełgające po gałęziach i pochłaniające powoli drewno, niszczące wszystko wokoło siebie, bez skrupułów, bez żadnych wyjątków. A gdy nie ma już czego niszczyć, ogień się wypala… i ginie.
Mocniejszy podmuch poruszył płomieniami, wyzwalając z nich iskry, które z cichym sykiem wzbiły się w górę.
Wiatr podtrzymuje ogień, rozpala go, pomaga…
Więc czemu on nie był w stanie pomóc?
Czemu nie dał rady?
Czerwone światło przebiegło przez metal trzymany przez blondyna. Wygrawerowany w nim znak mrugnął przyjaźnie w jego kierunku…
Sięgnął ręką do kieszeni kamizelki i wyciągnął drugi, taki sam przedmiot, jednak dużo starszy. Wypolerowana powierzchnia nie lśniła już jak w czasach swej świetności, a rysa na tworzywie była jeszcze bardziej widoczna niż kiedyś…
Ogień, jakby kokieteryjnie, przeglądał się w metalu, biegał po nim, gładził niewidzialnymi palcami, odczytywał jego historię…
Dłonie mężczyzny zacisnęły się na opaskach Konohy.

*

- Przebieram się, do cholery, mógłbyś pukać – warknęła, szybko ubierając granatową bluzkę.
- Nie. Tak jest dużo ciekawiej – powiedział wesoło, obserwując bez skrępowania ładne kształty dziewczyny, gdy tak szukała po pokoju sandałów. – Przyniosłem śniadanie.
Postawił miseczki z ryżem na stole i usiadł na krześle z delikatnym uśmieszkiem przyglądając się Miyoshi.
- I co się gapisz? – burknęła, zakładając buty.
- Lubię sobie popatrzeć, gdy jest na co – stwierdził i przekrzywi głowę, patrząc spod przymrużonych powiek, jak dziewczyna zaplata włosy w warkocz.
- To przestań, bo ci ktoś kiedyś wydłubie oczy – warknęła, siadając przy stole i wzięła do ręki pałeczki.
- Proszę cię, nie przy jedzeniu – jęknął, a jedyną odpowiedzią było kpiące spojrzenie czarnych tęczówek.
- Musimy jak najszybciej ruszać – zaczęła. – Jeżeli oczywiście mówiłeś prawdę i znasz drogę. – Spojrzała na niego sceptycznie.
- Dziewczyno, okażże trochę zaufania, w końcu, było nie było, uratowałem ci życie. – Wywrócił oczami.
- Tak, a tacy wybawcy niewinnych dziewic jak ty spadają z nieba, oczywiście.
- Cóż, nigdy nie twierdziłem, że jestem wybawcą akurat dziewic, ale jeżeli to sugestia…
- Wiesz co, Kizuki, zajmij się lepiej swoim jedzeniem, dobra?
- Skoro tak ładnie prosisz… Ale wiesz, gdybyś chciała… – Uśmiechnął się, bezczelnie mierząc ją taksujący spojrzeniem.
- Nie chciałabym.
- Ach, jak szkoda – westchnął.
- Och, skoro tak bardzo cię przycisnęło, to idź, oczaruj jakąś wioskową piękność i ulżyj sobie, na pewno będą chętne – zironizowała.
- Mógłbym, ale wiesz, to jest naprawdę nudne, gdy dziewczyny same wskakują ci do łóżka. Mężczyźni to urodzeni myśliwi!
- Co ty nie powiesz – prychnęła, zakładając plecak. – Nie wyglądacie. A teraz rusz się, właśnie zmarnowałeś ostatnią szansę na upolowanie jakiejś niewinnej dziewicy.
- Możesz nie wierzyć, ale to prawda, mężczyźni mają instynkt!
Wyszedł z pokoju za Miyoshi.
- I wierz mi, jeszcze upoluję swoją zwierzynę – mruknął cicho pod nosem, by dziewczyna nie dosłyszała, z zadowolonym uśmiechem przyglądając się kołyszącym się lekko biodrom.

*

- Mam nadzieję, że uda nam się ją dziś dogonić – mruknął Naruto, odbijając się od pnia i zgrabnie wskoczył na grubą gałąź drzewa. – Póki co na ślepo wędrujemy za tropami, które okazują się fałszywe.
- Uzumaki, na bogów, przestań zrzędzić. – Nara wywrócił oczami. – Jak baba, normalnie.
Takeshi zachichotał pod nosem.
- Kiedy mi się właśnie chce pozrzędzić, zawsze mi to pomaga.
Shikamaru westchną cierpiętniczo.
- Znowu nic! – zawołał Kiba, pojawiając się nagle koło nich. – Ślad się urwał. To niepojęte jak ta dziewczyna potrafi mieszać i tak długo utrzymywać klony. Praktycznie cały oddział rozproszył się po lesie we wszystkich kierunkach. Idziesz sobie za jednym, a tu nagle bum, pojawiają się trzy kolejne, cholera – jęknął mężczyzna.
- Następny? Jeny, ludzie, nie pomagacie – burknął Nara.
- A co się dziwisz, chłopie? Nie co dzień trafia się ktoś tak sprytny. Żeby to jeszcze był jakiś doświadczony shinobi, a tu co? Smarkula! – Inuzuka pokręcił głową.
- A co na to Neji? – spytał Uzumaki, marszcząc brwi.
- On albo nic nie widzi, albo… albo ją. – Kiba bezradnie rozłożył ręce.
- Kłopotliwe, fakt.
- Wiecie, zastanawiam się… – zaczął Inuzuka, lecz po chwili urwał, zatrzymując się gwałtownie.
- Co jest? – spytał Naruto, również przystając.
- Akamaru coś znalazł – powiedział, kierując się w prawo.
- To może być znowu fałszywy…
- Nie.... To chyba coś innego… – Mężczyzna zmarszczył brwi i odbił się mocno od gałęzi, zgrabnie lądując na ziemi.
Akamaru zaszczekał na powitanie.
- Bogowie, co tu się stało? – spytał zszokowany Takeshi, razem z ojcem i Narą pojawiając się tuż koło Kiby i rozglądając się po pobojowisku.
- Zapach Miyoshi jest wyraźny choć stary. – Kiba uniósł głowę, wciągając powietrze.
- Ile? – spytał z nadzieją Naruto.
- Piętnaście godzin, może trochę więcej, zapach krwi mi przeszkadza. – Zmarszczył lekko nos.
- Hm, może być niecały dzień drogi stąd. – Nara zmarszczył w skupieniu brwi. - Szybko udało jej się zwiększyć dystans.
- Nie jest sama.
- Co? – spytał szybko Uzumaki, który obchodził miejsce masakry i odwrócił się w kierunku Kiby. – Co masz na myśli?
- Ktoś jej pomaga. – Inuzuka poważnie popatrzył w oczy Naruto.

*

Uniosła dłoń i wyszeptała krótką formułkę pod nosem, a po chwili stanęła. Ryuu obejrzał się za siebie i również się zatrzymał.
- O co chodzi? Przerwa na siusiu była przecież niedawno.
- Już wiedzą – powiedziała, marszcząc czoło, myśląc nad czymś intensywnie.
- Słucham?
- Dezaktywowałam klony. Już się dowiedzieli, gdzie mnie szukać, znaleźli miejsce naszej małej potyczki.
- Hm, kiepsko – mruknął.
- Raczej. – Przysiadła na zwalonym pniu drzewa, przygryzając wargę.
- Ale przecież mamy sporo przewagi, prawda?
- Tylko chwilowo, wierz mi.
- Kto?
- Byakugan, psy tropiące…
- Fiu, fiu, poruszyli niebo i ziemię z twojego powodu. – Spojrzał uważnie na dziewczynę.
- Nie prosiłam ich o to – warknęła, rzucając mu ostre spojrzenie.
- Domyślam się. – mruknął, jednak nie spuszczał wzroku z Miyoshi. – Wydaje mi się, że twój pomysł nie był najgorszy.
Uniosła brew.
- Dlaczego by go nie kontynuować? – spytał, przysiadając koło niej. – Taka mała dezorganizacja.
- A co z tobą? Przecież zaraz się połapią, wiedzą już, że ktoś mi towarzyszy, pójdą za tym tropem.
- O mnie się nie martw, moja droga, też umiem tworzyć klony, może nie na tak długi czas… Zresztą, to dziwne, że nie zniknęły, gdy straciłaś przytomność. – Popatrzył na nią z zaciekawieniem.
- Niech będzie jakiekolwiek, teraz to nie ważne. Skoro dasz radę stworzyć klony, możemy zyskać jeszcze trochę czasu, teraz są niecały dzień drogi od nas, a ten dystans szybko się zmniejszy.
- Jeżeli stworzymy ich całkiem sporo, będziemy mogli sobie pozwolić na odpoczynek w nocy. – Zastanowił się. – Jakie są twoje możliwości?
- Myślałam, że już się domyśliłeś. – Zaśmiała się pod nosem, wstając i zawiązując pieczęcie, a po chwili z cichymi pyknięciami pojawiło się kilkadziesiąt jej klonów.
- Nie za dużo? – Wygięła usta w kpiącym uśmiechu.
- W sam raz. – Uśmiechnął się szeroko, również wykonując skomplikowane gesty. – I jak? – spytał.
- Ugh, jeszcze gorsze niż oryginał. – Z niesmakiem przyjrzała się kolonom Ryuu, które patrzyły na nią uwodzicielsko.
- Zdecydowanie powinienem się obrazić, ale z racji tego, iż nie lubię spełniać niczyich życzeń, nie zrobię tego. – Uśmiechnął się cwaniacko do Miyoshi, która wywróciła tylko oczami.
- Możemy już ruszać? Marnujemy tylko czas. – Zwinnie wskoczyła na drzewo.
- Nie mogę się nie zgodzić. – Kizuki poszedł za przykładem dziewczyny, również wskakując na gałąź.

___________
Tomek Makowiecki - Między nocą a dniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz