Cały oddział poległ i tylko ona
przeżyła. Jedynie ją oszczędzili, lecz jeżeli miałaby być szczera, to wolałaby
zginąć ze swoimi ludźmi.
Strach, niepewność -
mogła tego wszystkiego uniknąć, gdyby tylko posłuchała przyjaciół i nie
wybierała tej trasy. Przez nią zginęli ludzie, a ona jest u niego...
Ściany małej klitki,
w której ją przetrzymywali, raz po raz zbliżały się do siebie, napawając ją
panicznym lękiem. Tylko maleńkie okienko pod samym sufitem nie pozwalało jej
zwariować. To z niego sączyło się życiodajne światło, ono dawało nadzieję…
Ile to już dni? Straciła rachubę czasu po jakichś dwóch tygodniach. Tylko te przerażające ściany, mała prycza i…
Ile to już dni? Straciła rachubę czasu po jakichś dwóch tygodniach. Tylko te przerażające ściany, mała prycza i…
W przód i w tył…
Dwa metry wzdłuż,
metr wszerz…
W przód i w tył…
I znowu się zbliżają
do siebie...
Nie… Nie, nie, nie.
Nie myśl o tym, nie
myśl! Tak, jest… Jest to malutkie miejsce pod sufitem, z którego sączy się
światło. Które dostarcza sił, które nie pozwala stoczyć się w otchłań
szaleństwa, które pomaga utrzymać zdrowy rozsądek.
I tak jest za każdym
razem. Gdy tylko zauważa, że ściany zaczynają się do siebie zbliżać, szuka ratunku
w tym małym punkcie, który jest jedyna nicią łączącą ze światem zewnętrznym.
I znów się tam
wpatrywała, a słowa nie docierały do jej mózgu. To była jej obrona. Zamykała
się we własnym umyśle – jedyna tarcza, jaką dysponowała.
- Odpowiadaj! – ryknął rudowłosy mężczyzna, który od dobrych piętnastu minut przesłuchiwał ją.
- Odpowiadaj! – ryknął rudowłosy mężczyzna, który od dobrych piętnastu minut przesłuchiwał ją.
Oderwała zamglony wzrok od maleńkiego
okienka i spojrzała na niego całkiem przytomnie.
- Nie. – Padła odpowiedź z ust kobiety.
- Nie. – Padła odpowiedź z ust kobiety.
- Posłuchaj mnie… - szepnął nerwowo,
zupełnie zmieniając ton, którym do tej pory się do niej zwracał. – Chcę iść z
tobą na ugodę. Powiesz, co wiesz mnie i będziesz mieć spokój.
Prychnęła cicho,
kierując wzrok w kierunku okna.
- Jeżeli nie wtedy on
się tobą zajmie. Uwierz mi, nie chcesz tego. – Wzdrygnął się lekko. – Nie życzę
tego nawet najgorszemu wrogowi. Nawet nie wiesz, do czego jest zdolny, a ciebie
otacza szczególną uwagą.
Spojrzała na niego.
- Nic wam nie powiem.
Mężczyzna westchnął
ciężko.
- Pamiętaj, że
ostrzegałem…
*
Nie mogła w to uwierzyć. Pierwszy raz od tak długiego czasu pozwolono jej opuścić małą celę. Mogła rozprostować zastane mięśnie, odetchnąć, nie bać się już zbliżających się do siebie ścian. Posłusznie szła za prowadzącym ją mężczyzną – otępiała, jakby całkowicie pozbawiona własnej woli. Otrzeźwiała dopiero w momencie, gdy jej ciało zanurzyło się w czymś przyjemnie ciepłym. Zaskoczona rozglądała się wokoło. Była w łazience, a mała, wystraszona dziewczyna, na oko mająca dziewiętnaście lat, myła jej ciało, które od bardzo długiego czasu nie uświadczyło wody, a już o mydle nie wspominając.
Nie mogła w to uwierzyć. Pierwszy raz od tak długiego czasu pozwolono jej opuścić małą celę. Mogła rozprostować zastane mięśnie, odetchnąć, nie bać się już zbliżających się do siebie ścian. Posłusznie szła za prowadzącym ją mężczyzną – otępiała, jakby całkowicie pozbawiona własnej woli. Otrzeźwiała dopiero w momencie, gdy jej ciało zanurzyło się w czymś przyjemnie ciepłym. Zaskoczona rozglądała się wokoło. Była w łazience, a mała, wystraszona dziewczyna, na oko mająca dziewiętnaście lat, myła jej ciało, które od bardzo długiego czasu nie uświadczyło wody, a już o mydle nie wspominając.
Zanim, zdumiona,
zdążyła wszystko przeanalizować, znów była prowadzona korytarzem, odświeżona i
ubrana w szarą, prostą tunikę. Na przegubach zatrzaśnięto jej okowy.
W jednym momencie,
jakby strzelił piorun, coś w niej zaskoczyło. Szarpnęła się do tyłu, lecz
mężczyzna idący przed nią, nie pozwolił jej na ucieczkę, pociągnął za łańcuch
przymocowany do kajdan i wprowadził ją do przestronnego pomieszczenia.
Pokój oświetlony był
jedynie kilkoma pochodniami, przez co panował półmrok. Pod sufitem powieszona
była solidna drewniana belka. Wpatrywała się w nią, nie rozumiejąc. Nagle
doznała olśnienia… Strach chwycił ją w swoje objęcia, a serce zaczęło szaleńczo
galopować… A więc tak chcą się od niej wszystkiego dowiedzieć.
Rozejrzała się.
Jest. Ninja Śmierci.
Starszy mężczyzna o
twarzy całkowicie pozbawionej emocji, jakby nawet był lekko znudzony. Odłożył
zrobioną z niebieskiego szkła miskę na stolik i spojrzał na nią beznamiętnie.
- Nie szkoda wam
jej? – spytał, wskazując swoim pomocnikom solidną stropową belkę. Sam zaczął
czegoś szukać w swojej sakwie przymocowanej do pasa.
Wyciągnął zielony
flakonik.
- Jeżeli będzie
mdleć, dajcie jej to do wąchania – zwrócił się do mężczyzn, przypinających ją
do słupka.
Jeden z nich
przytrzymywał ją lekko w pasie, a drugi przypinał łańcuch do haka wbitego w
drewno. Wreszcie dziewczyna zawisła. Metal kajdan wrzynał się w nadgarstki, wykręcając
je boleśnie; czubkami palców dotykała podłoża. Kątem oka zauważyła, że tamci
się odsunęli, a z mroku ktoś się wyłonił.
Wstrząsnął nią
dreszcz.
Czekają ją ciężkie chwile. Ten
bezwzględny, dobrze zbudowany mężczyzna z włosami do ramion spiętymi w kucyk,
nie będzie miał dla niej litości. Wystarczyło jedno spojrzenie w jego twarz, by
stwierdzić, że
lubi zadawać innym ból.
Starszy mężczyzna
wyminął ich, a kobieta usłyszała szelest materiału, gdy się komuś ukłonił.
Następnie rozległy się ciche słowa: „Życzę udanej zabawy, mistrzu”, a potem trzask zamykanych drzwi.
- Przygotuj się,
mała – rzekł jej kat i z szerokim, zimnym uśmiechem odpiął od pasa gruby,
czarny bat.
Kunoichi zacisnęła
oczy i zgryzła wargi, szykując się na cios.
Świst przecinanego biczem
powietrza i pierwsze uderzenie spadło na plecy, rozcinając materiał tuniki.
O bogowie, jak ona to wytrzyma?
Kolejny cios, i
kolejny… Stróżki krwi wolniutko płynęły po plecach.
Bat ponownie zranił
skórę dziewczyny, a ona mocniej zacisnęła oczy. Po bodzie popłynęła czerwona
ciecz ze zranionej wargi.
Jeszcze jedno
uderzenie…
Zza zaciśniętych powiek wymknęło
się parę słonych kropel…
Wiedziała, że długo
nie wytrzyma. Wstrząsnęły nią dreszcze, gdy kolejna cęga spadła na plecy.
Mimo że mocno
zaciskała powieki, przed oczami zaczęły jej latać białe plamy. Po chwili
osunęła się w ciemność…
*
Bardzo gwałtownie
wciągnęła powietrze, gdy wylano na nią kubeł wody. Gdy tylko się ocknęła, jeden
z mężczyzn podstawił jej pod nos zieloną flaszeczkę.
Sole trzeźwiące, przebiegło jej przez myśl, gdy poczuła
znajomy zapach.
Szybko wróciła do
siebie, ale plecy paliły żywym ogniem.
- No, nie było tak
źle – zachichotał jej oprawca uśmiechając się bezczelnie.
Zamachnął się, a
Sakura, nieprzygotowana na uderzenie, krzyknęła, gdy tylko bat ponownie rozciął
jej skórę. Nie czekając aż ochłonie, uderzył znowu i znowu…
Łzy same cisnęły jej
się do oczu, tak samo jak krzyk, który ostatkami sił starała się powstrzymywać.
Znowu przed oczami zaczęły jej latać białe płatki, lecz tym razem nie pozwolili
jej zemdleć. Kat wstrzymał się z uderzeniem, a mężczyźni wylali na nią kubeł
wody i dali do wąchania sole. Była przytomna, choć tak bardzo tego nie chciała.
Próbowała stracić świadomość,
lecz nie była w stanie.
I znów się nie
przygotowała…
Głośny krzyk
rozniósł się po pomieszczeniu.
Wisząc i ociekając
potem i krwią, dyszała ciężko.
Mężczyzna stanął
przy niej.
- Będziesz mówić? –
spytał.
Spojrzała na niego
lekko zamglonym z bólu wzrokiem.
- Nie… - wysapała,
dusząc z wysiłku.
Odsunął się i kiwnął
głową na towarzysza, a ten wylał na nią wodę. Ciecz powoli spływała po jej
obolałym ciele, a kolejny cios nie spadał.
Co jest grane?
Spojrzała w bok.
Mężczyzna w kucyku zanurzył zakrwawiony bat w niebieskim naczyniu i uśmiechnął
się do niej wrednie.
Tym razem
przygotowała się na nadchodzące uderzenie. Niestety, kompletnie nie miała
pojęcia, że będzie gorzej niż poprzednio. Padł cios, a ona krzyknęła
przejmująco, z całych sił zaciskając dłonie na łańcuchach.
O bogowie, jak
piecze! Nie, nie, nie, przestań! – błagała w myślach. – Nie bij już,
bogowie. Och, nie… Nie, nie! Nie wytrzymam! Nie dam już rady, pro… proszę…
*
Ocknęła się leżąc na
ziemi. Kolejna porcja zimnej wody przywróciła jej świadomość.
Mężczyzna złapał za
łańcuch, chcąc ją podnieść, lecz zatrzymał go ostry głos:
- Wystarczy.
Przeszły ją ciarki,
tak lodowaty i tak znajomy on był.
- Tak jest.
Mężczyzna puścił
łańcuch, a ona osunęła się na podłogę.
Oddychała z trudem,
a plecy pulsowały tępym bólem. Wylali na nią jeszcze raz zimną wodę, która
tylko trochę złagodziła nieznośny ból. Usłyszała trzask zamykanych drzwi i
zapadła cisza, przerywana tylko jej nierównym oddechem. Całe ciało miała
obolałe, otarcia na nadgarstkach krwawiły obficie, a plecy… Nawet, gdyby miała
możliwość, nie zdołałaby uciec.
Ale udało się… Nie
powiedziała nic, niczego się nie dowiedzieli.
Pracując w ANBU,
musisz być przygotowanym na wszystko – choćby cię mieli obdzierać żywcem ze
skóry, ty musisz milczeć, nie wolno ci nic powiedzieć ani odpowiadać na
pytania. Możesz tylko znosić ból, próbować uciec, zabić się. Możesz krzyczeć,
wrzeszczeć, ale nie możesz nic powiedzieć. Nic…
Z wielkim trudem
uniosła się do pozycji siedzącej. Dyszała z wysiłku i cierpienia. Woda,
pomieszana z potem i krwią, spływała po jej poranionym ciele. Otarła twarz,
chcąc odpędzić latające przed oczami mroczki i wtedy go zobaczyła. Stał pod
ścianą, a czerwień jego oczu pobłyskiwała w półmroku.
Tak… Zdawała sobie
sprawę, że nie skończy się to dla niej dobrze.
Powolnym krokiem
podszedł do niej i kucnął. Usta mężczyzny wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu,
gdy próbowała się zasłonić resztkami ubrania przed jego spojrzeniem.
Szarpnął ją w swoją
stronę mocno aż krzyknęła z bólu i syknął jej do ucha: - To na nic. I tak dostanę to, czego chcę. No, chyba, że
zaczniesz mówić…
Popatrzył na nią z
drwiną.
Splunęła na niego,
mierząc go nienawistnym spojrzeniem.
- Tak myślałem –
zaśmiał się zimno.
W jednej chwili
leżała pod nim z rękami nad głową, a on zachłannie wpijał się w jej usta. Mimo
iż broniła się zaciekle, starając się nie zwracać uwagi na nieznośny ból ciała,
nie miała z nim szans. Siłą rozdzielił jej uda kolanem i wtargnął w nią
brutalnie. Nie mogła się powstrzymać od krzyku. Płakała z bólu i upokorzenia,
ale to chyba jeszcze bardziej go podniecało. Poranione plecy cały czas ocierały
się o szorstką posadzkę.
Przegrała. Przegrała
w momencie, gdy tu trafiła.
Za nic nie zdołałaby
go powstrzymać, a on brał tyle, ile chciał, zadając jej jak najwięcej bólu.
Gdy z jękiem doszedł
w jej wnętrzu, płakała jak małe dziecko.
Uniósł się na rękach
i szepnął jej do ucha:
- Gdybyś nie była
taka uparta i irytująca, może zostawiłbym sobie ciebie jako kochankę. – Roześmiał
się i wstał.
Sakura zwinęła się w
kłębek i po prostu płakała.
*
Dwóch strażników
pilnujących drzwi drgnęło, gdy Uchiha wyszedł na korytarz.
Odchodząc do swoich
komnat, rzekł:
- Możecie ją
wypuścić, ona nic nie wie.
Wooow.... to mnie... wbiło. Aż się boję kolejnych rozdziałów, naprawdę. I nawet za bardzo nie wiem, co mam o tym opowiadaniu pisać. Sasuke jest okrutny... zrobiłaś z niego kogoś, kim nie jest, ale... ale to Twoja interpretacja, w dodatku interpretacja opierająca się na wydarzeniach dziejących się w Naruto dwa lata wstecz, dlatego... dlatego mogę to uznać. Mimo wszystko, ten Sasuke mi nie pasuje. Osobie, która zawsze zestawia go z Itachim i widzi w nim zagubionego człowieka, a nie... złego. Nieważne! Przyjmę, bo opowiadanie jest nieziemskie. Właściwie, widać, że Twój styl się poprawił. To nie jest jakiś wielki skok, bo już pisząc to byłaś naprawdę dobra, ale... ale lepiej wczuwasz się w postaci, to raz, dwa... teraz lepiej dobierasz słowa. Tutaj zdarza Ci się jeszcze wtrynić jakieś dziwnie brzmiące do danej sytuacji słowo. No nic! Lecę czytać kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuń